„Co wolno wojewodzie...”. Wiele możemy obserwować dyplomatycznych gier. Są zasady, protokoły, tradycje, cały arsenał znaków używanych, by zaprowadzić porządek i zaznaczyć hierarchię, ale by nie burzyć mostów, nie niszczyć i nie przesadzić. W Polsce, od kiedy władzą zaczął rozkoszować się PiS, najczęściej widzę grę w „co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie”. W talii zostawia się wtedy tylko kilka kart. Brakuje nawet tych, na ogół niecieszących się sympatią, ale pozwalających zachować pozory. PiS sprawił, że decorum pękło i polityka rzeczywiście stała się taka, jak się o niej mówi, strasząc dzieci: brudna i brutalna. Do niedawna prawdziwym mistrzem w tej grze był Jarosław Kaczyński. Kto będzie bliżej ucha prezesa, kto się skuteczniej ukorzy i upokorzy, kto się wciśnie w kadr, będzie tańczył u Rydzyka. Walutą jest pogarda. Prezes publicznie upokarzał prezydenta Dudę, wyniósł, a potem strącił Beatę Szydło, Mateusza Morawieckiego i wielu innych. Tak miało być i z Karolem Nawrockim. Ale zdaje się, że tym razem trafił na lepszego.Nawrocki pozostanie wierny Kaczyńskiemu?„Myślę, że prezydent pamięta, kto go wyniósł” – mówił mi niedawno polityk PiS, a inny przekonywał, że rosnąca siła Nawrockiego wynika z siły PiS, na PiS pracuje i to tylko liberalne media próbują wbijać klin. Wydaje się jednak, że to tylko pobożne życzenie. W grze „co wolno wojewodzie” nie ma bowiem kart lojalnościowych, a tym bardziej karty wdzięczności, odwagi czy wierności, współpracę gwarantują tylko haki i strach przed wspólnym wrogiem. Zgodnie z zasadami tej gry im więcej prezydent zawdzięcza sędziwemu demiurgowi prawicy, tym szybciej powinien mu się odgryźć, tym szybciej zerwać zależności – inaczej musiałby całą kadencję stać w kolejce petentów na Nowogrodzkiej. To między innymi dzięki, nazwijmy to, asertywnej polityce prezydenta, coraz częściej słyszymy frazę „scheda po Kaczyńskim”. Im Nawrocki jest młodszy i prężniejszy, tym starszy i słabszy staje się Kaczyński.Nawrocki, wychowany na stadionach, chodzący do lasu „z pięściami”, przeciw pogardzie stawia jeszcze większą pogardę. Nie szedł 11 listopada w marszu ramię w ramię z Kaczyńskim, zgubił go w tłumie, zawetował ustawę „łańcuchową”, którą poparł prezes PiS, zdemontował Okrągły Stół, który jest częścią wspólnej i dla PiS-u historii i póki on stał, PiS mógł nim grać. Tak, prezydent Duda też miał ten zamiar. Ale co innego zamiar, co innego fakt dokonany. Prezydent rozpoczął nowy rozdział.Zełenski „po drodze” w WarszawieKarol Nawrocki zrywa też z dotychczasową polityką wspierania Ukrainy, nie miał odwagi pojechać do Kijowa, tak jak Lech Kaczyński do Gruzji. Nie chciał może oglądać ukraińskich cmentarzy albo rozwiniętego przemysłu protezowego, co najmniej 50 tysięcy Ukraińców (to dane z 2023 roku) straciło w tej wojnie przynajmniej jedną kończynę. Być może trudniej byłoby mu w obliczu dzisiejszej wojny grać kartą historyczną.Czytaj też: Premier o pożyczce dla Ukrainy. „Polska nie będzie dopłacała”Konsekwentnie odmawiał wizyty w Ukrainie, lekceważąco stwierdzając, że to Zełenski może wpaść do Warszawy „po drodze”, bo przecież ciągle gdzieś przez Rzeszów jeździ. A kiedy w końcu wymusił przyjazd prezydenta Ukrainy do Warszawy, obniżając przy okazji rangę tego spotkania, nie zdobył się na gest wdzięczności, uznania czy sympatii dla prezydenta Ukrainy. Chociaż to Ukraina zatrzymuje na sobie Rosję, chociaż to Ukraińcy giną i tracą zdrowie.Drętwy i sztywny, pouczający i zimny, konferencję odbył przy dwóch pulpitach gwarantujących dystans. Stwierdził, iż „Polacy uważają, że nasz wysiłek i pomoc Ukrainie nie spotkały się z należytym docenieniem” i obdarował prezydenta kraju, na który co dzień spadają rakiety i drony, wydaną przez IPN książką o rzezi wołyńskiej. Nie podziękował nawet za ukraiński wkład w polskie PKB, który jest niebagatelny od lat i ciągle rośnie. W zeszłym roku to było 1,2 proc. PKB, czyli tyle ile Polska przeznaczała na naukę, w tym roku to 2,7 proc. Stwierdził za to, że skoro Ukraińcy tak sobie świetnie radzą, to słusznie zawetował ustawę o pomocy dla uchodźców. Nie przeprosił za hejt i ataki, których Ukraińcy coraz częściej doświadczają na polskich ulicach, z rąk polskich obywateli. Słuchał zza swojego pulpitu, jak prezydent Wołodymyr Zełenski powtarza wciąż i wciąż słowo „dziękuję”.Spektakl był może nie aż tak ostentacyjny, jak ten, który w lutym urządził w gabinecie owalnym Donald Trump z J.D. Vance’m, ale nie przyniósł Polsce chwały. Marszałek Włodzimierz Czarzasty i premier Donald Tusk zrobili wszystko, by osłabić prezydencki jad i chwała im za to, ale co się stało, to się stało.Etos kibolaGra w prestiż i w pogardę jest stara jak nasza cywilizacja. Tej praktyce jak cień towarzyszy jednak pragnienie sprawiedliwości i przekonanie, że godność przynależy każdemu. I to w tym dążeniu, a nie w tryumfie chamstwa, pogardy i przemocy widzimy postęp cywilizacyjny. Jak często słyszycie „mamy XXI wiek” albo „w 2026 roku, takie rzeczy? – oburzające!”. Chcemy, żeby było lepiej. Wszelkie akty współpracy, solidarności, jedność, pomoc – witane są i nagradzane przez wyborców, w których rośnie wtedy nadzieja.Parę lat temu modne było wśród polityków powoływanie się na koncepcję Thomasa Hobbesa, który w XVII wieku przestawił stan natury jako wojnę wszystkich ze wszystkimi. Za naturalne uznał przemoc, egoizm, rywalizację, brak współpracy, nieustanny konflikt, wszelkie żądze i pazerność. Życie w naturze w związku z tym miało być „krótkie, brutalne i nędzne”, a jedynym sposobem, by do tego nie dopuścić, było poddać się władzy silnej ręki suwerena. Gra w „smroda” świetnie pasuje do tej koncepcji. Ponieważ ludzie z natury są podli, upokarzanie ich jest uzasadnione, a ten, kto upokarza sprawniej – wygrywa, stając się suwerenem.Koncepcja Hobbesa bazuje jednak na kłamstwie, a nawet na dwóch. Po pierwsze wystarczy spojrzeć za okno, by zobaczyć stan natury odmienny od tego opisu. Wrona, widząc, że coś, co prawdopodobnie nadaje się do spożycia, ląduje pod drzewem, na którym siedzi, nie rusza na ucztę samotnie i ukradkiem, ale woła swoją rodzinę i znajomych. Współpraca, nie agresja, jest kluczem do przetrwania w naturze.Drugie kłamstwo jest takie, że niezależnie od tego, co byśmy myśleli o naturze, to jedyną naturą człowieka jest kultura. Człowiek nie zna stanu natury, rodzi się w kulturze, żyje w kulturze, je, oddycha i wydala zgodnie z kulturą, w której się wychowuje, a kulturę współtworzymy na co dzień, jest ona żywa i to nasze wybory ją kształtują.Kodeks rycerski, który z band ówczesnych kiboli robił rycerzy, kształtował się między IX a XI stuleciem. Zabijakę w służbie publicznej obowiązywały odwaga, honor i wierność. Prezydent Nawrocki o tym wie, jest historykiem, człowiekiem wykształconym. Świadomie wybiera zatem odwrót od tej zachodniej, tak chwalonej ostatnio przez amerykańskiego prezydenta cywilizacji. Wybiera etos kibola, który skopie i zgnoi słabszego. Odmawia szacunku prezydentowi kraju, który od ponad dziesięciu lat toczy nierówną walkę z potęgą znacznie od niego większą. To nie jest kultura Zachodu. I to nie jest kultura, która umożliwia przetrwanie.Mam nadzieję, że Karol Nawrocki tym razem przegiął. Że Polacy, nawet znieczuleni już latami ostentacyjnej pogardy demonstrowanej przez PiS, poczują, że to nie jest nasze, polskie, że nie chcemy, by tak nas widziano.Czytaj też: Wizyta Zełenskiego w Polsce. „W interesie Polski jest wspieranie Ukrainy”Na reakcje pełne niesmaku i oburzenia po spektaklu w pałacu prezydenckim powinien też spojrzeć Władysław Kosiniak-Kamysz, który również usiłuje grać w „co wolno wojewodzie”. MON stwierdził, że pary, które chcą zyskać „status osoby najbliższej w związku”, powinny poczekać rok. Szef PSL, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz przy śladowym poparciu, postanawia upokorzyć słabszego. Pod choinę polecam obu panom lekturę Etos rycerski, ostatnią książkę profesora Zdzisława Najdera, wyd. Scholar. Dobrze się czyta.