Znany lektor usłyszał swój głos w reklamie, której... nie nagrywał. Do Sądu Okręgowego w Warszawie trafił pozew przeciwko firmie z branży wodno-ściekowej. Jego autorzy przekonują, że spółka wykorzystała w swoich reklamach głos znanego lektora bez jego zgody i wiedzy, a także oczywiście bez wynagrodzenia. Spoty miały powstać przy użyciu AI. Jeśli dojdzie do procesu, będzie to pierwsza tego typu sprawa sądowa w naszym kraju. Jarosław Łukomski to jeden z najbardziej znanych lektorów w Polsce. Jego głos od lat pojawia się między innymi w filmach i reklamach. Jak się okazało, również w tych, których nie nagrywał. Łukomski odkrył ostatnio, że „występuje” w spotach firmy z branży gospodarki wodno-ściekowej z Mazowsza. Głos, który do złudzenia przypomina jego, zachwala oczyszczalnie ścieków.– Dostałem sygnał od kogoś znajomego, że trafił na taką reklamę, w której najwyraźniej brzmi mój głos, ale coś jest nie tak. Natychmiast otworzyłem ten plik, wsłuchałem się w niego – i to jest jednak szok – przyznał lektor. – Poczułem, że zostałem z czegoś ograbiony, jakby ktoś splądrował mój dom – dodał.Łukomski zgłosił sprawę bankowi głosów Mikrofonika, z którym współpracuje. Firma „zarządza” jego głosem w ramach projektu związanego ze sztuczną inteligencją, ale o takim zleceniu nie miała pojęcia.To może być pierwszy taki proces w Polsce. Firma pozwana za użycie głosu bez zgody i wiedzy lektoraMikrofonika sprawdziła nagranie przy pomocy dostępnych w sieci programów, które niemal ze 100-procentową pewnością wskazały, że głos został wygenerowany przez AI. Jednocześnie firma poprosiła o pomoc specjalistów z branży nagraniowej, którzy stwierdzili, że głos w spotach rzeczywiście brzmi, jak głos Jarosława Łukomskiego. Czarę goryczy przelał fakt, że te reklamy zostały wykorzystane w płatnej kampanii.– Wysłaliśmy tej spółce standardowe żądanie zaprzestania naruszeń. Dostaliśmy odpowiedź, że głos nie jest częścią wizerunku, że AI to „dziki zachód” i można robić, co się chce. Z drugiej strony oni zaprzeczyli, że coś takiego się wydarzyło. Ta odpowiedź była skandaliczna – powiedział w rozmowie z portalem TVP.Info Tomasz Bartos z firmy Mikrofonika, która reprezentuje lektora w tej sprawie.Jak dodał Bartos, jego firma proponowała w tym sporze kilka innych rozwiązań, między innymi nagranie reklam jeszcze raz, już przez „żywego” lektora, do tego przeprosiny, a nawet przeprowadzenie szkolenia z AI. – Mieliśmy pomysły, jak mogliby wyjść z tego z twarzą – przyznał.CZYTAJ TEŻ: Czarny rynek popularnych leków na otyłość rośnie w siłęNie udało się dojść do porozumienia, a rozwiązanie proponowane na późniejszym etapie rozmów przez spółkę z branży gospodarki wodno-ściekowej nie zadowoliło lektora i jego przedstawicieli. Do sądu trafił więc pozew.– Pozew ma 72 strony bez załączników. Mam nadzieję, że jak tylko dotrze do pozwanych, wystąpią do sądu o wyznaczenie mediatora. Przynajmniej ja bym tak zrobił – przyznał Bartos. Ta sprawa – wbrew pozorom – może dotyczyć każdego z nasCo się wydarzy, jeśli pozwana firma nie zdecyduje się na takie rozwiązanie? Proces, który może zatrząść branżą lektorską, ale też wieloma innymi branżami w Polsce. – Tu nie chodzi tylko o mnie – przyznał Łukomski.– Orzeczenie sądu na lata utrwali zasady, którymi będzie się kreowała branża kreatywna. Tak naprawdę sprawa nie dotyczy tylko głosu. Z tym samym problemem borykają się dziennikarze, branża modowa, fotograficzna, aktorska, muzyczna, nawet politycy. Wydaje mi się, że ta kwestia wymaga kompleksowych rozwiązań – stwierdził Tadeusz Bartos. – Odwołujemy się do koncepcji „right of publicity”, czyli tak zwanego prawa do persony, które daje każdej rozpoznawalnej osobie możliwość kontrolowania i decydowania o komercyjnym wykorzystaniu swojego wizerunku czy jakichkolwiek cech ją identyfikujących – w przypadku lektorów przede wszystkim głosu – wyjaśniła prawniczka Wiktoria Stasiewicz. Przy okazji sprawy sądowej zapewne trzeba by powołać biegłych. Pytanie tylko, kogo może powołać sąd w sprawie wykorzystania głosu przy pomocy sztucznej inteligencji i czy tacy biegli są w ogóle Polsce?Podobnych przypadków było wcześniej wiele. Z jedną istotną różnicąJak przyznał szef firmy Mikrofonika, to nie pierwszy taki przypadek w historii jego banku głosów. Wiele razy zdarzało się, że ktoś wykorzystywał głosy współpracujących lektorów, przetworzone przez AI, w filmach w sieci. Nie były to jednak produkcje komercyjne, lecz na przykład zabawne filmiki. – W takiej sytuacji wystarczył nawet zwykły e-mail i wszystko błyskawicznie znikało z internetu – wyjaśnił Bartos. I lektor, i jego reprezentanci liczą, że ta sprawa pomoże uregulować rynek i rozwiązać problem na przyszłość. AI i nowe rozwiązania, które już zresztą testowali, same w sobie nie są problemem, ale pod odpowiednią kontrolą i zgodnie z prawem oraz zasadami etyki. Taka „wolna amerykanka” jest ich zdaniem niedopuszczalna.– Moje myśli pobiegły też oczywiście dużo dalej do przodu. Co dalej? Co ktoś może z tak sklonowanym moim głosem zrobić w przyszłości? – zastanawiał się Łukomski. Mogę zostać pozbawiony możliwości zarobkowania, ale jest też druga kwestia: mój głos może zostać wykorzystany do rzeczy, które są całkowicie niezgodne z moimi przekonaniami – przyznał.Poprosiliśmy spółkę o komentarz w tej sprawie. „Na wstępie wskazujemy, że JFC Polska sp. z o.o. nie otrzymała do dnia dzisiejszego jakiegokolwiek pozwu w poruszonej przez Państwa sprawie. W tej sytuacji nie możemy odnieść się do przekazanych doniesień medialnych i przesłanych pytań. Pragniemy jednak podkreślić, że w naszej ocenie JFC Polska sp. z o.o. nie dopuściła się jakichkolwiek bezprawnych działań ani naruszeń” – przekazał Mateusz Krysiak, Koordynator ds. IT i Marketingu JFC Polska sp. z o.o.CZYTAJ TEŻ: Kiedy powinno się ubrać choinkę na święta? Istnieje kilka teorii