Argumenty siły. Najnowsze badania potwierdzają, że dla części z nas ważniejsza od prawdy jest symboliczna manifestacja siły. Nie zawsze chodzi o fakty i racjonalne tłumaczenia. Niektórym wystarczy wyartykułowanie „mocnego” stwierdzenia lub złożenie obietnicy. Grupa naukowców wyjaśnia, jak wykorzystać tę wiedzę, by lepiej się porozumiewać. Kiedy Donald Trump w 2016 roku zapowiedział budowę muru na granicy Stanów Zjednoczonych z Meksykiem, jego przeciwnicy pukali się w czoło. Po co budować zaporę, która i tak będzie nieskuteczna? – To nieracjonalne! – oburzali się. Zwolennicy zyskującego wówczas na popularności ruchu MAGA reagowali entuzjastycznie. Nie tylko popierali i wiwatowali Trumpa. Wręcz triumfowali. Gdy amerykański prezydent zapewniał, że za budowę muru zapłacą Meksykanie, emocje po obu stronach potęgowały się.„Mur jest symbolem Ameryki, która dostaje kolejną szansę, symbolem pokonania faszystowskiej poprawności politycznej” – tłumaczył w maju 2016 roku zwolennik Trumpa na portalu Reddit. „Ten mur to przykład ducha sprawczości Amerykanów” – komentował trzy lata później dla „Politico” Steve Bannon, ówczesny współpracownik Trumpa i prezes rady konsultacyjnej organizacji We Build the Wall.Symboliczna manifestacja siłyW kolejnych latach Trump i jego zwolennicy coraz chętniej odwoływali się do podobnej retoryki. W 2020 roku, w chwili wybuchu pandemii COVID-19, rozgorzała dyskusja o lockdownach, dystansowaniu społecznym, noszeniu masek ochronnych. Wielu Amerykanów uznało te środki za racjonalne metody walki z zagrożeniem. Dla znaczącej części społeczeństwa zagrożeniem były jednak same środki. Nie w sensie dosłownym.CZYTAJ WIĘCEJ: Przemoc to dobre rozwiązanie? Tak uważa 30 proc. AmerykanówChodzi o osoby o stylu myślenia, który można nazwać symboliczną manifestacją siły – tendencją do postrzegania konfliktów jako symbolicznych zagrożeń dla siły i niezależności.W kontekście COVID-19 oznacza to postrzeganie pandemii jako bitwy, którą można wygrać bez poddawania się narzuconym schematom zachowań. „Maski są teraz tylko znakiem posłuszeństwa” – to treść belki, która pojawiła się w kwietniu 2021 roku w programie konserwatywnego publicysty Tuckera Carlsona w Fox News.CZYTAJ WIĘCEJ: Ruszają darmowe szczepienia na COVID-19. Warto sprawdzić konto pacjentaPodobnie zdawali się myśleć światowi przywódcy. Prezydent Trump, były premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson czy były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro wykonywali ostentacyjne uściski dłoni, mimo wytycznych, by tego nie robić.Fakty vs. siłaPodane wyżej przykłady, a także sam termin symbolicznej manifestacji siły, pochodzą z pracy amerykańskiego zespołu ekspertów zarządzania i psychologów, opublikowanej w sierpniu tego roku na łamach „The Journal of Social Psychology”. Swoje najnowsze ustalenia opisali niedawno na łamach „The Conversation”, portalu popularyzującego naukę.CZYTAJ WIĘCEJ: Wojna polsko-polska. „Ryszard Kapuściński szukałby pomostów”Podczas pandemii COVID-19 specjaliści przeprowadzili trzy badania na ponad pięciu tysiącach osób z ośmiu krajów. Ustalenia naukowców pomagają zrozumieć, dlaczego ludzie wierzą w niepotwierdzone teorie. Wielu z nas nie koncentruje się bowiem na ustaleniu stanu faktycznego, lecz na ocenie, czy dane zachowanie można postrzegać jako „poddanie się” niepożądanym wpływom.Ich ustalenia mogą być przydatne przywódcom i urzędnikom odpowiedzialnym za reagowanie na sytuacje kryzysowe. Mogą być przydatne również na poziomie mikro.Wielu z nas nieraz zastanawiało się, dlaczego tak trudno dogadać się nawet w gronie bliskich osób. Dlaczego racjonalne argumenty nie działają u wujka, którego spotykamy kilka razy w roku na obiedzie rodzinnym i który zawsze przekonuje, że rząd spiskuje przeciw obywatelom, a pandemii nigdy nie było? Być może nie dlatego, że naprawdę w to wierzy. Dla części populacji podanie prawidłowych informacji nie jest priorytetem. Ważniejsza jest symboliczna manifestacja siły. Wysłanie sygnału: jestem niezależny i opieram się wszelkim wpływom.Nie liczą się same fakty, liczy się ich znaczenieAmerykańscy badacze przywołują teoretyka polityki Murray’a Edelmana, znanego z prac nad symboliką polityczną. W latach 60. XX wieku Edelman zaproponował analizowanie zdarzeń politycznych nie z punktu widzenia faktów, a ich symboliki. W kolejnych pracach przekonywał, że obie te perspektywy mają tendencję do oddalania się od siebie.Edelman dowodził również, że politycy często wolą zdobywać symboliczne punkty, niż osiągać rezultaty. To droga na skróty w zdobywaniu punktów u swoich wyborców. Dowiezienie obietnicy wyborczej jest żmudne i skomplikowane. Zależy od sztabu współpracowników. Nośne hasło odwołujące się do ważnych symboli można rzucić tu i teraz. To potencjalnie potężne narzędzie w dobie kryzysów, gdy państwowe kasy świecą pustkami, a elektoratowi trudno przedstawić atrakcyjną ofertę polityczną.Wojny psychologiczneW przypadku osób ukierunkowanych na myślenie symboliczne konkretne problemy schodzą na dalszy plan. Najważniejsza jest psychologiczna wojna o ludzkie umysły. „W umysłach tych, którzy uważają, że są w nią zaangażowani, wojny psychologiczne toczą się o opinie i postawy, a wygrywa się je poprzez kontrolę przekonań i przekazów” – tłumaczą Randy Stein i Abraham Rutchick na łamach „The Conversation”.CZYTAJ WIĘCEJ: „Utknęli między światami”. Jak dezinformacja uderza w ofiary wojny„Można uzasadnić praktycznie wszystko – im łatwiej obalić jakieś twierdzenie, tym bardziej władcze jest jego wypowiedzenie, ponieważ symbolizuje ono, jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć” – tłumaczą Stein i Rutchick. Podkreślają, jak ważne jest samo wyartykułowanie danej koncepcji. Mniejsza o realne skutki.Odwołują się do kolejnych przykładów ostatnich wydarzeń w Stanach Zjednoczonych. Przytaczają decyzję Donalda Trumpa z sierpnia tego roku o wysłaniu żołnierzy Gwardii Narodowej do Waszyngtonu. Oddziały miały przywrócić porządek w mieście i wesprzeć lokalne służby porządkowe. Gwardia Narodowa to część sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych o charakterze terytorialnym. Jednostki wspierają służby w walce ze skutkami klęsk żywiołowych albo pomagają w utrzymaniu porządku publicznego podczas kryzysów.Około 800 funkcjonariuszy rozpoczęło patrolowanie Waszyngtonu. Jak przekonują Stein i Rutchick, w operacji mogło wcale nie chodzić o osiągnięcie deklarowanego celu. Sama decyzja prezydenta „może być pożądanym celem końcowym, nawet jeśli przedstawione uzasadnienie jest oczywistą farsą”.Symbole w służbie propagandyPrzywołując koncepcję wojen psychologicznych, autorzy pracy powołują się na Jeffrey’a Whyte’a, wykładowcę stosunków międzynarodowych na Lancaster University w Wielkiej Brytanii, autora opublikowanej w 2023 roku pracy „Narodziny wojny psychologicznej: propaganda, szpiegostwo i przemoc militarna od II wojny światowej do wojny w Wietnamie” („The birth of psychological war: Propaganda, espionage, and military violence from WWII to the Vietnam war”). Whyte twierdzi, że koncepcja ta narodziła się na początku lat 40. XX wieku i była reakcją na niemiecką propagandę. Dostrzeżono wówczas, że walki nie toczą się tylko na polu bitwy.Niemniej ważna jest symboliczna walka o umysły obywateli. Wygrywa się ją nie ustępstwami, lecz okazywaniem siły i niezależności. Dowodzeniem, że ataki informacyjne wroga są nieskuteczne. Whyte twierdzi, że utworzona przez prezydenta Franklina Delano Roosevelta amerykańska agencja Biuro Faktów i Liczb (Office of Facts and Figures) wykorzystywała obrazy muskulatury, aby wzmagać przekonanie o konieczności opierania się atakom wrogiej propagandy. Jak relacjonuje, późniejsza kampania CIA w czasie zimnej wojny zmuszała obywateli do pisania wiadomości, które rzekomo miały być publikowane w Europie. Wszystko w imię przekonania, że kontrola nad informacją doprowadzi do zwycięstwa.Fact-checking? Nie zawsze jest skutecznyAutorzy opracowania nie podają, jak dużą część badanej populacji stanowiły osoby, dla których priorytetem jest symboliczna manifestacja siły. „Jeśli wydaje się to skrajnym stanowiskiem, to rzeczywiście tak jest – większość uczestników naszych badań nie podzielała tego sposobu myślenia” – piszą w „The Conversation”.Na przykład poziom symbolicznej manifestacji siły w kontekście COVID-19, mierzony za pomocą skal dziewięcio- i jedenastopunktowych, wyniósł w trzech badaniach: 3,01; 1,69; 2,93. Oznacza to umiarkowany poziom popularności tego stanowiska.Naukowcy zauważają, że we wszystkich przeprowadzonych badaniach symboliczna manifestacja siły była silnie powiązana z postawami autorytarnymi – w tym z przekonaniem, że niektóre grupy powinny dominować nad innymi. „Te powiązania pomagają wyjaśnić, dlaczego przywódcy o silnej pozycji często symbolicznie posługują się dezinformacją, aby wywierać wrażenie na społeczeństwie i sprawować nad nim kontrolę” – piszą Stein i Rutchick.Ustalenia badaczy rzucają nowe światło na spory we współczesnej debacie publicznej. Przeciwdziałanie dezinformacji poprzez dostarczenie wiarygodnych opracowań – na przykład fact-checking – może być nieskuteczne. Może wcale nie służyć deeskalowaniu napięć. Jak bowiem przekonać faktami osobę, dla której fakty nie są najważniejsze?W kontekście tych ustaleń nieskuteczna może okazać się zbyt stanowcze naciskanie na określone zachowania. Nawet jeśli służą one ochronie zdrowia i życia. „Szczepienia, noszenie maseczek lub inne działania prewencyjne związane z COVID-19 można postrzegać jako symboliczne ryzyko, które może „osłabić” osobę psychicznie, nawet jeśli przynoszą dosłowne korzyści fizyczne” – czytamy w „The Conversation”.CZYTAJ WIĘCEJ: TECH-Watykan, czyli co papież może wiedzieć o dezinformacji i AI