„Dali mu broń i zmusili do walki”. Obiecywano im bezpieczną i dobrze płatną pracę w sektorze bezpieczeństwa, zamiast tego obywatele Indii zostali zmuszeni do podpisania umów sporządzonych w obcym dla nich języku rosyjskim. Potem pod przymusem trafili na front, z którego wielu nie wróciło. Biełsat przyjrzał się, jak reżim Władimira Putina „rekrutuje” obcokrajowców do walki w wojnie w Ukrainie. Indyjskie rodziny, których członkowie zostali zmobilizowani i wysłani do walki w ramach bandyckiej agresji na Ukrainę, protestowały w poniedziałek w pobliżu historycznego obserwatorium astronomicznego Dźantar Mantar w Delhi. Pokazały zdjęcia bliskich w rosyjskich mundurach i apelowali do władz o pomoc.Stacja przyjrzała się historii 28-letniego Sonu Kumara z miasta Hisar w stanie Hariana. W maju 2024 wyjechał do Rosji na wizie studenckiej, miał się tam uczyć języka. Według jego brata Vikasa mężczyznę przekonano do dalszego pobytu, obiecując bezpieczną pracę.„Powiedziano Sonu, że będzie pracował jako ochroniarz i nie zostanie wysłany do strefy działań wojennych. Zaufał im, ponieważ zapewniali go, że będzie dobrze zarabiał i będzie bezpieczny” – opowiadał.Zabrali telefon i wysłali na śmierćSzkolenie wojskowe Kumara trwało około 10 dni, po raz ostatni rozmawiał z bliskimi 3 września. „Mówił, że zostanie wysłany na front i że wkrótce skonfiskują mu telefon – mówił Vikas.Obywatel Indii po zaledwie kilku dniach zginął na froncie w wyniku ataku ukraińskiego drona. „19 września otrzymaliśmy na Telegramie od rosyjskich władz wiadomość, że nasz brat zginął 6 września i że jego ciało zostało odnalezione. Powiedzieli nam, że jeśli chcemy odebrać doczesne szczątki, mogą je przetransportować na moskiewskie lotnisko” – wspominał.Rosjanie nie zamierzali pomagać rodzinie w sprowadzeniu ciała do ojczyzny. Okazało się, że bliscy muszą pokryć transport z własnych pieniędzy. Ostatecznie pomogły władze Indii. Pogrzeb odbył się w minioną środę. Bliscy Kumara byli w lepszej sytuacji niż rodzina Rauaguru Sridhara Pratana, który także podpisał kontrakt z rosyjskim resortem obrony. 32-latek zginął w sierpniu ubiegłego roku i jego ciało pochowano w Rosji.Front zamiast magazynuPojawiła się też historia Mohammeda Ahmeda, 37-latka z Chairatabadu w stanie Telangana. Mamiono go pracą w sektorze budowlanym i w magazynie, a nawet możliwością uzyskania w Rosji stałego pobytu. Zamiast tego znalazł się na linii frontu. „Dali mu broń i zmusili do walki w pobliżu granicy z Ukrainą. Naszym jedynym żądaniem wobec rządu jest sprowadzenie go z powrotem całego i zdrowego” – powiedziała Ferdous Begum, krewna mężczyzny.Biełsat przypomniał, że już wcześniej MSZ Indii wezwało Rosję, by nie rekrutowało obywateli tego kraju. Randhir Jaiswal, rzecznik resortu, oświadczył, że rząd wielokrotnie ostrzegał swoich obywateli przed „ryzykiem i niebezpieczeństwami” związanymi ze wstąpieniem do armii rosyjskiej. Nie wiadomo, ilu dało się omamić, ustalono, że z wojny wróciło około stu.Twierdzenia rosyjskiego ambasadoraDenis Alipow, ambasador Federacji Rosyjskiej w Delhi, zaprzeczył by jego kraj wcielał obywateli Indii do armii. „Problem, z którym się obecnie borykamy, polega na tym, że niektórzy Hindusi, którzy wciąż służą w armii rosyjskiej – nie tylko w Ukrainie, ale i w innych miejscach – uzyskali rosyjskie obywatelstwo. Są zatem obywatelami rosyjskimi pochodzenia hinduskiego” – twierdził.Wobec ogromnych strat na froncie, które dawno przekroczyły milion żołnierzy, reżim Władimira Putina skąd może ściąga „najemne mięso armatnie”. Na front po ograniczonym szkoleniu wysyłani są między innymi obywatele Somalii, Nepalu czy bojownicy Huti z Jemenu. Są wabieni obietnicami dobrze płatnej pracy i nadania obywatelstwa, a po przybyciu do Rosji są zmuszani do służby wojskowej i walki na froncie.Północnokoreański dyktator Kim Dzong Una wysyła natomiast w ramach partnerstwa z Kremlem tysiące żołnierzy oraz robotników. Ci drudzy są zmuszani do niewolniczej pracy.Czytaj także: Rosyjska armia wysyła na front kobiece speckompanie szturmowe