„Nawiedzonych mieszkań” unikają nawet banki. Wysokie ceny najmu to zmora Hongkongu. Mieszkań brakuje, więc nikogo nie dziwi już, że nawet bardzo skromny lokal na przedmieściach potrafi pochłonąć połowę pensji. Niektórzy mieszkańcy – a także biznesmeni – znaleźli sposób na drożyznę. Można sporo oszczędzić, jednak to oferta tylko dla odważnych. W mieście nie brakuje lokali, w których ktoś zmarł lub nawet dokonano zbrodni. Zwykle w podobnych sytuacjach na świecie cena takiego mieszkania przy sprzedaży albo wynajmie jest nieco obniżana. W Hongkongu jednak ogromną rolę odgrywa jeszcze jeden element: kultura. Wiele osób boi się pecha, więc tego typu lokale budzą duży strach.Silne wpływy buddyzmu i taoizmu sprawiają, że zajmowanie mieszkań, w których doszło do śmierci, zwłaszcza makabrycznej, jest w Hongkongu nie do przyjęcia.Jak przyznał w rozmowie z CNN mistrz feng shui Andrew Kwan, ludzie wierzą, iż osoby, które zginęły tragiczną śmiercią, mogą nie zaznać ukojenia. „Ich złość może pozostać. (Ich duch) może pozostać w mieszkaniu” – powiedział.Wielu mieszkańców Hongkongu unika „nawiedzonych mieszkań” jak ognia. Ludzie boją się pechaStrach przed klątwą stworzył wyjątkowy rynek dla biznesmenów i najemców, którzy polują na okazję i chętnie spróbują szczęścia. Ng Goon-lau to inwestor, który posiada dziesiątki takich apartamentów. Lokalne media nazwały go nawet „Królem nawiedzonych domów”. Jego zdaniem oszczędności są czasem ważniejsze niż starach.CZYTAJ TEŻ: Latała do Dubaju, a nie miała na czynsz. Walka o eksmisję trwała trzy lata„Obniżka może być ogromna, a wiele osób, którym to nie przeszkadza, będzie mogło wynająć te miejsca poniżej ceny rynkowej” – przyznał Ng Goon-lau. Inwestor wykupuje mieszkania z problematyczną historią od zdesperowanych właścicieli i wynajmuje je w korzystnych cenach.Okazuje się, że ceny nieruchomości, które mogą być nawiedzone przez ducha, spadają średnio o 20 proc., a w przypadku zbrodni rabat wynosi średnio 34 proc. – wyliczył Utpal Bhattacharya, profesor finansów na Uniwersytecie Nauki i Technologii w Hongkongu, który badał rynek najmu. Zjawisko dotyczy również nieruchomości na tym samym piętrze, których wartość często spada o 10 proc., a nawet w tym samym budynku.Kredyt na „przeklęty lokal”? Takich miejsc boją się nawet bankiW 2014 roku brytyjski bankier Rurik Jutting zamordował dwie Indonezyjki i ukrył ciało jednej z nich w swoim luksusowym apartamencie w popularnej rozrywkowej dzielnicy. Gdy na jaw wyszły szczegóły zbrodni, jak podał Bloomberg, miesięczny czynsz wynoszący niemal 4 tys. dolarów spadł o połowę. Inny lokal został sprzedany ze stratą ponad 140 tys. dolarów, czyli ok. 40 proc. pierwotnej ceny. W 2016 roku trzech mężczyzn zabiło tam swojego przyjaciela i ukryło jego ciało w cemencie. Sam zakup nieruchomości z taką historią wymaga zresztą zwykle gotówki, bo nawet banki trzymają się z daleka od „nawiedzonych miejsc” i niechętnie udzielają kredytów.Listy „nawiedzonych” mieszkań czy domów są dostępne na stronach większości agencji nieruchomości. Portal z ofertami Spacious.hk sporządził nawet raport, który zawiera szczegółowe informacje o przebiegu każdej śmierci. W mieście znanym z gęsto rozmieszczonych wieżowców mieszkalnych, przy wielu lokalach pojawia się dopisek: „upadek z wysokości”. Pośrednicy radzą, aby przed zakupem albo wynajmem wypytać o lokal sąsiadów, którzy często są najlepszym źródłem informacji.CZYTAJ TEŻ: Oferty znikają w kilka godzin. Tyle kosztuje wynajem mieszkania w Polsce