Sześć wakatów do obsadzenia. Trybunał Konstytucyjny może już wkrótce przejść największą zmianę od lat – aż sześć wakatów czeka na nowych sędziów. Choć formalnie ruszył proces wyboru nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, polityczna zgoda w tej sprawie wydaje się równie odległa jak rozwiązanie kryzysu wokół samego TK. Jeszcze w tym roku Sejm może powołać nawet sześciu nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Marszałek Szymon Hołownia rozesłał już do klubów parlamentarnych pisma informujące o możliwości zgłaszania kandydatów. Choć formalnie proces wyboru ruszył, to z rozmów politycznych wynika, że ponadpartyjna zgoda w tej sprawie wydaje się mało realna.Decyzja o rozpoczęciu procedury nie jest przypadkowa. W Trybunale Konstytucyjnym od miesięcy utrzymują się wakaty po sędziach, którzy zakończyli dziewięcioletnie kadencje. Od grudnia 2024 roku nieobsadzone są miejsca po byłej prezes TK Julii Przyłębskiej, Piotrze Pszczółkowskim oraz uznawanym za sędziego "dublera" Mariuszu Muszyńskim. Od kwietnia 2025 roku wolne jest także miejsce po sędzim Zbigniewie Jędrzejewskim. Rządzący dotąd unikali obsadzania wakatów, uznając, że obecny skład Trybunału jest „skażony” przez obecność tzw. sędziów dublerów – osób wybranych w 2015 r. na miejsca już prawidłowo obsadzone. Do końca roku zwolnią się kolejne dwa kolejne wakaty – po Michale Warcińskim i Krystynie Pawłowicz, która zapowiedziała rezygnację. Łącznie daje to aż sześć wakatów w piętnastoosobowym składzie Trybunału, co oznacza, że Sejm ma szansę realnie wpłynąć na jego układ sił.Nowa większość w TK – cel polityczny czy próba naprawy?Rządząca koalicja – dotąd wstrzemięźliwa w kwestii obsadzania wakatów – sygnalizuje, że tym razem wybór powinien dojść do skutku. – Sejm tej kadencji może powołać aż ośmiu członków Trybunału, w tym także na miejsca tzw. sędziów dublerów, których kadencje kończą się w 2026 i 2027 roku. Powinniśmy z tej możliwości skorzystać, by uporządkować sytuację w TK – mówi Krzysztof Kwiatkowski (KO), szef senackiej komisji ustawodawczej.Podobnie uważa poseł Patryk Jaskulski, wiceszef sejmowej komisji sprawiedliwości. – Trybunał trzeba zresetować i naprawić – wskazuje. Jeśli nie uporządkuje się jego składu teraz, kolejna większość parlamentarna może obsadzić wszystkie miejsca, a wtedy znów wrócimy do punktu wyjścia – przekonuje.Jednocześnie część polityków ostrzega, że zbyt szybki wybór może zostać odebrany jako legitymizacja instytucji, której legalność od lat jest kwestionowana. – Nie możemy autoryzować Trybunału, w którym nadal zasiadają sędziowie dublerzy i który kierowany jest przez Bogdana Święczkowskiego (byłego szefa ABW i prokuratora krajowego w rządach PiS, którego kadencja kończy się dopiero w lutym 2031 r.) – mówi Andrzej Szejna (Lewica). – Jeśli wybierzemy nowych sędziów, ożywimy fasadę, której orzeczenia wciąż będą polityczne.Czytaj także: Szanse Hołowni na zostanie komisarzem ONZ „znacząco wzrosły”Polityczny cień 2015 rokuDebata o Trybunale Konstytucyjnym wciąż toczy się w cieniu wydarzeń sprzed dekady. W 2015 roku Platforma Obywatelska i PSL, kończąc swoje rządy, wybrały awansem pięciu sędziów, z czego dwóch przedwcześnie – jeszcze przed wygaśnięciem kadencji poprzedników, mimo że nowy Sejm miał już wtedy rozpocząć pracę.Prezydent Andrzej Duda odmówił przyjęcia od nich ślubowania, a nowy, zdominowany przez PiS Sejm wybrał całą piątkę na nowo. Choć Trybunał uznał, że trzech pierwszych sędziów wybrano prawidłowo, nie zostali oni dopuszczeni do orzekania. W ich miejsce Sejm powołał tzw. dublerów, a prezydent Andrzej Duda przyjął od nich przysięgę tej samej nocy, co zapoczątkowało trwający do dziś kryzys wokół TK.Od tamtej pory Trybunał – zdaniem obecnej większości – został upolityczniony i podporządkowany partii rządzącej z lat 2015-2023. Wskazuje się m.in. na wybór byłych polityków PiS, takich jak Krystyna Pawłowicz, Stanisław Piotrowicz czy Bogdan Święczkowski. Europejski Trybunał Praw Człowieka w 2021 roku orzekł zresztą, że obecny TK orzekał w składzie z udziałem osoby wybranej niezgodnie z prawem.Sytuację dodatkowo skomplikowała śmierć w 2017 r. dwóch „dublerów” – Lecha Morawskiego i Henryka Ciocha. Ich miejsce zajęli Justyn Piskorski i Jarosław Wyrembak. Kadencja pierwszego upływa we wrześniu 2026 r., drugiego w styczniu 2027 r.Czytaj także: Koalicja się jednoczy. „Żadnych sztuczek, tylko prawda, siła, dobro”Kto ma prawo orzekać, a kto tylko zasiadaćProblem w tym, że prawne statusy niektórych sędziów wciąż są niejasne. Część ekspertów uważa, że wraz z końcem kadencji sędziów wybranych w 2015 roku wygasła również kadencja ich „dublerów”. Inni, w tym prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Przemysław Rosati, stoją na stanowisku, że wadliwy wybór nie może być skonwalidowany upływem czasu – jeśli ktoś został wybrany na obsadzone miejsce, nigdy nie stał się sędzią.To właśnie te wątpliwości powodują, że część polityków koalicji chce wstrzymać się z wyborem nowych członków TK do 2027 roku, kiedy zakończy się kadencja ostatniego z dublerów – Jarosława Wyrembaka. Zwolennicy szybszego działania przekonują jednak, że im dłużej trwa pat, tym trudniej odbudować autorytet instytucji.Czy prezydent zaprzysięgnie nowych sędziów?Nawet jeśli Sejm zdoła wyłonić nowych kandydatów, nie ma pewności, czy prezydent Karol Nawrocki przyjmie od nich przysięgę. Politycy przypominają precedens z 2015 roku, gdy Andrzej Duda odmówił zaprzysiężenia sędziów wybranych przez poprzedni parlament. – Nie widzę podstaw, by prezydent nie przyjął ślubowania, jeśli wybór będzie zgodny z prawem – mówi Robert Kropiwnicki (KO). – Ale gwarancji nie ma – dodaje Marek Sawicki z PSL.Z kolei Michał Woś (PiS) twierdzi, że działania koalicji to przejaw „politycznej schizofrenii”. – Przez lata mówili, że Trybunał nie istnieje, a teraz nagle chcą go obsadzić swoimi ludźmi. To czysta hipokryzja – ocenia. Jednak przyznaje, że nie było zwyczaju, by prezydent odmawiał przyjęcia przysięgi, jeśli wybór sędziów był zgodny z prawem. – Oczywiście jest to prerogatywa prezydenta – zastrzega poseł PiS.Czytaj także: Nowe przepisy w Sejmie. Drzwi dla nieletnich reporterów zamknięteUstawa Bodnara i nieopublikowane wyrokiDo sporu o skład Trybunału dochodzi kwestia obowiązujących przepisów. W 2024 roku rząd przyjął przygotowaną przez resort Adama Bodnara ustawę mającą odpolitycznić TK. Przewidywała ona m.in. zakaz kandydowania do Trybunału przez cztery lata po zakończeniu działalności politycznej, wybór sędziów większością 3/5 oraz uznanie za nieważne orzeczeń wydanych z udziałem dublerów. Prezydent Duda skierował ustawę do Trybunału, który uznał ją za niekonstytucyjną.Rząd wciąż nie publikuje części orzeczeń TK, tłumacząc to udziałem w składach osób nieuprawnionych do orzekania. Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Marcin Wiącek uważa jednak, że taka praktyka jest niezgodna z prawem. – Publikacja orzeczeń ma charakter techniczny. Władza wykonawcza nie może selekcjonować wyroków Trybunału – podkreśla.Przyznał zarazem, że tę praktykę rozpoczął już w 2016 r. rząd Beaty Szydło, odmawiając publikacji niektórych orzeczeń TK, kierowanego przez Andrzeja Rzeplińskiego. – Wszystkie argumenty wtedy podnoszone przez krytyków tego precedensu są aktualne i teraz – powiedział RPO.Między naprawą a nowym sporemChoć marszałek Hołownia uruchomił procedurę zgłaszania kandydatów, polityczne rachuby każdej z partii sprawiają, że wspólny wybór może okazać się niemożliwy. W najlepszym wypadku Sejm wybierze sędziów zwykłą większością, co oznacza, że nowy skład TK i tak nie uzyska szerokiej legitymacji.– Chciałbym, żebyśmy wrócili do modelu z lat 90., gdy w Trybunale zasiadali prawnicy o niekwestionowanym autorytecie – mówi Krzysztof Kwiatkowski. – Ale dziś trudno o taki konsensus.Jedno wydaje się pewne: niezależnie od tego, czy Sejm zdecyduje się na wybór jeszcze w tym roku, czy poczeka do 2027, spór o Trybunał Konstytucyjny pozostanie jednym z najbardziej gorących punktów polskiej polityki.Czytaj także: Afera ws. CPK. „Jak kraść, to zgodnie z procedurami”