Sala Mauretańska. Jeśli ktoś sądzi, że to, co zrobiła ekipa „1670”, to szczyt kreatywnego wykorzystania ministerialnych przestrzeni, niech obejrzy teledysk Kukiza i Yugopolis z 2001 roku. Tak, to ta sama Sala Mauretańska, która zagrała w „1670” i w której dziś decyduje się o zdrowiu Polaków. Sala Mauretańska – od łazienki do planu filmowegoWarszawa, Pałac Paca przy ulicy Miodowej 15, siedziba… ministerstwa zdrowia. Tamtejsza Sala Mauretańska w drugim sezonie „1670” udaje osmański gabinet dyplomatyczny. Rozgrywa się tam kluczowa scena negocjacji. Jan Paweł Adamczewski, nicpoń i prowincjusz z sercem na dłoni, zabluffował, że zna turecki (a faktycznie osmański). Debiutuje więc w roli tłumacza między Sobieskim a Wielkim Wezyrem. Nie rozumie ani słowa, ale mruga okiem do widza – „pamiętaj, zawsze aspiruj na stanowisko lekko powyżej swoich kompetencji”. Oczywiście udaje mu się wszystko i negocjacje kończą się obopólnym sukcesem. W tle smukłe, żeliwne kolumienki i ściany pokryte barwnymi, stiukowymi arabeskami. I to właśnie te wnętrza, niczym żywcem przeniesione z Alhambry, stały się filmową scenografią.Przestrzeń, w której nagrano tę scenę, na co dzień nazywa się właśnie Salą Mauretańską i służy ministerstwu zdrowia za salę spotkań. Oczywiście nie zawsze tak było. W XIX wieku była… łazienką. Zaprojektował ją dla generała Ludwika Paca wybitny włoski architekt Henryk Marconi, który w latach 1824-1828 przebudował całą rezydencję przy Miodowej 15. To on, dla urozmaicenia klasycystycznego wnętrza, urządził na piętrze inspirowaną architekturą Imperium Osmańskiego łazienkę, „przypominającą jako żywo wnętrze meczetu”. Pomieszczenie podzielił arkadami na trzy części, a ściany pokrył geometrycznymi plecionkami i roślinnymi ornamentami z wplątanymi arabskimi literami. Wśród nich pojawiają się przestylizowane wersety z Koranu.Twórcy serialu użyli Sali Mauretańskiej jak spektakularnej oprawy, lecz jak się zdaje nie wykorzystali dziesiątej części potencjału, jaki kryje się we wnętrzach pałacu. Prawdziwa historia tych murów to gotowy scenariusz nie na jeden odcinek, a cały sezon. I nie chodzi o współczesny thriller polityczny, a raczej obraz wpisany w podobne realia, co serial „1670”. Byłaby to opowieść o życiu jednego z dawnych właścicieli tego pałacu, Marcina Mikołaja Radziwiłła. W swej mrocznej, mrożącej krew w żyłach absurdalności bije na głowę wszelkie historical fiction.Krótka biografia polskiego DraculiMarcin Mikołaj Radziwiłł (1705-1782) był jedynym dzieckiem, które przeżyło rodzinne piekło patologicznego związku Jana Mikołaja Radziwiłła i Doroty Henryki z Przebendowskich. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że był świadkiem takich scen, jak ta opisana przez Redendusa Muszyńskiego: „Po kolejnej kłótni o dalszą część sumy posażnej książę [Jan Mikołaj Radziwiłł, ojciec Marcina Mikołaja] «cisnął swoją żonę [jego matkę, Dorotę Henrykę] (była wtedy w drugiej ciąży) o ziemię, a następnie chciał ją przebić szpadą»”. Historyk Kazimierz Bartoszewicz dostrzegał w tym „objawy psucia się drzewa radziwiłłowskiego”, które przejawiały się tym, że „pojawiali się Radziwiłłowie oryginałowie, dziwacy, upośledzeni umysłowo lub, w przystępach nieokiełznanej swawoli, dochodzący do okrucieństwa”.Przy czym przyszły „oryginał” Marcin Mikołaj odznaczał się nieprzeciętnymi zdolnościami. Jak odnotowują źródła, „chętnie się uczył, dużo czytał. […] Szczególne zainteresowanie przejawiał dla nauk o przyrodzie i dla muzyki. Już w dzieciństwie […] wirtuozowsko grał na skrzypcach”. Po edukacji w Nieświeżu, Wilnie i studiach w Europie, powrócił do kraju. Król August II nadał mu tytuł krajczego litewskiego, co, jak zauważają historycy, Radziwiłłom „dostawało się można powiedzieć automatycznie”. Kluczowe majątki to odziedziczona ordynacja klecka, niedaleko białoruskiego Mińska, oraz dziedziczne dobra Radziwiłłów. Ale nie z posiadłości i bogactw został zapamiętany. Jego ekstrawagancje – od alchemii, przez konwersję na judaizm, po założenie haremu – stały się tak głośne, że rodzina doprowadziła do jego ubezwłasnowolnienia. W 1748 roku król August III powierzył kuratelę nad nim Hieronimowi Florianowi Radziwiłłowi, który „bez trudu zapanował nad szalonym kuzynem, uwięził Marcina i wywiózł do Białej [Podlaskiej], gdzie «alchemik i władca haremu» był trzymany przez kilka lat; później został wywieziony do Słucka” i tam zmarł.Trzy oblicza szaleństwa Marcina MikołajaPierwsze oblicze – Faust. Marcin Mikołaj nie był banalnym hulaką. Był z rodu Radziwiłłów najbardziej uczony, podróżował. Zajmował się matematyką, fizyką, chemią, medycyną i dysputami teologicznymi. Ale z czasem te zainteresowania przerodziły się w obsesję. Historyk sztuki Alaksiej Chadyka w artykule „Białoruski Faust ma 305 lat” dodaje, że „urządził własne laboratorium, przeprowadzał oryginalne doświadczenia i, rzecz jasna, szukał kamienia filozoficznego”. W XVIII wieku znalezienie tej legendarnej substancji, mającej zamieniać metale nieszlachetne w złoto i zapewniać wieczne życie, było świętym Graalem dla wielu adeptów tajemnych nauk. Już samo to mogło być podstawą do konfliktów z Kościołem, ale wiadomo, że Marcin Mikołaj na tym nie poprzestał. To nie był już tylko magnat-ekscentryk – owładnęło nim pragnienie przekroczenia granic wiedzy. Jak podają niektóre relacje, sięgał po najbardziej drastyczne metody, włącznie z sekcjami ludzkich zwłok, w tym noworodków, które później wysyłał do żydowskich mędrców w Amsterdamie.Drugie oblicze – władca haremu i seksualny dewiant. Witold Banach, autor książki o Radziwiłłach, przytacza relacje, według których Marcin Mikołaj „dziewczyny do haremu «pozyskiwał» w najróżniejszy sposób: porywał je, kupował, zwabiał. Stał się postrachem na Litwie, napadał na dwory, podpalał, dokonywał rozbojów na drogach, porywał ludzi i więził”. Obok haremu istniały też tzw. kadetki – czyli pokoje dla małych dziewczynek, które wychowywano z myślą o późniejszym wykorzystaniu seksualnym. W 1738 roku poślubił dwunastoletnią Martę Trębicką, która „przez ponad dziesięć lat wiodła nędzny żywot jego niewolnicy”. Razem z dziećmi była ona zamknięta w jednej izbie, gdzie w skrajnie trudnych warunkach musiała zaspokajać wszystkie potrzeby księcia pana. Po ubezwłasnowolnieniu magnata w jego pałacu odnaleziono około 20 kobiet, które zostały uprowadzone ze swoich domów i przez lata były przetrzymywane jako niewolnice seksualne.Trzecie oblicze – konwertyta i heretyk. Radziwiłł porzucił katolicyzm, ale nie przeszedł na inne wyznanie chrześcijańskie. Pogłębiał swe dociekania i najpierw zwrócił się ku staroegipskiemu „metapsychozowi” – wierze w wędrówkę dusz, a ostatecznie przyjął judaizm. Banach uzupełnia: „Radziwiłł otaczał się Żydami, co też jeszcze nie musiało budzić sensacji, gdyby chodziło tylko o zajmowanie się finansami, tyle tylko, że Radziwiłł […] z zapałem zaczął uczyć się hebrajskiego i obchodzić żydowskie święta”. Jak podkreślają inni autorzy, „ład życia książę prowadził koszerny, szanował szabaty”. I w ten sposób burzył fundamenty tożsamości szlacheckiej bardziej niż jakakolwiek inna ekstrawagancja. Stał się prawdziwym enfant terrible nie tylko swojego rodu, ale i kultury sarmackiej – oto wielki magnat, z orderem św. Huberta na piersi zasiada do stołu otoczony Żydami, je koszerne potrawy i rozprawia o kabale. Zgroza.Czytaj też: Sportowiec, święty, poeta, generał. Słynni Nawroccy, których nie znaliścieGotowe scenariusze na thrillery„1670” oddał komediowy potencjał epoki, a równocześnie pod maską wydarzeń sprzed 350 lat, jeszcze lepiej wyśmiewa naszą współczesność. Ale – trzeba to przyznać – autorzy serialu nie wykorzystali w pełni potencjału pałacu przy Miodowej 15. To gotowe scenariusze. Oto kilka pomysłów, które czekają na swojego reżysera, a każdy z nich ma solidne oparcie w źródłach.Pierwszy – odkrycie listu, który odsłania patologię życia rodzinnego magnata. Scena mogłaby rozegrać się w bibliotece, gdzie ktoś znajduje zapiski o znęcaniu się Marcina Mikołaja nad żoną, Aleksandrą z Bełchackich. Źródła podają, że „krajczy swojej żonie groził «trucizną i inszą śmiercią», a poza tym «kilka razy mało ją inszym przy sobie zgwałcić nie kazał»”. Takie znalezisko mogłoby być katalizatorem intrygi, prowadzącej do planów ubezwłasnowolnienia szalonego księcia.Drugi, niezwykle filmowy obraz, to scena konfrontacji między Marcinem Mikołajem a jego kuzynem-kuratorem, Hieronimem Florianem. Czytamy w źródłach: „Dla uwięzienia wariata pod straż Hieronimowi Florianowi przyszło szturmować Czarnawczyce…”. Mowa jest o miasteczku na obrzeżach Brześcia, 5 km od granicy z Polską, ale dla potrzeb scenariusza można nieco nagiąć fakty i akcję osadzić w Warszawie, przy Miodowej 15. Czytajmy więc dalej: szturm „z 200 jeźdźcami. Żydów rozgoniono, prostytutki, odbierając im kosztowności, odesłano do domów”. Wyobraźmy sobie: warszawski pałac otoczony przez żołnierzy, a wewnątrz książę, który podczas szturmu „upajająco muzykował na skrzypcach”.Trzeci scenariusz ma charakter współczesnego fantasy – przypadkowe „znalezisko” w pałacowych murach dokonane przez… ministrę zdrowia. Odkrywa ona stary list, a tam spis inwentarza Radziwiłłowskiego: „szafa niebiesko malowana […], w tej szafie zostaje się różnych rzeczy jako to nasiona kamyki”. Poszukiwania mogłyby odsłonić prawdę o tej kolekcji – czy to były zwykłe minerały, czy może alchemiczne ingrediencje? To materialny ślad po wielkim eksperymencie, jakiego dokonał tu Marcin Mikołaj. Ruszają poszukiwania, bo w gmachu ministerstwa zdrowia ukryty jest kamień filozoficzny i tak resort zamierza przedłużyć życie Polaków i wesprzeć kulejący NFZ.Czwarty scenariusz, może najjaskrawszy przykład bezkarności i porywczości Radziwiłła, to scena porwania księdza, który odkrył, że Marcin Mikołaj ma harem i postanowił na niego donieść. Opisała to Litwinka, Kristina Sabaliauskaitė, autorka arcypopularnej także w Polsce sagi „Silva Rerum”. I tam przytacza relację, jak ludzie Radziwiłła „przywieźli ze sobą jakiegoś księdza Suzina… wziętego do niewoli, wsadzonego do karety, całego spętanego i zasznurowanego jak kindziuk, a do tego jeden z kamratów księcia trzymał mu w ustach lufę pistoletu, żeby się nie rzucał”. Pałac Paca byłby przestrzenią do takich zdjęć. Powiecie, że to już zbyt naciągane. Skądże. Tu zaczynałaby się cała intryga, bo – przypomnijmy – w „Lalce” Prusa współpracownik Rzeckiego nazywa się Suzin. Zaś pałac przy Miodowej 15 w tej powieści odgrywa ważną rolę. Czy to nie jest fantastyczny zbieg okoliczności, a zarazem materiał na film?I ostatni scenariusz – prywatne czytanie erotycznych epitalamiów, czyli pieśni weselnych, w złoconym salonie. Widzimy w wyświetlaczu kamery Salę Mauretańską, a tam magnat przebrany w strój osmański, wokół hurysy przebrane… bądź lepiej nie – niemal nagie. I ten magnat recytuje Trembeckiego: „Z jaką żwawością gwałtem się wdziera / Między skaliste szczeliny / Wąż młodociany, gdy się rozbiera / Z swej przeszłorocznej łupiny”. Jak odnotowuje Bożena Mazurkowa, literaturoznawczyni, takie utwory, maskujące pod mitologicznymi postaciami prawdziwe osoby z rodu Radziwiłłów, krążyły jako „lokalny sekret”. To był świat, gdzie publiczna chwała szła w parze z bardzo prywatnymi, zmysłowymi opowieściami. Ale zaraz…A po Radziwiłłach przyszedł... KukizKtoś zarzuci, że co za dużo, to – nomen omen – niezdrowo. Dziura budżetowa NFZ rośnie, a w gmachu ministerstwa tak niestosowne harce. Sęk w tym, że to nic nowego i takie ekscesy w Sali Mauretańskiej nie są nowością.Na początku 2001 roku, gdy resortem zdrowia kierował Grzegorz Opala z AWS, Paweł Kukiz w ramach projektu Yugopolis właśnie w Sali Mauretańskiej nagrał teledysk „O nic nie pytaj”. I przyznać trzeba – przy jego klimacie scena z „1670” to niewinna bajeczka dla dzieci. Wystarczy obejrzeć: Kukiz w roli magnata, otoczony hurysami, demonstruje seksistowskie zachowania. Poza tym niby drobiazg, w przestrzeni sali wstawiono stylizowany na liternictwo Koranu napis „Kukiz”. I w takiej scenerii ówczesny rockandrollowiec, a dziś poseł PiS, śpiewał, „miłość połączyła nas, i że będzie nas prowadzić cały czas”. Słowom przeczy obraz – na nagraniu nie znajdziemy potwierdzenia monogamicznych deklaracji.Za dużo tych anegdot, hipotez, niemożliwych zbiegów okoliczności? W pałacu przy Miodowej 15 nadmiar bywał normą. To miejsce o szczególnym rodowodzie – jeszcze w latach 30. XX wieku, gdy mieścił się tu sąd, w Sali Kolumnowej toczył się głośny proces brzeski, a na ławie oskarżonych zasiadał Wincenty Witos. Później sądzono tu Justynę Budzińską-Tylicką – co za chichot historii, zważywszy na dzisiejszą funkcję budynku – pionierkę ruchu na rzecz świadomego macierzyństwa. A półtora wieku wcześniej, 3 listopada 1771 roku stąd właśnie uprowadzono króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. I choć od czasów Radziwiłła minęły stulecia, pałac zdaje się żyć własną historią. 16 listopada 2015 roku, gospodarzem został tu kolejny Radziwiłł – minister Konstanty Radziwiłł. Kolejny zbieg okoliczności...I tak duch szelmowskiej Rzeczpospolitej wciąż powraca, odbijając się echem w ministerialnych korytarzach: z czasem objawia się w krzywym zwierciadle, a czasem wszystko wychodzi na opak – jak cytaty z Koranu w Sali Mauretańskiej. Ale to już odrębna opowieść.Czytaj też: Wrzesień 1939 roku oczami podlaskich dzieci. Innego końca świata nie było