Jak to się zaczęło? W swoim wielkim hicie śpiewała o nim Karin Stanek, stał się też początkiem historii opowiedzianej w filmie „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego a w serialu „Podróż za jeden uśmiech” korzystali z niego główni bohaterowie, czyli Poldek i Duduś. Wszystko zaczęło się od dwóch studentów, a skończyło na zorganizowanej akcji przez władze PRL. Jak autostop stał się kultowym zjawiskiem czasów PRL? Był rok 1957. Władysław Gomułka był I sekretarzem KC PZPR, odbyło się pierwsze losowanie Toto-Lotka, odbyła się premiera filmu „Kanał” Andrzeja Wajdy i ukazały się pierwsze numery takich czasopism jak „Miś”, „Filipinka” oraz „Polityka”.Tymczasem w Krakowie dwóch studentów AGH Bogusław Laitl i Tadeusz Sowa wpadło na pomysł, by wyruszyć w autostopową podróż po Polsce. Przez 25 dni przejechali 2500 kilometrów z 39 kierowcami. Swoją podróż bardzo dokładnie udokumentowali. Pisała o nich lokalna prasa, a także „Przekrój”.„Z tą też myślą dzieło to rozpoczynamy”. Pierwsza podróż pionierów autostopu w PRL„Dzieje włóczykijów (10.09.1957…) na bezdrzewnym papierze (made in Poland) spisane. Pobudką naszego dzieła nie jest ślepa żądza sławy, a jeno to, iż by od mroków zapomnienia uratować dzieło pamiętne i ważne i powszechnej wiadomości godne. Z tą też myślą dzieło to rozpoczynamy” – tymi słowami zaczyna się pamiętnik z podróży Laitla i Sowy.Po latach ten pierwszy w antologii „Autostop polski. PRL i współczesność” (2005) opracowanej przez Jakuba Czubryńskiego żartował, że byli jednymi z pionierów „podróży za jeden uśmiech”.– Tadeusz usłyszał, że w Ameryce młodzi ludzie podróżują, zatrzymując samochody. Niezbyt wiedzieliśmy, jak je zatrzymywać, więc padł pomysł, żeby specjalnie przebierać się na tę okazję, tak by zwracać uwagę kierowców. Jeansy mieli tylko ci, którzy mieli ciocię w Stanach. Żaden krawiec nie chciał nam ich uszyć. Więc zrobiliśmy je sami, z drelichu – spodnie „autostopki”. Bluzy uszyliśmy z zielonej satyny. [...] Na bluzy poprzyklejaliśmy sobie herby polskich miast. Uszyliśmy specjalny proporczyk, którym zatrzymywaliśmy samochody. Widniał na nim napis: "Ten kierowca fajny chłop – co popiera auto-stop". O tym, że powinno się machać ręką, dowiedzieliśmy się dopiero rok później – wspominał Laitl.Jazda na „łebka” była zakazana. Jak pierwszą podróż autostopem załatwili sobie Laitl i Sowa?W plecakach pionierzy autostopu czasów PRL mieli, jak można dowiedzieć się z książki Wojciecha Przylipiaka „Czas wolny w PRL”, 1 kocher, 2 menażki, 14 śledzi do namiotów. Wszystko zdobyli w wypożyczalni PTTK w Krakowie, a po zakończonej podróży grzecznie zwrócili. Pieniądze na wyprawę zdobyli pracując przy montażu ołtarza Wita Stwosza w kościele Mariackim w Krakowie.Czytaj też: „Komuno wróć”. Polacy tęsknią za PRL? To manipulacja– Mieli różne wakacyjne plany. Ale kiedy pewnego dnia kolega Tadeusza wspomniał mu o popularnym W Stanach Zjednoczonych autostopie, postanowili spróbować tego w polskich warunkach – wyjaśnia Przylipiak.Prekursorzy tego sposobu podróżowania w czasach PRL nie za bardzo wiedzieli, jak się do tego zabrać. Wówczas w Polsce jeździło się na „łebka”. Kierowcy płaciło się za osobę połowę ceny biletu PKS na trasie, którą się z nim pokonywało. – Bogusław i Tadeusz nie chcieli tak podróżować, bo wiedzieli, że pierwszy napotkany patrol milicji każe im wyjść z auta, które ich zabrało, na środku drogi – tłumaczy Przylipiak. Powód? W tamtych czasach jazda samochodami zakładowymi była zakazana, a kierowcy, który brał pasażerów, groził mandat oraz spore kłopoty.Aby uniknąć problemów prekursorzy autostopu czasów PRL i załatwili sobie dokument, dzięki któremu mogli jeździć po całej Polsce. Jako argument podali chęć przejechania w ten sposób po miejscowościach, w których znajdują się zakłady pracy związane z ich studiami. Na próbę pojechali do Zakopanego. a potem ruszyli na właściwą wyprawę. Pierwszym miastem, do jakiego dojechali był Bytom, a samochodem, którym rozpoczęli podróż star 20, którym kierował Jerzy Skotnicki. W rozmowie z „Przekrojem” po zakończonej eskapadzie Laitl wyznał, że na 39 kierowców, z którymi przejechali 2500 kilometrów, tylko dwóch odmówiło im zabrania w dalszą „rajzę”. – Zresztą przygotowani byliśmy na gorsze i znacznie większe trudności – mówił.Grand Hotel, izba wytrzeźwień, plebania. Gdzie nocowali pionierzy autostopu czasów PRL?Kolejne miasta, jakie odwiedzili pierwsi polscy autostopowicze, to Warszawa, Gdańsk, Szczecin, Poznań, Wrocław i tak wrócili do Krakowa. Rok później wyruszyli w kolejną podróż autostopem tym razem na Mazury. Najczęściej podróżowali ciężarówkami lub warszawą, ale zdarzało się, że złapali mercedesa albo wartburga. - Nocowali m.in. na plebanii, w komendzie MO, a nawet Izbie Wytrzeźwień w Poznaniu. Kierownik dziękował im nawet za wizytę i zapewnił, że nie byli tam gośćmi w charakterze pacjentów. Nocowanie w takich miejscach wynikało po prostu z bardzo ubogiej bazy noclegowej w tamtych czasach – mówi Przylipiak. Zdarzały im się również noclegi bardziej luksusowe, jak chociażby ten w apartamencie w sopockim Grand Hotelu z widokiem na molo. Zgodnie z tym co obiecali na komendzie milicji, na której uzyskali dokumenty do podróżowania, odwiedzali także zakłady pracy.W ich pamiętniku z podroży nie brakowało tekstów piosenek oraz wpisów napotkanych obywateli. Tadeusz i Bogusław bywali w redakcjach gazet, które chętnie opisywały ich autostopową podróż. Jedną z redakcji, które odwiedzili był magazyn „Dookoła Świata”. Być może to właśnie prekursorzy autostopu stali się inspiracją do akcji, którą czasopismo to zorganizowało i ogłosiło na swoich łamach rok później a dokładnie 20 maja 1958 roku. Na ostatniej stronie nr 225 „Dookoła Świata” ukazało się ogłoszenie, w którym redakcja zachęcała do wzięcia udziału w autostopowej przygodzie.Od przygody do zorganizowanej akcji. Do czego służyła „książeczka autostopowicza”?W ogłoszeniu tym można było przeczytać, że redakcja starała się o organizację tego przedsięwzięcia w odpowiednich resortach. W 1958 roku powstał Społeczny Komitet Autostopu, do którego oddelegowano przedstawicieli organizacji młodzieżowych (m.in. Związku Młodzieży Socjalistycznej i Związku Młodzieży Wiejskiej), PTTK i ZHP. Z tej formy podróżowania mógł skorzystać każdy, kto w kiosku „Ruchu” lub placówce PTTK nabył „książeczkę autostopowicza”. Pierwsza miała na okładce milicyjny lizak, kolejne grafiki aut, postaci czy krajobrazów. Książeczki były imienne i podobnie jak dowodem posługiwać się nimi mogli tylko ci, na których nazwiska były wystawione. Książeczka ta była nie tylko dokumentem uprawniającym do poruszania się autostopem, ale też ubezpieczenia od następstw nieszczęśliwych wypadków. Można w niej było znaleźć porady dla autostopowiczów, kupony dla kierowców oraz trzy „nieobowiązkowe zadania dla turystów”, w ramach których mieli wykonać zdjęcia turystyczne, opisywać obrzędy oraz legendy ludowe.Czytaj też: Piosenka dla pani, goździki i apele. Tak obchodzono Dzień Nauczyciela– Wydrukowano też zadania lotne Głównego Społecznego Komitetu Przeciwalkoholowego. Wśród nich były m.in. te polegające na wytypowaniu kierowcy, który przewożąc autostopowiczów „miał najbardziej estetycznie utrzymany samochód” czy „odnosił się najżyczliwiej do swoich przygodnych pasażerów, służąc im radą i pomocą”. Były też konkursy na „Autostopowicza-reportera” lub „Autostopowicza-dzieciom” – wspomina Wojciech Przylipiak.Autostopowicze czasów PRL. Co mogli wygrać kierowcy a co podróżnicy?Akcja rozpoczęła się 29 czerwca 1958 roku wraz ze wschodem słońca, a zakończyła 30 września. Udział w niej mogli brać autostopowicze, którzy ukończyli 16. rok życia. W pierwszym roku udział w akcji wzięło 30 tysięcy chętnych, a rok później było ich już 67 tysięcy. Kierowcy w pierwszej edycji mogli rywalizować między sobą o samochód osobowy marki Warszawa, motocykle, skutery, telewizory. Z kolei autostopowicze mogli zdobyć motocykle, sprzęt turystyczny, a także radio „Szarotka” czy zegarek „Pobieda” za jak największą liczbę przejechanych kilometrów.Do udziału w akcji zachęcały hasła takie jak „Oszczędzaj stopy przez autostopy”, „Słoń zmykając przed potopem, ratował się autostopem” czy „Jazda na stopniach tramwaju jest surowo wzbroniona, korzystaj z autostopu”.Akcja rozpoczęła się o świcie 29 czerwca i miała potrwać do 30 września. W pierwszym roku legalnego autostopu książeczki wykupiło 30 tysięcy osób, rok później już 67 tysięcy. W swych początkach autostop był dość mocno zmaskulinizowany – na autostopowiczki przypadało tylko dziesięć procent wykupionych książeczek.W prasie szybko zaczęły pojawiać się relacje z wypraw. Pojawiały się one m.in. na łamach „Motoru”, „Sztandaru Młodych” oraz wspomnianego już „Dookoła Świata”.Z okazji zakończenia akcji w 1958 roku zorganizowano wielką imprezę. Odbyła się ona w Hali Ludowej we Wrocławiu. Bawiło się na niej 4 tysiące kierowców i 30 tysięcy autostopowiczów, którzy łącznie przejechali 28 milionów kilometrów.Rekordowy, ale czarny dla polskiego autostopu. Co wydarzyło się w 1960 roku?W 1960 roku padł rekord. Z autostopu korzystało aż 85 tysięcy uczestników. To był jednak rok, który zyskał miano „czarnego roku polskiego autostopu”. Pojawiły się pogłoski o kradzieżach, chuligaństwie, żebractwie oraz niszczeniu pojazdów. Aby temu zapobiec, wprowadzono ograniczenia – wiek podniesiono z 16 na 18 lat, uczestnicy musieli posiadać książeczkę oszczędnościową PKO z rezerwową kwotą nie 200 a 400 złotych.Wprowadzone obostrzenia sprawiły, że liczba autostopowiczów spadała. W 1966 roku było ich 30 tysięcy. Malała także liczba kierowców. W 1960 roku było ich 5 tysięcy a rok później dwa razy mniej. W turystycznych folderach "Orbisu" z lat 60. reklamowano Polskę jako "kraj pustych szos".„W inicjatywie objęcia autostopu państwową kuratelą skupiają się paradoksy peerelowskiego systemu: z jednej strony system był na tyle opresyjny, że chciał oddolny ruch ujarzmić, kontrolować i zbiurokratyzować; z drugiej na tyle rozluźnił się na fali październikowej odwilży, że mógł na tak swobodny przepływ rzesz młodych ludzi pozwolić – przypomnijmy, że w tym czasie większość obywateli ZSRR potrzebowała urzędowej pieczątki, żeby w ogóle móc wyjechać poza swój rejon zamieszkania” – pisze Patryk Zakrzewski w tekście "Gdzie szosy biała nić…". Autostop w PRL zamieszczonym w Culture.pl.Czytaj też: Wróg komunizmu nielubiany przez prawicę. „To lekcja, by się nie poddawać”Taki był koniec autostopu w czasach PRL. Co go pokonało w epoce Gierka?Sytuacja zmieniła się, gdy I sekretarzem został Edward Gierek. W latach 70. „pokonały go” wyjazdy za granicę a Polacy coraz częściej stawali się posiadaczami własnego auta – fiata, poloneza czy samochodów sprowadzanych zza granicy. Rozwinął się także transport publiczny. Do 1988 roku z autostopu skorzystało 900 tys. osób. Wśród nich było 12 tys. cudzoziemców z 31 krajów. Szczególnie upodobali go sobie turyści z Węgier, Czechosłowacji i innych krajów bloku wschodniego. Społeczny Komitet Autostopu rozwiązano w 1992 roku, a ostatnią książeczkę sprzedano w 1994 roku.Autostop stał się nie tylko kultowym, ale też kulturowym elementem czasów PRL. W filmie „Nóż w wodzie” Leon Niemczyk w roli Andrzeja zabiera autostopowicza, którym jest Zygmunt Malanowicz i od tego zaczyna się cała historia. Autostopem podróżuje Duduś i Poldek w filmie i serialu „Podróż za jeden uśmiech.Adam Bahdaj tak pisał o losie autostopowicza w książce, która była pierwowzorem tej produkcji: „Tymczasem na autostopowicza czeka siedem plag egipskich, zanim jedna rozdryndzona ciężarówka raczy zatrzymać się na szosie. Musisz mieć nerwy jak postronki, zdrowie jak kulturysta, wolę jak święty Franciszek z Asyżu, a przebiegłość dziesięciu przekupek, żebyś ujechał przynajmniej dziesięć kilometrów. Ludzie za kierownicą mają rogi i ogony z chwostem, a przy tym tak niewyparzone pyski i tak plugawą mowę, że aż uszy więdną [...]”.Autostop pojawiał się także w książkach Zbigniewa Nienackiego oraz komiksach Tytusie, Romku i A’tomku. Karin Stanek nie tylko o nim śpiewała, ale też sama z niego korzystała. W ten sposób w młodości mogła dojechać na ukochane przez nią mecze piłki nożnej.