Przegląd tygodnia. Trwa super-weekend w polskiej polityce. W Katowicach spotyka się właśnie Prawo i Sprawiedliwość na konwencji, która w zamyśle ma być wielkim, nowym otwarciem przed kampanią wyborczą i wyborami w 2027 roku. Albo wcześniej – jeśli taka okazja się nadarzy. PiS kilka dni temu opublikował oficjalny plan wydarzenia i naprawdę warto się w niego wczytać, bo tematyka i skład paneli sporo mówią o tym, jaką wizję państwa partia Jarosława Kaczyńskiego chciałaby nam przedstawić, gdyby znowu zdobyła władzę. Wśród paneli mamy m.in. „Moment konstytucyjny” – tytuł brzmi jak z amerykańskiego podręcznika do prawa, ale wystarczy spojrzeć na listę nazwisk: Tobiasz Bocheński, Przemysław Czarnek, Jerzy Kwaśniewski z Ordo Iuris i oczywiście – niezależna ekspertka prawna, w cudzysłowie rzecz jasna – Julia Przyłębska.Podczas otwierającego konwencję wystąpienia Jarosław Kaczyński postanowił zdiagnozować problemy współczesnego społeczeństwa i wskazać kierunek, w którym PiS powinno podążać, jeśli marzy o powrocie do władzy. Prezes, jak to ma w zwyczaju, mówił długo, szeroko i z troską o „zwykłych Polaków”. Tym razem jednak nacisk położył na kwestie gospodarcze. Wśród zapowiadanych pomysłów pojawiły się: waloryzacja 800+, bony mieszkaniowe w wysokości 100 tys. zł na każde dziecko, a nawet dochód podstawowy – 500 zł dla każdego. „Socjalistyczny program PiS” – skomentował na platformie X lider Konfederacji Sławomir Mentzen, dodając z właściwą sobie subtelnością: „I jeszcze kogoś dziwi, że nie chcę mieć nic wspólnego z tym planem ostatecznego zrujnowania naszego państwa?”.Mamy też kilka paneli poświęconych sytuacji mieszkaniowej w Polsce, jakby PiS zapomniał o trzech milionach mieszkań, które miały powstać w ramach programu Mieszkanie Plus. Są też dyskusje o przyszłości mediów, o kulturze, o rodzinie, a nawet panel o wdzięcznej nazwie „Konserwatywny feminizm” – cokolwiek miałoby to znaczyć.Nie zabrakło oczywiście tradycyjnych napięć wewnętrznych. Do ostatniej chwili trwały przepychanki o to, kto wystąpi i gdzie usiądzie. Na przykład poseł Paweł Jabłoński miał brać udział w panelu „Polska Sprawiedliwość – reforma trzeciej władzy”, ale kilka dni przed konwencją został w tajemniczy sposób zastąpiony przez byłego ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobrę.Można więc postawić tezę, że konwencja „Myśląc Polska”, choć ma dać PiS-owi nowy impuls i pozwolić zewrzeć szyki na najbliższe dwa lata, jest też areną wewnętrznej walki o wpływy i przetrwanie. Bo przecież każdy z tych, którzy dziś zasiądą w pierwszych rzędach w Katowicach, myśli nie tylko o „nowym otwarciu”, ale też o stanowisku w rządzie, jeśli marzenie o powrocie do władzy kiedyś się spełni.Czytaj też: Wyborcze przedbiegi. KO i PiS ruszają z konwencjami***W tym samym czasie, gdy Prawo i Sprawiedliwość zbiera się w Katowicach, Koalicja Obywatelska spotyka się w Warszawie. Cel jest jasny: zjednoczenie sił pod jednym szyldem. Nowoczesna i Inicjatywa Polska mają połączyć się z Platformą Obywatelską, tworząc jeden wspólny organizm polityczny. Przeważają głosy, że nowa/stara nazwa będzie brzmiała znajomo: Koalicja Obywatelska, choć niektórzy twierdzą, że czeka nas całkowity rebranding i zupełnie nowa nazwa, ale jak zapewniają politycy KO, serduszko zostaje.Za organizację konwencji odpowiada Rafał Trzaskowski. Ale chwilę przed startem wydarzenia wciąż nie znamy programu, listy występujących ani tematów paneli. Na razie pozostaje więc jedno: czekać na rezultat, bo ten weekend pokazuje, że zarówno PiS, jak i KO próbują udowodnić swoją siłę, nawet jeśli w obu przypadkach słychać w tle cichy zgrzyt podziałów.***Katarzyna Tusk-Cudna, córka premiera Donalda Tuska, otrzymała status osoby pokrzywdzonej w śledztwie dotyczącym wykorzystywania systemu Pegasus. Brzmi jak skandal, i jest nim, choć w rzeczywistości nie chodzi o to, że to jej telefon został bezpośrednio zainfekowany tym inwazyjnym narzędziem inwigilacyjnym. Wszystko wskazuje na to, że jej rozmowy były nagrywane „przy okazji” kontaktów z adwokatem Romanem Giertychem, który – co wiemy już od dawna – znalazł się na liście osób podsłuchiwanych Pegasusem.Sam Donald Tusk nie krył oburzenia. Na portalu X napisał: „Okazuje się, że PiS podsłuchiwał przy pomocy Pegasusa moją żonę i córkę. Wnuczki i wnuków też? Podpalaczu z Żoliborza”. Głos zabrał również Krzysztof Brejza, który sam padł ofiarą politycznej inwigilacji w czasie kampanii wyborczej 2019: „Jeden dzień wystarczył, by PiS-owska linia obrony w sprawie Pegasusa runęła w gruzach. Brutalna, bezduszna, poza prawem i wszelkimi granicami moralnymi inwigilacja rodzin przeciwników politycznych”. Prawo i Sprawiedliwość oczywiście wszystkiemu zaprzecza. Politycy partii, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, twierdzą, że nikt nie zakładał podsłuchu ani żonie, ani córce premiera. Problem w tym, że meritum sprawy jest dużo poważniejsze. Katarzyna Tusk-Cudna dzwoniła do swojego prawnika, a to oznacza, że jej rozmowy były z definicji objęte tajemnicą adwokacką, czyli jednym z filarów demokratycznego państwa prawa. A jednak te rozmowy zostały zarejestrowane. Nielegalnie.Co więcej, nagrania te nie zostały zniszczone, lecz miały zostać bezprawnie skopiowane przez ówczesnego prokuratora krajowego, Bogdana Święczkowskiego.Internet, co pokazuje kolektyw analityczny Res Futura, nie zostawił na PiS-ie suchej nitki. Niezależnie od tego, co kto sądzi o Donaldzie Tusku, atakowanie rodziny przeciwnika politycznego to coś, co w Polsce wywołuje odruchową niechęć. Tusk może mieć sporo przeciwników, ale w tej historii to nie on jest problemem.***A skoro o Pegasusie mowa, to nie koniec kłopotów dla ludzi dawnego resortu sprawiedliwości. Prokuratura skierowała właśnie akt oskarżenia wobec byłego wiceministra Michała Wosia. Zarzuty? Przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków, czyli dowolne i swobodne przyznawanie środków z Funduszu Sprawiedliwości na zakup oprogramowania Pegasus.To jednak dopiero początek problemów Wosia. Sąd zastosował wobec niego poręczenie majątkowe w wysokości 200 tys. zł oraz dozór policyjny. Ale zamiast tonować emocje, były minister postanowił błysnąć w sieci. Na swoim profilu na platformie X opublikował dwa zrzuty ekranu z konta bankowego: na jednym widnieje minus 25 milionów złotych, na drugim... 12 groszy. I to właśnie tym ostatnim wynikiem pochwalił się z dumą, pisząc, że „zostawił Żurkowi tylko 12 groszy”. Problem w tym, że – jak przypomniał Krzysztof Brejza – ukrywanie majątku zagrożonego zajęciem to nie powód do żartów, tylko przestępstwo. Zgodnie z polskim prawem grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.Czytaj też: Prokurator zajął majątek Michała Wosia do kwoty 25 mln zł***W środę w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie stawił się Jarosław Kaczyński, w charakterze świadka w śledztwie dotyczącym wyborów korespondencyjnych z 2020 roku. Przypomnijmy: w lutym zarzuty w tej sprawie usłyszał były premier Mateusz Morawiecki. Jeszcze przed wejściem na przesłuchanie prezes PiS przekonywał, że obecna władza chce stworzyć pozory, jakoby w czasach rządów PiS doszło do przestępstw, ale – jak podkreślił – „oczywiście do żadnych przestępstw nie doszło”. Co ciekawe, po zakończeniu przesłuchania Kaczyński nie miał już ochoty rozmawiać z dziennikarzami.Ja natomiast niezmiennie próbuję uzyskać od polityków PiS odpowiedź na jedno, bardzo proste pytanie: jaka była podstawa prawna do zorganizowania wyborów kopertowych 10 maja 2020 roku? Odpowiedź jest równie banalna, co niewygodna: nie było żadnej. Choć przyznać to głośno, to już ponad siły dla wielu byłych członków rządu.***Wygląda na to, że zakończyła się telenowela pod tytułem „Cała Polska szuka pracy dla Andrzeja Dudy”. Finał? Były prezydent pracy już nie szuka, pracę znalazł. Gdzie? W firmie zajmującej się m.in. kartami płatniczymi, wymianą walut i płatnościami internetowymi. Czy to odpowiednie miejsce dla byłego prezydenta RP? Można by dyskutować, ale – jak zauważył wicepremier Radosław Sikorski na platformie X – „albo dajemy byłym prezydentom i premierom godne emerytury i wymagamy, by stronili od wątpliwych uwikłań, albo przestajemy się czepiać. Wysokie standardy kosztują”. Trudno odmówić racji ministrowi spraw zagranicznych, ale pozostaje kilka pytań. Czy to przypadek, że firma, o której mowa, sponsoruje kanał YouTube, na którym Andrzej Duda prowadzi swój program? Czy to przypadek, że podczas ostatniej zagranicznej podróży w roli prezydenta towarzyszyli mu przedstawiciele tej samej spółki? Przy okazji przez media przetoczyła się też mała afera dotycząca nowej pracy dla byłej pierwszej damy. Jak podał TVN24, w systemach wewnętrznych Narodowego Banku Polskiego pojawiło się nazwisko Agaty Kornhauser-Dudy jako doradczyni NBP – wraz z firmowym adresem mailowym. Screeny błyskawicznie obiegły sieć, a NBP stanowczo zaprzeczył, przestrzegając przed powielaniem nieprawdziwych informacji. Można jednak przypuszczać, że taki pomysł rzeczywiście istniał, tylko po medialnym zamieszaniu został cicho wycofany.Jedno jest pewne: nowa ścieżka kariery byłego prezydenta budzi konsternację nawet wśród dawnych kolegów z PiS.