O postępującym kryzysie lokalnej piłki. Rzut oka na ostatnie sezony w wykonaniu białoruskich klubów i teza gotowa: kryzys miejscowej piłki jest ściśle związany z politycznymi zawirowaniami w tym kraju. Jakiś związek faktycznie istnieje. Rzecz w tym, że znacznie większy wpływ na lokalny futbol wywarła śmierć jednego człowieka. – W klubie, który ciągnął do przodu całą ligę, wszystko było na jego barkach – wspomina dziennikarz Biełsatu. Październik 2012 roku. BATE Borysów, ówczesny mistrz Białorusi, gra w Lidze Mistrzów z Bayernem Monachium. Nowoczesny stadion w Borysowie powstanie dopiero za kilka lat, więc mecz odbywa się w Mińsku. BATE wygrywa 3:1. To drugie zwycięstwo białoruskiej drużyny w europejskiej elicie. Grają tam już po raz trzeci, ale do tej pory udawało im się zdobywać tylko pojedyncze punkty. W tej edycji najpierw ograli na wyjeździe francuskie Lille, a w kolejnej kolejce nie dali szans Bayernowi. Z grupy nie wyjdą, ale awansują do 1/16 Ligi Europy. Tam z tureckim Fenerbache Stambuł odpadną po zaciętej walce (0:0, 0:1). Do Ligi Mistrzów wrócą w sezonach 2014/15 i 2015/16. Wygrają z Athletikiem Bilbao i Romą. Zimą 2019 roku ponownie zagrają w 1/16 Ligi Europy. Zmierzą się w niej z Arsenalem. U siebie zwyciężą 1:0, ale w Londynie polegną 0:3. Zobacz też: Terminarz Pucharu Świata 2025/26 w skokach narciarskich. Oto daty zawodówDynamo Mińsk pogromcą Fiorentiny Grudzień 2014 roku. Debiutujące w fazie grupowej Ligi Europy Dynamo Mińsk jedzie do Florencji. U siebie przegrało z Fiorentiną 0:3, teraz zniknęły atuty w postaci własnego boiska i białoruskiego chłodu. Tymczasem Dynamo sensacyjnie ogrywa włoski zespół 2:1. Z grupy jednak nie wychodzi, bo w pozostałych meczach zbiera łącznie tylko jeden punkt. W następnym sezonie niespodziewanie znów gra w fazie grupowej LE. Tym razem zdobędzie zaledwie trzy oczka – za wygraną z czeską Viktorią Pilzno (1:0). Przez kolejnych osiem lat klub ze stolicy będzie bezskutecznie dobijać się do tych rozgrywek oraz powstałej w międzyczasie Ligi Konferencji. Do tych drugich – już nie do fazy grupowej, a ligowej – uda się Dynamu dostać w 2024 roku, po zdobyciu mistrzostwa kraju. Zajmą 33. miejsce wśród 36 drużyn. Wygrają jeden mecz – z północnoirlandzkim Larne (2:0). Przegrają m.in. z Legią Warszawa (0:4). Najciekawszym wydarzeniem meczu przy Łazienkowskiej będą antyrządowe transparenty wywieszone przez kibiców. W sezonie 2025/26 Dynamo – znów jako mistrz – przepadnie w eliminacjach. BATE i tak będzie mogło spoglądać na rywala z zazdrością. Od 2019 roku znajdzie się na równi pochyłej. Najpierw po raz trzeci w ciągu dekady nie zakwalifikuje się do fazy grupowej pucharów. Później po 13 latach straci mistrzostwo. Odzyska je dopiero w 2023 roku, ale drzwi do Ligi Konferencji w decydującej rundzie zamknie przed nimi kosowskie Ballkani. Sezon 2018/19 pozostaje ostatnim, w którym BATE grało jesienią w Europie. Wiele wskazuje na to, że rozbrat dawnego hegemona z pucharami potrwa jeszcze długo. A następców nie ma. Zobacz też: Kariery przerwane przez wojnę. Oni korki zamienili na karabinyProsperity po białorusku – Czasy hegemonii BATE to najlepszy okres w historii białoruskiej piłki – podkreśla Aleksandr Barazenka, dziennikarz Biełsatu. – Klubem tym kierował wówczas Anatolij Kapski, lokalny biznesmen. Jak na białoruskie warunki zbudował tam naprawdę wielki projekt. BATE zdecydowanie wybijało się ponad poziom reszty ligi, ale też ciągnęło ją trochę do przodu – dodaje. Okres świetności białoruskiego futbolu zazębia się z okresem ogólnej prosperity za naszą wschodnią granicą. Jako najlepszy czas dla mieszkańców tego państwa Kamil Kłysiński, politolog i ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, wskazuje lata 2010-2013. – Odnotowywano wysoki wzrost gospodarczy. Na białoruski eksport otwarty był zarówno rynek rosyjski, jak i rynki zachodnie, mimo ówczesnego ochłodzenia w relacjach politycznych z UE i USA. Paliwo z tego kraju płynęło szerokim strumieniem na Zachód. Ważnym partnerem handlowym Białorusi była też Ukraina. Mińsk rozwijał także stosunki z państwami azjatyckimi – na czele z Chinami – południowoamerykańskimi oraz afrykańskimi – wylicza Kłysiński. Jak te sukcesy przekładały się na życie Białorusinów? – Białoruskie państwo zarabiało wtedy bardzo dużo pieniędzy na produktach naftowych produkowanych na bezprecedensowo taniej rosyjskiej ropie. Kolejne lata, od 2014 aż do 2020 roku, też były, patrząc z dzisiejszej perspektywy, nie najgorsze. Białoruś miała całkiem mocną pozycję na arenie międzynarodowej. Postępował dialog z Unią Europejską i USA. Białoruś zbudowała wówczas opinię kraju pokojowego i w dużym stopniu wiarygodnego. To był okres gospodarczych i wizerunkowych sukcesów tego kraju – dodaje. Zaczynały się już natomiast problemy z zarobkami, które nie nadążały za inflacją. Zapowiedzią tego, co stało się w 2020 roku, były protesty organizowane w Mińsku trzy lata wcześniej. – Stłumiono je, choć bez nadmiernej brutalności, bo wtedy białoruski reżim nie był jeszcze tak totalitarny – zaznacza ekspert.BATE na barkach Kapskiego Barazenka nie do końca zgadza się z tezą, że liga białoruska w ostatnich latach wpadła w kryzys. – Ona zawsze była słaba. Żeby ocenić poziom jakiejś ligi, musimy spojrzeć nie na czołówkę, a zespoły średnie czy nawet z dołu tabeli. Wyznacznikiem poziomu angielskiej Premier League może być Bournemouth, a nie Manchester City. Takim białoruskim Bornemouth są na przykład Smolewicze, nie szczytowe BATE. Spadł więc nie tyle poziom całej ligi, co wąskiej czołówki napędzanej przez klub z Borysowa – wyjaśnia dziennikarz. Wróćmy jednak do BATE. Gdy słyszysz, że w kraju takim jak Białoruś ktoś wybija się ponad resztę, od razu myślisz o powiązaniach w władzą. – Kapski faktycznie był zwolennikiem Aleksandra Łukaszenki. Poparł go publicznie podczas kampanii przed wyborami w 2010 roku. Ale nie można powiedzieć, że BATE było jakąś reżimową drużyną czy że osiągało sukcesy dzięki władzy. Kapski bardzo dobrze zarządzał klubem. Inwestował też w niego duże pieniądze. Rozwijał akademię, robił imponujące transfery – zaznacza Barazenka. Smutnym punktem zwrotnym w historii BATE była śmierć Kapskiego w 2018 roku. – Wtedy cały klub się załamał. Wszystko w Borysowie – od pierwszego zespołu, przez akademię, po infrastrukturę – było na barkach jednego człowieka – tłumaczy nasz rozmówca. W tej chwili BATE finansowane jest z miejskich i państwowych środków. W trwających rozgrywkach bliżej mu do walki o utrzymanie niż mistrzostwo lub puchary. Zobacz też: Liga Mistrzów 2025/26 – terminarz fazy ligowej i wyniki meczówMaradona w Brześciu W końcowej fazie złotych czasów białoruskiej piłki klubowej inny ciekawy projekt rozwijał się zaledwie kilka kilometrów od polskiej granicy. Mowa o Dynamie Brześć. W 2016 roku klub ten przejął Aleksandr Zajcew, wówczas jeden z najbogatszych Białorusinów. Media informowały, że dorobił się on na produkcji ciężkiego sprzętu rolniczego na Bliskim Wschodzie. W Dynamie postanowił zebrać międzynarodową ekipę. Pod koniec 2018 roku w składzie tej drużyny znajdowało się kilku piłkarzy z Afryki i Ameryki Południowej, jeden Słoweniec, dwóch Portugalczyków, Szwed oraz Grek. Asystentem rodzimego trenera był czeski szkoleniowiec. Trenerzy klubowej akademii pochodzili z Hiszpanii czy Walii. Międzynarodowy projekt swoim nazwiskiem sygnował słynny Diego Maradona. W lipcu 2018 roku świat obiegła zaskakująca wiadomość: Dynamo ogłosiło, że Argentyńczyk został jego honorowym prezesem. Związek zaczął się obiecująco. Maradona przyjechał do Brześcia, gdzie zorganizowano mu powitanie w stylu godnym poradzieckiej republiki. Były znakomity piłkarz przejechał przez miasto wojskowym samochodem, machając do licznie zgromadzonych mieszkańców. Następnie zrobił honorową rundkę wokół boiska, obejrzał mecz Dynama, zrobił sobie zdjęcia z lokalnymi oficjelami, udzielił kilku wywiadów i… tyle go w Brześciu widzieli. Dwa miesiące później został trenerem w drugiej lidze meksykańskiej. Władze Dynama przekonywała, że umowa z Maradoną jest aktualna, ale ten nigdy nie wrócił już na Białoruś. Zmarł jesienią 2020 roku. Dożył zatem największego sukcesu w historii klubu, z którym formalnie był związany. W sezonie 2019 (na Białorusi obowiązuje system wiosna-jesień) Dynamo po raz pierwszym zostało mistrzem kraju. Drużyna była silna i wydawało się, że ma szanse na grę w fazie grupowej europejskich pucharów. W eliminacjach Ligi Mistrzów pokonała dwie przeszkody: FK Astana oraz FK Sarejewo. Wyłożyła się dopiero na trzeciej rundzie, minimalnie przegrywając z Maccabi Tel Awiw. To był rok covidowy, zamiast dwumeczu rozgrywano tylko jeden mecz. Dynamo wylosowało pechowo i z mistrzem Izraela grało na wyjeździe. Kto wie, jak potoczyłby się rewanż w Brześciu. Dynamo spadło więc do eliminacji Ligi Europy, gdzie zmierzyło się z faworyzowanym Łudogorcem Razgrad. Tym razem Białorusini grali u siebie, ale Bułgarzy byli za mocni. Przy obecnym systemie rozgrywek po porażce w czwartej rundzie eliminacji LE zagraliby w Lidze Konferencji. Niestety dla Dynama, te rozgrywki powstały dopiero rok później.Dynamo ulubieńcem władz Nowe BATE w Brześciu jednak nie powstało. Dziś jest to klub środka tabeli. – Na dłuższą metę Zajcewowi zabrakło zapału, może też międzynarodowych sukcesów. Zresztą w innych białoruskich miastach podejmowano zbliżone próby. Wiele lat temu do miana numeru jeden w kraju aspirowała Biełszyna Bobrujsk, później FK Gomel, a ostatnio Szachtior Soligorsk – wylicza dziennikarz. Barazenka nie uważa, by klub z Brześcia cieszył się w tamtym okresie szczególną przychylnością władz. – To przypadek podobny do Kapskiego. Zajcew miał związki z Łukaszenką, popierał go, ale Dynamo było projektem finansowanym z prywatnych środków – podkreśla ekspert. Klubem, któremu zdecydowanie najbliżej do miana ulubieńca władzy, jest obecne Dynamo Mińsk. – Po 2020 roku stało się reprezentacyjnym klubem Łukaszenki, choć daleko mu do poziomu sportowego BATE czy nawet Dynama Brześć sprzed lat. Wszyscy na Białorusi wiedzą, że władze chcą, by to Dynamo zdobywało mistrzostwo. Jego faktycznym szefem jest minister sportu – mówi Barazenka. Teorie spiskowe nasiliły się w ostatnich tygodniach. Do niedawna po sensacyjne mistrzostwo pędził beniaminek pierwszej ligi białoruskiej, ML Witebsk. To klub, który jeszcze rok temu występował jako Maxline Witebsk, ale skrócono pierwszy człon ze względu na przepisy zabraniające członkom krajowej elity posiadania nazw związanych z firmami bukmacherskimi. Zobacz też: Liga Konferencji 2025/26. Terminarz polskich drużyn w fazie ligowejW sierpniu beniaminek miał nad drugim w tabeli Dynamem prawie 15 punktów przewagi. Wydawało się, że kwestia mistrzostwa jest już rozstrzygnięta. W kolejnych czterech meczach zespół z Witebska zaliczył jednak cztery porażki. Drużyna z Mińska w tym czasie wszystkie ligowe spotkania wygrała. Nie da się ukryć, że są to podejrzane serie. Przewaga stopniała do czterech oczek, a Dynamo ma jeszcze przed sobą zaległy mecz. Dziennikarz Biełsatu przyznaje, że teorie spiskowe dotyczące tej sprawy mają na Białorusi wielu zwolenników. Sam powątpiewa w czysto sportowy charakter nagłego kryzysu formy drużyny z Witebska. Zwłaszcza że takie sytuacje na Białorusi nie są rzadkie. – W drugiej lidze dość często zdarza się, że klub z małego miasta idzie po awans, ale w pewnym momencie do gry wchodzi właściciel lub nawet lokalne władze. Oznajmiają, że na grę w wyższej lidze nie ma pieniędzy. Zaczynają się zatem tajemnicze serie porażek i awansu nie ma – mówi rozmówca TVP.Info. Mamy zatem do czynienia z teorią spiskową w nieco innym wydaniu – niekoniecznie powiązaną z najwyższymi krajowymi władzami. Przecież podobny mechanizm znamy również z polskich boisk. Mało to razy słyszeliśmy o opowieści o klubach, które odpuszczały awans, żeby nie generować sobie dodatkowych kosztów? Choć akurat w przypadku ML Witebsk ta wersja nie do końca się klei. Awansu do pucharów – przez prezesów i trenerów często uważanego za coś kłopotliwego – raczej już nie unikną. A skoro i tak będzie trzeba grać w eliminacjach, to chyba lepiej jako mistrz niż wicemistrz. No chyba że faktycznie poszedł jakiś przykaz z samej góry... Pandemia, protesty, wojnaJuż po latach świetności BATE, liga białoruska miała swoje pięć minut. Gdy wybuchła pandemia COVID-19, Białoruś była jedynym europejskim – i jednym z bardzo nielicznych na całym świecie – krajem, w którym nie zawieszono rozgrywek piłkarskich.Pomijając już, że była to decyzja niezbyt rozsądna, stworzyła dla ligi dużą szansę marketingową. Wszystkie mecze transmitowano na żywo na YouTube białoruskiego związku piłkarskiego. Niektóre oglądały dziesiątki tysięcy obcokrajowców. Naprawdę trudno oprzeć się wrażeniu, że część z nich dało się zatrzymać przy białoruskiej piłce na dłużej, choćby na fali postcovidowej nostalgii. Białoruskie władze nie podchwyciły jednak tego pomysłu. Covid przyniósł wyłącznie negatywne skutki. – Pandemia była katalizatorem wydarzeń z 2020 roku. Społeczeństwu nie spodobała się bezradność czy wręcz arogancja reżimu wobec problemów zdrowotnych obywateli – wyjaśnia politolog. Czytaj także: Nie dopuścili Izraela, MKOl wpadł w furię. Koniec marzeń o igrzyskachMasowe protesty, o których wspomina nasz rozmówca, wybuchły w sierpniu 2020 roku. Ich bezpośrednią przyczyną były szeroko kwestionowane wyniki wyborów, w których oficjalnie zwyciężył Łukaszenka. Szacuje się, że w pierwszych demonstracjach w Mińsku brało udział nawet do 500 tys. osób. Protestowano nieprzerwanie przez wiele miesięcy, aż do wczesnej wiosny. Były to największe protesty w historii niepodległej Białorusi. Zginęły w nich co najmniej 4 osoby, ponad 33 tys. demonstrantów zostało aresztowanych. W odpowiedzi na protesty władze przyjęły surowe przepisy prawne zakazujące organizowania masowych demonstracji. Zdelegalizowano też wiele organizacji pozarządowych. Bezpośrednio po protestach w 2020 roku doszło do zmian, które dotknęły właściwie wszystkich Białorusinów. – Wielu musiało wyjechać z kraju, zostawiając w nim rodziny i dobytek. Druga grupa to osoby, które nie popierają reżimu, ale zdecydowały się pozostać na Białorusi. Niektóre z nich zostały zmuszone do migracji wewnętrznej. Muszą dostosowywać się do panujących w kraju reguł, aby zachować wolność, życie i zdrowie. Grupa trzecia to osoby szczerze wierzące w reżim. One też zmagają się z postępującymi problemami gospodarczymi – mówi politolog.Z życiem codziennym Białorusinów jest w tej chwili trochę tak, jak z lokalnym futbolem: najgorzej od dawna, choć przecież nigdy nie było doskonale. – Trudno dokładnie ocenić obecną sytuację społeczną na Białorusi, bo znaczna część mieszkańców tego kraju boi się otwarcie mówić o swoich odczuciach. Na pewno do entuzjazmu jest daleko. Zarobki wciąż rosną wolniej niż ceny. Osobom myślącym krytycznie trudno jest śledzić lokalne media. Panuje strach, czy ktoś nie zostanie aresztowany, bo służby wyciągną mu jakieś zdjęcia z protestów sprzed pięciu lat. To częsta praktyka, a w demonstracjach udział brało wiele osób. Dochodzi do tego strach przed wojną oraz będące jej następstwem sankcje. Z półek poznikały produkty, do których Białorusini byli przyzwyczajeni – tłumaczy Kłysiński. Na kolejną rewolucję się jednak nie zapowiada. – Reżim jest twardy i trzyma ludzi pod kontrolą. Spora część społeczeństwa wierzy, że to dzięki Łukaszence białoruscy żołnierze nie giną na Ukrainie. To manipulacja, bo przecież gdyby Putin tego chciał, to Mińsk posłałby ich na front. Tak naprawdę Łukaszenka wciągnął kraj w wojnę, tyle że jak na razie nie całkowicie – podkreśla ekspert.