Jubileusz reżysera i scenarzysty. Uwielbiał pracować z naturszczykami, a zanim powstał kultowy „Miś”, Polacy już oglądali i uwielbiali „Rejs”, w którym zatrudnił mało wówczas znanych aktorów takich jak Stanisława Tym, czy Jan Himilsbach. Marek Piwowski, który kończy 90 lat, kojarzy się głównie z tym filmem. Co działo się na planie tej produkcji? Czy to jedyny film tego reżysera, który warto sobie przypomnieć albo obejrzeć, jeśli się jeszcze nie miało okazji? „Nie słyszałem piosenki, więc się wypowiem”, „Przejdźmy od słów do czynów. Chciałem powiedzieć kilka słów”, „Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy”, „Szczególnie nie chodzę na filmy polskie”, „Nie potrafię znaleźć dystansu” – to tylko kilka cytatów, które padły w „Rejsie” i na stałe weszły do języka potocznego.Ten film był debiutem fabularnym Marka Piwowskiego i do dziś jest jego znakiem rozpoznawczym, produkcją, z którą widzowie głównie kojarzą jego nazwisko.Realizacja „Rejsu” rozpoczęła się w 1969 roku. Scenariusz Piwowski napisał razem z Januszem Głowackim.Kultowy „Rejs”. O czym jest ten film?Na pokład wycieczkowego statku pływającego po Wiśle dostaje się pasażer na gapę. Kapitan bierze go za nowego instruktora kulturalno-oświatowego, a pasażer na gapę z ochotą wciela się w tę rolę. Organizuje spotkanie zapoznawcze, podczas którego rodzą się inicjatywy wielu imprez i zabaw. Ich uczestnicy prezentują żenujący poziom, a "kaowiec" coraz bardziej upaja się swoją rolą i zyskuje sojuszników wśród pasażerów o instynktach organizatorskich i kierowniczych. Trwają kolejno: święto kapitana, bal maskowy, quiz na inteligencję, zbiorowa gimnastyka, gra w salonowca – robi się coraz głupiej, coraz bezsensowniej, ale „kierownictwo” rejsu ogarnia coraz większy entuzjazm.Kto gra w filmie „Rejs”?W rolę kaowca-gapowicza wcielił się wówczas jeszcze mało znany aktor, którym był Stanisław Tym. Jak wspominał po latach, jego udział w tej produkcji był „wymuszony przez los”. Początkowo Kaowca w „Rejsie” miał zagrać Bogumił Kobiela. To pod niego pisana była pisana ta rola. Aktor 2 lipca 1969 roku we wsi Buszkowo, 27 km od Bydgoszczy miał wypadek. Jego BMW wpadło w poślizg i zderzyło się czołowo z autobusem. W wyniku tego zdarzenia doznał pęknięcia śledziony i krwotoku wewnętrznego. Mimo dwóch operacji, które przeszedł, nie udało się go uratować. Zmarł osiem dni po wypadku.– Bobek był aktorem nie do zastąpienia. Był to aktor światowy, geniusz po prostu. (…) I Piwowski, praktycznie rzecz biorąc, nie powinien tego filmu nakręcić w ogóle. I wtedy zgłosił się do mnie, chyba na zasadzie, żeby znaleźć kompletne przeciwieństwo – mówił Stanisław Tym w rozmowie z magazynem „Sukces” w 2011 roku. W końcu się jednak zgodził.Czytaj też: Kaowiec i papierosy Wczasowe. Tak w PRL organizowano obywatelom wakacjeNa casting do „Rejsu” zgłosiło się 24 tys. amatorów. Piwowski dał ogłoszenie do gazetyMarek Piwowski od początku wiedział, że do tego filmu zaangażuje amatorów. Przyszli z ogłoszenia, które zamieszczone zostało na pierwszej stronie „Expressu Wieczornego”. „Chcesz zagrać w polskiej komedii, umiesz śpiewać, tańczyć, recytować? Przyjdź do Hali Gwardii” – brzmiała jego treść.Jak wspominał Stanisław Tym w rozmowie z Jakubem Wiewiórskim z „Gazety Wyborczej” w 2009 roku, przyszło pół Warszawy a dokładnie 24 tysiące ludzi. – I jak ktoś czegoś nie umiał, to Piwowski brał go do filmu – mówił Tym.„Zawsze jest tak, że ktoś musi zacząć pierwszy” – to kultowe słowa wypowiedziane przez kaowca-gapowicza, w którego wcielił się aktor. Można uznać, że sam Piwowski był wówczas prekursorem, tym który jako jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy zastosował w filmie strukturę epizodyczną. Znana była ona już wówczas z europejskich produkcji takich jak „Widmo wolności” Buñuela, czy „Amarcord” Felliniego.„Paradokumentalna metoda Piwowskiego opiera się na 'wątkach znalezionych', strukturach epizodycznych i obserwacji interpretującej. Nie można znaleźć klucza do jego filmów, pomijając te czynniki” – pisała Ewa Wróblewska w magazynie „Film” z 1977 roku. Sam Piwowski o „Rejsie” mówił, że: „W sprawie formy i dramaturgii chciałbym wyraźnie powiedzieć: zastąpiłem rozwijanie fabuły rozwijaniem tematu”. Była to odpowiedź na zarzuty dotyczące braku spójności poszczególnych epizodów, złą kompozycję i wadliwą dramaturgię.Marek Piwowski o „Rejsie”: Test białej kartki– „Rejs” był testem białej kartki, to znaczy próbowałem się w nim doszukiwać – jak to zwykle u nas – między wierszami różnych kluczy do naszej rzeczywistości – tłumaczył Marek Piwowski w 12 lat od premiery w audycji Waldemara Chołodowskiego w Polskim Radiu. - Trudno mi przypomnieć sobie jakiś konkretny cytat, ale cały film jest chyba zbiorem takich właśnie pretekstów. I tak się nauczyli ludzie już od rozbiorów odbierać sztukę, że ona pełni u nas jakąś rolę pozaartystyczną – mówił.O tym, co działo się na planie „Rejsu”, do dziś krążą legendy. To właśnie tu poznali się i zaprzyjaźnili na zawsze Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz. Ten pierwszy wcielał się w postać Sidorowskiego. Jego bohater nie przez przypadek nosił właśnie takie nazwisko. Tak nazywał się ówczesny kierownik SPATIF-u, który wydał zakaz wpuszczania Himilsbacha do lokalu. Była to, więc mała okazja do prywatnej zemsty aktora na swoim „oprawcy”.Problemy z Himilsbachem na planie „Rejsu”Himilsbach i Maklakiewicz spędzali długie godziny na dyskusjach, a przede wszystkim piciu ogromnych ilości alkoholu. Doszło nawet do tego, że pewnego dnia zamknęli się w kotłowni i nie chcieli wyjść. Gdy chciano ich stamtąd wyciągnąć, bronili się za pomocą hydrantu z wodą. Himilsbacha podczas zdjęć do „Rejsu” kilka razy zatrzymała policja, gdy ten pod wpływem urządzał awantury. Do takiej sytuacji doszło w Białobrzegach, Zegrzu oraz Toruniu.Mimo że film miał scenariusz to, co kręcono, wymyślane było na bieżąco i w dużej mierze improwizowane. Ogromny udział w tym mieli Tym, Himilsbach i Maklakiewicz. Wielokrotnie o tym, co było nagrywane, decydował przypadek. Tak było chociażby ze słynną sceną inżyniera Mamonia na temat polskich filmów.Czytaj też: Jan Himilsbach w szarą rzeczywistość wprowadza element baśniowy– Zdzisio był profesjonalistą, mógł grać w każdym stanie i miał starannie przygotowany tekst. Natomiast Janek szalał i mimo próśb, i błagań ciągle przerywał opowieść Zdzisia i kompletnie go zagłuszał. Straciliśmy już wszelką nadzieję, kiedy Janek nagle osłabł, zapadł się w sobie, zamilkł i na jego twarzy pojawił się ten wyraz rozpaczliwej koncentracji i uwagi, który słusznie tak zachwycił swym aktorskim kunsztem publiczność i krytyków – wspominał Janusz Głowacki.Podczas zdjęć Jan Himilsbach prawie się utopił. Pewnego razu nagle odstawił szklankę z wódką, z którą praktycznie się nie rozstawał i skoczył do Wisły z górnego pomostu. – Wynurzył się na chwilę, krzyknął: „Olaboga!” i poszedł pod wodę. Marynarzom, którzy wskoczyli za nim, udało się go wyłowić – wspominał Głowacki.Kolaudacja „Rejsu” przypominała stypę. Film stał się hitemEfekt końcowy i brak spójności ze scenariuszem sprawiły, że film został zatrzymany przez cenzurę na dwa lata. Podczas kolaudacji wesoło nie było. Jak pisze Sławomir Koper w książce skandaliści PRL „przypominała stypę”. Nikt nie rozumiał, o co w tym filmie chodzi i uważano, że to klęska. Zastanawiano się, co z nią zrobić. Padła nawet propozycja, by „Rejs” pociąć i puszczać w 10-minutowych kawałkach po „Dzienniku Telewizyjnym”. Członkowie Wydziału Kultury KC PZPR uznali, że „film jest tak zły, że absolutnie trzeba go pokazać”. Byli przekonani, że „Rejs” bez premiery, puszczony dwa czy trzy razy przejdzie niezauważony i „zdechnie śmiercią naturalną”.Tak się jednak nie stało. Widzowie natychmiast ruszyli do kin, by obejrzeć tę absurdalną produkcję. Rozpływali się nad aktorstwem Himilsbacha, co również dla cenzury było niezrozumiałe. Jeden z hollywoodzkich producentów chciał nawet zatrudnić Himilsbacha po „Rejsie” to jednej ze swoich produkcji, ale postawił mu warunek, że musi się nauczyć angielskiego. „Producent pewnie się rozmyśli, a ja wtedy zostanę jak głupi ch... z tym angielskim” – stwierdził Himilsbach, odpowiadając, dlaczego odmówił.„Przepraszam, czy tu biją?”. Kryminał według PiwowskiegoO ile władze zarządziły, by Piwowski i Głowacki już razem nie pracowali, o tyle reżyser ze swoim odkryciem w postaci pana Janka, kolejny raz spotkali się na planie filmu „Przepraszam, czy tu biją”. To drugi, tym razem kryminalny film Marka Piwowskiego, który zasługuje na uwagę.Przywódca przestępczej grupy, Belus chcąc sprawdzić lojalność jej członków, organizuje fikcyjne włamanie do jubilera. Sam powiadamia milicję i z ukrycia obserwuje, który z kumpli sypnie. Zdrajcą okazuje się Bimber. Po jego zeznaniach milicja dowiaduje się, że napad był pozorowany, a prawdziwy skok dopiero się szykuje. Inspektorzy Milde i Górny usiłują namówić chłopaka zwanego „Studentem” do współpracy i uczynić wszystko, aby złapać sprytnego Belusa.„Przepraszam, czy tu biją”. Kto zagrał w tym filmie? Gdzie go nakręcono?W „Przepraszam, czy tu biją?” Piwowski również zatrudnił naturszczyków, a wśród nich znanych i uznanych bokserów, muzyków, a nawet reżysera. Obsada prezentowała się następująco:· Jerzy Kulej – milicjant Milde· Jan Szczepański – milicjant Górny · Zdzisław Rychter – Jerzy Kudelski „Belus” · Ryszard Faron – „Student” · Zbigniew Buczkowski – wywiadowca · Bogdan Kowalczyk – „Małolat” · Jerzy Górecki – Bimber · Jan Himilsbach – Niedźwiedź · Marek Piwowski – mężczyzna okradany na dworcu (niewymieniony w napisach i w czołówce) · Krzysztof Kieślowski – jeden z mężczyzn okazanych na komisariacie napadniętemu strażnikowi (niewymieniony w napisach i niewymieniony w czołówce) · Andrzej Ziółkowski – muzyk, gitarzysta (Budka Suflera & Krzysztof Cugowski – Podarowany dzień) · Krzysztof Cugowski – piosenkarz (Budka Suflera & Krzysztof Cugowski – Podarowany dzień) w „Maximie” (niewymieniony w napisach i w czołówce) · Andrzej Strzelecki – konferansjer pokazu mody męskiej w „Maximie” · Jerzy Matula – mężczyzna w „Maximie” · Tadeusz Walendowski – funkcjonariusz współpracujący z Mildem i Górnym„Umiejętność koncentracji i niezawodny refleks sprawiły, że w ciągu kilku dni opanowali podstawowe umiejętności aktora filmowego” – mówił podczas zdjęć o Kuleju i Szczepańskim. To jak naturalnie wcielili się w te role, sprawiło, że do dziś porównywani są do amerykańskich stróżów prawa z filmów kryminalnych lat 70. Kulej z kolei przez niektórych nazywany jest polskim Genem Hackmanem.Czytaj też: Stacz kolejkowy, kartki, towar spod lady. Tak wyglądał handel w czasach PRLOprócz kryminalnej historii i obsady, na uwagę zasługują również wnętrza i plenery. W „Przepraszam, czy tu biją” gra nieistniejący już Spółdzielczy Dom Handlowy „Sezam” w Warszawie. Ciekawostką jest, że końcowe sceny były kręcone na dachu budynku. Film ten kręcono także m.in. na Dworcu Centralnym, Trasie Łazienkowskiej, Wisłostradzie oraz w Ogrodzie Zoologicznym w Warszawie. W tym ostatnim powstała jedna z kultowych scen tego filmu, w której Jan Himilsbach występuje w stroju białego misia z Krupówek i wypowiada zdanie „Zdejmij mi łeb”.Jaki tytuł miał mieć film „Przepraszam czy tu biją”?„Przepraszam, czy tu biją?” to z jednej strony historia kryminalna, z sensacyjną intrygą, z drugiej pewnego rodzaju refleksja na temat uczciwości i moralności. W przeciwieństwie do „Rejsu” nie ma tu groteski ani absurdu. Jest za to, jak zauważają krytycy – deformacja obrazu. Wiele w tym filmie ujęć z dołu lub z góry, które dają efekt zachwiania perspektywy. To właśnie one sprawią, że postaci czy wnętrza nabierają karykaturalnego charakteru.Pierwotnie film miał nosić tytuł „Traktat o mokrej robocie”, ale ostatecznie zdecydowano się na tytuł zaczerpnięty z filmowego dialogu. Jedna z postaci pyta: „Przepraszam, czy tu biją?”, na co druga odpowiada: „A co? Boi się pan?”. Ten odpowiada: „Nigdy nie siedziałem”.Film ten zdobył uznanie nie tylko widzów, ale i krytyków. Otrzymał też trzy nagrody na FPFF w Gdańsku w 1976 roku – „Srebrne Lwy Gdańskie”, Nagrodę za muzykę dla Piotra Figla i Nagrodę Publiczności.Marek Piwowski zadrwił z Czesława Niemena. Co zrobił w filmie „Sukces”?Marek Piwowski ma na swoim koncie również filmy dokumentalne a wśród nich ten pod tytułem „Sukces”. Bohaterem jest Czesław Niemen i zespół Akwarele. W dokumencie tym pokazane są sceny z prób do nowej płyty. Kadry przeplatane są wypowiedziami głównego bohatera, czyli Niemena. Zarówno on, jak i jego koledzy z zespołu poczuli się urażeni. Reżyser z nich zadrwił. „Sukces” przedstawia Niemena jako "zadufanego w sobie" i mającego "skłonności do kiczu".„Ja się ładnie ubieram, wszyscy tak się powinni ubierać” – takie słowa padają z ust Niemena w tym dokumencie. Takich wypowiedzi wyrwanych z kontekstu jest więcej. „Sława to jest dla mnie bzdura kompletna. Po co być podziwianym” – te słowa również padają z ust Niemena. Film został potępiony przez Polskie Towarzystwo Jazzowe. W 2007 roku Marek Piwowski przyznał się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Być może ten dokument był jedną z prób pokazania w negatywny sposób stereotypów kultury młodzieżowej.24 października 2025 roku Marek Piwowski kończy 90 lat. Tak wygląda dorobek reżysera:Filmy· Muchotłuk - 1966· Sukces – 1968 · Psychodrama – 1969 · Rejs – 1970 · Korkociąg – 1971 · Przepraszam, czy tu biją? – 1976 · Uprowadzenie Agaty – 1993Teatr Telewizji: · Kłopoty to moja specjalność – produkcja 1977/ premiera 1978 · Paragraf 4 – na podstawie powieści Paragraf 22, 1981· Nóż w głowie Dino Baggio - 2000 · Oskar – 2005