Wciąż bez widoków na rozejm w Ukrainie. Donald Trump chwalił się, że wojnę w Ukrainie może skończyć w 24 godziny. Nie zrobił tego, choć mógł. Wciąż może – wystarczy wprowadzić wysokie cła wtórne na Chiny i Indie za handel rosyjską ropą, przekazać Ukrainie odsetki z rosyjskich aktywów, wesprzeć Kijów rakietami dalekiego zasięgu itp. – ale nie chce. W imieniu prezydenta USA rozmowy pokojowe prowadzi Steve Witkoff – potomek rosyjskich emigrantów i przyjaciel rosyjskich mafiozów. Być może to jest jednym z powodów, że blisko roczne negocjacje nie przynoszą kompletnie żadnych wyników. Czternastego października, dzień po podpisaniu w Egipcie umów pokojowych na Bliskim Wschodzie (gdzie Witkoff był jednym z negocjatorów) ukazał się artykuł w „Middle East Eye” podchwycony przez światowe agencje, informujący, że po miesiącach spędzonych w amerykańskiej dyplomacji Steve Witkoff, wraca do swych biznesowych spraw w USA i rezygnuje z politycznych działań na arenie międzynarodowej.„Ta historia to w 100 procentach fake news i powinna zostać natychmiast wycofana. Często się zastanawiam, skąd ci tak zwani reporterzy biorą takie śmieszne bzdury. Jestem bardziej zaangażowany w proces pokojowy niż kiedykolwiek i nadal z dumą służę prezydentowi Stanów Zjednoczonych!” – zdementował szybko te doniesienia Witkoff w serwisie X.Narracja Putina i Trumpa niczym się nie różniąPo załatwieniu spraw Bliskim Wschodzie przyjaciel Donalda Trumpa teraz może już skupić się tylko na rozwiązywaniu konfliktu na Ukrainie. Jego recepta na rozejm jest bardzo „specyficzna” i szokuje nie tylko Ukraińców, ale nawet Demokratów i… Republikanów w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze na początku października wydawało się, że dla Kijowa pojawiło się światełko w tunelu – jest szansa na postawienie Rosjan pod ścianą i szybkie zawarcie rozejmu. Wynikało to z faktu, że Donald Trump wydawał się zniecierpliwiony zachowaniami Kremla, który nie przejawiał zainteresowania negocjacjami i zaczął głośno mówić o sprzedaży Ukrainie rakiet manewrujących dalekiego zasięgu Tomahawk. Skuteczne ataki na cele strategiczne na terytorium Rosji mogłyby szybko „rozmiękczyć” Kreml i skłonić do rozmów przy negocjacyjnym stole. Po czwartkowej (16 października) rozmowie telefonicznej z Putinem Trump diametralnie zmienił zdanie w sprawie Tomahawków. Co więcej, według amerykańskich mediów, przyjął w całości (nie pierwszy raz) narrację prezentowaną przez rosyjskiego dyktatora. Według informacji „The Washington Post”, Putin – jako warunki zawarcia rozejmu – zaproponował wymianę terytorialną, w ramach której Ukraina miała przekazać w całości Rosji obwody doniecki i ługański w zamian za zwrot niewielkich części Zaporoża i Chersonia.Zobacz także: „Pożyteczne i konstruktywne”. Trump komentuje rozmowę wysłannika z PutinemDziennikarze amerykańskiej gazety stwierdzili też, powołując się na swe źródła w kręgach rządowych, że dzień później urzędnicy amerykańscy zaproponowali Wołodymyrowi Zełenskiemu właśnie taką „wymianę”.Steve Witkoff powołuje się na rosyjską konstytucję„The Washington Post” poinformował też, że dwaj anonimowi urzędnicy znający szczegóły spotkania Wołodymyra Zełenskiego i Donalda Trumpa w Białym Domu ujawnili, że Steve Witkoff był jednym z tych, którzy najbardziej agresywnie nakłaniali Ukraińców do przyjęcia rosyjskich warunków. Specjalny wysłannik prezydenta miał przy tym używać powtarzanych od dawna „koronnych argumentów”, że w Doniecku i Ługańsku znaczną część populacji stanowi ludność rosyjskojęzyczna.Takie podejście Witkoffa do sprawy oburza nie tylko Ukraińców, ale też opinię publiczną na całym świecie. Internauci złośliwie komentują, że trzymając się takiej filozofii, Stany Zjednoczone powinny oddać całe południe kraju Hiszpanii, a w Anglii w ręce Rosjan powinna trafić przynajmniej jedna dzielnica Londynu – Kensington i Chelsea.Po spotkaniu w Białym Domu Wołodymyr Zełenski zdradził, że Steve Witkoff bronił stanowiska Rosji, przedstawiając narrację Kremla, iż Donieck i Ługańsk to terytoria przynależne Moskwie, ujęte w rosyjskiej konstytucji w wyniku (nielegalnego) referendum w sprawie aneksji w 2022 r.– Pan Witkoff zwraca uwagę, że zostało to włączone do ich konstytucji. Wyjaśniłem więc panu Witkoffowi jeszcze raz, że jeśli jutro Putin doda coś jeszcze do ich konstytucji, po zakończeniu wojny w taki czy inny sposób, czy będziemy musieli ponownie wycofać się z jakiegoś terytorium – pytał retorycznie Zełenski i dodał: – A jeśli na przykład zmienię Konstytucję Ukrainy, aby uwzględnić dwa regiony Federacji Rosyjskiej, czy wtedy opuszczą te terytoria? To model niefunkcjonalny. Także „Financial Times”, powołując się na trzech europejskich urzędników znających szczegóły rozmów w Białym Domu, potwierdziło, że Trump na spotkaniu z Zełenskim powtarzał argumenty Putina na temat konfliktu i nakłaniał Ukraińca do zaakceptowania rosyjskiej propozycji, ale prezydent Stanów Zjednoczonych temu zaprzeczył.Zobacz także: Wysłannik USA leci do Moskwy. „Od tego zależy, czy nałożymy nowe sankcje”– Nie, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Uważam, że powinni po prostu zatrzymać się na liniach frontu, tam, gdzie są – powiedział prezydent USA dziennikarzom na pokładzie Air Force One w drodze z Florydy do Waszyngtonu, w ostatni weekend.Przyjaciel rosyjskich mafiozów i oligarchówJak to się stało, że negocjatorem w tak ważnych sprawach jak pokój na świecie został Steve Witkoff – człowiek, który nie ma pojęcia ani doświadczenia w polityce i dyplomacji? Jego rodzina o żydowskich korzeniach mieszkała w Rosji i na przełomie XIX i XX wieku przeniosła się do Ameryki, ale to wydaje się słabym argumentem. Wszystko wskazuje na to, że wszelkie niedobory rekompensuje jeden wielki atut – zaufanie Donalda Trumpa, który jest jego dobrym biznesowym znajomym z branży nieruchomości. Tajemnicę fenomenu Witkoffa prezydent Stanów Zjednoczonych ujawnił częściowo podczas swego niedawnego przemówienia w Knesecie (przy okazji zawarcia pokoju na Bliskim Wschodzie).– Zorganizowałem dla niego spotkanie z Putinem, wydawało mi się, że potrwa piętnaście-dwadzieścia minut. Steve nie wiedział nic o Rosji, nie miał prawie żadnego pojęcia o Putinie i nie interesował się polityką. Był dobry w nieruchomościach – powiedział szczerze Trump w izraelskim parlamencie.Przywódca USA przyznał, że Witkoff mu wtedy zaimponował, bo z rosyjskim dyktatorem przegadał… pięć godzin. O czym? Jak to określił Trump, „o różnych interesujących rzeczach”.Rosyjskie korzenie Witkoffa nie są jedynym wątkiem, który łączy go z tym krajem. W 2010 roku wydał on rekomendację dla rosyjskiego gangstera Anatolija Gołubczika, gdy ten ubiegał się o miejsce w budynku apartamentowym przy Madison Avenue 971 w Nowym Jorku. W liście z 3 grudnia 2010 roku Witkoff opisuje Gołubczika jako „przyjaciela” i „osobę o nieposzlakowanej reputacji i uczciwości”.„Pan Steven Witkoff poznał Gołubczika w 2009 roku i złożył rekomendację w piśmie do zarządu wspólnoty mieszkaniowej jako przysługę dla wspólnego znajomego. Znał go pobieżnie. Żałuje, że udzielił mu referencji i przyznaje, że to była pomyłka. Pan Witkoff nie jest w żaden sposób zaangażowany w zakłady sportowe ani pokera” – napisał rzecznik Witkoffa w oświadczeniu dla branżowego serwisu nieruchomości „The Real Deal”, który odkrył związki Gołubczika z amerykańskim deweloperem.Zgodnie z aktami oskarżenia w Sądzie Okręgowym Stanów Zjednoczonych dla Południowego Dystryktu Nowego Jorku odtajnionymi w 2013 roku, Gołubczik odegrał kluczową rolę w oszustwach w branży hazardowej. Postawiono mu także zarzuty o wymuszenia i pranie pieniędzy i skazano na 5 lat więzienia.Zobacz także: Trump zniecierpliwiony. „Rosja musi się ruszyć” Jednym ze znanych partnerów biznesowych Steve’a Witkoffa jest też urodzony na Ukrainie i wychowany w Rosji angloamerykański miliarder Len Blavatnik, który dorobił się fortuny podczas rosyjskiej prywatyzacji w latach 90., szczególnie w sektorze energetycznym i branży aluminium. Ma on bliskie związki z objętym sankcjami rosyjskim oligarchą Wiktorem Wekselbergiem, ale też mocne koneksje w światowych elitach – jest kawalerem Legii Honorowej i ma tytuł szlachecki przyznany przez królową Elżbietę II w 2017 roku.Kolacja, która postawiła na nogi amerykańskie służbyWitkoff do tej pory pięciokrotnie spotykał się z przedstawicielami Kremla. Niewiele z tych spotkań wynikło, natomiast jedno wywołało sporo zamieszania w całej amerykańskiej administracji. Na początku kwietnia doszło do pierwszej wizyty wysokiego rangą rosyjskiego urzędnika w USA od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku. Do Waszyngtonu przeleciał Kiriłł Dmitriew, doradca Putina ds. biznesu. Witkoff chciał podjąć przedstawiciela rosyjskiego dyktatora w wyjątkowy sposób – postanowił zaprosić go do domu, czym spowodował… popłoch w służbach specjalnych. Było to złamanie wszystkich podstawowych procedur bezpieczeństwa. Zaproszenie na kolację Rosjanina objętego sankcjami USA po inwazji Rosji, do prywatnej rezydencji wywołało alarm w Białym Domu i Departamencie Stanu. Jak poinformowały dwa anonimowe źródła agencję Reuters, amerykańscy urzędnicy unikają goszczenia w swoich domach przedstawicieli Rosji – kraju dysponującego zaawansowanymi możliwościami wywiadowczymi.Ostatecznie Witkoff spotkał się z Dmitriewem na kolacji w Białym Domu.Innym wydarzeniem z udziałem prezydenckiego doradcy i negocjatora, które wywołało burzę, był wywiad, jakiego Steve Witkoff udzielił 21 marca br. Tuckerowi Carlsonowi – byłemu dziennikarzowi m.in. Fox News, a obecnie konserwatywnemu komentatorowi politycznemu (mającym w dorobku m.in. wywiady z Putinem czy Sergiejem Ławrowem). Biznesmen po raz pierwszy wówczas oficjalnie przyznał, że Ukraina powinna bez dyskusji oddać cztery swoje obwody (doniecki, chersoński, zaporoski i ługański) powołując się na ich „rosyjskojęzyczność”.Kilka dni po tej rozmowie „The Wall Street Journal” opublikował artykuł zatytułowany „Steve Witkoff staje po stronie Kremla”. Komentarze przyjaciela Trumpa zszokowały również wielu amerykańskich urzędników ds. bezpieczeństwa narodowego – retoryka specjalnego wysłannika wpisywała się dokładnie w retorykę kremlowskich polityków. Witkoff jawnie stał się adwokatem rosyjskich interesów na arenie międzynarodowej. Według informatorów Reutersa niektórzy Republikanie w Kapitolu byli tak zaniepokojeni wyraźnym prorosyjskim stanowiskiem Witkoffa w wywiadzie dla Carlsona, że kilku z nich zadzwoniło później do doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Mike'a Waltza i sekretarza stanu Marco Rubio, wyrażając swe obawy w tej sprawie.Zobacz także: To oni zadecydują o przyszłości. Rosja wystawiła twardych negocjatorówPięć dni po „wystąpieniu” specjalnego prezydenckiego wysłannika, także główny darczyńca Republikanów Eric Lavine wyraził swe oburzenie w liście do innych sponsorów ekipy Trumpa. Krytykował go za chwalenie Putina i stwierdził, że „Witkoff musi odejść, a Rubio musi zająć jego miejsce”.Konflikt interesów nazywany „doświadczeniem”Pomimo fali krytyki jaka spadła na Witkoffa, nawet z kręgów bliskich Donaldowi Trumpowi, pozycja prezydenckiego specjalnego wysłannika pozostała niezachwiana i jest on wciąż głównym „architektem” potencjalnych rozmów pokojowych dotyczących Rosji i Ukrainy. Ale rozmowy na Kremlu dotyczą nie tylko pokoju. Przy okazji (a może przede wszystkim) poruszane są tematy przywrócenia relacji między USA a Rosją, które obiecują znaczące możliwości biznesowe dla obu stron. Być może też z tego względu jedną z rozmów z Putinem – 25 kwietnia br. – Witkoff odbył, łamiąc protokół dyplomatyczny i pozbywając się przedstawicieli amerykańskiej dyplomacji u swego boku (tłumaczem był człowiek z ekipy prezydenta Rosji). Steve Witkoff oraz zięć Trumpa – Jared Kushner obaj są biznesmenami i obaj negocjowali w imieniu rządu USA pokój na Bliskim Wschodzie. Obaj też wystąpili 19 października w programie stacji CBS „60 minut”. Prowadząca rozmowę Lesley Stahl zapytała ich o przeplatanie się polityki i ich własnych interesów (mieli wcześniej do czynienia m.in. z tamtejszymi funduszami inwestycyjnymi). Kushner zauważył, że oni nie będą „angażować się w przyznawanie kontraktów ani w ustalanie, kto będzie prowadził interesy w Strefie Gazy”.– Ja już nie prowadzę działalności. Wyzbyłem się (udziałów)… – wtrącił Witkoff– Ale twoja rodzina tak – zauważyła Stahl.– Ale ja się wyzbyłem. Podobnie jak Jared, nie otrzymuję wynagrodzenia i sam pokrywam wszystkie swoje wydatki – podkreślał Witkoff.– I to jest właśnie ten problem – zauważyła prowadząca program dziennikarka.Kushner przyznał, że obaj z Witkoffem prowadzili interesy na Bliskim Wschodzie, ale to tylko sprawia, że nabrali doświadczenia w tamtejszych realiach i „to co ludzie nazywają konfliktami interesów, oni nazywają doświadczeniem i zaufanymi relacjami”.– Zgadzam się dokładnie z tym, co powiedział Jared. Podoba mi się jego stwierdzenie, że konflikt interesów to termin używany przez niektórych, a my nazywamy to doświadczeniem. Naprawdę – stwierdził Witkoff w programie CBS.Zobacz także: Rosja i USA połączone tunelem „Putin–Trump”? Kreml chce zatrudnić MuskaTeraz specjalny wysłannik Trumpa zdobywa kolejne „doświadczenia” za zamkniętymi drzwiami na Kremlu. A jeśli uda się przy okazji rozwiązać konflikt na Ukrainie – będzie wspaniale. Choć nie jest pewne, czy to jest akurat priorytet wieloletniego przyjaciela prezydenta Stanów Zjednoczonych.W maju Forbes oszacował majątek Stve’a Witkoffa na 2 miliardy dolarów netto.