Rok temu odgryzły mężczyźnie uszy. Nic tu nie znaczyliśmy – mówią mieszkańcy Raculi pod Zieloną Górą. W ubiegłym tygodniu psy zagryzły tam 46-latka. Ale to nie był pierwszy raz, gdy atakowały ludzi. Poprzednim razem odgryzły innemu mężczyźnie uszy, wcześniej zaatakowały kobietę z dzieckiem. Właściciel psów i pobliskiej strzelnicy, były policjant, odbierał zwierzęta ze schroniska w towarzystwie funkcjonariuszy. W Prokuraturze słyszymy, że także wcześniejsze incydenty są badane w obecnym śledztwie. Do tragedii doszło około południa w niedzielę 12 października. 46-letni kierowca samochodu ciężarowego zatrzymał się na odpoczynek przy drodze ekspresowej S3. To przystanek MOP Racula, tuż przy lesie. Wszedł na ścieżkę, żeby rozejrzeć się za grzybami. Psy, które pilnowały obiektu należącego do byłego policjanta Piotra M., wydostały się poza ogrodzenie i zaatakowały mężczyznę. W ostatniej chwili zdołał powiadomić dyspozytora numeru alarmowego 112. ***„Przestaliśmy chodzić do tego lasu w obawie o życie”2022 rok, lato. Kobieta idzie z dzieckiem drogą w pobliżu strzelnicy. To mieszkanka Raculi. Nagle wybiegają psy i rzucają się do ataku. Zasłania swoją córkę, przypadkowi przechodnie pomagają odpędzić agresywne psy. Wtedy skończyło się jedynie na pogryzieniu. Trauma została. – Odnosiło się wrażenie, jakby ten pan dawał swoim psom przyzwolenie na te ataki i nie widział w tym zupełnie niczego złego. Jako były policjant z nie wiadomo jakimi plecami czuł się bezkarnie. Tak uważamy. Mam wrażenie, że traktował ten las jako swój teren i wybieg dla tych psów. My w ogóle już tu nic nie znaczyliśmy. Przestaliśmy chodzić do tego lasu, bo zwyczajnie zaczęliśmy się bać o własne życia – opowiada „Gazecie Lubuskiej” pani Katarzyna, mieszkanka Raculi, który słyszała o tym przypadku. Prok. Ewa Antonowicz, rzecznika Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, w rozmowie z portalem TVP.Info wskazuje, że także ten incydent będzie badany w obecnym śledztwie. Wówczas właściciel psów został ukarany mandatem za wykroczenie. ***Dużo gorzej skończył się historia pana Patryka. To sprawa już z 2024 roku, schemat podobny: szedł leśną drogą wzdłuż terenu strzelnicy. Był sam, nie miał jak się bronić przed zgrają dużych psów – relacjonuje w rozmowie z mediami. Dużych, bo mówimy prawdopodobnie o mieszance owczarka belgijskiego i niemieckiego, które – jak relacjonują zgodnie mieszkańcy i osoby, które odwiedzały strzelnicę – były przez byłego policjanta specjalnie szkolone. Pan Patryk rzucił się na ziemię i osłaniał własne ciało. Agresywne zwierzęta odgryzły mu uszy. – Trauma zostanie do końca życia. Tak samo, jak blizny nie zejdą – przyznaje mężczyzna.Jest gotów dostarczyć śledczym całą dokumentację szpitalną, potwierdzającą obrażenia, jakich doznał.Trafiały do schroniska, a Piotr M. je stamtąd zabierał. DwukrotnieProblem w tym, że mężczyzna wytoczył własne powództwo przeciwko właścicielowi strzelnicy, jednak nie stawia się na przesłuchanie i kolejne wezwania prokuratury. Jak mówi nam prok. Ewa Antonowicz, według właściciela psów to poszkodowany miał wówczas wejść na teren strzelnicy.– Śledczy prowadzą obecnie czynności zmierzające do ustalenia miejsca pobytu tego pana. Dobrze byłoby, żeby zamiast opowiadać mediom, stawił się na wezwanie i złożył swoje wyjaśnienia – konkluduje.Pewne jest jednak to – co potwierdzała prokuratura w swoim komunikacie już wcześniej – że psy w przeszłości wielokrotnie opuszczały teren strzelnicy, biegały za ogrodzeniem i atakowały przypadkowe osoby. – Zgromadzony w sprawie materiał dowodowy wskazuje, że podejrzany miał świadomość możliwości agresywnego zachowania się swoich psów oraz wiedział o wcześniejszych przypadkach wydostania się psów poza teren strzelnicy – konkluduje rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. ***Po poprzednich incydentach psy trafiały zresztą do schroniska dla zwierząt w Zielonej Górze, jednak były policjant dwukrotnie je stamtąd odbierał. W adnotacjach sprawy nie było jednak żadnych informacji o pogryzieniach, więc schronisko nie miało podstaw, by nie oddawać zwierząt właścicielowi.Byłemu policjantowi grozi dożywocieBezkarność Piotra M., byłego policjanta, skończyła się 12 października. Czy musiało dojść do tragedii, by właściciel strzelnicy w końcu odpowiedział za swoje psy? Mieszkańcy nie mają wątpliwości, że można było jej uniknąć wcześniej.Trzy doby walczyli o jego życie. Amputowali wszystkie kończynyPan Marcin, kierowca ciężarówki, został zaatakowany w czasie postoju, gdy wszedł do lasu.Z ustaleń śledczych wynika, że zwierzęta wydostały się poza teren ogrodzenia strzelnicy i zaatakowały przechodzącego w pobliżu 46-latka. Ten doznał co najmniej 53 ran szarpanych i gryzionych. Lekarze próbowali wszystkiego; amputowano mu wszystkie cztery kończyny. Pomimo podjętych działań ratunkowych i operacji po niespełna trzech dobach mężczyzna zmarł 15 października w wyniku odniesionych obrażeń.Piotr M. się nie przyznajePodczas przesłuchania w charakterze podejrzanego właściciel psów nie przyznał się do przedstawionego mu zarzutu. Sąd zgodził się z wnioskiem prokuratury o tymczasowe aresztowanie podejrzanego.Zobacz także: Wyroki dla gangu Psycho Fans. Lider „Maślak” skazany na 10 lat