„Już nie jestem tym, kim byłam”. Rozmawiamy z Jędrzejem Morawieckim – reporterem, znawcą Rosji, profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego. Ostatnie dwie dekady badał Wissarionowców, sektę założoną na dalekiej Syberii w latach dziewięćdziesiątych. Morawiecki szuka jej śladów daleko poza samą Rosją. W reportażu opublikowanym 13 października w portalu postpravda.info opowiada o ukraińskich uchodźcach w Bułgarii. Dekonstruuje mity, które tworzy rosyjska propaganda, przedstawiając uciekinierów wojennych jako roszczeniowych „turystów”. Morawiecki dowodzi, że plotki i oszczerstwa mają wielką moc. Niszczą nie tylko psychicznie. Krzysztof Jabłonowski, portal TVP.Info: Zajmuje się pan Wissarionowcami, rosyjską sektą. Co zatem robił pan w Bułgarii? I co mają z tym wspólnego ukraińscy uchodźcy?Jędrzej Morawiecki: Przyznano mi rezydencję literacką w domu pisarza i tłumacza w Sofii. Byłem tam w końcu 2022 roku. Zamierzałem wrócić do tematu Wissarionowców i pracować nad nową książką. W podaniu o stypendium napisałem, że chcę pisać o ludziach, którym się skończył świat. O małych apokalipsach. Pisałem więc o uchodźcach z Ukrainy i o ludziach, którzy pouciekali z Rosji.Z Rosji też?Po części z Rosji, po części z Ukrainy. O ludziach, którzy utknęli między światami. Albo nie mogli się pogodzić, że ich światy nie istnieją. Rozmawiam na przykład z uchodźczynią, która jest psycholożką i dopiero po chwili orientuję się, że ona jest z Rosji. Ale mówi o sobie jako o Ukraince, bo dawno już przeniosła się na Ukrainę. I nagle na tej Ukrainie dociera do niej ruski mir.Musi uciekać.Zanim ucieknie, dzwoni do ojca. Ojciec przekonuje, że nic złego się nie dzieje i że Rosjanie ich wyzwalają. Ona mówi, że nie wyzwalają, tylko ostrzeliwują. Ojciec na to: „spokojnie, zaraz was wyzwolimy”. Historie strzaskanych tożsamości.Kolejna moja bohaterka zaczęła płakać, gdy opowiadała o świecie, który musiała porzucić. Wcześniej pracowała na planach filmowych. W Bułgarii najpierw wylądowała na zmywaku. Dostała do wyczyszczenia zaskorupiałe garnki, talerze. I pracowała. Spękane ręce, nie ma rękawiczek. Może moglibyśmy to sobie wspominać romantycznie jako pierwszą pracę studencką. W wieku czterdziestu czy pięćdziesięciu lat to coś innego.Czytaj również: „Sprawdzamy”. Jak europoseł PiS rozpętał „aferę” maślanąCzyli praca albo poniżej kompetencji, albo w zupełnie nie swojej branży. Chleb powszedni również Ukraińców w Polsce. Moja bohaterka mówiła, że musi coś robić, bo inaczej zwariuje. Gdy się spotkaliśmy, pracowała już w salonie fryzjerskim. Rozmawialiśmy przed tym salonem podczas jej przerwy. To było tak: ludzie czekają w kolejce do fryzjera, ona płacze, wychodzi właściciel z groźną miną, ona musi do tej pracy wrócić.Opowiedziała mi jedną z rozmów telefonicznych ze swoim bratem ciotecznym. Tuż po wybuchu pełnoskalowej agresji. Ona w domu na Ukrainie, on gdzieś w Rosji. „O co ci chodzi, zaraz was wyzwolimy i będziecie bezpieczni”, „Ale wy nas ostrzeliwujecie!”. „Jak was ostrzeliwujemy? Widziałaś te wybuchy?”.Potem było bombardowanie Mariupolu. I ten brat cioteczny twierdził, że to Ukraińcy zrzucają bomby. To są opowieści o utracie bliskich. Ludzi nasączonych putinowską propagandą. Nie zawsze oczywiście. Zdarzało się, że ktoś z rodziny zreflektował się i przeprosił.Czy w lutym 2022 roku Bułgarzy pomogli Ukraińcom podobnie jak Polacy?Ofiarność Bułgarów była bardzo duża, mimo że to jeden z biedniejszych krajów Unii Europejskiej. Centrum dla uchodźców, którym zarządza Natalia Ellis, bohaterka mojego reportażu, to ogromny budynek. Bułgaria wspierała uchodźców, na ile była w stanie. Na pewno pomagał fakt, że to prawosławny kraj.Z drugiej strony był sentyment do Rosji. Można było na przykład usłyszeć opowieść o tym, że dzięki Rosji Bułgaria istnieje, bo nie została zmieciona przez Turcję. Panowało przekonanie, oczywiście trochę na „czuja”, że połowa Bułgarów popiera Rosję, a połowa Ukrainę. Czytałem wówczas napisy na murach. Były napisy antyputinowskie, potem skreślone, potem ktoś dorysowywał zetkę. Takie dialogi. A na straganach magnesy na lodówkę z Putinem. U nas nie do pomyślenia.Wtedy w 2022 roku u części ludzi to się przewartościowało. U tych, którzy nie byli zanurzeni w rosyjskiej propagandzie. Nie sądzę, żeby nastąpił przechyl w drugą stronę. Bułgaria chyba nie może być prorosyjska.W artykule na postpravda.info opisuje pan, jak rosyjska propaganda nagłośniała historie „foczek”. To pogardliwe określenie na niektóre młode dziewczyny z Ukrainy. Przyjeżdżały do Bułgarii i zachowywały się jakby były na wakacjach. Nagłośnienie tego przez rosyjską propagandę miało poważne konsekwencje. Pod wpływem presji społecznej, Ukraińcy trafiający do Bułgarii musieli przejść przez obóz filtracyjny w Elhowie. „Nieogrzewane baraki, toaleta na dworze, brak transportu, brak opieki medycznej” – tak pan go opisuje.Uchodźcy dostawali lokum w niby luksusowym kurorcie, którego im zazdroszczono. Okazywało się, że to był hotel, który nie działał od pięciu lat. Często w ogóle nieprzystosowany do zimy, nieogrzewany. A nawet jeśli był nowy, to spróbujmy pomieszkać w trzygwiazdkowym hotelu ileś miesięcy. Nie mając kuchni, będąc z dzieckiem i z chorą mamą. „Foczki” to jak najbardziej prawdziwe osoby. Były takie dziewczyny, a rosyjska propaganda rozdmuchiwała temat.Bo to jest tak: ludzie nie przyjmują do wiadomości, że stracili swój świat. Że jest wojna, że nie mają do czego wrócić. W tym pierwszym okresie rzeczywiście mogą się czuć jak na wakacjach. Siedzą na plaży, robią zdjęcia. To jedna z tych niejednoznacznych sytuacji, trudnych do oceny. Każdy ma przecież prawo do wyjazdów. Ale niektórzy jeszcze zachowują się niedojrzale.Oni najpierw muszą się z tym nowym światem zmierzyć. Często zrozumieć, że coś wypierają. Na przykład zobaczyć, jak pęka skóra na zmywaku. Natalia Ellis mówiła ludziom otwarcie: ta wojna potrwa nawet kilkanaście lat. I padały gromy.Czytaj także: Drony, czołgi i rosyjska dezinformacja. Siewcy propagandy w natarciuNikt nie chciał tego przyjąć do wiadomości.Teraz jest już inaczej. Jak mówi Natalia, sytuacja jest „stabil'no napriażonnaja” [stabilnie napięta]. Są osoby, które zrozumiały, że wojna nie skończy się szybko. Przyjeżdżają do Bułgarii, bo boją się zimy i blackoutów. Albo przyjeżdżają z Niemiec, bo nie radzili sobie językowo. Bułgaria z jej słowiańskim językiem wydaje się często miejscem, w którym łatwiej funkcjonować.Jak o tym myślę, to zdaję sobie sprawę, jak bardzo nieprawdziwe są proste tezy. Na przykład przekonanie, że ludzie są roszczeniowi. Nie, ludzie chcą po prostu żyć.Bułgaria nie jest zresztą dla Ukraińców szczególnie atrakcyjna. Słyszałem opowieści, że to jak podróż w czasie do lat dwutysięcznych. Infrastruktura słaba, budynki nieodnowione. To nie jest rzeczywistość zachodu.Wracając do „foczek”. Po przeczytaniu pana tekstu zrobiłem mały research. Nieadekwatne czy infantylne zachowania uchodźców to nie jest nic nowego. Kilka lat temu historyk Daniel Heller przeanalizował relacje pielęgniarek i pracowników socjalnych, którzy w latach czterdziestych zajmowali się ludźmi w obozach przesiedleńczych dla Żydów w amerykańskiej strefie okupacyjnej w Niemczech. „Uważam tych ludzi za niedojrzałe, zależne, bierne jednostki, które wydają się mieć poziom rozwoju psychoseksualnego dwunastolatków” - tak jedna z psycholożek wspominała młodych członków ruchu syjonistycznego mieszkających w obozie.Na przykład mamy zachowują się infantylnie. Nie idą do pracy przez ileś miesięcy. Udają, że są tu tylko na chwilę, że są na wakacjach, że za chwilę wrócą. Zaczynają konkurować ze swoimi dziećmi.Jak to „konkurować”?Konkurować o uwagę. Zachowywać się w taki sposób, który bywa nazywany postawą roszczeniową. Zamiast brać odpowiedzialność, nie idą do pracy, nie integrują się ze środowiskiem. To mogą być również zachowania, które widać w sposobie mówienia, udawania małych dziewczynek. Jakby realizacja patriarchalnych narracji o infantylizowaniu kobiet. Księżniczki, barbie. Albo właśnie foczki, które wrzucają zdjęcia z plaż.Natalia Ellis mówi, że foczki nadal istnieją. One drażnią. Drażnią też Ukraińców. To jak u nas w Polsce z tymi luksusowymi samochodami uchodźców. Jakim samochodem mają niby przyjechać, jeśli mają taki?Czytaj także: „Nie” dla gazu z Rosji. UE ma dość wspierania gospodarki KremlaA jak się żyje uchodźcom w Bułgarii?Teraz jak ludzie przyjeżdżają z Niemiec, nadal mogą dostać bezpłatne lokum. Do niedawna uchodźcy mogli je utracić, podpisując umowy o pracę, co zachęcało do zatrudniania się na czarno. Już to na szczęście zmieniono.Wielu uchodźcom trudno jest jednak odnaleźć się na rynku pracy. Ktoś pracuje w salonie fryzjerskim i zarabia 300 czy 400 euro. Normalnie za te pieniądze mieszkania nie wynajmiesz. A bez legalnej umowy na wybrzeżu tyle się właśnie zarabia. Więc to nie jest tak, że się jedzie do kraju z pocztówki, żeby sobie poleżeć na wybrzeżu.I oczywiście uchodźcy zakwaterowani w obozach. Jak jest teraz w Elhowie?W tej chwili centrum jedzie jeszcze na uzyskanych dotacjach, ale przyszły rok będzie bardzo ciężki. Liczą, że ci, co wyjechali tuż po lutym, będą się angażować albo na poziomie wolontariatu, albo nawet finansowo. Jeśli ktoś ma podstawy z psychologii, może angażować się w pomoc psychologiczną.Jeśli chodzi o życie w takich miejscach, to widzę dwa modele. Albo się integrujesz z nową rzeczywistością, co jest bardzo bolesne, albo jesteś wciąż między światami – tyle że angażujesz się w pomoc. Uchodźcy mówili panu o swoich zmaganiach? O tym, ile takie życie kosztuje psychicznie?Moje bohaterki nie opowiadały o tym. Są jednak rzeczy, które powtarzają jak mantra. Próbuję cytować z pamięci: „jestem w dwóch miejscach, są mnie dwie osoby, jedna żyje tam, a druga tu. Zaczynam sobie zdawać sprawę, że nie ma mojej ławeczki, nie ma domu. Ja już nie jestem tym, kim byłam”.Opowiadają również o tym, jak je albo ich dzieci dopada PTSD, zespół stresu pourazowego. Słyszą na przykład salwy na wiwat na jakimś święcie. Albo fajerwerki. I czują, że coś w nich pęka, że stają się jak zwierzę. Słychać huki, a dziecko zamyka się w łazience. Dużym problemem było, jak koło centrum dla uchodźców w Płowdiw miała się rozpocząć duża budowa.Poza tym, jeśli chodzi o PTSD, to większość badań skupia się na weteranach wojennych. Nie mamy usystematyzowanej wiedzy. Nie wiemy, co się wydarzy, jak ci się zawali świat. Co się będzie z tobą działo po dwóch latach, a co po pięciu. Jedna osoba w Primorsku, która zajmuje się wsparciem psychologicznym, mówiła mi, że nie da się pracować jak w klasycznej terapii. Tu nie analizuje się przeszłości. Trauma dzieje się teraz. Psychologowie tworzą autorskie terapie. Zamiast klasycznie, zaczynają na przykład pracować z ciałem, tworząc program treningowy.Czytaj również: Rosyjska propaganda straszy Polskę Ukrainą. „Kijów przygotowuje prowokację”W opowieściach o uderzającej w uchodźców propagandzie media społecznościowe wracają jak bumerang. Może trzeba się od nich odciąć?Algorytmy widzą, że pewne treści cię zaczynają interesować. To są rzeczy, które będą miały wpływ na tych, w których wzrasta niechęć. Ale media społecznościowe nie odgrywają tylko negatywnej roli. Pomagają utrzymać kontakt z rodzinami w Ukrainie. Ważne są te funkcje integrujące, załatwianie bieżących spraw.Ale trzeba też zauważyć, że na przykład w ramach grup ludzie potrafią się wzajemnie nakręcać. Na przykład w pewnym momencie po inwazji wszyscy Ukraińcy śledzili Flight Radar. Budzili się w środku nocy i sprawdzali. Gdy zagłębiali się w świecie wirtualnym o wiele trudniej było im zakorzenić się w nowym, realnym świecie.Wracając do kwestii „foczek” i „wakacji”. W moich rozmowach z Ukraińcami o tym uwikłaniu w świat wirtualny przewijał się temat morza. Opowiadali o spacerach nad Morze Czarne. Solaris, taki wszechświat, który jest stały. Opowiadali o spacerach po plażach w tę i z powrotem. Identyczne opowieści słyszałem od uchodźców w Łotwie: „jak dobrze, że jest morze”.Sytuacja ukraińskich uchodźców w BułgariiWedług danych przekazanych portalowi TVP.Info przez urząd wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców, z tymczasowej ochrony w Bułgarii korzysta teraz około 73 tys. osób. Od marca 2022 r. do czerwca 2025 r. rząd Bułgarii udzielił tymczasowej ochrony 204 tys. uchodźców.W raporcie podsumowującym sytuację do końca 2024 r. UNHCR podał, że 46 proc. uchodźców mieszka w wynajmowanych lokalach, a 26 proc. w rządowych ośrodkach. Urząd zwraca uwagę, że uchodźcy często mogą liczyć na zakwaterowanie w odległych, małych miejscowościach z ograniczonym dostępem do usług, transportu i wsparcia osób z potrzebami specjalnymi.Większość ukraińskich uchodźców w Bułgarii to osoby z grup wrażliwych: kobiety, dzieci, osoby starsze i niepełnosprawne. 34 proc. uczestników badania ankietowego przeprowadzonego przez UNHCR była na emeryturze. 20 proc. było zatrudnionych, a 21 proc. bezrobotnych. Jako główne przeszkody w zatrudnieniu wskazywano bariery językowe (39 proc.), a następnie brak możliwości zatrudnienia (21 proc.).Czytaj także: Rosyjski deputowany kpi z Ukrainy. „Ten kraj już praktycznie nie istnieje”