„Może pan sobie iść do sądu”. Widziałem w mediach społecznościowych, że mojej lokatorce żyje się całkiem dobrze: gale, nagrody biznesowe, wyjazdy do Dubaju. Ale przez trzy lata nie miała na czynsz. Wiedziała, co robi, mówiła mi wprost, że zgodnie z prawem nie ma obowiązku mi płacić. I że jak chcę, mogę sobie iść do sądu – mówi w rozmowie z portalem TVP.Info Maciej Czyż, właściciel mieszkania, którego lokatorka nie płaciła za wynajem. Paula Szewczyk, portal TVP.Info: Zdecydował się pan na wynajęcie swojego mieszkania, ale okazało się, że mieszkająca w nim osoba nie chce płacić za wynajem?Maciej Czyż, właściciel: Wystawiłem ogłoszenie o wynajem, zgłosiła się pani. Podpisaliśmy umowę, płaciła na bieżąco, nie było żadnych problemów. Wszystko zaczęło się, kiedy oświadczyłem się mojej ówczesnej dziewczynie, planowaliśmy ślub. Powiedziałem lokatorce, że chcę wypowiedzieć jej umowę z wyprzedzeniem trzymiesięcznym. Ona przeciągała trochę ten czas, żeby w efekcie powiedzieć, że muszę podać powód. Zarzuciła mnie paragrafami, ustawą o ochronie praw lokatorów. Dała mi znać, że wypowiedzenie, które jej złożyłem, jest nieskuteczne.I co było dalej, zaczęliście państwo walczyć?Wtedy nastąpiło odcięcie. Od razu, zero kontaktu. „Proszę kontaktować się tylko z moim prawnikiem” – usłyszałem. Jeśli tam przychodziłem, straszyła mnie policją, rzucała konkretnymi paragrafami i właściwie w ciągu miesiąca z osoby płacącej dobrze, przeszła do osoby niepłacącej w ogóle. I wtedy wkroczyliśmy już na ścieżkę prawną.Dużym problemem, zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jest wypowiedzenie umowy. Jeżeli nie ma się powodu określonego w ustawie, czas wypowiedzenia bez podania przyczyny to trzy lata. Na szczęście ja miałem przyczynę, ten brak płatności za trzy miesiące, przez co mogłem legalnie wypowiedzieć pani umowę i złożyć pozew o eksmisję.Kiedy tej opłaty trzymiesięcznej – zgodnie z zasadą wypowiedzenia – pan nie otrzymał, nie oznaczało to, że na drugi dzień będzie mógł pan wprowadzić się do siebie?Nie, nie. Rozpoczęła się cała droga sądowa, pozew o eksmisję. Na pierwszą rozprawę czekałem półtora roku. Pani się na niej pojawiła, jednak na ogłoszeniu wyroku już nie. Miesiąc później odwołała się od niego do sądu drugiej instancji. Musiałem czekać na kolejną rozprawę. Kolejny rok minął, otrzymałem ponownie wyrok o eksmisji, zgodnie z moimi oczekiwaniami. Jednak to nie koniec, bo dopiero wtedy sprawa trafiła do komornika, a to rodziło kolejne problemy. Ponieważ zgodnie z polskim prawem nie ma możliwości eksmitowania osoby na bruk, pani musiała dostać lokal zastępczy od gminy – co udało się zrobić w moim przypadku – i co bardzo przyspieszyło sprawę.Czytaj także: Dochody to nie wszystko. O tym trzeba pamiętać, biorąc kredytA jeśli tak by się nie stało?Jeżeli nie byłoby takiej możliwości i nie dostałaby lokalu, musiałbym wynająć jej na mój koszt mieszkanie sam, do którego zostałaby eksmitowana. Była taka ewentualność, to jak najbardziej zgodne z prawem. To wówczas jedyne rozwiązanie.Lokatorka dostała mieszkanie od miasta na koniec sierpnia tego roku, ale nadal nie mogłem wejść do swojego, ponieważ nie było oficjalnej eksmisji. A ona mi wciąż groziła, że jeżeli przyjdę do mieszkania, zawiadomi policję i prokuraturę o popełnieniu przestępstwa, czyli o włamaniu.Przez cały ten czas – czyli dwa i pół roku – nie otrzymał pan żadnej zapłaty i ponosił jednocześnie koszty?Zgadza się. Jeśli przestałbym płacić, to administracja nie poszłaby do wynajmującej, tylko przyszłaby do mnie. Miałbym naliczane odsetki. W przypadku dalszego braku płatności podejrzewam, że komornik z czasem zająłby moją własność.Udało mi się wejść do swojego lokalu dopiero po trzech latach. To, co zastałem, było dosyć szokujące. W ogóle zapomniałem już, jak wyglądało to mieszkanie. Było zaniedbane, zakurzone, brudne. I nie był to bałagan, który powstał przy wyprowadzce, tylko taki, który narastał tam od dłuższego czasu. Ponadto lokatorka zleciła odłączenie prądu, ale nie opróżniła lodówki, więc przez miesiąc wszystko, co się w niej znajdowało, zgniło.Ale kiedy odzyskałem klucze, ogromny kamień spadł mi z serca.Czy lokatorka w jakiś sposób próbowała panu wcześniej tłumaczyć brak opłat, może była w ciężkiej sytuacji, może straciła pracę?Próbowałem zrozumieć jej motywy, dowiedzieć się, w jakiej jest sytuacji życiowej. Tłumaczyła, że pojawiła się konkurencja w okolicy i ciężej jej prowadzić biznes, nie ma już tylu klientów, co dawniej, w co byłem w stanie uwierzyć. Różnie się zdarza. Ale tutaj była kompletna negacja, kompletny brak kontaktu, odcinanie się, kierowanie mnie do prawnika.Czytaj także: Ożywienie na rynku deweloperskim. Przyglądamy się mu bliżejPonadto, obserwując media społecznościowe, zauważyłem, że pani żyje się całkiem dobrze, chwali się dostatnim życiem, uczestnictwem w galach, nagrody biznesowe, wyjazdy do Dubaju. Więc z jednej strony widziałem osobę, która boryka się ze znalezieniem klientów i prowadzeniem biznesu, z drugiej strony miała możliwość wystawnego życia. Jeśli ktoś chce płacić – kontaktuje się, tłumaczy, szuka rozwiązań. Jeśli komuś zależy, może minimalne kwoty wpłacać, by jakoś utrzymać ciągłość. Tutaj nie było nic, trzy lata bez żadnych opłat. W pewnym momencie przestałem już liczyć na jakiekolwiek opłaty, przestałem się oszukiwać. Pani była w pełni świadoma, mówiła mi wprost, że zgodnie z polskim prawem, nie ma obowiązku mi płacić. I że ja nie mogę do mieszkania wejść ani zakłócać spokoju. Mogę sobie iść do sądu.Myślał pan, że sprawa pójdzie szybciej, potrwa miesiąc, dwa, może pół roku i uda się panu ten problem rozwiązać?Kontaktowałem się już z osobami, które miały podobne problemy i wszyscy mi mówili jednym głosem, że to trzy lata walki minimum. W moim przypadku udało się trochę szybciej, więc rozumiem, że są sprawy o wiele gorsze. Cały ten proces musiałem przechodzić na własny koszt, opłacić prawników, opłacić wszystkie sprawy sądowe, bo to ja byłem inicjatorem pozwu.Są organizacje wspierające lokatorów. Jednak po drugiej stronie, by ktoś wsparł właścicieli w walce z nieuczciwymi lokatorami, takiego wsparcia jest bardzo niewiele. Mogłem jedynie porozmawiać z kilkoma osobami, które były w podobnej sytuacji, ale też nie było łatwo znaleźć ten kontakt.Wyprowadzka nieuczciwej lokatorki też nie kończy sprawy?Jest jeszcze kwota, którą jest mi dłużna, a którą chciałbym odzyskać. Sprawa o eksmisję nie wiąże się w żaden sposób ze sprawą o długi. To oddzielne sprawy i oddzielnie trzeba je zakładać. Obecnie lokatorka ma za te niemal trzy lata mieszkania zadłużenie kilkudziesięciu tysięcy złotych. Nie wiem, czy uda mi się cokolwiek z tego odzyskać. Z tego, co wiem od pani komornik, lokatorka nie posiada nic na kontach bankowych, nie ma żadnej własności, a to, co było w mieszkaniu, określiła jako rzeczy pożyczone, użyczone czy leasingowe, więc nie ma z niej czego ściągnąć.Czytaj także: PSL chce dopłat do kredytów. „Młodzi muszą mieć dostęp do mieszkań”Na razie na kolejny proces nie mam siły. Chcę wyremontować mieszkanie i zastanowić się, co dalej z nim. Ciężko mi powiedzieć, czy jeszcze je wynajmę, jeśli tak, to albo komuś znajomemu, albo komuś z rodziny. Myślę, że obcej osobie nigdy w życiu już go nie wynajmę.Napisz do autorki: paula.szewczyk@tvp.pl