„Limitowana” partia superrakiet dla Kijowa? W piątek (17 października) w Białym Domu spotkają się Donald Trump i Wołodymyr Zełenski. Głównym tematem rozmów ma być udostępnienie Ukraińcom amerykańskich rakiet dalekiego zasięgu Tomahawk do ataków na Rosję. Eksperci z USA twierdzą, że miałoby to być 20-50 pocisków. To tyle, co nic. Ale to nie jedyne problemy związane z tą bronią. Na przełomie września i października pojawiły się informacje, że Donald Trump jest gotowy dać zielone światło dla użycia rakiet Tomahawk w Ukrainie. Powiedział o tym wiceprezydent USA J.D. Vance w kanale Fox News, ujawniając, że „prezydent rozważa taką opcję”.Trump: Zełenski chciałby TomahawkiKilka dni później Donald Trump potwierdził te doniesienia, zaznaczając od razu, że Ukraińcy nie będą mieli wolnej ręki w dysponowaniu tymi pociskami – cele ataków na terytorium Rosji mają być uzgadniane z Waszyngtonem.W piątek prezydent Wołodymyr Zełenski będzie negocjował z prezydentem USA nie tylko warunki na jakich jego armia mogła by korzystać z Tomahawków, ale też liczbę pocisków, która może dotrzeć na Ukrainę. Wiele wskazuje na to, że nie będą to negocjacje łatwe.Zobacz także: Prezydent USA popiera zestrzeliwanie samolotów naruszających przestrzeń NATO– Wiem, co on ma do powiedzenia. Chciałby broń, chciałby Tomahawki. Wszyscy inni je chcą. Mamy wiele Tomahawków – powiedział we wtorek Donald Trump, pytany przez dziennikarzy o piątkowe spotkanie z Zełenskim.„Symboliczna” oferta dla Ukraińców?Stacie Pettyjohn, dyrektor programu obronnego w think tanku Center for a New American Security – cytowana przez „Financial Times” – powiedziała, że Waszyngton mógłby przekazać Ukrainie od 20 do 50 Tomahawków, „co nie wpłynie znacząco na dynamikę wojny”.To liczba wręcz symboliczna, biorąc pod uwagę choćby fakt, że w ostatnich latach Marynarka Wojenna USA wystrzeliła przeciwko Huti ponad 100 Tomahawków.„Wynika to z faktu, że z 200 egzemplarzy zakupionych przez Pentagon od 2022 roku, wystrzelono już ponad 120, według ekspertów ds. obrony. Departament Obrony wnioskował o finansowanie tylko 57 kolejnych Tomahawków w swoim budżecie na 2026 rok” – wyjaśnia na swych łamach „oszczędnościową gospodarkę” armii USA „Financial Times”.Zobacz także: Zaskakująca rozmowa Trumpa z Zełenskim. Padły słowa o ataku na MoskwęAmerykańscy eksperci nie wykluczają także, że Waszyngton może potrzebować Tomahawków do ataku na terytorium Wenezueli. Mark Kanchian, były urzędnik Pentagonu, obecnie pracownik think tanku Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych szacuje, że Stany Zjednoczone mają w sumie 4150 Tomahawków.Problem z wyrzutniami do TomahawkówInnym poważnym problemem związanym z wykorzystaniem Tomahawków na Ukrainie może okazać się również niezbędna do odpalenia rakiet infrastruktura.Obecnie Tomahawki w USA są tylko na wyposażeniu Marynarki Wojennej i wyrzutnie dla nich znajdują się na okrętach. Amerykańska armia posiada naziemny system rakietowy Typhoon – ale tylko dwie baterie. Każda bateria ma cztery wyrzutnie, a jedna bateria może wystrzelić 16 pocisków Tomahawk. Tempo produkcji wynosi jedną baterię rocznie, więc z tej puli Ukraina raczej nie ostanie wyrzutni naziemnych.Stany Zjednoczone mają jeszcze kilka prototypowych wyrzutni JLTV zdolnych do wystrzeliwania Tomahawków. Program został anulowany, ale wyrzutnie pozostały i są wykorzystywane do testów. Ukraina mogłaby otrzymać kilka wyrzutni JLTV. Każdy JLTV może wystrzelić jednego Tomahawka. Zobacz także: Te ataki wyjątkowo bolą Rosję. Ukraińców wspierają w nich AmerykanieInnym rozwiązaniem może okazać się propozycja firmy Oshkosh Defense. Amerykański koncern zbrojeniowy zaprezentował w październiku na targach AUSA 2025 mobilną wyrzutnię X-MAV z której można odpalać Tomahawki (do czterech pocisków jednocześnie). Pojazd jest prototypem, ale jeśli znalazłyby się fundusze, z pewnością możliwe byłoby wyprodukowanie kilku wyrzutni dla Ukrainy.Dlaczego Tomahawki są tak ważne dla Ukrainy?Tomahawk to rakieta manewrująca dalekiego zasięgu produkowana (i modyfikowana) od lat 80. XX wieku. Obecnie na wyposażeniu amerykańskiej armii są wersje Block IV i nowsza Block V. W 2025 roku rozpoczęto modernizację starszych pocisków do standardu Block V, a część starszych egzemplarzy, takich jak UGM-109D (TLAM-D), została wycofana lub zastąpiona przez nowsze warianty. Tomahawki mają zasięg ok. 1600 km, poruszają się na niskich wysokościach (30-100 m), dzięki czemu są trudne do wykrycia. Masa startowa rakiety wykosi 1300 kg, w tym głowica bojowa 450 kg. Porusza się ona z prędkością ok. 880 km/h. najnowsze wersje pocisku mają m.in. mozliwość zmiany wybranego celu, nawet w trakcie trwania misji bojowej. Zobacz także: Nowe rakiety dla Ukrainy? Kreml mówi o „nowej rundzie”Dla Ukraińców Tomahawki są ważne, ponieważ ich zasięg i głowica bojowa umożliwiają groźne ataki na wybrane strategiczne cele (np. lotniska, rafinerie, elektrownie itp) daleko na terytorium wroga. W polu rażenia znalazłaby się m.in. Moskwa. Każdorazowe użycie Tomahawków wiąże się też z wykorzystaniem amerykańskich danych wywiadowczych sygnalizujących m.in. wzmocnione strefy obrony powietrznej itp., co zwiększa szanse Tomahawków na dotarcie do rosyjskich celów. Dlatego broń ta spędza sen z powiek Władimirowi Putinowi i jego świcie. Tomahawki wybuchające w Moskwie były katastrofą nie tylko wizerunkową dla prezydenta Rosji i całego Kremla.Kreml odpowie... wzmocnieniem obrony powietrznejSamo posiadanie w arsenale przez ukraińską armię Tomahawków mogłoby znacząco zachęcić rosyjski rząd do negocjacji pokojowych, ale sprawa jeszcze nie jest przesądzona i wiele zależeć będzie od przebiegu piątkowych rozmów Wołodymyra Zełenskiego i Donalda Trumpa.Zobacz także: Moskwa w zasięgu nowych rakiet. Putin grozi TrumpowiRosja nie posiada obecnie żadnej skutecznej odpowiedzi na Tomahawki. Pośrednio przyznał to kilka dni temu Władimir Putin na konferencji po szczycie WNP w Duszanbe. Pytany o Tomahawki kremlowski dyktator stwierdził, że odpowiedzią Rosji będzie... wzmocnienie obrony powietrznej.