Przegląd tygodnia. Przemysław Czarnek stwierdził: „Jak jeżdżę na rowerze, to jestem szczęśliwy, gdy widzę psa uwiązanego na łańcuchu”. Co ciekawe, od słów byłego ministra zdystansował się sam Jarosław Kaczyński – pisze Karolina Opolska w najnowszym felietonie dla TVP.Info. Sejmowa komisja śledcza do spraw Pegasusa nie odpuszczaPo zeszłotygodniowym przesłuchaniu Zbigniewa Ziobry posłowie postanowili przejść od słów do czynów i złożyli zawiadomienie do prokuratury właśnie w jego sprawie. „Skończyły się czasy bezkarności” – ogłosiła szefowa komisji, posłanka Magdalena Sroka. Zawiadomienie dotyczy dwóch poważnych zarzutów: przekroczenia uprawnień (art. 231 kodeksu karnego) i ujawnienia informacji niejawnych (art. 265). W skrócie – chodzi o sposób, w jaki finansowano zakup systemu Pegasus z Funduszu Sprawiedliwości. Zdaniem posła Witolda Zembaczyńskiego, Ziobrze może grozić nawet 15 lat więzienia. Były minister sprawiedliwości nie pozostaje dłużny. W środę nazwał działania komisji „politycznym harakiri” i „teatrzykiem pod Ministerstwem Sprawiedliwości”. – Złość Donalda Tuska musiała się na nich wylać. Bardzo gromka i taka skłaniająca ich do kolejnych działań – tłumaczył Ziobro, przekonując, że cała sprawa jest elementem politycznej vendetty. W swoim ulubionym stylu Ziobro powtarza, że Pegasus był narzędziem w walce z najgroźniejszymi zorganizowanymi grupami przestępczymi. Z tymi, które posługiwały się najbardziej wyrafinowanymi metodami popełniania przestępstw „łącznie z zabójstwami, handlem na wielką skalę narkotykami, praniem brudnych pieniędzy, czy wielką korupcją”. Brzmi poważnie. Problem w tym, że w tej kategorii przestępców znaleźli się m.in. Krzysztof Brejza, szef sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej w 2019 roku, prokurator Ewa Wrzosek, adwokat Roman Giertych, działacz Michał Kołodziejczak czy żołnierki zgłaszające mobbing i molestowanie w wojsku.***Europosłowie Daniel Obajtek i Michał Dworczyk stracili immunitety, a prokuratura chce im postawić zarzuty przekroczenia uprawnień. W przypadku byłego prezesa Orlenu chodzi o zawieranie umów na usługi detektywistyczne z firmą, którą sam wskazał. Dworczyk z kolei ma tłumaczyć się z korzystania z prywatnej skrzynki mailowej do służbowej korespondencji, w tym dotyczącej informacji niejawnych, oraz z usunięcia części jej zawartości, co może oznaczać niszczenie dowodów. Obaj zainteresowani nie czują się winni. „Parlament Europejski – tak głośno mówiący o obronie demokratycznych wartości, prawach i swobodach człowieka – ułatwia ekipie Tuska prowadzenie wobec mnie dalszych represji politycznych” – napisał Daniel Obajtek na platformie X. Wtóruje mu Michał Dworczyk: „Otwarto ścieżkę ekipie Tuska do dalszych represji politycznych — innej formy rywalizacji politycznej ta ekipa nie zna”. Wspólny ton? Ofiary systemu, który, jak sugerują, mści się na nich za patriotyzm i ciężką pracę. Za swoimi politykami stanął, rzecz jasna, Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem zarzuty są „wyssane z palca”, a Parlament Europejski „nie działa na zasadach praworządności, legalizmu ani ludzkiej przyzwoitości”. Tyle że, paradoksalnie, właśnie te zasady, o których mówi prezes, polegają na tym, że nikt nie stoi ponad prawem. Ani szeregowi obywatele, ani ministrowie, ani europosłowie. Jeśli więc panowie Obajtek i Dworczyk nie mają sobie nic do zarzucenia, teraz mają najlepszą okazję, by to udowodnić.Czytaj też: Obajtek odrzuca zarzuty o zlecenie inwigilacji. „Kwestie bezpieczeństwa”Po blisko dwóch latach zapowiedzi, opóźnień i wzajemnych oskarżeń, rządząca koalicja wreszcie miała dojść do porozumienia w sprawie związków partnerskich. Porozumienie miało zostać wypracowane między PSL-em a Lewicą, czyli między najbardziej konserwatywnymi i najbardziej liberalnymi członkami koalicji. Efektem ma być ustawa o statusie osoby najbliższej – już sama nazwa sugeruje, że to Lewica musiała ustąpić bardziej. Z projektu wyleciały zapisy dotyczące pieczy, co oznacza, że dzieci wychowywane w tęczowych rodzinach wciąż będą miały formalnie tylko jednego rodzica. Podobno zrezygnowano też z jakichkolwiek elementów przypominających ceremonię małżeństwa, to efekt sprzeciwu ludowców, którzy nie chcieli, by „status osoby najbliższej” choćby symbolicznie zbliżał się do instytucji małżeństwa. Katarzyna Kotula z Lewicy, dziś sekretarz stanu w Kancelarii Premiera, wcześniej ministra odpowiedzialna za sprawy równościowe, przekonuje, że „kwestia nazwy jest drugorzędna” i że najważniejsze, by wreszcie wprowadzić jakąś formę ochrony dla osób żyjących w związkach nieformalnych.Ale trudno nie odnieść wrażenia, że pod presją kompromisu z projektu ubyło właśnie to, co miało nadać mu realne znaczenie. Co zrobi PiS? Na razie przygląda się z boku, z wyraźnym zainteresowaniem, ale i z satysfakcją, że to nie oni muszą teraz tłumaczyć się ze swojego stanowiska. Choć warto przypomnieć, że jeszcze podczas jednej z debat prezydenckich Karol Nawrocki, wówczas kandydat, dziś prezydent, zwrócił się do Rafała Trzaskowskiego słowami: „Gdybym miał status osoby najbliższej, to może nie udałoby się schować pana Jerzego, pana koleżance w Gdańsku”. Była to rzecz jasna aluzja do gdańskiej historii z mieszkaniem przejętym przez Nawrockiego i starszym mężczyzną umieszczonym w ośrodku pomocy, której kulisy do dziś budzą poważne wątpliwości. Czy więc prezydent Nawrocki podpisałby ustawę o związkach partnerskich, czy raczej o „statusie osoby najbliższej”? Trudno powiedzieć. Najpierw trzeba zobaczyć, czy projekt w ogóle zostanie oficjalnie przedstawiony, bo patrząc na dotychczasową dynamikę prac, można mieć wątpliwości. Gdyby faktycznie wszystko było dogadane, koalicja pewnie już dziś ogłaszałaby sukces. A skoro każe nam czekać do przyszłego tygodnia, to coś mówi mi, że w tej politycznej układance nadal brakuje gotowości do zobowiązań.***Tydzień temu Sejm przyjął ustawę zakazującą trzymania psów na łańcuchach. Wydawałoby się, że to jedna z tych decyzji, które nie powinny budzić kontrowersji – a jednak. Wśród głosów sprzeciwu znalazł się były minister edukacji, dziś wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości, Przemysław Czarnek. I nie skończyło się na naciśnięciu czerwonego guzika. W rozmowie z Radiem ZET Czarnek stwierdził: „Jak jeżdżę na rowerze, to jestem szczęśliwy, gdy widzę psa uwiązanego na łańcuchu, a nie takiego, który biega luźno. Dlatego że pies uwiązany na łańcuchu ma przy sobie miskę z wodą, jedzenie, budę i nie zagraża nikomu, kto obok przejeżdża”. Dodał też, że nie chciałby, aby „teraz natychmiast trzeba było zwalniać wszystkie psy z łańcuchów”, bo wtedy „nie będzie mógł spokojnie jeździć na rowerze po wsiach”. Słowa Czarnka wywołały lawinę krytyki, zarówno ze strony polityków różnych ugrupowań, jak i organizacji zajmujących się ochroną zwierząt. Te ostatnie przypomniały, że w swojej codziennej pracy zbyt często widzą psy, które na krótkich, ciężkich łańcuchach spędzają życie w błocie, bez wody, bez cienia i bez opieki. Z pewnością nie są to idylliczne obrazki, które wiceprezes PiS przywołuje w swoich rowerowych refleksjach. Co ciekawe, od słów byłego ministra zdystansował się sam Jarosław Kaczyński. Zapytany o wypowiedź Czarnka, odparł, że „epoka się zmieniła” i że „takie zmiany należy wprowadzać w sposób cywilizowany”. Prezes PiS, znany przecież ze swojej wrażliwości na los zwierząt, tym razem zabrzmiał jak głos rozsądku. Ale najwyraźniej nie przekonał własnego wiceprezesa. W programie Graffiti Czarnek odparł, że owszem, epoka się zmieniła, „ale nie w kwestii bezpieczeństwa rowerzystów i dzieci na wsi”. Bo, jak stwierdził, jeśli nakażemy ludziom zwolnić psy z łańcuchów, „to będziemy mieli niebezpieczeństwo na ulicach”. Innymi słowy – łańcuch jako gwarant bezpieczeństwa publicznego.***Mimo że partia Szymona Hołowni notuje dziś poparcie ledwie mieszczące się w granicach błędu statystycznego, wciąż daje nam tematy do rozmów. Okazuje się bowiem, że jej lider kolejny raz postanowił na oczach całej Polski prowadzić negocjacje, które zwykle toczą się za zamkniętymi drzwiami. Zbliża się moment rotacji na stanowisku marszałka Sejmu – za chwilę funkcję ma przejąć Włodzimierz Czarzasty. Hołownia jednak ogłosił, że jego odejście nie będzie bezwarunkowe. Jak stwierdził: „równowaga w koalicji zostanie zachowana poprzez nominację Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz na wicepremiera”, rekomendowanej przez Polskę 2050. Problem w tym, że ta rekomendacja podzieliła partię niemal na pół. Pełczyńska-Nałęcz wygrała z Pauliną Hennig-Kloską zaledwie dwoma głosami. Hołownia dodał też, że jeśli te warunki zostaną spełnione, złoży rezygnację 13 listopada. Sęk w tym, że w umowie koalicyjnej o żadnym wicepremierze z ramienia Polski 2050 nie było mowy. Hołownia po prostu tego punktu nie wynegocjował – w przeciwieństwie do liderów Lewicy i PSL. Dziś wygląda to więc trochę jak polityczny szantaż, a cierpliwość pozostałych koalicjantów wobec lidera Polski 2050 jest coraz mniejsza. Sam Hołownia zdaje się jednak z siebie bardzo zadowolony. Podczas wizyty w Nowym Jorku cieszył się, że jego kandydaturę na stanowisko Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców wspierają „prezydent, premier i minister spraw zagranicznych i rząd”. To rzeczywiście rzadko spotykany w Polsce poziom zgody, szkoda tylko, że osiągnięty dopiero wtedy, gdy chodzi o stanowisko dla Hołowni, a nie wspólne rozwiązania dla państwa. Nie wiadomo jednak, czy to dobre samopoczucie nie zniknie po przesłuchaniu w sprawie słów o „zamachu stanu”. Przypomnijmy – w lipcu, w rozmowie z Polsat News, Hołownia stwierdził, że ktoś miał mu sugerować opóźnienie zaprzysiężenia Karola Nawrockiego na prezydenta.Czytaj też: Przesłuchanie Hołowni przerwane. Wyznaczono już nową datę***We wtorek Nadzwyczajna Komisja do Spraw Ochrony Zwierząt rozpoczęła prace nad ustawami zakazującymi hodowli zwierząt na futra. Jeden projekt, autorstwa posłanki Małgorzaty Tracz z KO, przygotowany wspólnie ze Stowarzyszeniem Otwarte Klatki i Fundacją Viva!, przewiduje pięcioletni okres przejściowy, system odszkodowań oraz odprawy dla pracowników. Drugi projekt, złożony przez posłów PiS, Konfederacji i Kukiz’15, idzie w podobnym kierunku, ale zakłada aż piętnastoletni okres przejściowy. Różnica znacząca, choć cel ten sam – położyć kres jednemu z najbardziej okrutnych przemysłów w Polsce. Jeśli politycy dotrzymają słowa, to po prawie czterech dekadach walki Polska może wreszcie zamknąć rozdział futrzarskiego barbarzyństwa.