„Spodziewałam się, że będzie gorzej”. Żaden z rozkazów nie był w żaden sposób wyjaśniany. Po co nas prowadzą tu i tam, dlaczego przerzucają nas z jednej celi do drugiej, po co w środku nocy wyprowadzają nas do jakiegoś pomieszczenia, żeby tam chwilę posiedzieć i z powrotem przyprowadzić. Myślę, że każdy z tych ruchów był zaplanowanym sposobem na wymęczenie nas psychicznie – mówi w rozmowie z portalem TVP.Info Karolina „Nina” Ptak, prezeska Stowarzyszenia Nomada, która została zatrzymana przez izraelskie wojsko, gdy płynęła jako wolontariuszka z pomocą humanitarną do Strefy Gazy. Paula Szewczyk, portal TVP.Info: Jakie warunki panowały w izraelskim areszcie, jak byliście państwo traktowani przez izraelskie służby? Nina Ptak: To więzienie, czy bardziej nawet obóz detencyjny, podobno jest jednym z najgorszych w Izraelu. Jest to więzienie o zaostrzonym rygorze. Warunki? Nie byłam w wielu więzieniach, nie mam zbyt dużego porównania. Chyba spodziewałam się nawet jeszcze czegoś gorszego. Nasze traktowanie było nieludzkie, nie było dobre. Traktowali nas bardzo upokarzająco i niegodnie, ale jestem przekonana, że był to 1 procent lub naprawdę namiastka tego, czego doświadczają Palestynki i Palestyńczycy w tych więzieniach.Warunki oczywiście nie były dobre i przyjemne: od sytuacji w celach, jedzenia, traktowania, niepozwalania na jakąkolwiek higienę osobistą czy nieotwierania celi choćby po to, żeby na chwilę z niej wyjść. Różne techniki tortur psychologicznych były na nas stosowane, głównie po to, żeby nie było za bardzo widać tych śladów tego, co próbowali nam zrobić.Zabrano wszystkim lekarstwa, które część osób przyjmowało regularnie na receptę.Z iloma osobami przebywała pani w celi? Czy były tam też inne osoby z flotylii, z którymi w czasie tego zatrzymania mogła pani chociażby porozmawiać?Tak, na szczęście byłam w celi z dwoma osobami, z którymi płynęłam na łodzi, czyli z bardzo bliskimi osobami, bo miesiąc zamknięcia na bardzo małej przestrzeni mocno zbliża ludzi. Poza tym zostałyśmy pomieszane, nie wiem jakim kluczem. Byłyśmy w celi od 12 do 20 osób, bo przerzucali osoby z cel do cel, zabierali jednych, by przyprowadzić nowych. Był to element destabilizacji, żeby nie poczuć się bezpiecznie chociaż przez chwilę.Żaden z ruchów, żaden z rozkazów, które dostawałyśmy, nie był w żaden sposób wyjaśniony, tak naprawdę od samego początku nie wiedziałyśmy absolutnie, co się dzieje. Po co nas prowadzą tu i tam, dlaczego nagle z jednej celi przerzucają nas do drugiej, po co w środku nocy nas wyprowadzają do jakiegoś pomieszczenia, żeby tam chwilę posiedzieć i by potem nas z powrotem przyprowadzić. Myślę, że każdy z tych ruchów był bardzo dobrze zaplanowanym sposobem na wymęczenie psychiczne i destabilizacje.Czytaj także: Jest zgoda Hamasu i Izraela. Pierwszy krok do pokoju w Strefie Gazy