Ta broń działa na Rosję jak płachta na byka. Głośnym echem odbiła się w świecie informacja o możliwości przekierowania amerykańskich rakiet dalekiego zasięgu do Ukrainy. Poza realnym zagrożeniem, mają one wywołać popłoch na Kremlu. Przyznała to oficjalnie szefowa ukraińskiej misji przy NATO Alona Hetmanczuk. Amerykańskie pociski manewrujące Tomahawk mają zasięg blisko 2000 tysięcy kilometrów i głowice bojowe o masie prawie pół tony. Mogą uderzyć w wiele strategicznych obiektów rosyjskich położonych daleko poza linią frontu i dosięgnąć także Moskwy.Możliwość dostarczenia tej broni Ukrainie wywołała spory niepokój Władimira Putina, bo z propagandowego punktu widzenia płonące ulice stolicy byłyby dużą porażką.– Obrona przeciwlotnicza jest niezwykle ważna. Ostatecznie działa jak środek przeciwbólowy, zabezpiecza przed nieszczęściem. Aby sprawić ból, potrzebujemy narzędzi do głębokich uderzeń – powiedziała szefowa ukraińskiej misji przy NATO Alona Hetmanczuk w rozmowie z AFP.Trump „w pewnym sensie” obiecał Tomahawki UkrainieSprawa dostarczenia Tomahawków do Ukrainy z USA nie jest jeszcze przesądzona. W poniedziałek (6 października) prezydent Donald Trump, pytany przez dziennikarzy w Białym Domu powiedział, że „podjął w pewnym sensie decyzję” w sprawie Tomahawków, które – za pośrednictwem europejskich krajów NATO – miałyby dotrzeć na Ukrainę.Zobacz także: Ukraińcy już nie potrzebują Tomahawków i Taurusów? Mają lepszą rakietęPrezydent USA dodał też jednak, że chce wiedzieć, co Ukraińcy planują zrobić z rakietami, zanim je dostarczy.