Obierają kierunek na Unię Europejską. Korupcja. Zastraszania. Przekręty. Mołdawskie społeczeństwo ma dość rosyjskiej polityki. Wybory parlamentarne w 2025 roku dały chwilę wytchnienia. Walka trwa. Celem jest dołączenie do Unii Europejskiej. Kolejne lata będą kluczowe. – Rosjanie mówią, że jest u nas „45 kilogramów dyktatury”. Nawiązują oczywiście do Mai Sandu. Może i pani prezydent jest malutka, ale ma charakter i zaraża nim resztę społeczeństwa – mówi aktywistka z Kiszyniowa w rozmowie z TVP.Info. Korespondencja z MołdawiiWybory parlamentarne w Mołdawii, które odbyły się 28 września, zakończyły się zwycięstwem rządzącej, proeuropejskiej Partii Działania i Solidarności (PAS), powiązanej z Maią Sandu. Ugrupowanie zdobyło ponad 50 procent głosów.Drugie miejsce przypadło prorosyjskiemu Patriotycznemu Blokowi Wyborczemu (BEP), w skład którego wchodzi m.in. Partia Socjalistów byłego prezydenta Igora Dodona – uzyskał on 24,2 procent poparcia. Na trzeciej pozycji uplasował się Blok Polityczny „Alternatywa” (8 procent), który, choć deklaruje orientację proeuropejską, kierowany jest przez polityków wcześniej związanych z prorosyjskimi ugrupowaniami.Do parlamentu weszła również Nasza Partia (6,2 procent) – formacja populistyczna sprzeciwiająca się integracji z UE, kierowana przez prorosyjskiego polityka Renato Usatîiego, a także Demokracja w Domu (PPDA, 5,62 procent) – ugrupowanie opowiadające się za zjednoczeniem z Rumunią i pozostające w konflikcie z PAS. Frekwencja wyniosła 52,16 procent.FILIP KOŁODZIEJSKI: – Jest pani zadowolona z wyniku wyborów w Mołdawii?TATIANA PRESENTII: – Tak. Znów wygrała proeuropejska Partia Działania i Solidarności. Walczyliśmy mocno, żeby ponownie się to udało. Nie można jednak zapomnieć, że przed wyborami trwała wojna hybrydowa, wywołana przez Rosję.Może pani rozwinąć tę myśl?Zmagaliśmy się z tą strategią wojenną przez cztery minione lata. Przed rokiem było referendum dotyczące dołączenia do Unii Europejskiej. Ludzie byli „za”, co zdenerwowało Rosjan. Dodatkowo wybieraliśmy prezydenta. Na stanowisku, na kolejną kadencję została Maia Sandu. Rządzi prawdziwa liderka. Wcześniej Mołdawianie niechętnie chodzili do urn wyborczych. Czuliśmy, że byliśmy pod rosyjskim butem. Nie widzieliśmy lidera, który mógłby z nimi walczyć. W końcu to się zmieniło. Społeczeństwo poszło zagłosować dla Sandu.Jak rozkładały się głosy?Różnorodnie. Nie da się nas porównać do żadnego innego kraju w Europie. Jesteśmy wielokulturowym państwem. Na południu żyją Gagauzi. To Turcy, którzy rozmawiają w języku tureckim. Są chrześcijanami. Są też bardzo prorosyjscy. Ich sąsiedzi to Bułgarzy, mieszkający również na terytorium Mołdawii. Oni też są bliżej tego, co prezentuje Rosja. Dodatkowo, na południu kraju żyją Ukraińcy, którzy... też są prorosyjscy. Dlatego byliśmy w ogromnym szoku, gdy się o tym dowiedzieliśmy. W trakcie wyborów parlamentarnych było to widać. Nie zrozumieli nic po wybuchu wojny. Rozmawiałam z kilkoma osobami z tamtego regionu i mówiłam im wprost: „Zdradziliście dwie ojczyzny. Swoją historyczną i faktyczną”. Nie dociera do nich, że Putin i reszta zabijają ich rodaków. Okropna rzecz.I jest jeszcze Naddniestrze...Byliśmy zdziwieni, bo dużo osób z tego terenu zagłosowało na opcję proeuropejską. Szok. Przecież tam na miejscu nadal stacjonuje 14. Armia rosyjska. Żołnierze zostali po wojnie, która miała miejsce w latach 1991-1992. Dodatkowo przyjęli własną walutę. Wszędzie można napotkać rosyjskie flagi. A jednak coś powoli, powoli zmienia się w ich głowach. Chyba zaczynają się czuć Europejczykami. Przecież Mołdawianie też nie chcą trzymać z Rosjanami.Mówi pani o młodzieży czy starsze osoby też mają tam dość rosyjskiej narracji?Całe społeczeństwo ma dość. Zawsze znajdzie się ktoś, kto się z tego wyłamie, ale to już zdecydowana mniejszość.Czytaj też: Kreml wściekły po wyborach w Mołdawii. „Były naruszenia”W Naddniestrzu jest niebezpiecznie?Niekoniecznie. Jeżdżę tam bardzo często. Gdy widzę pomnik Włodzimierza Lenina, podnosi mi się ciśnienie. Jestem również oburzona, gdy rosyjskie „szmaty” wiszą na masztach. Chodzi mi oczywiście o ich flagę. To dla mnie za dużo. Obrzydlistwo. Całe mołdawskie społeczeństwo przez to cierpi. Niedawno pokłóciłam się z rosyjskimi żołnierzami na granicy. Jeden z nich stał z karabinem i pytał się, w jakim celu tam wjeżdżam. Popatrzyłam na niego i powiedziałam: „Nie będę się z niczego tłumaczyć. Ja jestem w swoim kraju. Ty nie”. Pojechałam dalej. Ten celnik był nikim. Przecież i tak by mnie nie zabił. Naddniestrze jest zacofane. Są lekko upośledzeni. Oby się to szybko zmieniło, bo jesteśmy otwarci na młodzież, która szybko się rozwija i jest jakościowa.Śledząc wydarzenia z ostatnich tygodni, można było natrafić na artykuły dotyczące przedwyborczej korupcji. To prawda?Rosja przeznaczyła niemal 500 milionów euro na wojnę hybrydową. Chcieli przekupić ludzi. Głosy Gagauzów i Ukraińców kupowali za 300 lei mołdawskich (około 65 złotych – przyp. red.). Obywatelom Mołdawii proponowali natomiast od 300 do 500 euro (od 1200 do 2200 złotych – przyp. red.). Ludzie wzywali policję. Otwarcie mówili, że nie da się ich kupić. Głośną sprawą była też próba „kupna głosów” we Włoszech. Tam Rosjanie również nie dali rady przepchnąć tego podstępu. Aktywiści zgłaszali te naruszenia do funkcjonariuszy.Co się stało z przejętymi pieniędzmi?Większość trafiła do budżetu kraju. Co ciekawe, baszkan Gagauzii – Evghenia Gutul – czyli odpowiedniczka pani prezydent Sandu, trafiła już do więzienia. Wpadła na przemycie kasy. Przewoziła walizki pełne pieniędzy, by wpłynąć na destabilizację sytuacji w Mołdawii. Została skazana na 7 lat. Fundusze na „złe czyny” trafiały też do osób, które miały wprowadzać zamieszanie za pomocą kryptowalut. Źródła i pomysły Rosjan się nie kończyły. Wykorzystywano boty i media społecznościowe. Czekamy, aż wszyscy odpowiedzialni za korupcję trafią za kratki. Śmiejemy się, że niedługo w więzieniu będziemy mieć cały parlament.Kończyło się tylko na przekupstwach?Nie! Były również zastraszania.Pani tego doświadczyła?Tak. Na dwa miesiące przed wyborami. Dostawałam wiadomości, że mnie znajdą i pożałuję tego, co robię. Wiedziałam, że chcą mnie przestraszyć i zagrać na psychice. Nie udało się im. Chodziłam normalnie po mieście. Nie bałam się. Czytaj też: „Książę Mołdawii” przekazany do kraju. W tle „kradzież stulecia”Jak wyglądała sytuacja po wyborach? Można było przeczytać, że na ulicach Kiszyniowa pojawiły się zamieszki. Tych bzdur lepiej nie czytać. Nic takiego się nie działo. Pierwszy rosyjski protest został przeprowadzony w dniu wyborów. Przewodził mu Igor Dodon. Liczę, że jak najszybciej trafi do więzienia, bo jego twarz antropologicznie nie pasuje do naszego kraju. Zamieszanie na ulicy trwało 10 minut. Uczestnikom zapłacono grosze za udział w tym przedstawieniu. Nawet pijacy nie chcieli brać udziału. Dzień po wyborach protest trwał 14 minut. Rosja straciła moc w tym państwie. Nie brakuje natomiast mołdawskich aktywistów, którzy mimo służbowych obowiązków walczą o kraj. Chcemy oczyścić nasze terytorium z barbarzyńców.Dlaczego aż tak bardzo nie lubicie Rosjan?W 1989 roku, gdy jeszcze istniał ZSRR, Mołdawianie wrócili do własnego języka. Zastosowaliśmy też na nowo alfabet łaciński, który był zabroniony. Nie mogli nam tego wybaczyć. Poza tym Rosja, poprzez działania Michaiła Gorbaczowa, „zaatakowała” nasze wino. Niby walczyli z alkoholizmem na sowieckiej ziemi, ale niszczyli plony winogron w Mołdawii. To było za dużo. Wino to nasza religia, tradycja i kultura. Jego się nie tyka. Koniec kropka. No i się zaczęło. Wybuchła rewolucja. Kraj zaczął walczyć.Jak wtedy zareagowała Rosja?Najechali nas czołgami. Zaczęli mówić, że walczą z faszystami. Szaleństwo w biały dzień. Przecież my jesteśmy jednym z najbardziej tolerancyjnych krajów w Europie. Każdy rozmawia w swoim języku. Nikomu niczego nie zakazujemy. Koniec końców, przestaliśmy walczyć i oddaliśmy im kawałek ziemi – Naddniestrze. Poszliśmy drogą dyplomatyczną. Rosja nie przestawała atakować. Trzymali nas na krótkiej smyczy. Sprzedawali nam najdroższy gaz. Nie płacili za tranzyt. Przez to gospodarka nie mogła się rozwijać. Oszukiwali na każdym kroku. Nie chcieli, żeby do Mołdawii płynęła gotówka. Zrozumieliśmy, że trzeba się od tego odciąć i iść w kierunku Europy.Wino to wasze „paliwo”?Zdecydowanie tak. Zarabiamy na nim miliony. 80 procent eksportu idzie do Unii Europejskiej. Zaledwie 2 procent trafia do Rosji. To zmiana możliwa dzięki działaniom Mai Sandu. Między innymi dlatego mamy ogromne ambicje, by dostać się do UE. Przez 30 lat z Mołdawią robiono, co się chciało. Ostatnie cztery lata są zupełnie inne. Zaobserwowaliśmy progres. Jeszcze nie mówimy, że jesteśmy z siebie dumni, ale mamy ogromną motywację do działania. Według mnie wszystko zmieni się w 2028 albo 2029 roku. Wtedy mamy pojawić się w strukturach Unii.Czytaj też: Najbiedniejszy kraj Europy na celowniku Rosji. „Setki milionów euro”Co to zmieni?Bardzo dużo. Pojawi się więcej turystów. Chcemy rozwijać agroturystykę. Mamy wiele do zaoferowania, mimo małej powierzchni kraju. Są u nas znakomite winnice. Chateau Purcari to pierwszy producent win jakościowych w Mołdawii. Milesti Mici to największa winnica świata. Jest również Cricova, 15 kilometrów od Kiszyniowa. Są też klasztory w skałach z XIII wieku. Niby nie mamy dostępu do morza, ale u nas nie będziecie się nudzić. Ciekawostką jest także fakt, że rozwijamy się w kierunku tworzenia kosmetyków. Eksportujemy coraz więcej ekstraktów z kwiatów do Francji i Włoch. Stawiamy też na produkcję orzechów włoskich. Chcemy się rozwijać. Mamy duże zaplecze. Po prostu politycy muszą nam zaufać. Nie rozczarujemy ich.Wróćmy jeszcze do tematu Rosji. Czy widzi pani chociaż jeden plus działalności ZSRR na mołdawskiej ziemi?Język. Od dziecka znamy rosyjski. Oddzielam politykę od życia codziennego. Jeśli słyszę, że ktoś do mnie mówi w tym języku, nie powiem, żeby się zamknął. Nie chcemy być tacy jak oni. Poza tym wiemy, co o nas piszą, co planują. To tyle z plusów. Nic więcej nie wymyślę.Czas poruszyć temat Władimira Putina. Jak oceni pani jego działania?To nie jest człowiek. Ma przeszłość w KGB. Nic więcej nie trzeba mówić. Jest jak Adolf Hitler. Mam nadzieję, że doczekamy się kolejnego „procesu norymberskiego”. Oby Rosja poniosła konsekwencje. Nie chodzi tylko o teraźniejszość. Muszą być rozliczeni jeszcze z działań w ZSRR. Nie można też zapomnieć o Katyniu, deportacjach i zastraszaniach. Mają na sumieniu miliony ofiar. Wierzę, że dojdzie do momentu, w którym dostaną zakaz posiadania broni nuklearnej. Najlepiej niech otrzymają blokadę na produkcję broni przez kolejne sto lat. Należy odizolować ich od świata. Inaczej nie można z nimi postępować. Cały świat musi być bardzo wyczulony na następne ruchy.Na terytorium Mołdawii też spadły drony. Jaki był odbiór społeczeństwa po tym incydencie?Drony spadły w zimowym okresie na terenie Gagauzii. Myśleliśmy, że może wtedy mieszkańcy tego regionu zrozumieją, iż Rosja to zagrożenie, ale do tego nie doszło. Wezwaliśmy też przedstawiciela Rosji, żeby wytłumaczył, co się stało. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Maszyny uderzyły w pola uprawne. Oni nadal będą robić takie rzeczy, a życie toczy się dalej. Putin na pewno będzie dążył do zaatakowania krajów NATO. W swojej głowie nie może się przyznać do tego, że przegrywa w Ukrainie. Przecież wojna tam miała trwać kilka dni. Prowokacje się nie skończą. Społeczeństwo w Rosji na bieżąco dostaje sygnały, że już trwa wojna z NATO. To trochę straszne.Wiele nacji zarzuca Rosjanom kłamstwa. W Mołdawii jest podobnie?Tak. Nie trzeba daleko szukać. Mówili, że na Polskę spadły ukraińskie drony. Bzdura. Nie można im w nic wierzyć. Światowi przywódcy muszą być dużo twardsi w starciu z Putinem. Sankcje niewiele dają. Rosjanie są przyzwyczajeni do życia w ciągłym cierpieniu. Im można zabrać naprawdę wszystko, a nadal będą kochać przywódcę. Już sama nie wiem, co się musi stać, żeby obywatele tego kraju zaczęli protestować. Niestety, do takiej sytuacji raczej nie dojdzie.Wasze społeczeństwo obawia się wojny?Niekoniecznie. Jesteśmy uodpornieni po wydarzeniach z lat 90. Rząd zrobi wszystko, by nas chronić. Przez chwilę baliśmy się, że Rosjanie zaatakują Ukrainę z terenów Naddniestrza, ale do tego nie doszło. Nie mogliśmy do tego dopuścić jako całe społeczeństwo. Dlaczego poświęca pani życie na pracę jako aktywistka?Bo bardzo kocham swój kraj. Chcę dla ojczyzny jak najlepiej. Gdybym jeszcze raz mogła wybrać miejsce, w którym przyjdę na świat, byłaby to Mołdawia. Nawet Aleksandr Puszkin mówił o naszym kraju, że to „mały Babilon”. Nie miałabym tak silnej osobowości i charakteru, gdyby nie sytuacje, które tu przeżyłam. Zrobię wszystko, żeby mołdawskie dzieci żyły w dużo lepszym państwie. Polsce też życzę spokoju.À propos Polski. Polacy przez chwilę nie lubili Mołdawii…Dlaczego?!W czerwcu 2023 roku przegraliśmy z wami 2:3 w meczu eliminacji do mistrzostw Europy. Ale spokojnie, już wszystko wróciło do normy.Trzeba umieć przegrywać! A tak na serio, bardzo lubimy Polaków. Na północy kraju jest Styrcza. Mieszka tam około 300 osób. Wieś została założona przez Polaków pod koniec XIX wieku. Nasze dzieci potrafią tańczyć „Polkę”. Doceniamy twórczość waszych literatów. Dużo osób zna Adama Mickiewicza, Henryka Sienkiewicza czy Janusza Korczaka. Mamy szacunek do Polski. Cieszymy się, że się u nas pojawiacie. Zapraszamy jak najczęściej.Czego życzyć Mołdawianom?Jeszcze większego rozwoju i siły, by nadal walczyć z Rosją. Wojnę hybrydową wygraliśmy. A oni nadal mówią, że u nas jest „45 kilogramów dyktatury”. Nawiązują oczywiście do Sandu. Może i pani prezydent jest malutka, ale ma charakter i zaraża nim resztę społeczeństwa. To lider, którego kochamy.Czytaj też: Mołdawia wybrała Europę. Putin może być rozczarowany