„Rozmowy (nie)wygodne” Mariusza Szczygła. Chłopak ze stuletnią bandżolą, śpiewający warszawskie szlagiery z lat dwudziestych ubiegłego wieku: Jan Młynarski, założyciel Warszawskiego Combo Tanecznego, ożywił tradycję i wskrzesił zapomniane brzmienia. – Zainteresowanie tymi piosenkami od kilkunastu lat wzbiera – ocenił w programie Mariusza Szczygła „Rozmowy (nie)wygodne”. Zauważył przy tym, że to zjawisko dotyczy też młodych ludzi, którzy potrzebują powiązania z przeszłością. Jan Młynarski, opowiadając o genezie Warszawskiego Combo Tanecznego, zwrócił uwagę, że śpiewanie „trochę wyparowało z naszego obyczaju, a kiedyś było bardzo żywe”. – Ja pamiętam wizyty u rodzonej siostry mojego dziadka (...) na ulicy Targowej w Warszawie. Widywaliśmy się tylko raz w roku, na jej urodziny. (...) Byłem dzieciakiem wtedy; pamiętam doskonale, jak rodzina siedziała przy stole i po prostu śpiewała piosenki, przeróżne piosenki, najróżniejsze – takie, siakie, powstańcze, patriotyczne. Nikt tego nie nazywał: patriotyczne, śpiewało się piosenki po prostu, kto, co pamiętał – opowiadał gość Mariusza Szczygła.Po latach Młynarski wraz z Piotrem Zawrockim i innymi kolegami wywodzącymi się z podobnej tradycji właśnie tymi piosenkami umilali sobie i innym czas. – W pewnym momencie ktoś powiedział: „Dlaczego tego nie robicie publicznie? Przecież to jest takie świetne”. – I tak się też urodziło to nasze Combo – Warszawskie Combo Taneczne – powiedział.Przywracanie zapomnianych melodiiGość Mariusza Szczygła podkreślił znaczenie orkiestr podwórkowych, które kiedyś były wszechobecne w Warszawie.– Warszawa słynęła z tych orkiestr, ich było bardzo dużo kiedyś. To była cała grupa zawodowa muzyków czy muzykantów ulicznych. Te orkiestry były na różnym poziomie, niektóre były znakomite – mówił Młynarski, którego celem jest przywracanie do życia zapomnianych melodii i kultury muzycznej sprzed lat. Zobacz też: Mariusz Szczygieł: w „Rozmowach (nie)wygodnych” jestem sobąPrzypomniał, że najdłużej działającą orkiestrą w Warszawie była Orkiestra uliczna z Chmielnej. – Założona w 1928 r., działająca w zasadzie do śmierci ostatniego z nich, czyli w zasadzie do początku lat dwutysięcznych. Więc wiele dekad; i okupacja w międzyczasie, i odbudowa, i nowa Warszawa, i te płyty, które ja później poznałem i szukałem tego brzmienia – mówił Młynarski.– Natomiast jeżeli chodzi w ogóle o zainteresowanie tymi piosenkami, to od kilkunastu lat wzbiera, i coraz więcej młodych ludzi interesuje się też tą historią. Bo ta historia, te piosenki dają im pewnego rodzaju takie zawiązanie z przeszłością; z przeszłością, której nie znają, której nie są świadomi – dodał artysta.Warszawa, miasto przybyszówMłynarski zwrócił uwagę, że prawdziwym warszawiakiem nie jest tylko ktoś, kto urodził się w tym mieście. Podkreślił, że Warszawa jest miejscem przybyszów, przyciągającym ludzi z różnych zakątków kraju.– Zawsze tak było. Jak spojrzymy na XIX wiek, to po Powstaniu Styczniowym Warszawa przechodziła wielki kryzys też demograficzny i liczyła niespełna 300 tysięcy mieszkańców, a na początku XX wieku, czy może przed pierwsza wojną światową, to już było grubo ponad pół miliona. Przez trzydzieści lat nie urodziłoby się tylu ludzi. I potem, w 1939 roku Warszawa liczy milion sto, milion dwieście (mieszkańców) – powiedział Młynarski.Gość Mariusza Szczygła zauważył, że zagłada miasta umocniła lokalne poczucie tożsamości. – Ale nie na tym polega Warszawa, nie na tym polega żadne wielkie miasto świata. Myślę, że siłą, potęgą tego miasta, co zresztą widać bardzo dobrze dzisiaj, (jest) to, jak Warszawa się rozwija, nigdy się tak nie rozwijała. Może nie jest tak piękna i secesyjna, jak kiedyś była, natomiast tworzą Warszawę ludzie nieurodzeni w Warszawie zazwyczaj i oddają temu miastu wszystko, co mają – powiedział Młynarski.Zobacz też: Bunt Joanny Szczepkowskiej. „Nie warto godzić się na zło”