„Patriotów jest niewielu”. Kremlowska wojna na Ukrainie trwa już ponad trzy lata. Na front trafiło m.in. pół miliona zmobilizowanych rosyjskich cywili. Większość słyszała, że jedzie tam na chwilę, ale (jeśli przeżyli) są tam do dziś. – A my, idioci, uwierzyliśmy im. To nasza wina. To bolesna lekcja – mówi anonimowo jeden z weteranów. Z rosyjskimi żołnierzami zmobilizowanymi na początku wojny rozmawiały dziennikarki Olesia Gerasimenko i Anastazja Korotkowa z niezależnego rosyjskiego portalu Wiorstka. Żaden z weteranów nie zgodził się na rozmowę pod nazwiskiem z obawy przed represjami ze strony przełożonych. Chociaż większość nie wierzy, że w ogóle przeżyje ten wojenny koszmar.Zmobilizowani mieli tylko pilnować magazynów– Kiedy przyszło wezwanie, powiedziano nam, że będziemy pilnować magazynów na granicy przez sześć miesięcy. A my, idioci, uwierzyliśmy im. To nasza wina. To bolesna lekcja – powiedział Wiorstce jeden z zmobilizowanych żołnierzy. W cywilu jest on emerytowanym policjantem. Na froncie jego oczekiwania ewaluowały i szybko został on „sprowadzony na ziemię”.Zobacz także: Rosja i Ukraina stworzyły tajny kanał wymiany jeńców– Teraz chcę tylko wrócić do domu żywy. Nie jestem patriotą i nie spieszę się z podbojem Ukrainy. Patriotów jest niewielu. A wszyscy chcą wrócić do domu – tłumaczy były policjant.„Nie jesteśmy uważani za istoty ludzkie”Rosyjska „specjalna operacja wojskowa” w Ukrainie miała być „łatwa, szybka i przyjemna”. Plan zakładał, że maksymalnie w ciągu kilku dni cały kraj zostanie opanowany i Rosja zaprowadzi tam nowy porządek. Na jesieni 2022 roku ofensywa Kremla załamała się i wiadomo już było, że szybko się ta wojna nie skończy. Niektórzy są na niej już ponad trzy lata.– Wysokim rangą urzędnikom to nie przeszkadza. Po prostu zaakceptowaliśmy, że nie jesteśmy uważani za istoty ludzkie. Mięso nie powinno mieć własnego zdania – mówi Wiorstce „policjant”. Zobacz także: Rosyjscy żołnierze zdradzają na potęgę. „Wszystko przez cholerną wojnę”Weteran opowiada, jak w 2022 roku został wysłany do batalionu piechoty „w połowie złożonego z przestępców, którzy podpisali kontrakt”. Kompani pili i przewidywali, że były policjant nie pożyje długo. Ale on wciąż ma szansę – został przeniesiony głębiej na tyły i pracuje jako kierowca.Zostali wybrani i wysłani na rzeźInny weteran, który w cywilu był kierowcą minibusa, miał więcej szczęścia, bo nigdy nie trafił na front. Podpisał też niedawno kontrakt obligujący go do pozostania w armii na dłużej. Ci, którzy tego nie robią, są kierowani do „mięsnych ataków” w pierwszej kolejności. Ich szanse na przeżycie spadają niemal do zera. – Chcę, żeby to się już skończyło. Czuję się jak w Igrzyskach Śmierci. W końcu zostaliśmy wybrani i za zgodą wszystkich wysłani na rzeź, podczas gdy wszyscy inni siedzą w domach, kochają się z kobietami, jadą na wakacje, piją piwo w barze i mają wszystko gdzieś. A tu mamy zakaz wszystkiego: od zakupów po alkohol – stwierdza były kierowca minibusa.Weterani z kilkuletnim stażem na wojnie tracą powoli nadzieję, że wrócą żywi do domu. Przyznają, że przez pierwszy rok wojny ich krewni organizowali protesty i wiece, domagając się konkretnych terminów, kiedy żołnierze będą mogli być zwolnieni ze służby. Potem sprawa zupełnie przycichła i teraz nikt o nich nie pamięta.Zobacz także: Pierwszy taki proces. Rosjanin odpowie w Ukrainie za zbrodnie wojenne„Może powinniśmy zacząć robić zamieszanie, żeby znów sobie przypomnieli? Bo na razie nasz rząd nie będzie o tym przypominał, po prostu siedzą na tyłkach” – piszą w konwersacji z Wiorstką w jednym z komunikatorów weterani rosyjskiej „specjalnej operacji wojskowej”.