Znany handlarz narkotyków przerwał zmowę milczenia. To miał być prosty patent na przerzut hiszpańskiej marihuany do Niemiec i Polski. Towar ukryty był w ładunku ryb i owoców morza wysyłanych przez firmę z Pomorza Zachodniego. Wszystko się posypało za sprawą wyjątkowej beztroski przemytników i byłego handlarza narkotyków z gangu osławionego „Goryla”, który po wpadce nie chciał odsiadywać dwucyfrowego wyroku. Ten rok nie jest najlepszy dla gangsterów z zachodniopomorskiego podziemia kryminalnego. Przed szczecińskim sądem trwa proces Mirosława B. ps. Dziobak (z zawodu kucharz, bezrobotny, utrzymujący się z oszczędności). Ten 54-letni gangster odpowiada za osiem przestępstw m.in. kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym, obrót narkotykami oraz rozboje i groźby karalne. Jego banda wywodzi się z osławionego gangu Marka M. ps. Oczko, żywej legendy szczecińskiego półświatka, którego okres świetności przypada na lat 90. Z kolei 71-letni „Oczko” sam ma poważne kłopoty. I to podwójne. Boss, który najwyraźniej nie zamierzał pójść na gangsterką emeryturę został zatrzymany 9 września przez funkcjonariuszy CBŚP w mieszkaniu na warszawskim Wilanowie. W Śląskim Wydziale Zamiejscowym Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Katowicach, usłyszał zarzuty przemytu i wprowadzenia do obrotu w 2020 roku 10 kg kokainy w ramach międzynarodowego gangu, którym kierował. Boss, zaprzeczający zarzutom za które grozi mu do 20 lat więzienia, trafił do aresztu. Dziesięć dni później „Oczko” został pod konwojem przetransportowany do Wrocławia. A dokładnie do Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Tam usłyszał kolejne zarzuty. Tym razem dotyczące kierowania gangiem, który od połowy 2021 roku do kwietnia 2022 roku produkował podrabiane papierosy. Na razie śledczy mają dowody, że fabryka „Oczki” (której pracy miał osobiście doglądać) wytworzyła co najmniej 9,7 mln sztuk papierosów, co spowodowało uszczuplenie należności Skarbu Państwa w kwocie nie mniejszej niż 9 mln zł. Liczby te mogą być jednak znacznie większe. I znowu sąd aresztował mafioso. Oczywiście zapewniającego o swojej niewinności. Czytaj także: Osławiony „Oczko” znów za kratami. W tle interesy z „polskim Alem Capone”Człowiek „Goryla” przerywa milczenie Kolejni gangsterzy ze szczecińskiego półświatka wylądowali za kratami w ostatnim czasie za sprawą śledztwa Mazowieckiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej i ostrołęckiego CBŚP. Tym razem trafiło na handlarzy narkotyków, wśród których był znany hurtownik związany z gangiem Zbigniewa F. ps. Goryl. Ten ostatni aspirował do kierowania szczecińskim półświatkiem, po zatrzymaniu „Oczki” w 1998 r. i rozbiciu jego organizacji. Banda F. podporządkowała sobie wielu dilerów i tzw. bramek, czyli ochrony popularnych klubów i dyskotek. Obowiązywała w niej jedna zasada: lojalność oraz dyspozycyjność na każde żądnie bossa. Opornych bito lub nakładano na nich „kary” finansowe. Licząca blisko 300 osób banda „Goryla” walczyła o prymat w szczecińskim półświatku z grupą Wiesława J. ps. Picek. Dochodziło do regularnych pobić, często z użyciem pałek czy kijów. Kulminacją tej batalii była strzelanina pod pubem „Hormon”, w sierpniu 2001 r., kiedy to rannych zostało sześć osób. Był to zamach na ludzi „Goryla”. W 2006 r. 34-letni wówczas Zbigniew F. usłyszał wyrok 14 lat więzienia. Wtedy też na wieloletnie więzienie został skazany handlarz narkotykami, którego ze względów bezpieczeństwa będziemy nazywać w tej historii „Romanem”. – To człowiek o szerokich kontaktach w narkobiznesie w Polsce, Niemczech i Hiszpanii. Gdy zorientował się, że grozi mu dwucyfrowy wyrok za międzynarodowy przemyt i handel narkotykami, bez dłuższego zastanowienia zaproponował nam współpracę, oczywiście w zamian za możliwość nadzwyczajnego złagodzenia kary. I zaczął opowiadać o organizacji przerzutu setek kilogramów narkotyków – mówi portalowi TVP.Info jeden ze śledczych. Czytaj także: Git raper z Dubaju poszukiwany przez Interpol. „Jongmen” osaczonyOwoce morza i hiszpańskich plantacji „Roman” naprowadził śledczych na handlarzy narkotyków, którzy kupowali marihuanę i haszysz w Hiszpanii. Dostawcami byli Albańczycy, Marokańczycy, Serbowie i lokalni Romowie (specjalizują się w produkcji „ziela” na plantacjach pod gołym niebem, często ukrytych w lasach). „Roman” zapewnił swoim kontrahentom „trawkę” w cenie od 1,4 tys.-2,5 tys. euro za kilogram. Im lepszej jakości był towar, tym droższy. Handlarze sprzedawali zaś marihuanę za 15-18 tys. zł za kilogram. W narkobiznes mieli być zamieszani m.in. Krzysztof K., Wojciech S. i Marek P. Ten ostatni zadbał o dobrą przykrywkę do przerzutu „trawki” z Hiszpanii. Prowadził w woj. zachodniopomorskim firmę handlująca rybami i owocami morza. Narkotyki ukrywano w specjalnych skrytkach w ciężarówkach, które wiozły legalny towar. Początkowo jednorazowo przemycano 50 kg towaru, potem zaś liczba ta wynosiła od 100 do 150 kg. Marihuana trafiała w dwa miejsca: do Szczecina i tamtejszych handlarzy oraz do Niemiec, gdzie odbierali ją członkowie tureckiej lub serbskiej mafii. Dostawa dla Turków i Serbów była elementem porozumienia przemytników, wedle którego dostawali oni dobry towar w promocyjnej cenie, ale musieli dostarczyć go także ich kontrahentom poza Hiszpanią. Z ustaleń mazowieckich „pezetów” wynika, że podejrzani w tej sprawie wysłali do Polski 350 kg „trawki”, a do RFN – 400 kg. Jednak liczby te są, zdaniem śledczych, znacznie większe. Czytaj także: Osławiony pruszkowski boss ponownie wpadł. Niedawno odzyskał wolnośćDlaczego należy przestrzegać gangsterskiego BHP Trzeba przyznać, że rozbity przez mazowieckie „pezety” i CBŚP gang narkotykowy, nie dbał zbytnio o bezpieczeństwo w trakcie przemytu kolejnych partii towaru. Podczas jednego z kursów kurier wiózł w skrytce ok. 50 kg marihuany. Po wjeździe do Francji musiał zrobić obowiązkowy postój na kilka godzin, aby nie przyczepili się do niego lokalni policjanci za zbyt długą jazdę. Zatrzymał się więc przy przydrożnym motelu i tam wynajął pokój. Jego szef polecił mu, aby zaoszczędził na paliwie, więc kurier na czas odpoczynku wyłączył agregat do chłodni, w której były mrożone ryby. Francuscy policjanci patrolujący okolicę, zwrócili uwagę na ciężarówkę chłodnię stojącą z wyłączonym silnikiem. Postanowili ją skontrolować. Gdy kierowca otworzył im drzwi chłodni, ze środka buchnął smród psujących się ryb. To było na tyle podejrzane, że zdecydowali się dokładnie przetrzepać pojazd. W końcu znaleźli skrytkę, w której było blisko 50 kg marihuany. Kolejną wpadkę zaliczył inny kurier, który wiózł marihuanę w samochodzie osobowym. Był tak bezczelny, że zapakowane próżniowo worki z 80 kg marihuany trzymał w torbach rzuconych na tylne siedzenie. Mało tego, kurier jechał z towarem pijany. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zatrzymał się i zasnął. Któryś z kierowców zwrócił uwagę na samochód stojący na drodze ze śpiącym kierowcą, więc wezwał policję, aby sprawdziła delikwenta. Kurier został zatrzymany, a funkcjonariusze przeszukali jeszcze dom, z którego wyruszył kierowca, znajdując tam kolejną partię marihuany, broń oraz gotówkę. W ostatnich tygodniach policjanci CBŚP zatrzymali do tej sprawy siedem osób, w tym organizatorów przemytu i ich kurierów. – To dopiero początek sprawy i można się spodziewać kolejnych zatrzymań i zarzutów. Śledztwo ma charakter międzynarodowy – mówi portalowi TVP.Info jeden ze śledczych. Czytaj także: Szef CBŚP: Pruszków nie spędza nam snu z powiek. Zagrożeniem gangi ze Wschodu