Rozmowa z ekspertem. Dziki w miastach to już codzienność. Nadal jednak widok dzika w naszym otoczeniu budzi silne emocje – z jednej strony zaciekawienie i zachwyt, z drugiej strach i irytację. O tym, czy miasto to dobre miejsce dla dzików rozmawiamy z dr. hab. Pawłem Nasiadką z Instytutu Nauk o Zwierzętach Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Jak życie w mieście wpływa na zwyczaje dzików? Dr hab. Paweł Nasiadka: Miasto jest obcym i nienaturalnym elementem krajobrazu zarówno dla dzików, jak i całego ekosystemu. Rozpatrując kwestię czy miasto wpływa na zachowanie dzików, należy raczej skupić się na cechach tych zwierząt i możliwościach dostosowania się dzików do zmieniających się warunków.Warto podkreślić, że dziki kolonizują tereny zurbanizowane przede wszystkim ze względu na dostępność i różnorodność miejsc schronienia oraz pożywienia pochodzenia antropogenicznego.Trzy kluczowe czynnikiPierwszym aspektem są zwyczaje pokarmowe. Miasto zapewnia bogatą i zróżnicowaną bazę pożywienia, niekiedy większą niż ta dostępna w warunkach naturalnych. Bywają to śmietniki, przydomowe ogródki, pozostałości upraw rolniczych na obrzeżach miast, a także tereny zielone czy parki.Co więcej, nasze sklepy i nasze kuchnie kolokwialnie mówiąc dawno zapomniały o porach roku. Jesteśmy w stanie postawić na stołach produkty dostępne w danej chwili na każdym krańcu świata. W związku z tym różnorodność zastąpiła sezonowość, która ani w naszej diecie, ani na naszych stołach, ani niestety także na wysypiskach śmieci nie istnieje. Szacuje się, że do odpadów trafia nawet 20 proc. jedzenia. Z tych zasobów pożywienia czerpią korzyści liczne gatunki w tym oczywiście i dziki.Dziki są zwierzętami wszystkożernymi – zjadają zarówno pokarm roślinny, jak i zwierzęcy, bywają padlinożercami, jak i drapieżnikami. Pod tym względem system miejski jest dla nich wyłącznie korzystny.Drugim kluczowym czynnikiem decydującym o obecności dzikich zwierząt w środowisku jest dostępność schronień. I w tej kwestii – choć może się to wydawać nieco dziwne – zatłoczone miasta, silnie penetrowane przez ludzi i pojazdy niemal przez całą dobę, nie stanowią przeszkody, aby dziki znalazły w tej mozaice miejsce dla siebie. Paradoksalnie, w plątaninie dróg, osiedli i infrastruktury znajduje się wiele przestrzeni ze zwartą, gęstą roślinnością, która zapewnia im skuteczne schronienie.Trzecią wreszcie kwestią jest element zaburzenia – niepokoju, czyli na terenach miast przede wszystkim obecność człowieka. Dziki doskonale się do niej dostosowują. Człowiek funkcjonuje w ich środowisku miejskim na wiele sposobów – począwszy od spacerowiczów, przez właścicieli psów, po wieczornych biegaczy. Stopniowe, trwające całe pokolenia przyzwyczajanie się dzików do obecności ludzi – najpierw w krajobrazie wiejskim, a następnie w coraz bardziej zurbanizowanym – sprawiło, że akceptują one człowieka w swoim otoczeniu. Zmieniają swoje zachowanie jedynie w tym sensie, że stają się bardziej ostrożne.Reasumując – miasto nie wpływa zasadniczo na zachowanie dzików. Z punktu widzenia zachowań i zdolności do adaptacji, dziki świetnie radzą sobie w przestrzeni miejskiej. Jest oczywiście wiele mało poznanych jeszcze kwestii związanych z biologią czy ekologią dzików miejskich, ale te zasadnicze kwestie jak rozród, pokarm czy wykorzystanie przestrzeni wydają się nie mieć zasadniczych ograniczeń. Czytaj też: Ogromne stado dzików weszło do stolicy. Władze rozstawiły pułapkiJak dziki reagują na obecność człowieka? Czy można powiedzieć, że w wyniku życia w obecności ludzi, zmieniają swoje zachowanie wobec nich?Dziki „miejskie”, zarówno wobec nas – ludzi, jak i wobec innych zwierząt, reagują na trzy sposoby. To zachowania powszechnie spotykane w świecie zwierząt, zarówno tych całkiem dzikich, jak i żyjących w pobliżu człowieka. Mogą więc reagować ambiwalentnie, ucieczką albo – w ostateczności – agresją (atakiem).Trzy rodzaje reakcji na obecność człowiekaReakcja ambiwalentna pojawia się wtedy, gdy dziki nie dostrzegają w naszej obecności zagrożenia. Zachowują się wtedy „obojętnie”: obserwują nas i kontrolują na swój sposób, ale nie przerywają swoich dotychczasowych zajęć, jak żerowanie czy odpoczynek. Przykłady takiej pozornej obojętności często pokazują filmy przyrodnicze – gdy jelenie i sarny spokojnie pasą się obok siebie na polanie.W przypadku dzików to na przykład spokojne żerowanie bez widocznej reakcji na obecność obserwatorów, którzy nierzadko głośno komentują widok zwierząt albo zatrzymują się, by lepiej im się przyjrzeć. Warto jednak pamiętać, że to „niczym niezakłócone” zachowanie jest tylko pozorne – dzik, a szczególnie locha z młodymi, cały czas nas obserwuje i reaguje na każdy nasz ruch.Drugi typ reakcji to wycofanie się, czyli ucieczka. Pojawia się, gdy nieświadomie przekraczamy niewidzialną barierę – czy to zbliżając się za bardzo, czy zachowując się w sposób, który wzbudza u zwierzęcia niepokój. Wtedy dziki kierują się dwiema zasadami: najczęściej po prostu ustępują nam z drogi, a jeśli zagrożenie ocenią jako poważne – uciekają. Trzecia reakcja – agresja i atak – to sytuacja wyjątkowa, ale najbardziej niebezpieczna. Dochodzi do niej wtedy, gdy dzik uzna, że jego bezpieczeństwo lub bezpieczeństwo młodych jest zagrożone. Najczęściej dotyczy to lochy prowadzącej warchlaki. Wystarczy, że zbliżymy się za bardzo, a ona odczyta naszą obecność jako próbę odebrania pożywienia albo nawet ataku na młode. W takiej chwili z pozornie spokojnego i opanowanego zwierzęcia potrafi w jednej chwili zamienić się w zdecydowanego obrońcę swojego potomstwa.Agresję może wywołać także pies, który podczas spaceru zwęszy dziki i podbiegnie zbyt blisko. Zwierzęta, zaskoczone i osaczone, reagują wtedy instynktownie – atakiem. Trzeba pamiętać, że dla lochy pies nie jest „domowym pupilem”, tylko drapieżnikiem, który może stanowić zagrożenie dla warchlaków. W takich sytuacjach atak dzika to nie kaprys ani „złośliwość”, lecz naturalny mechanizm obronny.Ta trzecia reakcja, choć najrzadsza, jest szczególnie groźna, bo przebiega gwałtownie i bez ostrzeżenia. Dziki, które do tej pory sprawiały wrażenie spokojnych, w jednej chwili mogą ruszyć do szarży. To właśnie ten moment, którego starają się unikać poprzez wcześniejsze „ustępowanie z drogi” czy „obojętność” wobec naszej obecności. Ale jeśli przekroczymy ich granicę bezpieczeństwa – agresja staje się jedynym wyborem zwierzęcia.Dziki w miastach przedmiotem dyskusji publicznejOd dłuższego czasu obecność dzików w miastach jest tematem publicznej dyskusji. Z jednej strony budzą one zainteresowanie i radość – cieszy nas, że nie boją się ludzi i niejako „akceptują” naszą obecność. Z drugiej jednak, wraz ze wzrostem liczebności dzików, rośnie skala problemów: szkód i zniszczeń, kolizji drogowych czy sytuacji, w których zwierzęta zachowują się agresywnie. Pytanie, czy w miastach jest miejsce dla tak dużych i w pełni dzikich zwierząt, ma zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników. Osobiście uważam, że granicą powinny być obrzeża terenów zurbanizowanych, np. granice zabudowy. W samych miastach dzików po prostu nie powinno być.Czytaj też: Pomylił człowieka z dzikiem. „Czas na testy psychologiczne dla myśliwych”Jak zmieniło się na przestrzeni lat podejście mieszkańców do obecności tych zwierząt w naszym otoczeniu?Często odnoszę wrażenie, że wciąż żywe jest przekonanie o „jednokierunkowym” oddziaływaniu człowieka na dzikie zwierzęta. Chodzi mianowicie to to, iż na skutek rozwoju cywilizacyjnego to my, ludzie, wkraczamy na tereny dzikich zwierząt a konsekwencją tego procesu jest wypieranie ich z ostoi i konflikty na styku „ludzkiego” krajobrazu rolniczego i zurbanizowanego oraz naturalnych ekosystemów – siedliska dzikich zwierząt. Tak faktycznie było i jest i to nie podlega dyskusji. W wielu regionach świata tak właśnie się dzieje. Tyle tylko, że od blisko stu lat obserwujemy także zjawisko odwrotne: to zwierzęta coraz częściej wkraczają w nasze przestrzenie – kolonizują miasta. I to również generuje kłopoty.Obecność dzikich zwierząt w miastach stała się faktem. Ludzie coraz częściej posługują się pojęciem „koegzystencja”. W ostatnich latach to słowo stało się swego rodzaju kluczem: ma wyjaśniać i uzasadniać obecność dzikich zwierząt w naszym otoczeniu, a w pewnym sensie także narzucać nam sposób życia w przestrzeni miejskiej. Narasta, moim zdaniem, dość naiwne przekonanie, że skoro potrafimy współistnieć w jednej przestrzeni z jeżami, wiewiórkami, kaczkami czy bocianami gniazdującymi na wiejskich kominach, to równie łatwo możemy podzielić się przestrzenią z dzikami, a nawet z łosiami czy dużymi drapieżnikami.Sielankowy obraz koegzystencji wydaje się piękny: dziki spokojnie spacerują nocami po miejskich lasach, a my rano wchodzimy tam z psem na spacer. Przywykliśmy już do widoku zbuchtowanych trawników, zniszczonych koszy na śmieci w parkach czy przypadków, gdy dziki mają siedlisko w ogródkach działkowych – o ile, oczywiście, nie jest to nasz ogródek. Problem zaczyna się w momencie sytuacji konfliktowej – a te zdarzają się coraz częściej.Do tego dochodzą ataki dzików na ludzi czy psy oraz coraz liczniejsze kolizje drogowe z ich udziałem. Te zdarzenia jeszcze nie przebijają się szeroko do opinii publicznej (co, moim zdaniem, jest nieuczciwe ze strony włodarzy miast i mediów), ale problem istnieje i narasta. W tym kontekście zasadnicze pytanie brzmi: czy naprawdę stać nas na to, by idea „koegzystencji” oznaczała, że w każdej przestrzeni zurbanizowanej dzikie zwierzęta mogą funkcjonować na takich samych prawach jak my?Czy powinniśmy akceptować obecność dzików w miastach?Trzeba sobie jasno i wyraźnie powiedzieć, że tereny miejskie to obszary, gdzie ze względu na gęstą zabudowę oraz nasz tryb życia dzików być nie powinno. To nie jest miejsce dla tych zwierząt.Tereny wokół miast – ta niewidoczna i trudna do określenia strefa „niczyja”, niebędąca jeszcze miastem, ale już nie wsią, działa na dziki jak magnes. Przyciągają je duże i różnorodne zasoby pokarmowe oraz miejsca zapewniające osłonę. To właśnie ta strefa powinna stanowić nieprzekraczalną granicę dla dzików.Czytaj też: Kwiaty zamiast odstrzału. Polskie miasto znalazło sposób na dzikiJak zatem ograniczyć obecność tych zwierząt w przestrzeni miejskiej? Możemy stwarzać takie sytuacje i takie otoczenie dla dzików, które będą dla nich, krótko mówiąc, nieprzyjazne. Dzik jest dużym zwierzęciem. Jest jednym z większych kręgowców, które żyją w naszych lasach. Pomimo tego prowadzi dosyć skryty styl życia. Musi mieć osłonę m.in. dlatego, że przez większą część roku dziki bytują w stadach rodzinnych (watahach), w których dorosłe samice opiekują się dosyć mało zaradnym potomstwem. Dlatego też dziki potrzebują osłony w postaci gęstej roślinności. To, co w związku z tym można zrobić w miastach na okoliczność zwiększenia dystansu pomiędzy człowiekiem a dzikiem, to niszczenie, wykaszanie wysokiej roślinności, zwłaszcza na niezagospodarowanych jeszcze gruntach tworzących mozaikę wśród nowo powstających osiedli mieszkaniowych. Należy zatem kształtować krajobraz, aby nie sprzyjał dzikom. Metody na odstraszanie dzikówW przypadku szkód, gdy dziki notorycznie niszczą zieleń, uprawy, ogródki, można stosować różnego rodzaju środki zapobiegawcze. Od ogrodzeń elektrycznych, które stosuje się powszechnie w rolnictwie, do środków chemicznych, repelentów. Metody te, zwłaszcza gdy są stosowane przez dłuższy czas, nie są skuteczne w 100 proc., ale mogą być ważnym uzupełnieniem do wcześniej wspomnianego modelowania krajobrazu miejskich nieużytków.Kolejnym elementem jest stworzenie z miasta strefy, której dziki się boją. W przyrodzie tak to właśnie funkcjonuje, że zwierzęta częściej niż gustem kierują się strachem w wyborze miejsc do zasiedlenia. Kiedy zwierzę czuje strach, obawę o byt swój lub potomstwa, nie przekroczy pewnej bariery. Zdaję sobie sprawę, że wchodzimy w przestrzeń niezwykle emocjonalną, niezwykle kłopotliwą do wyjaśnienia przeciętnemu odbiorcy, i dlatego wymagająca zaangażowania fachowców i regulacji prawnych, z którymi dyskusja nie powinna mieć miejsca. Dziki w pewnych przestrzeniach miejskich (w zasadzie już podmiejskich) muszą zacząć się tak bać człowieka, jak bywało to niegdyś, kiedy rozwijały się ośrodki zurbanizowane. Wchodzą tu w grę elementy odstraszenia bezpośredniego. Coraz częściej mówi się o strzelaniu do dzików z gumowych kul. To metoda stosowana np. w amerykańskich parkach narodowych od wielu lat tam, gdzie dzikie zwierzęta funkcjonują na styku z turystyką, rekreacją. Chodzi o to, żeby zwierzęta kojarzyły miejsca, gdzie ludzie się gromadzą, czy miejsca, gdzie wykładamy śmieci z czymś nieprzyjemnym – jak gumowa kula.Odłowy i odstrzał – możliwość czy konieczność?Ostatnią – i z pewnością najbardziej kontrowersyjną – opcją jest redukcja liczebności „miejskiej” populacji poprzez odłowy i odstrzał. Odłowy, jak pokazuje historia, są metodą doraźną, której skuteczność zmniejsza się z upływem czasu. Dziki są inteligentne, szybko się uczą i po kilku próbach zaczynają omijać odłownie szerokim łukiem. Jako ekolog mam dodatkowo poważne wątpliwości natury etycznej wobec tego rozwiązania. Rzadko kiedy udaje się bowiem odłowić całą grupę rodzinną, a wywiezienie np. warchlaka wiele kilometrów poza znane mu dotychczas siedlisko — czyli poza porządek wyznaczony zachowaniem matki (lochy), z którą przez pierwszy rok życia łączy go bardzo silna więź — w praktyce skazuje to zwierzę na zagładę, tyle że przeprowadzaną w „białych rękawiczkach”. Dlatego odstrzał dzików w terenach miejskich powinien być uwzględniony w katalogu działań, ponieważ w wielu przypadkach pozostaje jedyną realną metodą skutecznego ograniczenia ich liczebności. Odławianie i próby odstraszania mają charakter doraźny i nie powstrzymują dalszego wzrostu populacji — a ta może rosnąć bardzo dynamicznie zarówno wskutek napływu osobników z zewnątrz, jak i rozmnażania się w obrębie miast. Oczywiście odstrzał budzi kontrowersje i silne emocje, ponieważ wiąże się z bezpośrednią eliminacją zwierząt oraz potencjalnym zagrożeniem dla ludzi. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że rezygnacja z tej metody w praktyce oznacza przyzwolenie na dalszy wzrost populacji, a tym samym na narastanie problemów związanych z obecnością dzików w przestrzeni miejskiej. Właśnie dlatego kontrolowany, dobrze zaplanowany i bezpieczny dla ludzi odstrzał powinien być traktowany niekoniecznie jako działanie pierwszego wyboru, lecz jako niezbędny element szerszej strategii zarządzania populacją dzików w miastach.Czytaj też: Wyrok za zabicie żubra Pyrka. Sołtys twierdził, że pomylił go z dzikiemJakie negatywne dla ludzi aspekty ma obecność dzików w naszym bezpośrednim otoczeniu?Jak wspomniano wcześniej, to zniszczenia roślinności miejskiej i naszego dobytku w obrębie terenu zabudowanego oraz poważne szkody, kosztujące podatników miliony złotych, na obszarach rolniczych wciąż znajdujących się w granicach miast. Drugim nienatywnym aspektem bytowania dzików są kolizje drogowe oraz związane z nimi konieczności zadośćuczynienia poszkodowanym, a także koszty utylizacji zabitych zwierząt lub ich rehabilitacji. Po kolizji z udziałem dzików na Trasie Siekierkowskiej w Warszawie kilka razy słyszałem komentarze: „Co to wielkie, dzikie zwierzę robi na środku Trasy Siekierkowskiej !? Czy ono nie ma miejsca poza miastem? Gdzie są władze, gdzie ludzie, którzy te dziki powinni odławiać, odstrzeliwać albo po prostu z miasta wypędzać !?”. W tym momencie kończy się dyskusja na temat sielankowej koegzystencji dzikich zwierząt i ludzi w miastach, a rodzi się zwykłe słowo protestu – całkowicie, moim zdaniem, uzasadnionego.Nie bez znaczenia, choć trudne do wyceny, są także skutki społeczne obecności dzików w miastach. Spacerowicze coraz częściej, zamiast wyrażać zachwyt nad spotkanymi w lesie miejskim dzikami, odczuwają słuszne obawy w stylu: „A jak zaatakuje?”. Istnieje też sfera oddziaływań niewidocznych gołym okiem, takich jak ryzyko zawleczenia do miast chorób zakaźnych, których ofiarami lub kolejnymi wektorami mogą być mieszkańcy milionowych aglomeracji lub ich pupile.Dziki w miastach to realny problem. Im dłużej będziemy go owijać w bawełnę, mówiąc, że nie chcemy robić krzywdy zwierzętom, tym większym bólem spotkamy się w przyszłości, kiedy okaże się, że mamy nie tyle problem, co bardzo poważny konflikt z dzikami w mieście. Wtedy jedynym sposobem będzie po prostu ich eliminacja. Oczywiście nie zmieni to faktu, że zdania w tej kwestii będą nadal podzielone.Czytaj też: Małpa po małym piwie. Naukowcy odkryli zaskakujące fakty o szympansach