Dumne zapasy na wyczerpaniu. Zakup rosyjskich systemów przeciwlotniczych S-400 przez Turcję wystawił na szwank relacje Ankary z sojusznikami z NATO. Teraz jednak Kreml, który przez lata chciał sprzedawać swoją broń za granicę, prosi Turcję o zwrot dostarczonych systemów, bo sam nie ma jak bronić nieba przed atakami Ukraińców. Dodajmy: systemów, z których Turcy nigdy nie skorzystali. Afera wokół tureckich zakupów w Rosji ciągnie się od 2017 roku, gdy Moskwa i Ankara podpisały kontrakt na dostawę czterech batalionów S-400 o wartości 2,5 miliarda dolarów. Afera z tureckimi zakupami S-400 Największy hegemon w NATO, Amerykanie, ostro skrytykowali za to Turków (którzy należą do Sojuszu od 1952 r.) i wyrzucili ich z możliwości zakupów najnowszej generacji myśliwców F-35 (Polska otrzyma pierwsze samoloty tego typu na początku 2026 r.). Czytaj więcej: Na czym polega fenomen F-35? Rosja prosi Turcję o zwrot systemów S-400 Teraz źródła tureckiego dziennika „Nefes” donoszą, że Rosja zaoferowała Turcji odkupienie systemów przeciwlotniczych S-400 z powodu braków we własnych magazynach. Co ciekawe, Turcja właściwie nie używa S-400, ponieważ nie spełniają one standardów NATO. Sprzęt ostro krytykował niedawno prezydent Recep Tayyip Erdogan., podważając jego skuteczność. Szczyt rosyjskiej techniki Broń, o której mowa, to dla Rosjan jedna z najcenniejszych pozycji w ich arsenale. Najnowsze wersje S-400 Triumf są w stanie atakować cele na dystansie do nawet 400 km. Zostały stworzone do likwidowania samolotów i śmigłowców, a także pocisków manewrujących. Poza samymi rakietami ich groźną bronią są same radary, które „oświetlają obce statki powietrzne, narażając je na niebezpieczeństwo”. „Piloci w powietrzu nie wiedzą bowiem najczęściej, czy odbierany przez nich sygnał wskazuje już na wystrzelenie rakiet, czy też to ‘jedynie’ kolejny przypadek terroryzowania innych państw przez rosyjskie wojsko” – wskazuje serwis Defence24. Tylko u nas: Pocisk z napędem jądrowym. „Latający Czarnobyl” Putina prawie gotowy