Wspomnienie Jerzego Giedroycia. Nigdy nie przyjechał do Polski po 1989 roku. W PRL-u oczywiście był jedną z osób najbardziej znienawidzonych przez propagandę i władze. Uważano go za agenta imperialistów, wroga komunizmu, którym był. Z drugiej strony był bardzo serdecznie nielubiany przez prawicę, także prawicę emigracyjną, a więc przez środowiska będące spadkobiercami narodowej demokracji na Zachodzie – mówi w rozmowie z TVP.info prof. dr hab. Adam Leszczyński, dyrektor Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza. 25 lat temu odszedł Jerzy Giedroyc. 25 lat temu odszedł Jerzy Giedroyc. Dlaczego warto o nim pamiętać i go wspomina?Giedroyć był jedną z najważniejszych postaci w polskiej kulturze i polityce drugiej połowy XX wieku. Z kilku powodów. Po pierwsze ze względu na pismo, które wydawał, czyli paryską „Kulturę”, która była najważniejszym emigracyjnym periodykiem zajmującym się polską kulturą, polskim społeczeństwem, polską polityką okresu komunizmu, a także oraz „Zeszyty Historyczne”, najważniejsze niecenzurowane pismo poświęcone polskiej historii najnowszej. Po drugie zasługą Jerzego Giedroycia było to, że wydawał bardzo dużo literatury polskiej. By wydawcą książek historycznych oraz powieści.Krążyła podobno nawet taka opinia, że „Kultura” Giedroycia była produktem ubocznym, a głównym założeniem było właśnie wydawanie książek.Tak. Szczególnie cenne były również wspomniane „Zeszyty Historyczne”, w których ukazało się dużo prac dotyczących historii Polski XX wieku i źródeł, które wcześniej w Polsce były albo niedostępne, albo niemożliwe do opublikowania ze względu na cenzurę. A więc z jednej strony Giedroyć był wydawcą, jednym z najważniejszych polskich wydawców w ogóle w całej historii drukowanego słowa w Polsce.Z drugiej strony był też osobą niezwykle ważną, jeśli chodzi o sieć kontaktów. Miał liczne kontakty z zachodnimi politykami, intelektualistami, promował niestrudzenie polską kulturę oraz literaturę, ale też przede wszystkim sprawę polską na zachodzie – sprawę polskiej wolności od komunizmu. Wypromował wielu znanych na świecie polskich pisarzy, a przynajmniej przyłożył do tego rękę. Wystarczy wymienić tu chociażby Witolda Gombrowicza.Jak wielu sławnych organizatorów życia kulturalnego i politycznego sam właściwie nie pisał tekstów, ale je zamawiał, oceniał, dyskutował o nich. Bywało, że wysyłał te teksty do innych literatów i prowokował dyskusję. Nie było drugiej takiej osoby. Przez dom w Maisons-Laffitte pod Paryżem, gdzie była siedziba paryskiej „Kultury”, przewijał się komplet polskiej elity z drugiej połowy XX wieku.Jako student w maju 1998 roku pojechałem specjalnie z grupą przyjaciół do Paryża w związku z jakąś sprawą ukraińską, ale naprawdę chodziło o to, żeby poznać Giedroycia osobiście. On był bardzo zainteresowany relacjami Polski ze Wschodem. Byłem tak onieśmielony, że tak nawet się do niego nie odezwałem.Jerzy Giedroyc nie podobał się prawicyGiedroyc niewiele pisał, ale o wiele więcej wydawał, bo wielokrotnie powtarzał, że „redaktor jest reżyserem, a reżyser rzadko bywa dobrym aktorem”.Był człowiekiem niesłychanie przywiązanym do własnych idiosynkrazji, był niesłychanie uparty i nieelastyczny w pewnych kwestiach. Nigdy nie przyjechał do Polski po 1989 roku. W PRL-u oczywiście był jedną z osób najbardziej znienawidzonych przez PRL-owską propagandę i władze. Uważano go za agenta imperialistów, wroga komunizmu, którym był. Z drugiej strony był bardzo serdecznie nielubiany przez prawicę, także prawicę emigracyjną, a więc przez środowiska będące spadkobiercami narodowej demokracji na Zachodzie. To jeden z powodów, dla których na przykład PiS w swojej polityce historycznej o Giedroyciu właściwie nie pamięta.Czytaj też: Gierkowa czesała się w Paryżu, a Gomułka rzucał w telewizor. Plotki czasów PRLCo mu zarzucano? Dlaczego znalazł się na tej „czarnej liście”?Przede wszystkim zarzucano mu krytyczny stosunek do kościoła katolickiego. Prawicy nie podobał się także jego kluczowy koncept polityczny, który polegał na tym, że Polska rezygnuje z pretensji do Kresów w zamian za dobre stosunki z wolną Litwą, Białorusią i Ukrainą – za sojusz z nimi wymierzony w Rosję, czerwoną czy białą. Wiele środowisk emigracyjnych nie pogodziło się z utratą tych ziem jeszcze wiele lat po wojnie. Giedroyć uważał, że w imię pojednania z Białorusinami, Litwinami i Ukraińcami trzeba właśnie z polskich Kresów zrezygnować.Uważał, że jest to ważne w utrzymaniu niezależności wobec Rosji i Niemiec, ale głównie wobec Rosji. To było nie do przyjęcia dla wielu środowisk emigracyjnych. A więc liberalizm, krytyczny stosunek do kościoła i przede wszystkim polityka wobec sąsiadów Polski na Wschodzie. To były liczne rzeczy, które powodowały, że on w środowiskach prawicy emigracyjnej również był często niemile widziany.PiS z kolei go przemilcza. W polityce historycznej tego ugrupowania politycznego przez ostatnie kilkanaście lat właściwie nie istnieje ta jedna z najważniejszych postaci w ogóle emigracji i opozycji wobec komunizmu w Polsce.Jerzy Giedroyc, zanim stworzył „Kulturę”, wydawał „Bunt Młodych”Co ukształtowało Jerzego Giedroycia?Przede wszystkim końcówka II Rzeczpospolitej. Wydawał wówczas pismo pod tytułem „Bunt Młodych” (potem zmieniło nazwę na „Polityka”). To było ważne pismo, przywiązane do wartości propaństwowych, chociaż jak na dzisiejsze poglądy akceptujące autorytaryzm i rządy silnej ręki. Od czasu wojny Giedroyć resztę życia spędził na emigracji i na emigracji zmarł.To, co go ukształtowało to właśnie ta Polska coraz bardziej nacjonalistyczna, coraz bardziej ksenofobiczną, pełna mocarstwowego zadęcia, a z drugiej strony ta, która realnie jest państwem słabym, z polityką ulegającą rozmaitym fantazjom np. tej o dominacji wobec Ukraińców czy Białorusinów na Wschodzie. Z jednej strony kształtowała go II Rzeczpospolita a z drugiej jej błędy, które w jego opinii ona popełniła i które przyczyniły się do jej upadku.Jakie błędy ma pan na myśli?Przede wszystkim polityka wschodnia, wobec mniejszości narodowych w Rzeczpospolitej, które stanowiły 1/3 jej populacji, które sprawiły, że państwo polskie było traktowane przez Ukraińców jako państwo nieswoje, obce albo okupacyjne. To były dość kluczowe. Warto wspomnieć, że koniec lat 30. to m.in. kampania niszczenia cerkwi na Kresach Wschodnich czy ograniczania praw narodowych Ukraińców, którzy nie byli – przypominam – tam migrantami, jak dziś ma to miejsce w Polsce, ale byli rdzenną ludnością.Jerzy Giedroyc nałogowo palił, był mnichem, jadł zawsze niezdrowoJaki był prywatnie Jerzy Giedroyc? Podobno nałogowo palił, nie lubił szkoły, wolał pikniki z kolegami i koleżankami i ożenił się z piękną femme fatale.Życie prywatnych Giedroycia rzeczywiście było bardzo ciekawe. Chodziły o nim różne pogłoski. Podobno bardzo długo żył w celibacie. Uczestniczyłem w 2000 roku jako młody dziennikarz w czacie internetowym z Giedroyciem. Mimo że miał ponad 90 lat, a czat wówczas był czymś względnie nowym, bardzo był tym zainteresowany, a i według mnie było to ciekawe i nieco śmieszne doświadczenie.Pamiętam jego wypowiedź z tego czata dotyczącą właśnie jego życia osobistego. On się poświęcił w całości Polsce, uważał, że trzeba było żyć w celibacie, przynajmniej tak mówił. To może być trochę dziwne w dzisiejszych czasach. Niemniej jednak był taką postacią ascetyczną. Rzeczywiście już jako jedenastolatek nauczył się palić i palił bardzo dużo papierosów do końca życia. Pamiętam, że wtedy, kiedy go spotkałem, miał ogromną popielniczkę w kształcie koła. Ręce mu się już bardzo trzęsły – miał ponad 90 lat – ale odpalał papierosa jednego od drugiego i strzepywał popiół do tej popielniczki wielkości talerza.Nigdy nie chciał wrócić do Polski. Był bardzo krytyczny, wobec tego, co się działo w III Rzeczpospolitej. Pod koniec tego czata, a było to dosłownie kilka tygodni przed jego śmiercią, mówił, że jego działalność na emigracji jest skuteczniejsza, a jadąc do Polski, byłby narażony na rozgrywki personalno-partyjne, które paraliżowałyby jego działalność. „Tak się składa, że praca dla Polski, której ostatecznie poświęciłem swoje życie, jest pracą niewdzięczną. To jest los wszystkich” – powiedział wtedy. Giedroyć zastrzegł, że będzie pochowany we Francji i że jego zwłoki nie zostaną nigdy przeniesione do Polski.Czytaj też: „Dobranoc! Do widzenia! Cześć! Giniemy!”. Ostatni lot „Tadeusza Kościuszki”A kim była ta piękna femme fatale, o której mówi się w kontekście życia prywatnego Giedroycia?Ma pani na myśli jego piękną żonę, z pochodzenia Rosjankę? Niewiele wiadomo o ich związku.Można powiedzieć, że Giedroyc był przez dekady może nie singlem, ale mnichem. Nie nazwałbym go pustelnikiem, bo utrzymywał niesłychanie bogate życie towarzyskie. Jadł zawsze niezdrowo, mówił, że lubi ciężką kuchnię litewską, pił alkohol systematycznie, choć podobno w umiarkowanych ilościach. Bardzo lubił whisky. Miał więc także normalne, ludzkie słabości.Podobno mało spał, w nocy głównie czytał i redagował, czasem przysypiał nad kartkami i rano widoczne w nich były wypalone popiołem z papierosów dziury.Tak, był tytanem pracy. Był człowiekiem, który pisał gigantyczną liczbę listów, to były często listy bardzo wyrafinowane. Prowadził bardzo gładką korespondencję z dziesiątkami polskich intelektualistów, pisarzy, filozofów. Można powiedzieć, że odgrywał rolę skrzynki kontaktowej, inspiratora, pośrednika. Jego dom był miejscem spotkań intelektualnych oraz kulturalnych. Był osobą niesłychanie ważną, a właściwie instytucją, kluczową osobowością dla polskiej kultury tego okresu.Endecy do dziś nie lubią Jerzego GiedroyciaGiedroyc, zanim zaczął tworzyć „Kulturę” miał na swoim koncie wojenną przeszłość. Wstąpił do wojska, wyjechał do Palestyny, został żołnierzem Brygady Karpackiej, brał udział w walkach w Egipcie i obronie Tobruku.To był los wielu polskich emigrantów wówczas, gdy brał udział w walkach w Armii Polskiej na Zachodzie. Myślę, że jego główną zasługą nie było to, że był żołnierzem, ale to, że był intelektualistą. Nie bycie bohaterem frontowym, tylko bycie kimś, kto inspiruje i dba o kulturę narodową. Giedroyc snuł różnego rodzaju projekty polityczne i myślę, że taki projekt pogodzenia się Polek i Polaków z polityką wschodnią był jego największym sukcesem. Dzisiaj w Polsce nikt nie mówi, poza jakimiś zupełnie marginalnymi środowiskami, że Polska powinna odzyskać Lwów i Wilno albo podzielić Ukrainę pomiędzy strefami polskich i strefami rosyjskich, prawda? To były pomysły, które były bardzo żywe przed wojną, kiedy duża część zachodniej Ukraina była częścią II Rzeczypospolitej. Teraz nikt nie próbuje już do tego wracać. To jest wielka zasługa, wielki sukces koncepcji politycznej Giedroycia. Ten sukces, który dzisiaj wydaje się po prostu oczywisty, nie był taki przez dziesięciolecia. Te tendencje na emigracji były bardzo żywe.Można powiedzieć, że to była w pewnym sensie zasługa wschodniej duszy Piłsudczyka Giedroycia?Tak, ale oprócz tego, że on był przywiązany w jakimś sensie do ideałów państwowych, to wiązało się również z bardzo żywą niechęcią do narodowej demokracji i nacjonalizmu w wydaniu endeckim w Polsce. Z wzajemnością zresztą, bo endecy go nie lubią do dzisiaj i jego wpływ starają się przemilczeć.Wróćmy jeszcze do „Kultury”. Mówi się, że sukces tego pisma to efekt osobistej charyzmy, cierpliwości, a czasem i uporu Jerzego Giedroycia. Zgodzi się pan z takim stwierdzeniem?Oczywiście, chociaż to była charyzma nieoczywista. Giedroyc słynął z tego, że robił wrażenie człowieka niesłychanie zimnego. Intelektualisty, człowieka z lodu, jak czasami mówiono. Często nie był też człowiekiem sympatycznym w oczywisty sposób, ale był wysokiej klasy intelektualistą, który budził u rozmówców wielki szacunek. Ciekawił innych intelektualistów swoją umysłowością i szerokością swoich horyzontów. To wystarczało. To była taka charyzma człowieka o wybitnym umyśle, a nie charyzma kogoś, kto przytuli do serca.„Kultura” to było pismo jednego człowieka. Giedroyc nie chciał, aby była wydawana po jego śmierci. Gdy zmarł, również „Kultura” przeszła do historii. To była jego świadoma decyzja, by nikt tego nie kontynuował. „Kultura” była mocno związana z jego osobą, z pewnym okresem historycznym, w którym pracował i dlatego taki też był.„Kultura” trafiała do Polski w walizkach. Kto pisał dla Jerzego Giedroycia?Kto oprócz Witolda Gombrowicza publikował w „Kulturze”?Łatwiej powiedzieć, kto nie publikował. Była tam cała lista bardzo wybitnych współpracowników, zaczynając od Gustawa Herlinga- Grudzińskiego, z którym się poróżnił zresztą kiedyś w latach 90. o kwestie związane z dekomunizacją i lustracją już III Rzeczypospolitej.Był też Sławomir Mrożek, Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert czy Stefan Kisielewski. Przez „Kulturę” przewinęła się plejada autorów krajowych, najwybitniejszych postaci epoki. Niektórzy pisali pod pseudonimem, żeby jeżeli mieszkali w Polsce, nie byli narażeni na represje, gdyż władze polskie PRL zawsze traktowały „Kulturę” pismo wywrotowe, konfiskowały, karały za jej kolportaż.Jak trafiała do Polski?Była przywożona w walizkach, jeżeli się dało ją przemycić, przez granice PRL-u. Była też wysyłana pocztą, ale poczta PRL-owska ją konfiskowała. To było bardzo trudno dostępne pismo w kraju w czasach komunizmu.Skoro Giedroyc dostał całkowity zakaz publikacji i był na czarnej liście, to trudno, żeby jego pismo nie było.Giedroyc był jednym z głównych wrogów ustroju przez dekady, atakowanym w propagandzie PRL-u nieustannie. Trudno, więc oczekiwać, żeby „Kultura” czy jego inne wydawnictwa były dopuszczone do obrotu. Pamiętam z dzieciństwa, z okresu nastoletniego, że w latach 80. można ją było czytać w miniaturowym wydaniu. Te książeczki były przekazywane sobie z rąk do rąk.Czy Jerzy Giedroyc nie był antyrosyjski?Jerzy Giedroyc po 1989 roku odmówił przyjęcia orderu Orła Białego. Dlaczego?Był bardzo krytycznie nastawiony do elit III Rzeczypospolitej. Uważał, że są jeszcze niższej jakości niż elity przedwojenne, o których nie miał dobrej opinii. Mówił o tym wielokrotnie. Uważał, że Polskę wbrew polskiemu interesowi po 1989 roku, mimo trudnej sytuacji czy gospodarczej, czy geopolitycznej, zjadają wewnętrzne partyjne spory. Między innymi dlatego nie chciał nigdy do Polski wrócić.Gdyby żył, co pana zdaniem mówiłby o tym, co się dzieje w kontekście Ukrainy, w kontekście Rosji? Mówiło się, że nie był antyrosyjski.Nie był antyrosyjski w tym sensie, że nie miał niechęci do Rosjan jako narodu, natomiast był antyrosyjski w tym sensie, że był przeciwnikiem imperialnej polityki państwa rosyjskiego, czy to w wydaniu białym, czy czerwonym. Myślę, że można się zakładać, że byłby przeciwnikiem Rosji putinowskiej i zapędów imperialnych wobec Europy Środkowej i Wschodniej. Jestem przekonany, że z przykrością patrzyłby na rosnącą niechęć Polaków do Ukraińców.Gdyby ktoś chciał bliżej przyjrzeć się Giedroyciowi, to od czego powinien pana zdaniem zacząć?Myślę, że najlepiej jest zacząć od jego biografii napisanej przez Magdę Grzebałkowską, świetną reporterkę i dziennikarkę, a więc od takiej literackiej biografii Giedroycia. Zacząłbym od książki o tej postaci, a nie od samej „Kultury”, która bez znajomości kontekstu może być dzisiaj mało czytelna dla kogoś, kto epoki nie pamięta, albo nie jest od niej specjalistą.Co by pan powiedział młodym ludziom w kontekście Jerzego Giedroycia?Przede wszystkim, że idee mają znaczenie, że polityka polska i polskie idee były zawsze robione przez bardzo niewielkie grupy inteligentów. To dotyczy kluczowych ugrupowań politycznych w Polsce, od endecji po PPS. Właściwie wszystkie przedsięwzięcia w Polsce polityczne XX wieku, a pewnie też XXI są dziełem niewielkich grup polskich inteligentów. To, co i jak robił Giedroyc, to jest lekcja o tym, że nie można się poddawać. Trzeba próbować robić istotne dla zbiorowości rzeczy. Polska jest krajem, w którym nie trzeba mieć masowej liczby zwolenników czy tysięcy członków partii politycznej, żeby odegrać kluczowe znaczenie dla przyszłości naszego kraju. Giedroyc jest jednym z wielu przykładów.Czytaj też: Karnawał w PRL. Bale przodowników pracy, striptiz i ginące sztućce