Wkrótce dostanie je też polska armia. Te maszyny stały się mimowolnymi bohaterami incydentów z udziałem dronów, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Podczas zestrzeliwania rosyjskich bezzałogowców naszą armię wspomogły dwa samoloty F-35, które należą do niderlandzkiego kontyngentu stacjonującego w Polsce. Nasze wojsko wkrótce samo wzbogaci się o takie myśliwce. Co potrafią i ile kosztują – oto najważniejsze dane produkowanych przez Amerykanów maszyn. Wielozadaniowe samoloty F-35 trafią do 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku w woj. łódzkim. To tam zostanie sformowana pierwsza eskadra F-35A Lightning II (polska nazwa to F-35A Husarz). W 2026 r. przyleci kilkanaście pierwszych maszyn. Druga baza powstanie w Świdwinie.W 2020 r. Polska kupiła 32 wielozadaniowe samoloty F-35A. Do tej pory odebrała cztery z nich. Maszyny stacjonują na razie w bazie Ebbing w Fort Smith w stanie Arkansas, gdzie polskie załogi przechodzą szkolenie. Program obejmuje 24 pilotów oraz 90 techników naziemnych. Polskie F-35A mają osiągnąć wstępną gotowość operacyjną w 2028 r., a pełną – w 2030.F-35 to duma amerykańskiego przemysłu wojskowego. Ile kosztuje?Na czym polega fenomen F-35? Na pierwszy rzut oka maszyny nie są tak spektakularne jak pięknie kadrowane myśliwce z hollywoodzkich filmów. Dlaczego więc budzą tyle emocji? F-35 to w końcu duma amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego, przedmiot pożądania państw NATO, ale równocześnie... jeden z częściej krytykowanych wojskowych sprzętów.Ta krytyka dotyczy właściwie jednej rzeczy: ceny. Koszt takiej maszyny, w zależności od zamówienia, wynosi grubo ponad 80 milionów dolarów. Co prawda można liczyć na rabat przy większym zamówieniu, jednak sprzęt wymaga też między innymi przygotowania odpowiedniej infrastruktury oraz przeszkolenia pilotów i obsługi technicznej, co dodatkowo zwiększa koszty.CZYTAJ TEŻ: Brytyjczycy podpiszą umowę z Ukrainą. „Tysiące dronów w ciągu miesiąca”Amerykanie przekonują jednak, że za jakość warto zapłacić. F-35 nie jest bowiem „zwykłym” myśliwcem. To raczej latający „szwajcarski scyzoryk”, który widzi i słyszy więcej niż ktokolwiek inny na niebie.F-35 to kilka rodzajów myśliwców. Co potrafią „polskie” samoloty?Skąd oznaczenie „A” przy maszynach, które kupiło polskie wojsko? F-35 to w rzeczywistości nie jeden samolot, lecz cała rodzina myśliwców. F-35A to klasyczny wariant dla sił powietrznych, który startuje i ląduje na pasach, podobnie jak większość tego typu sprzętu. F-35B jest wersją dla piechoty morskiej. Takiej maszynie do startu wystarczy krótki pas albo nawet pokład okrętu desantowego (startuje pionowo). F-35C jest z kolei dostosowany do lotniskowców. Ma większe skrzydła i wzmocnione podwozie, dzięki temu radzi sobie z trudnymi lądowaniami na statkach.Oto największa zaleta F-35. Działa jak wojskowa „peleryna niewidka”Jak wskazują specjaliści, największym atutem F-35 jest technologia stealth. Pod tym określeniem kryje się ograniczona wykrywalność. W praktyce oznacza to, że na radarze przeciwnika taki myśliwiec wygląda jak coś znacznie mniejszego i mniej groźnego, niż jest w rzeczywistości – i daje coś, czego nie da się kupić: czas. Kiedy piloci wroga dopiero zastanawiają się, czy coś pojawiło się na ekranie, F-35 ma już pełny obraz sytuacji.CZYTAJ TEŻ: Jak reagować w sytuacji zagrożenia? Sprawdź Poradnik bezpieczeństwaWszystko dzięki temu, że taka maszyna ma systemy czujników, które „podglądają” otoczenie w promieniu setek kilometrów. Pilot nie musi nawet spoglądać na dziesiątki wskaźników. Wszystko widzi w hełmie, który wyświetla mu obraz z kamer wokół samolotu. To sprawia, że pilot ma wrażenie, jakby siedział w przezroczystej kabinie. Widzi też otoczenie mimo nocy, chmur i mgieł. Taka rozszerzona rzeczywistość też nie jest zresztą tania. Sam hełm kosztuje ponad 400 tys. dolarów. Myśliwiec działa jednak trochę jak smartfon. Wysyła dane do innych maszyn, okrętów, a także żołnierzy na ziemi. Tu kryje się jego prawdziwa moc, bo samolot staje się dzięki temu – w pewnym sensie – uszami i oczami wojska danego kraju.„Klub F-35” się powiększa. W 2026 roku dołączy do niego PolskaF-35 jest obecnie jednym z największych projektów wojskowych na świecie. A przy okazji – nie ma się co oszukiwać – jednym z najdroższych w historii. Koszty jego rozwoju sięgają setek miliardów dolarów. Do tego elementy myśliwców powstają w sumie w kilkudziesięciu krajach.CZYTAJ TEŻ: 19 dronów, 19 sankcji. Zełenski chce nowego ciosu w rosyjską gospodarkęMiędzynarodowe są też zakupy, bo na takie maszyny decydują się kraje NATO i sojusznicy USA, między innymi Wielka Brytania, Włochy, Holandia, Japonia, Korea Południowa, Izrael, a teraz do tego grona dołącza Polska. No właśnie, grona. Każdy taki zakup to bowiem nie tylko transakcja militarna, ale też polityczny sygnał dla innych: należymy do prestiżowego klubu, mamy dostęp do najnowocześniejszej technologii wojskowej.Zaawansowane oprogramowanie, specjalne hangary i serwisNabywcy mają wspólną platformę, szkolenia, części zamienne. O ile w czasach pokoju wydaje się to po prostu ułatwieniem, o tyle w sytuacji kryzysowej może oznaczać ogromną przewagę.To oczywiście nie zmienia faktu, że nie tylko zakup, ale też samo utrzymanie F-35 jest drogie. Myśliwce wymagają specjalnych hangarów i serwisu, a oprogramowanie jest tak skomplikowane, że nawet jego rutynowa aktualizacja wydaje się sporym przedsięwzięciem. Taka aktualizacja oznacza jednak za każdym razem nowe możliwości komputerów i uzbrojenia.Maszyny F-35 przeszły już wiele testów bojowych. Izrael używał tych myśliwców na Bliskim Wschodzie, atakując cele w Syrii i Iraku. Samoloty patrolowały też Europę i Azję, obserwując i odstraszając potencjalnych wrogów.Zobacz także: Zestrzelony izraelski F-35? Sprawdzamy popularne zdjęcieBo na tym przede wszystkim polega paradoks F-35. Państwa płacą miliardy dolarów za maszyny, które na polu boju potrafią udawać niewidoczne, a równocześnie chwalą się tym, że takie myśliwce posiadają. Już sama bowiem obecność tych samolotów ma być ostrzeżeniem.