Komentarz Jana Józefowskiego. Lata zniechęcania do sojuszniczej współpracy, z pewnością częściowo finansowane przez Rosję, rozwiała rzeczywistość. Wschodnie drony, które wtargnęły do Polski, były zestrzeliwane przez polskich, niemieckich i holenderskich pilotów. Ten sojusz na polskim niebie to bardzo ważny obraz. Dla europejskiego i euroatlantyckiego sojuszu to była noc pokazu siły i wsparcia. Nie tylko premier i prezydent współpracowali, co powinno być oczywiste. Polskiego nieba bronili wspólnie piloci kilku krajów i to jasny przekaz dla wschodniego agresora.Od lat Rosja wydaje miliony na pompowanie poczucia, że Unia Europejska nie jest Polakom potrzebna, że zajmuje się krzywizną skórki od banana, że jest za droga, że chce forsować niemieckie zwierzchnictwo nad Polską, czy resztą krajów UE. Pewne w tej narracji jest jednak tylko to, że jest w rosyjskim interesie. Powtarza te zarzuty część polskich polityków czy publicystów. Nie wszyscy robią to oczywiście za rosyjskie pieniądze. Ci drudzy robią to w interesie swoich formacji politycznych – nie Polski.Bo interes Polski wymaga silnego osadzenia w sojuszach. Ci, którzy chcą się na siłę odróżnić, znaleźć inne narracje i tym budować swoje poparcie, czyli interes swoich formacji, powtarzają także, że UE nie jest nam do niczego potrzebna. Powtarzają, że wszystko możemy zrobić sami. Pewnie moglibyśmy wiele rzeczy zrobić sami, ale po co mamy bronić się przed Rosją sami, jeśli silniejsi jesteśmy w sojuszach? Dlaczego mniej myśliwców miałoby strzec polskiego nieba? Komu by to służyło? Narracja Rosji w Polsce jest tak silna, że sam spotkałem ludzi, którzy pytali mnie, czy nie sądzę, że amerykańska obecność w Polsce to forma okupacji, i że suwerenny kraj nie pozwala na stacjonowanie na jego terenie obcych wojsk. Gdy spytałem, skąd ten pomysł, odpowiedzieli, że czytali o tym na Facebook’u. Bardzo trudno było im tłumaczyć, że obecność sojuszników nas wzmacnia i odstrasza wroga, a wschodni agresor zapłaci sporo za szerzenie tego typu narracji, bo to dużo tańsze od walki militarnej. Akt agresji wobec PolskiMoi rozmówcy powtarzali wtedy, że to nie nasza wojna. Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych Polski nazwało wtargnięcie rosyjskich dronów – aktem agresji wobec Polski. Każdy, kto od dziś powtarza, że to nie nasza wojna, nie działa w interesie Polski. To czy działał w nim wcześniej, to także pytanie, które warto sobie zadać. Przed polską klasą polityczną dziś ważny egzamin z dojrzałości, który pokaże, kto faktycznie w polityce chce służyć polskiej racji stanu, a kto chce służyć swoim partiom. Część polityków oczywiście nie zdała tego testu na samym starcie. Antoni Macierewicz próbował awanturować się w sejmie w tak kluczowym momencie, ale jego aktywność w rosyjskim wątku nie powinna dziwić. Prezes Jarosław Kaczyński stwierdził, że przed PiS-em polskiego wojska w praktyce nie było, co jest obraźliwe dla polskich oficerów. Ale to my możemy wyegzekwować od klasy politycznej dojrzałość i współpracę, nie akceptując dziecinnego pokrzykiwania – a my, a oni – w czasie gdy polskie wojsko musi odpierać faktyczny atak na Rzeczpospolitą. Współpraca ponad podziałami, jedność, w kraju, w Europie i transatlantycka, to siła, której Rosja boi się najbardziej. I powinna się jej bać. Rosja popełniła tym atakiem błąd. Wszystkim niedowiarkom pokazała, że to wojna także Polaków, także Europy i także NATO. Rosjanie strzelili sobie w stopę, z drona. I dlatego także warto zapamiętać, że naszego nieba minionej nocy bronili piloci z Polski, Niemiec, Holandii. A atakowała nas Rosja. Ten podział na sojuszników i wroga jest bardzo prosty. Nie dajmy go sobie już nigdy rozmydlić. ***Jan Józefowski Autor jest redaktorem naczelnym TVP3 PoznańZobacz także: Płonący dron na ulicy „Zamoska”? To dezinformacja