Pilne spotkanie. Rosyjski chargé d’affaires Andriej Ordasz został wezwany do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych po tym, jak premier Donald Tusk poinformował o zestrzeleniu nad Polską „niebezpiecznych” dronów, które – nie miał co do tego wątpliwości – były rosyjskie. Podczas specjalnego wystąpienia w Sejmie premier Donald Tusk poinformował, że odnotowano i precyzyjnie namierzono 19 przekroczeń przestrzeni powietrznej. Zaznaczył, że nie są to ostateczne dane, a rosyjska akcja miała trwać „całą noc”.Ordasz potwierdził w rozmowie z RIA Novosti, że wezwanie otrzymał na godzinę 12:00, ale od razu podkreślił, że strona polska nie przedstawiła dotąd żadnych dowodów na rosyjskie pochodzenie maszyn i – jego zdaniem – nie zrobi tego także teraz. „Nie sądzę, aby przedstawiono jakiekolwiek dowody” – powiedział rosyjski dyplomata, powtarzając wcześniejsze zastrzeżenia Moskwy.Warszawa stoi na stanowisku, że incydent miał charakter poważny i wymaga stanowczej reakcji. Premier Tusk mówił o „realnym zagrożeniu”, a przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przekazała, że w ataku brało udział ponad dziesięć dronów. Równolegle w Brukseli rozpoczęły się konsultacje w ramach art. 4 Traktatu Waszyngtońskiego – procedury, która umożliwia sojusznikom NATO wspólne omówienie sytuacji, jeśli którekolwiek z państw czuje się zagrożone.Szef Sztabu Generalnego Białorusi Paweł Murawiejko stwierdził, że Polska i Litwa zostały rzekomo poinformowane o nadlatujących dronach. Nie podał jednak, z którego kraju pochodziły.Białoruski generał przekazał w oświadczeniu, że Mińsk zestrzelił część dronów, które zboczyły z kursu wskutek zakłóceń elektronicznych podczas wymiany uderzeń między Rosją a Ukrainą.Czytaj też: Senator USA: Rosja testuje determinację NATO w obronie Polski