Nagrał ponad dwa tysiące piosenek. Kontrakt z wytwórnią zobowiązywał go do nagrania rocznie 100 piosenek. Tworzył zawsze o 50 więcej i dlatego przylgnęło do niego przezwisko „śpiewająca mrówka”. W sumie miał ich na koncie przeszło 2 tysiące. Wystąpił na 16 tys. koncertów i otrzymał od Instytutu Jad Waszem w Jerozolimie tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Mawiał, że „nie sztuka błysnąć, sztuka trwać i nie znudzić się”. Prywatnie przez wiele lat wiódł podwójne życie. Mieczysław Fogg, bo o nim mowa, odszedł 3 września 1990 roku. O Mieczysławie Foggu krążyło wiele anegdot. Jedną z nich stworzył Jerzy Waldorff. Po śmierci piosenkarz staje przed Sądem Ostatecznym, gdzie przerażony wyszeptuje: „O, mój Boże...”. Bóg na to: „O, mój Foże!”.W autobiografii „Od palanta do belcanta" z 1971 roku Mieczysław Fogg sam przywołał dowcip na swój temat o mumii. Brzmiał on tak: polscy archeolodzy odkopali starożytną egipską mumię, która zbudziła się i zapytała: "Czy Fogg wciąż jeszcze śpiewa?”.Komentując go artysta, stwierdził: „Czekam z utęsknieniem na anegdoty futurystyczne. Na przykład: Fogg jako wizja (dla niektórych być może apokalipsa) roku 2001”. Gdyby dożył, skończyłby wówczas 100 lat.Mieczysław Fogg potrafił sam z siebie żartować. „To jeszcze pani wie, kto ja jestem, że coś tam śpiewam”O tym, że Mieczysław Fogg miał dystans do samego siebie, przekonała się dziennikarka muzyczna Polskiego Radia Maria Szabłowska. – Był artystą wielkim, bardzo stonowanym człowiekiem. Nagrywałam z nim wywiad w jego mieszkaniu. Pamiętam, że gdy tam weszłam, to wrażenie zrobił na mnie niesamowity porządek. Wszystko było równiutko poukładane, prawie jak od linijki – wspomina. Szabłowska pamięta również, że Fogg był dosyć żartobliwy i miły.– Kiedy się przywitaliśmy, powiedział z uśmiechem: „O, to jeszcze pani wie, kto ja jestem, że coś tam śpiewam”. Odpowiedziałam mu wtedy, że jest pan przecież jednym z największych nazwisk polskiej piosenki, jak spojrzymy na pana historię. Podziękował mi wtedy za te słowa – opowiada Maria Szabłowska.Prawdą jest, że choć skromny, Mieczysław Fogg naprawdę był wybitnym polskim artystą. Przez kilka dziesięcioleci zarówno przed wojną, jak i po niej, wylansował wiele przebojów, z których z powodzeniem można by stworzyć śpiewnik polskiej muzyki rozrywkowej.Mieczysław Fogg nagrał 2 tys. piosenek. Jakie przeboje wyśpiewał?W swoim repertuarze Fogg miał przeszło 2 tysiące piosenek. Komponował je dla niego m.in. Jerzy Petersburski. Do tych najbardziej znanych i do dziś wzbudzających ogromny sentyment i nostalgię warto zaliczyć m.in. „Tango milonga”, „Piosenkę o mojej Warszawie”, „Bo to się zawsze tak zaczyna”, „Pieśń o matce”, „Jesienne róże”, „Mały biały domek”, „Pierwszy siwy włos”, „Już nigdy” czy „To ostatnia niedziela”.Czytaj też: Kaowiec i papierosy Wczasowe. Tak w PRL organizowano obywatelom wakacje– Kiedy z nim rozmawiałam, z tej ostatniej również żartował, bo wiele osób przekręcało tytuł tej piosenki i do dziś to robi, mówiąc „Ta ostatnia niedziela”. Fogg podczas tego naszego wywiadu śmiał się, że nie tylko wiem, kim jest, ale też znam poprawny tytuł tego utworu – wspomina Szabłowska. Piosenka ta ze względu na smutny tekst napisany przez Zenona Friedwalda została nazwana „tangiem samobójców”.Utwór ten znalazła się na płycie o tym samym tytule i wydany został jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Płyta ta sprzedała się w rekordowym, jak na tamte czasy, nakładzie, który wyniósł ponad 100 tys. egzemplarzy. Mieczysław Fogg sprzedał ponad 25 milionów płyt, co stanowi rekordową liczbę w historii polskiej fonografii i jedną z najwyższych na świecie w tamtym czasie.Zamiast 100 nagrywał 150 piosenek. Mieczysław Fogg nazywany był „śpiewającą mrówką”Mieczysław Fogg nie bez powodu nazywany był „śpiewającą mrówką”, z czego również sam żartował. W kontrakcie, który podpisał z firmą fonograficzną Odeon, widniał zapis o nagraniu 100 piosenek rocznie. – Limit ten przekraczałem o 50. Nazywano mnie „śpiewającą mrówką” – mówił.O tym, że był tytanem pracy świadczyć może jego współpraca z takimi wytwórniami jak Syrena Record, Syrena-Electro oraz Parlophone, a także 16 tysięcy koncertów, które dał przez przeszło 60 lat swojej kariery. Mieczysław Fogg śpiewał na wielkich scenach, ale również w domach kultury, kurortach czy podczas popularnych w czasach PRL rejsach statkami takimi, jak chociażby Stefan Batory. Bywało, że występował trzy razy dziennie jednego dnia. Publiczność go uwielbiała i oblegała występy Mieczysława Fogga.– Moja babcia chodziła do Café Fogg, którą stworzył po wojnie. Opowiadała o tym wielokrotnie, że z Saskiej Kępy chodziła do centrum przez wertepy, okopy, by tylko posłuchać, jak Fogg śpiewa. To jest chyba najlepsze potwierdzenie tego, że jego występy były tak niesamowite i przyciągające tłumy słuchaczy – mówi Maria Szabłowska.Mieczysław Fogg mawiał, że „nie sztuka błysnąć, sztuka trwać i nie znudzić się”. Udawało mu się to, ale na swój sukces i sławę bardzo ciężko pracował.Ojciec nie wierzył w jego talent. Mieczysław Fogg się nie poddawałArtysta urodził się 30 maja 1901 roku. Przez całe życie był związany z miastem, w którym przyszedł na świat, czyli Warszawą. Był jedynym z rodziny Fogiel, bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko, który miał muzyczne zdolności. Jego matka Anna Apolonia z Becków prowadziła sklep kolonialny w domu na rogu ulicy Długiej i Freta. Z kolei ojciec Antoni był maszynistą kolejowym, który obsługiwał trasy międzynarodowe.Czytaj też: Karnawał w PRL. Bale przodowników pracy, striptiz i ginące sztućceW 1910 roku artysta wstąpił do polskiego skautingu. Dziesięć lat później, mając 18 lat, wstąpił do wojska i brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Choć został ranny na froncie, nic mu się nie stało. W 1922 roku zaczął pracę jako kasjer w Warszawskiej Dyrekcji PKP. Ta droga kariery bardzo cieszyła jego ojca.– Mietek będzie budował nowe szlaki kolejowe – lubił mawiać – a ja tamtędy poprowadzę pociąg. Niemile brzmiały dla mnie te ojcowskie rojenia, skoro moim właściwym pociągiem był… pociąg do śpiewania. Zresztą byłem pod tym względem prawdziwie wyrodnym dzieckiem. Nikt bowiem z rodzeństwa (…) nie objawiał najmniejszego zainteresowania profesją śpiewaczą, która dawała wówczas tak niepewny chleb. Nie mieli zresztą w tym kierunku uzdolnień. A ja w te uzdolnienia u siebie święcie wierzyłem – wspominał w jednym z wywiadów Mieczysław Fogg.Ojciec artysty, choć wiedział, że jego syn chce śpiewać, mawiał, że „prędzej wyrośnie mi Lasek Bielański na dłoni, niż ty zostaniesz śpiewakiem”.Mieczysław Fogg nie odpuszczał. Wciąż pracował w PKP, ale równolegle udzielał się w chórze kościoła świętej Anny w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu. To tam dostrzegł go Ludwik Sempoliński i pomógł, by młody Fogg mógł kształcić się muzycznie dalej. Jego nauczycielami byli m.in. Eugeniusz Mossakowski, Wacław Brzeziński, Ignacy Dygas, Stefan Belina-Skupiewski, Adam Didura i Stanisław Kopf.Jak Mieczysław Fogiel stał się Foggiem? Tak podbił serca słuchaczyFogiel stał się Foggiem w 1926 roku. To wtedy obrał sobie taki pseudonim artystyczny, gdy stał się śpiewakiem do wynajęcia na śluby i pogrzeby. Na scenie zadebiutował dwa lata później w Chórze Dana w warszawskim teatrzyku Qui Pro Quo. Koncertował z nim w Europie i Stanach Zjednoczonych. Uchodzili za fenomen ze względu na to, że nie znali języka, a śpiewali. Fogg podróże do Nowego Jorku wspominał z ekscytacją. Uważał, że to miasto, które ma swego rodzaju magię.Z chórem Dana Mieczysław Fogg nagrywał także piosenki do filmów takich jak „Parady Warszawy” (reż. Konrad Tom), „Panienki z poste restante” (reż. Jan Nowina-Przybylski), „Dziesięciu z Pawiaka” (reż. Ryszard Ordyński), „Pałacu na kółkach” (reż. Ryszard Ordyński), „Strasznej nocy” (reż. Konstanty Meglicki), „Dziejów grzechu” (reż. Henryk Szaro), „Niebezpiecznego romansu” (reż. Michał Waszyński), „Wacusia” (reż. Michał Waszyński) i „Dodka na froncie” (reż. Michał Waszyński).W latach 30. współpracował z rewiami i teatrzykami w Warszawie. Zarówno na scenie, jak i podczas nagrań w studio śpiewał razem z Hanką Ordonówną, Zulą Pogorzelską czy Adolfem Dymszą. Zaczął również nagrywać swoje własne piosenki, gdy podpisał kontrakt ze wspomnianym wcześniej Odeonem.Czytaj też: To on był głosem Misia Uszatka. „Etatowy miś radia i telewizji”Gdy w 1938 roku na dobre zdecydował się na solową karierę, jego pierwszym sukcesem była wygrana w ogólnopolskim plebiscycie słuchaczy Polskiego Radia na najpopularniejszego piosenkarza roku. Fogg podbił serca, a przede wszystkim uszy – bilety na programy kabaretowe, które grał z Mirą Zimińską i Tadeuszem Sygietyńskim rozchodziły się jak przysłowiowe ciepłe bułeczki.Wojenna przeszłość Mieczysława Fogga. Śpiewał „ku pokrzepieniu serc”Gdy wybuchła wojna Mieczysław Fogg też śpiewał. – 1 września zadzwoniła do mnie Hanka Ordonówna: – Mieciu – mówiła do mnie podnieconym głosem – idziemy śpiewać na dworce, dla rannych żołnierzy! (…) Gdy tylko na dworzec zajechał pierwszy pociąg z rannymi, zaczęliśmy chodzić od wagonu do wagonu śpiewając piosenki. Żołnierze, często w bandażach, byli utrudzeni, ale nie tracili ducha. – Nie damy się! – wołali – opowiadał po latach.Podczas okupacji śpiewał w kawiarniach otwartych dla Polaków. Miał na to zgodę władz Polskiego Państwa Podziemnego. Był również współorganizatorem tajnych kompletów Gimnazjum im. Stefana Batorego, które odbywały się m.in. w jego mieszkaniu przy ul. Koszykowej. Mieczysław Fogg miał konspiracyjny pseudonim – „Ptaszek”.Pewnego dnia artysta został wezwany do siedziby Gestapo przy al. Szucha na przesłuchanie. Gestapowiec, który bywał w Café Bodo, gdzie śpiewał Fogg, oskarżył go o to, że ma zły wpływ na swoich rodaków, ale nie aresztował piosenkarza.– Huknął na mnie od progu: „Podburzasz Polaków! Polski już nigdy nie będzie i nigdy nie wrócą żadni Polacy! Nie rozumiesz tego?! Przecież jesteś inteligentem” – wspominał Fogg.– Skwapliwie chwyciłem się tego słowa i odparłem z głupia frant, opanowując zdenerwowanie: „Jestem artystą, śpiewam dla sztuki”. Szwab spojrzał na mnie niezdecydowanie, nie mając pewności, czy robię z niego durnia, czy też jestem absolutnym kretynem, nierozumiejącym jego pretensji. Na szczęście dla mnie musiał wybrać ten drugi wariant oceny – opowiadał artysta.Mieczysław Fogg brał aktywny udział w Powstaniu Warszawskim. – Poszedłem do dowódcy i zapytałem: „Czy nie byłoby lepiej, gdybym chodził od oddziału do oddziału i śpiewał dla żołnierzy?” – wspominał Fogg. W tamtym czasie kolega przesłał mu kanałami tekst piosenki. Był to znany do dziś „Marsz Mokotowa”.Śpiewał „dając nadzieję” aż 104 razy. Nawet po zakończeniu wojny uchodził za najbardziej znanego śpiewaka Powstania Warszawskiego. Uczestnicy bardzo dobrze zapamiętali jego występy podczas walk.Trudno nie wspomnieć przy tym o odznaczeniu, które otrzymał w 1989 roku. Był już schorowany, więc nie odebrał go osobiście. Chodzi o tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata przyznawaną przez Instytut Jad Waszem. Podczas okupacji pomógł swoim żydowskim kolegom. Był wśród nich Iwo Wesby właśc. Ignacy Singer, dyrygent kabaretu Qui pro Quo, który uciekł z rodziną z getta warszawskiego wraz z żoną i ośmioletnią córką. Najpierw ukrywał ich w swoim mieszkaniu, potem znalazł inne i pomógł w zorganizowaniu fałszywych dokumentów.Miał kawiarnię i wytwórnię. Komunistyczne władze nie pozwoliły mu odnieść sukcesuPo wojnie Mieczysław Fogg na dobre wrócił do występów. Koncertował w Polsce i na świecie m.in. w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Francji. Choć bardzo chciał, by Café Fogg oraz jego wytwórnia Fogg Record odniosły sukces, nie udało się to ze względu na komunistyczne władze. To był czas, gdy wszystkie prywatne firmy zaczęło przejmować państwo. Legenda głosi, że gdy do kawiarni Fogga wkroczyli smutni panowie, nie mógł nawet zabrać z lokalu swojego płaszcza.Co sprawiło, że zarówno przed wojną, jak i po niej wciąż był uznanym i rozchwytywanym artystą? Zdaniem Marii Szabłowskiej Mieczysław Fogg był bardzo osadzony w świecie piosenki. – Miał muzykalność, niesamowity głos i był taki jak amerykańscy wokaliści – miał ten głos, manierę, tę wielkość. Pasował do tych największych gwiazd. Poza tym Mieczysław Fogg nie wdawał się w żadne nurty typu big beat, a nawet jazz. Trzymał się tej klasyki, uwielbiał śpiewać, kochał publiczność. Myślę, że w tym tkwiła tajemnica jego fenomenu, tego, że ludzie wciąż chcieli go słuchać i tłumnie chodzili na koncerty – uważa dziennikarka.Podwójne życie Mieczysława Fogga. Wiódł je przez 25 latMieczysław Fogg uchodził za osobę spokojną i ostoję rodziny. Swoją żonę Irenę Jakubowską poznał, gdy pracował w PKP. Dosyć szybko ożenił się, a dwa lata po ślubie para doczekała się syna Andrzeja. Żona artysty przestała pracować, wychowywała syna, zajmowała się domem i wspierała Mieczysława w jego rozwijającej się karierze. Z czasem zaczęła również dokumentować występy artysty.– Pełniła rolę kronikarza twórczości swojego męża. Założyła album z pamiątkami już po jego pierwszym występie i zbierała je aż do lat 60. Wklejała tam każdy wycinek prasowy, każde zdjęcie – mówił Michał Fogg, wnuczek piosenkarza w rozmowie z magazynem „Pani”.Choć byli zgodnym małżeństwem i nic nie wskazywało na to, że może dojść do zdrady, tak się jednak stało. Mieczysław Fogg na przełomie lat 50. i 60. wdał się w romans z Zofią Szynagiel. Nazywał ją „kierowniczką”. Kobieta pracowała w szczecińskiej Estradzie i została jego menadżerką. Mieczysław Fogg, choć był zakochany, nie odszedł od żony. Przez 25 lat prowadził podwójne życie.Dopiero gdy 23 czerwca 1983 roku umarła jego żona, ściągnął Zofię do Warszawy i wspólnie z nią zamieszkał. Ślub wzięli w 1986 roku.– Mieciu był przesympatyczny, potrafił godzinami opowiadać o powstaniu, o śpiewaniu, koncertach, no i był zakochany w sobie, jak każdy artysta. W domu nie robił kompletnie nic, natomiast był zawsze przygotowany perfekcyjnie do koncertu: smoking, krawat, muszka, buty na prawidłach, lakierki, niezniszczalne prawie, bo były dobrego gatunku i w takich specjalnych pochewkach. Wszystko było poukładane, zawsze czekała na niego gotowa „walizka występowa”. Bardzo szanował publiczność, starał się nie nawalać. Jeszcze parę miesięcy przed śmiercią dał koncert – mówiła Anna Janiszewska, córka Zofii.Mieczysław Fogg miał świadomość, że jest historiąFrak rzeczywiście był tym, co wyróżniało Fogga. Miał go na każdym występie, zawsze idealnie dopasowany. Nowe zamawiał w pracowniach najlepszych krawców.– Doktor mojego kolegi, świętej pamięci Mieczysława Fogga, powiedział mu: Niech pan pamięta, by cały czas śpiewać, bo jak przestanie pan to robić, to pan umrze. I co zrobił Fogg? Zrobił sobie roczną przerwę i umarł. Później wszyscy mówiliśmy, że może jakby śpiewał dalej, toby sobie jeszcze pożył, a był przed dziewięćdziesiątką – mówił w rozmowie z Onetem nieżyjący już piosenkarz Krzysztof Krawczyk.Mieczysław Fogg zapytany przez jednego z dziennikarzy, czy jest świadomy tego, że jest historią, odpowiedział, że tak.– Matki pokazują dzieciom: „Patrz, idzie pan Fogg”. Wsiadam do autobusu i nie ma mowy, żebym nie siedział. Od razu ktoś ustępuje mi miejsca. Kłaniam się grzecznie i siadam – mówił artysta. W tym samym wywiadzie wyznał, że był z Polską i Warszawą w tych dobrych i złych chwilach.Po raz ostatni Mieczysław Fogg wystąpił w warszawskim kinie Elektronik w 1986 roku. Na kolejne koncerty nie pozwalało mu już zdrowie. Zmarł 3 września 1990 roku. Został pochowany w rodzinnym grobie na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. Miał 89 lat.