Rodziny nie tracą nadziei. 30 sierpnia obchodzimy Międzynarodowy Dzień Pamięci Osób Zaginionych, który przypomina, że za policyjnymi statystykami kryją się ludzkie twarze i nierozwiązane dramaty. Czas płynie jak wartka rzeka. Każdy dzień niesie szereg nowych wydarzeń, a kolejne wiadomości przykrywają poprzednie. Żywotność newsów jest wyjątkowo krótka – wertujemy wzrokiem nagłówki, nie mając czasu na więcej. Później odkładamy gazetę, zamykamy karty w przeglądarce i płyniemy dalej rwącym nurtem kluczowych momentów. Ale są ludzie, dla których czas się zatrzymał. Rodziny zaginionych – one tkwią w jednej, nieruchomej chwili: tamtego dnia i tamtej godziny. Media otrzymują „kolejną sprawę”. Opinia publiczna – temat na najbliższe dni. A dla bliskich osób zaginionych to cały świat. Zostaje pokój z całym – teraz niemal świętym – rozgardiaszem, chłodny komunikat poczty głosowej, ostatnia wysłana wiadomość, której każda litera powoduje osobne ukłucie podczas codziennej sesji czytania.Jola spod DębicyZaginięcie Jolanty Ś. z Dębicy miało tragiczny finał. Za zniknięciem kobiety stał Grzegorz G., jej szwagier, uchodzący za spokojnego, ułożonego człowieka. Zdradzał swoją żonę z jej siostrą, a gdy ta zaszła w ciążę – zdecydował, że rozwiązaniem będzie zabójstwo. Ciało Joli przez kilka dni woził w bagażniku, zanim zakopał je w lesie. Później wysyłał z jej telefonu SMS-y do bliskich: „Wyjechałam zacząć nowe życie, nie szukajcie mnie”. Rodzina nie poddawała się i nie wierzyła, że kobieta dobrowolnie zniknęła. Dziś jej oprawca odsiaduje dożywocie. Zabójca Joli nie tylko odebrał jej życie, ale też próbował „wymazać” jej istnienie – zakopując ciało, chowając ślad, próbując zerwać relacje z rodziną. Chciał, by pamięć o niej zniknęła razem z nią, by nikt jej nie szukał i nikt już na nią nie czekał.Czytaj też: Zaginął kolejny przeciwnik Łukaszenki. Opozycjonista ukrywał się w PolsceCzekanie jest codziennością rodzin zaginionych. Nie da się go „zamknąć” ani określić. Gdy ktoś umiera, pojawia się żałoba – ból, który powoli przemienia się w pamięć. Ale gdy ktoś znika bez śladu, żałoba zostaje zawieszona. Rodzina wciąż żyje w dniu zaginięcia. Każdy szmer na klatce schodowej, każdy dźwięk telefonu wywołuje nadzieję. Sednem ich losu jest wieczne trwanie w zawieszeniu.Robert WójtowiczRobert Wójtowicz, student psychologii z Krakowa, zniknął w 1995 roku. Wyszedł na uczelnię i nie dotarł. Do dziś nie wiadomo, co się stało. Policja sprawdzała tropy, ale żaden nie przyniósł odpowiedzi. Od tamtej pory minęło prawie trzydzieści lat. W pamięci wielu osób Robert nie istnieje, ale dla rodziny czas zatrzymał się wtedy – w 1995 roku. Oni wciąż czekają i wciąż wierzą, że kiedyś usłyszą pukanie do drzwi. Ojciec mężczyzny poświęcił swoje życie na to, by próbować go odnaleźć. Nie przetrwało jego małżeństwo, a chęć dowiedzenia się prawdy o zniknięciu syna przysłoniła inne życiowe cele.Społeczeństwo ma jednak pamięć krótszą niż zrozpaczony ojciec. Pierwsze dni zaginięcia to nagłówki, apele policji, zdjęcia na portalach społecznościowych. Potem zainteresowanie gaśnie. Zawsze liczy się to, co jest dziś. Tymczasem dla rodzin nic się nie zmienia. Oni tkwią w tej samej historii, której nie da się przewinąć ani zastąpić inną. Nie każda sprawa jest tak powszechna wśród opinii publicznej jak historia Iwony Wieczorek czy Ewy Tylman. Medialność nie zależy jednak od natężenia cierpienia bliskich, a od atrakcyjności narracji. Czy sprawa daje się zamienić w serial? Czy można ją sprzedawać w odcinkach? Jeśli nie – najpewniej zniknie w lokalnej kronice.Ale człowiek to nie statystyka i nie kliknięcie. Każda zaginiona osoba miała swoje życie, ulubiony kubek na kawę, swoje krzesło przy stole, szczoteczkę do zębów na umywalce.Sprawdź: Wędkarz natrafił na rozwiązanie tajemnicy sprzed dekad. Odkrycie na sonarzeSzerszy kontekstKażdego roku w Polsce zgłaszanych jest około 15–20 tysięcy zaginięć. Większość osób odnajduje się szybko – po kilku dniach, czasem tygodniach. Statystyki pokazują, że około 30 procent zostaje odnalezionych w pierwszej dobie, ponad połowa w ciągu 48 godzin, a 90 procent w ciągu miesiąca. Szczególną grupą są dzieci – każdego roku ginie ich około dwóch tysięcy, głównie nastolatków, z czego większość wraca do domu. Według Fundacji ITAKA, która od lat zajmuje się poszukiwaniem zaginionych, rocznie zgłaszanych jest około 13 tysięcy spraw, a w ich bazie wciąż figuruje blisko 4 tysiące osób trwale zaginionych. To pokazuje, że choć większość dramatów kończy się odnalezieniem, tysiące rodzin w Polsce żyje od lat w zawieszeniu, bez odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Kilka tysięcy spraw pozostaje otwartych – czasem już na zawsze.Niektóre historie stają się „serialami true crime”, inne giną wśród newsów. O jednych mówi cała Polska, o innych – tylko rodzina i garstka sąsiadów. Wolontariusze fundacji odbierają telefony, tworzą bazy danych, próbują podtrzymać nadzieję. Ale nawet ITAKA nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, które najczęściej zadają rodziny: „Czy on/ona jeszcze żyje?”.Nie przegap: Historia jak z filmu. Chorwacki wojskowy i jego serbska partnerka szpiegami„Lecz tymczasem mija czas, mija bezpowrotnie”Czas, który dla jednych biegnie dalej, a dla innych zatrzymuje się na zawsze. Ktoś jest – rozmawia, planuje urlop, wychodzi z domu do pracy – i nagle znika. Jak kamień wrzucony w wodę: przez chwilę widać kręgi, potem powierzchnia się uspokaja, jakby nic się nie wydarzyło. Albo jak w sztuce iluzjonisty: szybki gest dłonią i już – człowieka nie ma. Tu jednak próżno o zachwyt nad sprytnym trikiem. Jest tylko niewyobrażalne pytanie: jak to możliwe, że człowiek rozpłynął się w powietrzu, choć wokół są kamery, monitoring, tysiące oczu?Dla opinii publicznej to widowisko trwa chwilę; medialny spektakl zaginięcia. Potem uwaga przenosi się gdzie indziej. Ale dla rodzin i przyjaciół to nieustanny koszmar. Oni zostają w świecie, w którym każde wspomnienie wywołuje ból. Żyją w ciągłym stresie, w napięciu, które nigdy nie słabnie, bo każdy dzień to powrót do tej samej historii. Najtrudniejsze jest życie bez „closure” – bez zamknięcia danego rozdziału. Kiedy umiera ktoś bliski, można przynajmniej zapłakać, postawić znicz, przejść przez żałobę. Ale kiedy ktoś znika, drzwi do tego procesu pozostają zatrzaśnięte. Nie wiadomo, czy kupić kwiaty na symboliczny grób, czy trzymać nadzieję, że jeszcze kiedyś stanie w progu i znajdzie jakieś sensowne wytłumaczenie dla swojej nieobecności. Brak odpowiedzi zamienia każdy dzień w powtarzający się dramat – niewidoczny dla innych, ale wszechobecny dla tych, którzy nie doczekali się końca swojej historii.Czytaj także: Zaatakowali w Belgii, wpadli w Polsce. Grozi im dożywocie