Buriewiestnik ma trafić do armii w tym roku. To jeden z niewielu projektów, któremu Władimir Putin patronuje osobiście. I to od lat. Kilka dni temu dyktator odbył tajne spotkanie w Sarowie dotyczące szykowanej rakiety manewrującej z napędem jądrowym – Buriewiestnik. Pocisk ma być gotowy w 2025 roku, a Kremlowi zależy na tym teraz bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Analitycy śledzący ruchy samolotów na Flightradar24 zauważyli 21 sierpnia dwa Tu-214 z Oddziału Lotów Specjalnych „Rosja”, które przyleciały w rejon Sarowa. Obie maszyny wyłączyły swoje transpondery przed lądowaniem. Z materiału filmowego oficjalnej kremlowskiej kroniki wynika, że Putin był na pokładzie jednego z tych samolotów.Tajne spotkanie Putina w sprawie BuriewiestnikaRosyjski dyktator na lotnisku witany był m.in. przez szefa sztabu generalnego Walerija Gierasimowa i wicepremiera ds. przemysłu Denisa Manturowa. Byli tam także były szef Rosatomu Siergiej Kirijenka, dyrektor generalny tego przedsiębiorstwa Aleksiej Lichaczow oraz dyrektor Ogólnorosyjskiego Instytutu Badawczego Fizyki Doświadczalnej Walentin Kostiukow. Obecność naukowców w „komitecie powitalnym” może dziwić, ale to przede wszystkim na spotkanie z nimi przyjechał Putin. Według prokremlowskiego dziennikarza gazety „Komiersant” Andrieja Kolesnikowa Putin przed rozpoczęciem oficjalnego programu wizyty odbył rozmowy, o których nie informowały oficjalne źródła. Z tego też powodu spóźnił się ponad godzinę na zaplanowane akademie.Zamknięte miasto Sarów (obwód niżnonowogrodzki) jest kluczowym ośrodkiem rozwoju broni jądrowej w Rosji, gdzie w czasach sowieckich rozpoczęto produkcję m.in. pierwszej bomby atomowej. Kolesnikow zasugerował, że wizyta może mieć związek z przygotowaniami do testów międzykontynentalnego pocisku manewrującego Buriewiestnik z napędem jądrowym. Wiele kanałów na Telegramie twierdzi, że na spotkaniu omówiono postęp testów i perspektywę wdrożenia pocisku na potrzeby armii już w 2025 roku. Dla Putina ta sprawa jest ważna i pilna. Nie tylko w kontekście wojny z Ukrainą, ale też wydarzeń na arenie międzynarodowej i coraz większych napięć na linii Rosja – NATO. Buriewiestnik mógłby być asem z rękawa rosyjskiego dyktatora – być może ostatnim, na jakiego go stać. Zobacz także: Putin gotowy, by użyć broni jądrowej. Zatwierdził nową doktrynęPo raz pierwszy prezydent Rosji jasno stwierdził, że koniecznie należy prowadzić program rozwoju silników jądrowych 8 lat temu. Wówczas mówił to w kontekście podboju kosmosu.– Silnik jądrowy w kosmosie... Z jego pomocą możemy zrobić krok w kierunku realizacji tego niewątpliwie bardzo interesującego marzenia ludzkości – powiedział Putin do uczniów podczas ogólnorosyjskiej lekcji otwartej „Rosja, patrząc w przyszłość”.Orędzie o pocisku z napędem jądrowymRok później kremlowski dyktator oficjalnie oznajmił, że taki właśnie napęd ma mieć Buriewiestnik. Nikogo tym nie zaskoczył, bo nieoficjalnie mówiło się o tym projekcie od lat.USA i ZSRR rozpoczęły prace nad pociskami rakietowymi o napędzie jądrowym niemal równocześnie – pod koniec lat 50. XX wieku.Amerykanie pracowali nad projektem Pluto, którego celem było stworzenie pocisku manewrującego zdolnego do lotu z prędkością do trzech machów (3714 km/h) na małej wysokości. Inżynierowie zbudowali dwa eksperymentalne silniki i przetestowali je nawet na pustyni w Nevadzie w latach 1961 i 1964. Pierwszy silnik pracował przez kilka sekund, drugi przez około pięć minut. Misja zakończyła się niepowodzeniem i została zamknięta.Z kolei Związek Radziecki próbował stworzyć podobne technologie, ale nigdy nie wyszły poza fazę projektu.System 9M370 Buriewiestnik, który NATO identyfikuje jako SSC-X-9 Skyfall, został po raz pierwszy publicznie przedstawiony przez Putina podczas orędzia do Zgromadzenia Federalnego 1 marca 2018 r. Sama nazwa dla pocisku – Buriewiestnik (petrel, ale w bardzo dowolnym tłumaczeniu może oznaczać też „posłaniec burzy”) – została ustalona trzy tygodnie później, po otwartym głosowaniu na stronie internetowej Ministerstwa Obrony Rosji.Zobacz także: Rosja umieści broń jądrową w kosmosie? Szef NATO: Bardzo niepokojąceWedług „Izwiestii” decyzję o rozpoczęciu prac nad Buriewiestnikiem podjęto w grudniu 2001 r., po wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z Traktatu o zakazie produkcji pocisków przeciwbalistycznych z 1972 r. „Kommiersant” informuje, że za przygotowanie pocisku manewrującego odpowiada biuro konstrukcyjne Nowator z Jekaterynburga, przy współudziale specjalistów z Wszechrosyjskiego Instytutu Badawczego Fizyki Doświadczalnej w Sarowie.Służby wywiadowcze NATO czuwająCały projekt od początku objęty był ścisłą tajemnicą. Wiedza na jego temat opiera się przede wszystkim na danych zachodnich wywiadów. Na początku lutego 2019 roku amerykańskie media - „The Diplomat” i „Business Insider” ogłosiły wznowienie testów pocisków manewrujących na poligonie Kapustin Jar. Próby określono jako częściowo udane. Kilkanaście dni później „Business Insider”, komentując 13. test, stwierdził, że „pocisk nadal nie działa prawidłowo” dodając, że tylko jedna próba w tym czasie zakończyła się sukcesem. Źródłem tych wszystkich informacji miał być wywiad USA.We wrześniu 2019 roku stacja CNBC, powołując się na to samo źródło, poinformowała o co najmniej pięciu nieudanych testach Buriewiestnika między listopadem 2017 a 2019 rokiem. Informację tę zdementował ekspert wojskowy Igor Korotczenko. Ocenił on doniesienia amerykańskich mediów jako operację informacyjną mającą na celu zdyskredytowanie rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Zobacz także: Rosja chce "logicznego zakończenia wojny". I znów straszy bronią jądrowąNa podstawie zdjęć satelitarnych Planet Labs wiadomo też, że Buriewiestnik był testowany na przełomie września i października 2023 roku na poligonie na Nowej Ziemi (obwód archangielski). Piątego października, Putin poinformował, że w Arktyce przeprowadzono pierwszy udany test tego pocisku. Oznajmił to podczas corocznego spotkania międzynarodowego klubu dyskusyjnego Wałdaj (moskiewski think tank).Czym jest Buriewiestnik?Według Władimira Putina Buriewiestnik przypomina inną rosyjską rakietę manewrującą – Ch-101 (oczywiście z wyglądu). Na pierwszych zdjęciach, gdzie rakieta nie jest pokazana „w całej okazałości” widać, że przednia jej część przypomina skrzyżowanie niemieckiego pocisku Taurus i brytyjskiego Storm Shadow. Na filmie z testów udostępnionym przez rosyjskie ministerstwo obrony można zauważyć, że rakieta ma w środkowej części skrzydła nośne oraz (prawdopodobnie) trzy lub cztery stateczniki z tyłu. Według „Niezawisimej Gaziety” silnik startowy rakiety jest na paliwo stałe, a wymiary to: długość w momencie startu – 12 m, w locie – 9 m; przekrój – 74 cm. W zgodnej opinii ekspertów pocisk porusza się z prędkością poddźwiękową 850-1300 km/h.Głównym atutem Buriewiestnika jest niemal nieograniczony zasięg. Pocisk – w przypadku napędu jądrowego – może dotrzeć do celu dowolną trasą, zupełnie nieoczywistą. Może też (w miarę możliwości unikać obszarów szczególnie monitorowanych przez radary. Eksperci podkreślają, że może on operować w powietrzu kilka... lat, czekając na właściwy moment do ataku.– W tym przypadku pocisk może nie lecieć po prostej trajektorii, od punktu startu, do celu, przez tysiące kilometrów, ale może manewrować. Startuje z terytorium Federacji Rosyjskiej i nie leci w kierunku Stanów Zjednoczonych, lecz odchyla się o 90 stopni i leci w zupełnie przeciwnym kierunku, potem skręca i leci w przeciwnym kierunku, potem skręca i leci do celu, a potem znów manewruje, odchylając się o kilka tysięcy kilometrów od pierwotnej trajektorii. Wszystko to, jak mówi towarzysz Putin, znacznie komplikuje prognozowanie i ocenę kierunku lotu tego pocisku oraz możliwość jego zestrzelenia i zniszczenia. O tym właśnie mówimy – wyjaśniał Władimir Bekisz, emerytowany oficer wojsk rakietowych i rosyjski ekspert ds. bezpieczeństwa strategicznego, w rozmowie z portalem „Nastojaszczije wremia”.Zobacz także: Atomowy arsenał Putina. Dezerter zdradził szczegółyBuriewiestnik miałby być wyposażony w głowice konwencjonalne, ale w przypadku udanych testów i pełnej kontroli nad napędem rakiety, nic nie stałoby na przeszkodzie, aby mógł on przenosić także ładunki nuklearne.Wypadek przy pracy – pięciu naukowców nie żyjeWładimir Putin oczekuje szybkiego sukcesu projektu Buriewiestnik, który mógłby „przestraszyć” świat, jak to było w przypadku rakiety balistycznej Oresznik, ale tym razem może być o to trudniej. O tym, że cały program realizowany jest w bólach, najlepiej świadczy liczba nieudanych testów. Ponieważ pocisk ma napęd jądrowy, niemal każdorazowo wiąże się to ze skażeniem radioaktywnym.Najbardziej spektakularny wypadek związany z próbami Buriewiestnika miał miejsce 8 sierpnia 2019 roku w rejonie poligonu na Nowej Ziemi – na północno-wschodnim krańcu Europy. Zginęło wówczas co najmniej pięć osób, a trzy inne zostały ranne. Byli to pracownicy Rosatomu, a flagi w Sarowie zostały z tego powodu opuszczone 12 sierpnia do połowy masztów. Rosatom poinformował, że pocisk, którego silnik wykorzystywał źródło energii w postaci izotopu promieniotwórczego, eksplodował na poligonie. Przedstawiciele Rosji nie podali nazwy pocisku. Prezydent USA Donald Trump powiedział wówczas, że chodzi o Buriewiestnika. Sześć dni po katastrofie, Roshydromet poinformował, że w dniu testów, 8 sierpnia, odnotowano 16-krotne przekroczenie normy promieniowania gamma. Władze lokalne twierdziły, że nic poważnego się nie stało, ale mieszkańcy nie uzyskali żadnych informacji. Nawet kilka dni po incydencie nie wiadomo było, co wybuchło ani jakie szkody wyrządziło to środowisku. Mieszkańcom wsi Nionoksa, położonej w pobliżu poligonu doświadczalnego rosyjskiej marynarki wojennej, gdzie doszło do eksplozji, zalecono po 6 dniach opuszczenie osady, powołując się na prowadzone tam prace.Jedna z wersji mówi, że do wypadku doszło podczas startu rakiety, inna, że nastąpił on w trakcie wydobywania z morza Buriewiestnika, który spadł tam rok wcześniej.– Jako ekolog społeczny z Siewierodwińska mówię wszystkim: nie wolno łowić ryb w Zatoce Dźwiny na Morzu Białym. Można zbierać grzyby i jagody. Biorę tę odpowiedzialność na siebie, ponieważ lokalne media i Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych nie podają nam rzetelnych informacji. Niestety, tak to wygląda – mówił w rosyjskich mediach bezpośrednio po katastrofie działacz ruchów ekologicznych Aleksiej Klimow.Klimow, który mieszka kilkadziesiąt kilometrów od poligonu na Nowej Ziemi, a w przeszłości zbierał doświadczenia, wizytując w USA m.in. okręty z napędem atomowym, elektrownie jądrowe oraz składowiska radioaktywnych odpadów przyznał, że radioaktywne izotopy z Buriewiestnika nie zanieczyszczają terenu, czasowo zwiększają jednak poziom promieniowania.Zobacz także: Rosja stosuje zakazaną broń na froncie. Europejskie służby biją na alarmLatem 2020 roku specjalny wysłannik prezydenta USA ds. kontroli zbrojeń, Marshall Billingslea, zaapelował do Rosji o zaprzestanie opracowywania i rozmieszczania zaawansowanych pocisków rakietowych o napędzie jądrowym, które określił mianem „niczego innego, jak latającego Czarnobyla”.Kreml i sojusznicy pieją z zachwytuAdministracja USA twierdzi, że nowa broń jądrowa Rosji nie zmienia zasadniczo sytuacji w obszarze odstraszania.– Nie sądzę, aby rozwój przez Rosję nowego potencjału nuklearnego zasadniczo zmieniał wyzwania odstraszania, przed którymi stoimy – powiedział już rok temu Vipin Narang, p.o. zastępcy sekretarza obrony ds. polityki kosmicznej, cytowany przez agencję TASS.Zachodni eksperci studzą obawy związane z Buriewiestnikiem, ale rosyjskie media i kremlowscy sojusznicy pieją z zachwytu.„Opracowanie systemu obrony powietrznej zdolnego do zwalczania Buriewiestników to niezwykle trudne zadanie. Jego zaprojektowanie i wdrożenie będzie wymagało czasu i pieniędzy, które znacznie przewyższą środki przeznaczone na rozwój pocisku. Potrzeba dosłownie lat i miliardów (dolarów-red.). Jednocześnie Rosja potrzebuje zaledwie roku, maksymalnie dwóch, aby stworzyć 100 Buriewiestników. A koszty, biorąc pod uwagę całkowity budżet wojskowy, będą więcej niż akceptowalne” – można przeczytać na rosyjskim portalu machinfo.ru.Buriewiestnika pochwalił też kilka dni temu w komentarzu dla „Global Timesa” uznany chiński ekspert wojskowy Song Zhongping, który stwierdził, że „rosyjski pocisk manewrujący o nieograniczonym zasięgu może zmienić strategiczny układ sił w zakresie wykorzystania energetyki jądrowej”.W przypadku wdrożenia do masowej produkcji Buriewiestnika Putin zyskałby kolejny atut także w wojnie na Ukrainie. Eksperci nie są jednak pewni, że do tego dojdzie.Zobacz także: Rosja tchnęła nowe życie w starą balistykę. Nie leci „prosto”, a powinna– Nie sądzę, ponieważ nie ma dostatecznej pewności jego działania, choć z drugiej strony można spróbować, zwłaszcza że to jest realny test bojowy. Każda broń powinna być używana w warunkach jak najbardziej zbliżonych do bojowych. Jest to zatem możliwe do pewnego stopnia, tylko jeśli działa ona prawidłowo i wytrzyma obciążenie. Trzeba pamiętać, że napęd jądrowy to substancje radioaktywne. A jeśli ten pocisk nagle spadnie, nawet na własnym terytorium, nawet na terytorium wroga, lub zostanie zestrzelony, to oczywiście w miejscu, gdzie to nastąpi, dojdzie do pewnego skażenia radioaktywnego – powiedział Władimir Bekisz, były oficer wojsk rakietowych i rosyjski ekspert ds. bezpieczeństwa strategicznego, cytowany przez „Nastojaszczije wremia”.