Trzy miesiące zmian na trasie. Transport konny w rejonie Morskiego Oka nie zniknie, a zostanie ograniczony. – Turyści chcą przeżyć prawdziwą przygodę; decydujący jest kontakt z żywym zwierzęciem, tradycją góralską i samymi fiakrami – zapewniają przewoźnicy. Nie zgadzają się z tym aktywiści, którzy domagają się całkowitej likwidacji transportu konnego na tym popularnym szlaku. – Tradycja to bardzo wygodne słowo, którym można wytłumaczyć niemal każde nieetyczne zachowanie – podkreślają. W maju na trasie do Morskiego Oka nastąpiły zmiany. Tatrzański Park Narodowy uruchomił usługę przewozów edukacyjnych busami elektrycznymi w formie pilotażu. Do dyspozycji turystów są cztery pojazdy zakupione przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Ich koszt to ponad 3 mln zł. Busy mają być alternatywą dla transportu konnego, który od przyszłego roku będzie ograniczony do krótszego odcinka – między Palenicą Białczańską a Wodogrzmotami Mickiewicza. Wozy konne mają być także zmodernizowane. Porozumienie w tej sprawie podpisali w lutym: resort klimatu, TPN, władze samorządowe i Stowarzyszenie Przewoźników do Morskiego Oka. Trzy miesiące po wprowadzeniu pilotażu busów sprawa nadal budzi ogromne emocje.Busy na trasie do Morskiego Oka. Ministerstwo mówi o „historycznej zmianie” Zapytaliśmy, jak strony porozumienia oceniają dotychczasowe efekty pilotażu. Ministerstwo Klimatu i Środowiska podkreśla, że turyści nareszcie mogą dokonać wyboru. – To historyczna zmiana, od początku letniego sezonu turystycznego turyści mają wybór – mogą pójść do Morskiego Oka, skorzystać z transportu busami elektrycznymi lub podjechać konnym zaprzęgiem. Porozumienie w tej sprawie zaakceptowały zarówno władze samorządowe i Tatrzański Park Narodowy, jak i fiakrzy i strona społeczna – przekazał resort. Na pytanie, czy w przyszłości rozważana jest całkowita likwidacja transportu konnego do Morskiego Oka, ministerstwo stwierdza, że „porozumienie z fiakrami obejmuje dalsze funkcjonowanie zaprzęgów konnych na ograniczonym odcinku jako transportu kulturowego”. Starosta: chcemy pogodzić różne potrzebyStarosta Tatrzański Andrzej Skupień, który odpowiada za drogę, podkreśla, że jest to nie tyle pilotaż, ile „forma przejściowa nowych rozwiązań transportowych na tej trasie”, które wejdą w życie w 2026 r. – W tym czasie TPN sprawdza oczywiście działanie nowego rozwiązania w praktyce i wprowadza potrzebne modyfikacje. Nam najbardziej zależało na wypracowaniu kompromisu. Konie nie znikną z krajobrazu rejonu Morskiego Oka. Ta forma transportu nadal będzie cieszyć turystów, pozwalając im na obcowanie z góralską tradycją, a fiakrzy będą mogli nadal wykonywać swój zawód. Skrócona zostanie natomiast trasa przejazdu – zaznacza. Czytaj też: Nie tylko Zakopane. Polskie góry pełne są atrakcyjnych kurortówNa początku pilotażu, w maju, busy przewiozły zaledwie kilkadziesiąt osób. – Pierwsze dni kursowania busów elektrycznych przyniosły stosunkowo niewielkie zainteresowanie nowym środkiem transportu, czyli busami elektrycznymi – i ta tendencja się utrzymuje. Większość turystów nie jest nastawiona jedynie na skorzystanie z usługi transportowej, ale także chce skorzystać z turystycznej atrakcji, jaką jest zaprzęg konny, zetknąć się z tym ważnym i ciekawym elementem góralskiej tradycji – zaznacza starosta.Dodaje, że transport konny na trasie w przyszłości zostanie utrzymany.– Tak jak już wielokrotnie podkreślałem, transport konny nie zniknie z rejonu Morskiego Oka. Tego dotyczył osiągnięty kompromis i takie są także oczekiwania zarówno lokalnej społeczności, jak i części turystów. Chcemy w ten sposób pogodzić różne potrzeby i punkty widzenia oraz dać turystom wybór – mówi starosta. Przewoźnicy: górale są przewodnikami, a nie tylko woźnicamiKolejna strona porozumienia – przedstawiciele przewoźników – podkreśla, że większość turystów nadal decyduje się na przejazd powozami. Prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka z Gminy Bukowina Tatrzańska Andrzej Mąka zaznacza, że są to dopiero początki pilotażu. – Wprowadzony od maja eksperyment polegający na uzupełnieniu oferty transportu konnego do Morskiego Oka o elektryczne busy, jest nadal na początkowym etapie. Ale już teraz można wysnuć tezę, że turyści w ogromnej większości wybierają transport konny. Dla większości z nich decydujący jest kontakt z żywym zwierzęciem, tradycją góralską i samymi fiakrami, którzy gwarą opowiadają pasażerom o przyrodzie Tatr, ich historii i góralskiej kulturze. Należy podkreślić, że dywersyfikacja transportu na drodze do Morskiego Oka przebiega w ścisłej współpracy z TPN, aby wypracować w przyszłości optymalne rozwiązanie w tej kwestii. Zarówno park jak i Stowarzyszenie jako priorytet traktują dobro zwierząt i jednocześnie zapewnienie alternatywnego transportu np. dla osób niepełnosprawnych, dbając, aby oferta była dopasowana do każdego profilu turysty – zapewnia Andrzej Mąka.Pytany, z czego wynika większe zainteresowanie powozami niż busami, wskazuje, że turyści chcą „przeżyć prawdziwą przygodę”.– To bardzo charakterystyczne, że nadal do fasiągów ustawiają się kolejki chętnych, którzy chcą na drodze do Morskiego Oka przeżyć podczas podróży zaprzęgami konnymi prawdziwą przygodę. Nie interesuje ich w większości zbiorowy transport – bez względu na to, czy spalinowy, czy elektryczny, który mają na co dzień u siebie, w miejscu zamieszkania. Chcą przygody, czyli możliwości podróży tradycyjnym zaprzęgiem konnym, który od pokoleń służy turystom do pokonania trasy od Palenicy Białczańskiej do Włosienicy. Tutaj priorytetem nie jest sam przejazd, ale to, w jaki sposób się to odbywa – tłumaczy.– Tradycyjne fasiągi to konie w pięknych uprzężach, tradycyjnie zdobionych i sami górale w regionalnych strojach, którzy są tak naprawdę przewodnikami, a nie jedynie woźnicami. Wciąż żywą gwarą góralską opowiadają o otaczającej ich przyrodzie, o Tatrach, które są związane z góralami od niepamiętnych czasów – i o ich miłości do koni – wskazuje Andrzej Mąka.– Ponadto turyści, wybierając nasze zaprzęgi konne, zaznaczają, że nie dają wiary informacjom organizacji prozwierzęcych, które próbują wykreować wizerunek nas jako tych, którzy męczą konie. Nasi pasażerowie na własne oczy przekonują się, że nasze konie są w doskonałej kondycji. Co jest skrajnie sprzeczne z informacjami przekazywanymi przez Fundację VIVA! – podkreśla.Czytaj też: 56. Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem Górskich. Poznaliśmy szczegółyTPN: do początku sierpnia z busów skorzystało 6,5 tys. osób Dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego Szymon Ziobrowski ocenia pierwsze miesiące pilotażu bardzo pozytywnie. – Udało się wdrożyć usługę, która od początku była dużym wyzwaniem organizacyjnym, a jednocześnie stanowi nową jakość w obsłudze ruchu turystycznego do Morskiego Oka. Busy elektryczne traktujemy nie tylko jako środek transportu, ale przede wszystkim jako usługę edukacyjną – podczas przejazdu pasażerowie poznają ciekawostki o przyrodzie i historii Tatr. Zainteresowanie turystów pokazuje, że była to potrzebna inicjatywa i że warto ją rozwijać, szczególnie w kontekście potrzeb osób z niepełnosprawnościami – wyjaśnia.Pytany o statystyki za minione trzy miesiące, podkreśla, że zainteresowanie busami rośnie od momentu uruchomienia. – Początkowo, w weekend majowy, frekwencja była ograniczona – uruchomienie usługi poprzedziły bardzo trudne rozmowy i decyzja zapadła dosłownie w ostatniej chwili. Od początku lipca obłożenie kursów „w górę” jest jednak bardzo wysokie, często stuprocentowe. Do początku sierpnia przewieźliśmy już ponad 6,5 tysiąca osób, w tym ponad 700 osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów, którzy mogą korzystać z usługi bezpłatnie – wskazuje.Przyznaje jednak, że kolejki do powozów konnych nadal się ustawiają. – Należy pamiętać, że dla wielu turystów jest to element tradycji i atrakcja turystyczna sama w sobie – coś, czego nie spotkają w innych miejscach. Busy znają z codzienności, z miast, natomiast koń i wóz pozostają dla nich czymś wyjątkowym. Naszym celem jest jednak zmiana charakteru tego transportu – tak, by koń nie pełnił funkcji typowo komunikacyjnej, ale stał się atrakcją turystyczną w dobrym tego słowa znaczeniu. Dlatego zgodnie z deklaracjami przewidujemy znaczne skrócenie trasy dla wozów, ich zmniejszenie, a także kontynuację projektu wozu hybrydowego z napędem elektrycznym (projekt ten prowadzą sami przewoźnicy) – wyjaśnia. Zaznacza przy tym, że całkowita likwidacja transportu konnego nie jest planowana. – Ta forma pozostanie, ale w zmienionej formule – ze skróconą trasą oraz w perspektywie z wykorzystaniem mniejszych wozów hybrydowych z napędem elektrycznym. Zależy nam na tym, by koń przestał pełnić funkcję wyłącznie transportową, a stał się atrakcją turystyczną przy zachowaniu wysokiego standardu dbałości o dobrostan zwierząt – wskazuje. Czytaj też: Biuro podróży w telefonie. Najpopularniejsze aplikacje dla turystówAktywiści chcą całkowitej likwidacji transportu konnegoFundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva! od lat domaga się likwidacji transportu konnego na tym szlaku, nie tylko jego ograniczenia. W tym roku fundacja zbojkotowała współpracę z Ministerstwem Klimatu i Środowiska oraz Tatrzańskim Parkiem Narodowym. Nie wzięła udziału w tegorocznych badaniach koni.Zespół lekarzy przeprowadzających coroczne badania zwierząt, pracujących na trasie, stwierdził w czerwcu, że „spośród 250 koni wożących turystów do Morskiego Oka, żaden nie został wycofany z pracy, wszystkie są w bardzo dobrej kondycji”. Rzetelność badań kwestionują wolontariusze.– Wycofujemy się, bo nasz udział w tych badaniach nie ma sensu. Wnioski naszej lekarki weterynarii są od lat ignorowane, a dodatkowo badania wciąż nie są prowadzone tak, by rzetelnie przebadać zwierzęta pracujące na trasie ponad siły – mówiła wówczas wiceprezeska Fundacji Viva! Anna Zielińska.„Konie pracowały na trasie średnio 36 miesięcy”„Spirala cierpienia na trasie do Morskiego Oka kręci się od 1989 r.” – podkreśla Fundacja Viva! w raporcie „Konie z morskiego oka. Cierpienie, którego nie widać”. „Wtedy na trasie pojawiły się dwie pierwsze dorożki. Z czasem pojazdy puchły, aż pod koniec XX wieku mieściły nawet 30 osób. Kiedy zwierzęta ciągnące te konne TIR-y przestawały mieć siłę do pracy – były sprzedawane, a w ich miejsce przy wozach trafiały nowe zwierzęta. Konie wycofane z trasy między styczniem 2012 r. a latem 2022 r. pracowały na niej średnio 36 miesięcy. To bardzo, bardzo krótko. Konie żyją nawet ponad 30 lat, a wykorzystywane do pracy rozsądnie – długo cieszą się dobrym zdrowiem” – czytamy w raporcie. Viva! przypomina, że w walce o likwidację transportu konnego do Morskiego Oka reprezentuje 68 proc. Polek i Polaków, którzy popierają ten postulat, a także 103 organizacje ochrony zwierząt, które podpisały się pod listem otwartym w tej sprawie.„Tradycja to bardzo wygodne słowo, którym można wytłumaczyć niemal każde nieetyczne zachowanie. Wystarczy, że tak robił ojciec i dziad – i już mamy gotowe uzasadnienie, dlaczego w XXI wieku wciąż można prezentować nieetyczne i niemoralne postawy wobec zwierząt” – pisze w raporcie fundacja. Przypomina też, że już wiele lat temu zadeklarowała, iż przyjmie pod opiekę wszystkie konie, które po likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka miałyby trafić do rzeźni z powodu „utraty pracy”. „Jesteśmy przygotowani do przyjęcia do siebie nawet wszystkich 300 koni i do zapewniania im emerytury, aż do ich naturalnej śmierci” – zapewnia Fundacja Viva!.Czytaj też: Serwuje jajecznicę za 67 zł. Restaurator z Zakopanego: Powinna być droższa