Kolejne ekstremalne wyzwanie. Andrzej Bargiel wyruszył do Katmandu, stolicy Nepalu, by rozpocząć wyprawę życia. Planuje podjąć próbę zjazdu na nartach z Mount Everestu (8848 m) – najwyższego szczytu na Ziemi – i to bez użycia dodatkowego tlenu z butli. Jak dotąd nikomu nie udało się zrealizować takiego wyczynu. – Strefa śmierci nie wybacza błędów – mówi Dariusz Załuski, zdobywca pięciu ośmiotysięczników, w rozmowie z TVP.Info. Do najważniejszych sukcesów Andrzeja Bargiela zalicza się narciarskie zjazdy z Broad Peaku (2015) oraz K2 (2018) – dokonania, których wcześniej nie osiągnął żaden człowiek. Wyjątkowe umiejętności polskiego skialpinisty oraz akcje ratunkowe, jakie wraz z zespołem przeprowadził podczas drugiej z tych wypraw, zyskały uznanie na całym świecie.Bargiel jest również pierwszym Polakiem, który zjechał na nartach z ośmiotysięczników: Shishapangma (2013), Manaslu (2014) oraz Gasherbrum I i II (2023).Znów zaatakuje Mount EverestPo raz trzeci spróbuje zaatakować „szczyt świata”. Poprzednie wyprawy wiele go nauczyły, o czym mówił w rozmowie z TVP.Info.– Himalaje uzależniają. Zazwyczaj jest tak, że wracając z trudniej wyprawy, planujemy kolejną w busach i samolotach. Nie liczy się wtedy, że jesteśmy zmęczeni i stęsknieni za najbliższymi. Chcemy po raz kolejny wrócić w ukochane miejsce. Nie zakłamując rzeczywistości, naprawdę dostajemy w Himalajach cięgi. Po wspinaczce mamy dosyć wszystkiego. Potem jednak magicznie mija tydzień i znów nam się chce. To pasja. Jak się złapie bakcyla, trudno zrezygnować. Nie tylko góry są tak uzależniającym obszarem – przekazuje Załuski w rozmowie z TVP.Info.Zdecydowana większość himalaistów podejmuje próbę zdobycia Everestu wiosną, kiedy szczyt przypomina zatłoczony szlak. Andrzej Bargiel wybrał jednak jesień – porę bardziej wymagającą i surową, ale jednocześnie lepiej odpowiadającą jego planom.– Zaatakujemy nieco „inny” Mont Everest. Ze strony Nepalu są obiektywne niebezpieczeństwa. Od strasznie pogruchotanego lodowca, który potrafi się oderwać, po niekorzystne warunki. Należy mieć świadomość, że jest ryzyko związane z tą akcją. Może promil, może procent albo pięć. Musimy zachować spokój. Poza tym mogą nas złapać zimne, silne wiatry. To kolejna ewentualna przeszkoda na trasie. Planujemy szybki atak z maksymalnym zabezpieczeniem. Nikt nie planuje siedzieć w zimnie długi czas. Przed nami wysokościowy strzał. Dodatkowo pomogą nam narty. Pamiętam, jak Bargiel zjechał z Broad Peaku na nartach i kilka godzin czekał na nas w bazie. To duże ułatwienie w powrocie – dodał Załuski, który zdobył już pięć ośmiotysięczników, w tym K2 oraz Mount Everest.Czytaj też: Lech dalej od Ligi Europy. Trzy polskie kluby walczą szczebel niżejW najwyższych górach świata przyjęło się powiedzenie, że Biało-Czerwoni są nie do zdarcia. Z biegiem lat i rozwojem technologii realia nieco się zmieniły. Inne nacje gonią nas i to z dobrymi efektami. Jak na tę kwestię zapatrują się „himalajscy wyjadacze”?„Strefa śmierci” to wielkie zagrożenie– Trzeba patrzeć na to nieco historycznie. Lata 70. i 80. to złote czasy polskiego himalaizmu. Najwyższe góry świata stały się dla Polaków „stadionem”. Mogliśmy się tam realizować, mimo geopolitycznych przeszkód. Mieliśmy szansę na wyrwanie. Gdy do tego doszło, musieliśmy udowodnić, że jesteśmy dobrzy. Inaczej drugi raz nie dostalibyśmy zielonego światła. Jerzy Kukuczka mówił: „Szczyt zapłacony. Musimy wejść”. Coś w tym jest. Kluczowe było podejście. Nie było odkładania wypraw przez rok albo dwa, tak jak to ma miejsce teraz. Polacy byli niesamowicie twardzi. Czy teraz jesteśmy elitą? Trudno powiedzieć. Nie zmienia to faktu, że Bargiel stał się biało-czerwonym „brylantem”. Jego osiągnięcia są na najwyższym światowym poziomie. Znów jest o nas głośno. Na pewno będzie miał swoich następców – przekazał wybitny himalaista.Wejście na szczyt bez użycia tlenu to dla wielu igranie z życiem. Jedni twierdzą, że to skrajnie nieodpowiedzialne. Drudzy dodają, iż używanie butli jest rodzajem dopingu. Spór trwa od lat. A Polacy, jak to Polacy, lubią przekraczać kolejne bariery wytrzymałości. W tych kwestiach w poprzednich latach brylował Adam Bielecki. Bargiel nie chce być gorszy.– Everest nie jest najtrudniejszą górą do zdobycia. Perspektywa zmienia się jednak gdy zaczynamy mówić o wejściu bez użycia tlenu. Wtedy 200-300 metrów różnicy przewyższenia w okolicach szczytu robi kolosalną różnicę. Ciśnienie z chwili na chwilę drastycznie spada. Przyswajalność tlenu jest bardzo ograniczona. Wtedy idzie się na granicy. Strefa śmierci nie wybacza błędów. Wierzę, że w trakcie tej wyprawy wszystko potoczy się zgodnie z planem – podsumował Załuski.Kierownikiem ekipy Bargiela w drodze na szczyt jest Tomasz Gaj. W jej skład wchodzą Jan Gąsienica-Rój, Maciej Sulima, Dariusz Załuski, Bartek Bargiel, Bartek Pawlikowski, Patrycja Jonetzko oraz fizjoterapeuta i wieloletni trener Andrzeja Piotr Sadowski.Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, powrót z Himalajów został zaplanowany na 25 września.Czytaj też: „Lewy” świętuje urodziny. Młodzież patrzy na niego z podziwem