Kulisy powołania. Rozmowy o rozejmie pomiędzy Rosją i Ukrainą wchodzą w decydującą fazę. Jednym z kluczowych aktorów podczas tych negocjacji jest grupa państw zrzeszona w tzw. koalicji chętnych. Skąd wziął się ten format? Czy to pierwsza taka koalicja w historii? Przedstawiamy kulisy powstania sojuszu. „Koalicja chętnych” (ang. coalition of willing), to grupa kilkudziesięciu państw, które wspierają wysiłki obronne Ukrainy. Państwa sprzyjające Kijowi działają, m.in. poprzez presję na arenie międzynarodowej, jak i dzięki wsparciu finansowemu na wojskowe zakupów zaatakowanego kraju. Należy do niej 31 państw, głównie europejskich, m.in. Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Polska.Powołanie „koalicji chętnych”Grupa powstała podczas szczytu w Londynie w 2025 roku. Jej powstanie ogłosił premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Większość państw biorących udział w tym formacie zobowiązała się, że rozmieści część swoich żołnierzy podczas przyszłej misji pokojowej w Ukrainie, gdy obie strony zawrą rozejm.– To krok we właściwym kierunku. Nie jest to wykluczenie – im więcej, tym lepiej. Musimy jednak przejść do szybszego, bardziej elastycznego sposobu działania i myślę, że jest to koalicja państw chętnych – mówił wówczas szef brytyjskiego rządu.Jednym z celów „koalicji chętnych” jest także ułatwienie zawarcia rozejmu przez Moskwę i Kijów. Mieliśmy okazję obserwować działania jej przedstawicieli podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Białym Domu. W jednym z dwóch spotkań z Trumpem udział wzięli jej najważniejsi członkowie, którzy wsparli prezydenta Ukrainy w negocjacjach. Państwa należące do „koalicji chętnych” koordynują także nakładanie sankcji na Kreml.Jednak nie jest to pierwszy raz, gdy świat słyszy o „koalicji chętnych”. Już w 1994 roku o takim formacie wspomniał amerykański prezydent Bill Clinton. Polityk zasugerował w wywiadzie, że potrzebna jest „koalicja chętnych”, czyli grupa państw, która powstrzyma zbrojenia nuklearne Korei Północnej.Zobacz także: O Ukrainie bez Ukrainy? „Nigdy nie zaufamy Putinowi”„Koalicja chętnych” do interwencji w IrakuPrawdziwą furorę termin zrobił w 2002 roku za sprawą następnego prezydenta USA, George'a W. Busha i wojny w Iraku. Bush szukał państw, które wsparłyby militarnie lub politycznie amerykańską interwencję w Iraku.– Jeśli prezydent Iraku Saddam Hussein nie zdecyduje się na rozbrojenie, Stany Zjednoczone poprowadzą koalicję chętnych, żeby go rozbroić – mówił prezydent podczas szczytu NATO, około pięć miesięcy przed wojną w Iraku.Według listy opublikowanej przez Biały Dom w 2003 roku, w skład tej „koalicji chętnych” weszło 38 państw, w tym m.in. Wielka Brytania, Australia, Polska i Czechy. Amerykańska inicjatywa – jak sama interwencja w Iraku – spotkała się z dużą krytyką międzynarodową.Eksperci wskazali, że większość państw w tym formacie miała marginalne znaczenie dla wysiłku wojennego, a ich udział był wyłącznie propagandowy. Pojawiły się także zarzuty o przekupywanie części krajów do poparcia amerykańskiej agresji w zamian za duże fundusze z pomocy międzynarodowej.Kontrowersje budził także fakt, że w większość społeczeństw państw należących do „koalicji chętnych” opowiadała się przeciwko wojnie. Koalicja zakończyła działalność po wycofaniu się większości sił międzynarodowych w 2009 roku.Zobacz również: Premier po spotkaniu „koalicji chętnych”. „Dobre wprowadzenie”Dlaczego „koalicja chętnych” dla Ukrainy?Powołanie „koalicji chętnych” w Londynie przez brytyjskiego premiera mogło nie być przypadkowe. Jak zauważa portal „The Guardian” gest mógł zostać skierowany w stronę amerykańskiej administracji.„Użycie przez Keira Starmera wyrażenia „koalicja chętnych” mogło być przypomnieniem dla amerykańskich dyplomatów i wojskowych: pomogliśmy wam, teraz oddajcie nam tę przysługę” – czytamy w brytyjskim medium, przypominając, że Wielka Brytania wysłała najwięcej żołnierzy, żeby wspomóc Amerykanów w Iraku.Jak wspomniano, „koalicja chętnych” wspierająca Ukrainy została powołana na początku roku, niedługo po pierwszej i fatalnej wizycie Zełenskiego u Trumpa. Gest brytyjskiego premiera miał zapewne także złagodzić gniew amerykańskiej administracji po nieudanym spotkaniu i na nowo zachęcić ją do wsparcia Ukrainy.Zobacz też: Kreml zaciera ręce po wizycie Zełenskiego. „Cud, że Trump mu nie przyłożył”