Bułgarzy podzieleni. Styczeń 2026 przyniesie Bułgarii wielką zmianę – euro zastąpi dotychczasowego lewa. Bułgarzy obawiają się wyższych cen codziennych zakupów, Polacy – droższych wakacji. Czy ta rewolucja sprawi, że Słoneczny Brzeg i Złote Piaski opustoszeją? Znajduje się w czołówce najchętniej wybieranych kierunków wakacyjnych. Przyciąga słoneczną pogodą, łatwym dojazdem, ale przede wszystkim niskimi cenami. – Bułgaria jest jednym z najkorzystniejszych cenowo kierunków all inclusive – mówi Ewelina Karczewska-Stasik z wakacje.pl.Wielu podróżnych boi się jednak, że sytuacja się zmieni, gdy Bułgaria wejdzie do strefy euro. Nastąpi to 1 stycznia 2026 r., ale przez pierwszy miesiąc i lewy, i euro, będą w obiegu równolegle. Prawdziwy przełom nadejdzie 1 lutego, kiedy euro stanie się jedynym oficjalnym środkiem płatniczym w kraju. Od tego momentu lewami już się nie zapłaci – będzie można je jedynie wymienić.– Polscy turyści pytają, czy po wprowadzeniu euro wakacje w Bułgarii nadal będą tak przystępne i czy Bułgaria nie będzie zbyt droga. Pojawiają się obawy, że ceny pójdą w górę, tak jak na przykład po wejściu Chorwacji do strefy euro – opowiada Martin Wangelow, przedsiębiorca z branży turystycznej, organizujący wycieczki do Bułgarii dla polskich turystów.Zaniepokojeni są sami Bułgarzy. Sondaż przeprowadzony w lipcu przez Gallup International Balkan, na zlecenie bułgarskiej telewizji publicznej, ujawnił, że 60 proc. mieszkańców Bułgarii boi się podwyżki cen po wprowadzeniu unijnej waluty. W kraju wyczuwalna jest atmosfera niepewności i rezerwy.– Starsze osoby i mieszkańcy mniejszych miejscowości często są przeciwni euro – boją się, że ich pensje i emerytury nie nadążą za ewentualną inflacją – relacjonuje Martin Wangelow. - Z kolei młodsze pokolenie – szczególnie osoby pracujące w turystyce lub mające doświadczenie międzynarodowe – patrzy na euro bardziej pragmatycznie, licząc na łatwiejsze rozliczenia z zagranicznymi klientami – dodaje.Bułgarskie społeczeństwo jest niemal równo podzielone, jeśli chodzi o stosunek do wprowadzenia euro. Według sondażu przeprowadzonego w lipcu br. 46,6 proc. społeczeństwa opowiada się za, a 46,8 proc. przeciwko przystąpieniu Bułgarii do strefy euro. Niemal jednym głosem mówili za to bułgarscy posłowie. I choć przez ostatnie cztery lata wybory parlamentarne przeprowadzano tam aż siedem razy, za strefą euro opowiedziała się zdecydowana większość.Czytaj też: Trudne czasy na rynku pracy. Były wiceminister: Luki nie wypełnią migranci– Głośne krzyki prorosyjskich sił nie były w stanie powstrzymać tego poparcia – komentuje dr Spasimir Domaradzki z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW.Determinacja rządzących była na tyle duża, że choć Bułgaria jest jednym z najbiedniejszych krajów Unii Europejskiej, spełniła wszystkie warunki, żeby przyjąć unijną walutę. Jak to możliwe? Mogłoby się przecież wydawać, że euro to raczej przywilej bogatszych gospodarek.– Odpowiedni poziom rozwoju gospodarczego wcale nie jest wymogiem wejścia do strefy euro – podkreśla dr Jan Nowinowski, ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich.Wymogami są natomiast niska inflacja, mały dług publiczny i stabilne stopy procentowe – to tak zwane kryteria konwergencji. Bułgaria wszystkie je spełniła. Nie mają one jednak wiele wspólnego z zamożnością kraju. Strefę euro można porównać do właściciela wynajmującego mieszkanie. Jeśli najemca płaci czynsz na czas i nie jest zadłużony, to nie ma znaczenia, ile zarabia. Ważna jest jego przewidywalność i fakt, że dotrzymuje zobowiązań. Z kolei dobry stan budżetu państwa nie gwarantuje wzrostu gospodarczego i bogacenia się społeczeństwa. Do tego potrzebne są jeszcze inwestycje, innowacje, wysoka produktywność i rozwinięty przemysł. Kraj może więc być zamożny, ale zadłużony po uszy. I na odwrót – może być biedny, ale bez długów. Dlatego niskie, jak na unijne standardy, PKB Bułgarii, nie było przeszkodą na drodze do unii walutowej. Dążąc do spełnienia kryteriów konwergencji, w Sofii ograniczono wydatki. Dzięki temu Bułgaria ma dziś najmniejszy dług publiczny w całej Unii.– Przyjęcie wspólnej waluty jest dla Sofii decyzją polityczną, poprzez którą rządzący chcą podkreślić pełne zintegrowanie z UE i przezwyciężyć wieloletni wizerunek państwa członkowskiego „drugiej kategorii” – stwierdza Jan Nowinowski.„Boże, chroń Bułgarię”Taki napis znajdzie się na brzegu monety o nominale dwóch euro. Bułgaria jako jedyny kraj zamieści na swojej wersji euro wizerunek świętych i odniesienie do Boga. Czy ta ochrona będzie potrzebna, gdy euro trafi do bułgarskich kieszeni?Eksperci nie przewidują drastycznego wzrostu cen. – Bułgaria jest de facto w strefie euro od 1999 r. kiedy bułgarski lew został związany sztywnym kursem, najpierw z niemiecką marką, a potem z euro – tłumaczy dr Domaradzki.Czytaj też: Kryzys niemieckiego przemysłu się pogłębia. Produkcja mocno spadłaOd tego czasu każdy lew musi mieć pokrycie w euro znajdującym się w skarbcu banku centralnego. Lewa można więc drukować tylko wtedy, gdy w rezerwie jest odpowiednią ilość euro. To trochę jak z pieczeniem chleba. Wyobraźmy sobie, że bochenek kosztuje zawsze tyle samo i powstaje tylko z mąki pochodzącej z jednego źródła. Jeśli tej mąki zabraknie, chleba się nie upiecze. Dla porównania, przy płynnym kursie piekarz ma więcej swobody: może piec, ile chce, a gdy zabraknie mąki, zastąpi ją czymś innym. To jednak wpłynie na jakość i cenę pieczywa. Sztywny system sprawił więc, że wartość lewa wobec euro pozostawała niezmienna. Nie inaczej powinno być po wejściu euro.– Sztywne przywiązanie lewa do euro w ciągu ostatniego ćwierć wieku spowodowało, że w praktyce margines podnoszenia cen jest dosyć mały – wyjaśnia dr Domaradzki. – Pojawiły się nawet przypadki, w których przejście na wspólną walutę oznaczało drobne obniżenie cen produktów. Nie należy natomiast spodziewać się takiego wzrostu cen, jak w przypadku Chorwacji – dodaje.Specjaliści zwracają jednak uwagę, że pełny wpływ zmiany waluty na ceny trudno przewidzieć, ponieważ zależy on od wielu innych czynników gospodarczych i rynkowych.– Doświadczenia innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej pokazują, że po przyjęciu euro inflacja rośnie przejściowo, do 0,5 punktu procentowego – wskazuje Jan Nowinowski.Zagrożeniem manipulacje przedsiębiorcówPatrząc na doświadczenia innych państw, Bułgarzy próbują przewidzieć, co ich czeka po zmianie waluty. – W mediach i codziennych rozmowach pojawia się wiele porównań do innych krajów, które przeszły podobny proces – szczególnie do Chorwacji i Słowacji – opowiada Martin Wangelow. – Ludzie boją się tzw. „zaokrąglania w górę”– dodaje.Chorwackiego scenariusza Bułgarzy boją się najbardziej. Przypadek Chorwacji i innych krajów, które wcześniej weszły do strefy euro, pokazał, że przedsiębiorcy potrafią wykorzystać moment wprowadzenia nowej waluty jako pretekst do podwyżek.I zamiast przeliczać ceny z lew na euro dokładnie według kursu, ustalają cenę nieco wyższą. Przykład? 2 lewy po przeliczeniu po sztywnym, obowiązkowym kursie to 1,022 euro. Zgodnie z zasadami matematyki to w przybliżeniu 1,02 euro. Jednak sprytny sprzedawca może tę liczbę „zaokrąglić w górę”, żądając 1,05 euro. Choć to drobne różnice, mogą stać się odczuwalne dla konsumentów, jeśli takie spekulacje staną się masowe.– Skala tego zjawiska zależy od skuteczności odpowiednich instytucji kontrolnych państwa. Sprostanie spekulacjom cenowym będzie dużym wyzwaniem dla Bułgarii, której organy publiczne są osłabione, między innymi trwającym od 2021 r. kryzysem politycznym – zwraca uwagę Jan Nowinowski.Czytaj też: Sylwia Chutnik: Kultura zawsze przegra z ekonomiąBułgaria próbuje jednak uczyć się na błędach swoich poprzedników, i zamierza zwalczać nieuczciwe praktyki. Pomóc ma w tym na przykład obowiązek przejrzystego podawania cen i lewach, i w euro, aby każdy klient mógł sprawdzić, czy poprawnie przeliczono kwoty. Podwójne cenniki zaczęły obowiązywać od 8 sierpnia i mają być stosowane do końca 2026 r. Bułgarskie przepisy wymagają, aby w czasie podwójnego podawania cen kwoty w lewach i w euro znajdowały się obok siebie i były jednakowo czytelne – w tym samym rozmiarze, kroju i kolorze czcionki. Dodatkowo, każda podwyżka w tym okresie musi mieć realne, ekonomiczne uzasadnienie. W razie kontroli sprzedawca będzie zobowiązany przedstawić dowody na konieczność podbicia ceny. Przeliczanie po kursie innym niż sztywny będzie wykroczeniem, a inspekcje handlowe mają sprawdzać, czy ceny zostały prawidłowo przeliczone. Jeśli jakaś firma zostanie przyłapana na kursowych przekrętach, trafi na publiczną czarną listę. Może też dostać karę finansową.– W wielu miejscach, zwłaszcza turystycznych, ceny już są podawane zarówno w lewach, jak i w euro – zwraca uwagę Martin Wangelow. – To działanie przyzwyczai ludzi do EUR. Niektóre hotele, biura turystyczne czy restauracje zaczynają informować klientów o przyszłych zasadach płatności – uzupełnia.Podwyżki? Minimalne albo żadneSporo przemawia więc za tym, że obawy Bułgarów i polskich turystów okażą się bezpodstawne.– Rozliczenia między biurami podróży a liniami lotniczymi i tak są realizowane w dolarach, z kolei między touroperatorami a hotelarzami w Europie – w euro. Zatem zmiany wcale nie muszą być odczuwalne dla turystów – stwierdza Ewelina Karczewska-Stasik. Znaczenie może mieć jednak różnica wynikająca z przeliczenia złotówki na euro, a nie na bułgarskie lewy.Według bułgarskich euroentuzjastów od stycznia 2026 niewiele się zmieni. Trudniej jednak przewidzieć długofalowe skutki przyjęcia unijnej waluty. Specjaliści podkreślają, że wejście do strefy euro zwiększy wiarygodność Bułgarii w oczach rynków.– Polepszy to klimat biznesowy i w przyszłości może przyciągać więcej inwestycji zagranicznych. Wspólna waluta może też stymulować ruch turystyczny, co zwiększy dochody z tego sektora – przewiduje Jan Nowinowski.Euro w Bułgarii oznacza też większą wygodę dla turystów – w tym polskich. Obecnie niemal codziennie na forach poświęconych Bułgarii, pojawia się pytanie „Którą walutę zabrać – euro czy dolary?”. Od przyszłego roku tego dylematu już nie będzie.Czy jest więc ryzyko, że Polacy przestaną jeździć do Bułgarii, kiedy będzie w niej euro? – Moim zdaniem nie – ocenia Martin Wangelow. – Nawet jeśli ceny nieco wzrosną, Bułgaria nadal będzie atrakcyjną alternatywą dla droższych kierunków jak Hiszpania, Włochy czy Chorwacja. Dużą zaletą pozostaje też językowa i kulturowa bliskość – zauważa.Krąg krajów poza strefą euro się zawęża. Kiedy czas na Polskę? – W Bułgarii euro nie było takim straszakiem, jak w polskiej polityce – zaznacza dr Domaradzki. Mniejsze państwa mają inną perspektywę. Dla nich przynależność do strefy euro to realne zabezpieczenie stabilności waluty oraz ochronę dla gospodarki. Bilans korzyści i kosztów jest więc prosty. – Pozycja Polski na arenie międzynarodowej i siła polskiej gospodarki wymagają jednak rozważnej refleksji na temat zysków i strat. Jednocześnie widzimy, że ten temat stał się zakładnikiem głębokich podziałów wewnętrznych – kwituje.Czytaj też: Samotność w lecie boli bardziej? „W kontekście wakacji bywa niewidzialna”