„Nie jestem przeciw Polakom”. Podczas sobotniego koncertu białoruskiego rapera Maksa Korzha na PGE Narodowym w Warszawie, w tłumie pojawiła się banderowska flaga. Trzymał ją obywatel Ukrainy, który – po fali krytyki i żądaniach ujawnienia jego tożsamości – opublikował w mediach społecznościowych nagranie z wyjaśnieniami. – Ja, Dmitrij, chcę zwrócić się do wszystkich, których mogło zranić to, co wydarzyło się podczas koncertu w Warszawie. (…) Flaga, którą trzymałem, była dla mnie symbolem wsparcia dla Ukraińców. Nie miałem nic wspólnego z propagandą jakiegokolwiek reżimu. To był rosyjskojęzyczny koncert i chciałem tylko przypomnieć o rosyjskiej agresji i bezpieczeństwie naszych żołnierzy – powiedział mężczyzna w nagraniu, które opublikował po koncercie. W jednym z komentarzy na Instagramie dodał:„To nie flaga nazistowska, tylko ukraińska i kolesi, którzy bronią Ukrainy przed armią Putina. Nie chciałem tym gestem pokazać, że jestem przeciwko Polakom. Kocham Polskę, pomogliście nam Ukraińcom i pomagacie dalej. Ale to był koncert Białorusina z publicznością z jego kraju i Rosji”.Banderowska flaga na koncercie. Reakcja policji i prokuraturyIncydent z udziałem Ukraińca wzbudził duże emocje w sieci. Wiele komentarzy podkreślało, że na stadionie pojawiły się symbole kojarzone z ukraińskim nacjonalizmem. Policja potwierdziła, że „ustala wszystkie istotne szczegóły oraz osoby odpowiedzialne za pojawienie się haseł mogących wyczerpywać znamiona czynu zabronionego”.Zgromadzony materiał dowodowy trafił już do prokuratury, która oceni, czy doszło do naruszenia prawa.Koncert i zamieszki w WarszawieKoncert Maksa Korzha przyciągnął tysiące fanów, także z Białorusi, Ukrainy i Rosji. Po jego zakończeniu część uczestników przeniosła zabawę na bulwary wiślane. Tam doszło do awantur – policja zatrzymała kilkadziesiąt osób.Czytaj więcej: Białorusin wypełnił Narodowy po brzegi. Kim jest Max Korzh?Nie był to jedyny incydent związany z występem białoruskiego rapera. Dzień przed koncertem fani zebrali się na dawnych terenach kolejowych przy ul. Ordona na Woli. Spotkanie wymknęło się spod kontroli i powodowało utrudnienia dla mieszkańców. Interweniowała policja, a burmistrz dzielnicy Krzysztof Strzałkowski zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji wobec winnych.