Krwawe porachunki krakowskich kiboli. Paweł M. ps. Misiek, były boss gangu Wisła Sharks został skazany na cztery i pół roku więzienia m.in. za kierowanie atakiem na Tomasza Cz. ps. Człowiek, jednego z liderów bojówki Cracovii oraz udział w wielu krwawych atakach na kibiców konkurencyjnych drużyn i handel narkotykami. Niski wyrok zawdzięcza współpracy z organami ścigania. Jest bowiem jednym z najwyżej postawionych szefów kibolskich gangów, który „zdradził” kompanów. W drugiej połowie lipca Sąd Okręgowy w Krakowie, bez rozgłosu, wydał wyrok skazujący wobec 29 członków gangu Wisła Sharks, powiązanej ze środowiskiem pseudokibiców Wisły Kraków. Sąd uznał, że kibole tworzyli zorganizowaną grupę przestępczą i uznał ich za winnych popełnia 139 przestępstw. Wcześniej 10 innych oskarżonych dobrowolnie poddało się karze. Krwawe „polowania” na kibiców konkurencyjnych drużynGłównymi postaciami procesu, dotyczącego przede wszystkim krwawych „polowań” na kibiców konkurencyjnych drużyn, byli dwaj byli szefowie Wisła Sharks: Paweł M. ps. Misiek i Grzegorz Z. ps. Zielak. Ten ostatni został skazany na 8 lat więzienia. „Misiek”, na którym ciążyło sprawstwo kierownicze śmiertelnego pobicia Tomasz Cz. ps. Człowiek z bojówki Cracovii, usłyszał wyrok ledwie 4,5 pozbawienia wolności. A to za sprawą tego, że bardzo szybko po zatrzymaniu, zdecydował się na pełną współpracę z CBŚP i Małopolskim Wydziałem Zamiejscowym Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie. Na „zdradę” kompanów Paweł M. zdecydował się po wpadce w październiku 2018 r. we Włoszech. Kilka miesięcy wcześniej, krakowskie „pezety”, CBŚP i Straż Graniczna uderzyły w Wisła Sharks. Operacja była możliwa dzięki przerwaniu kibolskiej omerty przez kilku Sharksów. Zatrzymano wówczas dziewięciu gangsterów. M. zdołał ujść obławie, bo zrobił sobie wakacje. Gdy „Misiek” trafił, pod nadzorem policji, do Polski, to w grudniu 2018 r., podczas przesłuchania wypowiedział najbardziej znienawidzoną w półświatku formułę; „Chciałbym skorzystać z nadzwyczajnego złagodzenia kary określonego w art. 60 par. 3 i 4 kk, a w zamian ujawnię całą swą działalność przestępczą i osoby biorące udział w procederze przestępczym”. Tak boss jednego z najgroźniejszych w Polsce gangów stworzonych przez kibolskie bojówki stał się „sześćdziesiątką”. W półświatku to jedna z najgorszych obelg, której synonimami są konfident, konfitura czy roz…s. Paweł M. godzinami opowiadał o działalności Sharksów. Czytaj także: „Wściekły”, brat „Szkatuły”, znów oskarżony. Zabójstwo z pazerności„Człowiek” poniósł śmierć Najpoważniejszy zarzut, za który został obecnie skazany Paweł M. dotyczył kierowania atakiem na Tomasza Cz., ps. Człowiek, jednego z liderów chuliganów Cracovii. Został on zmasakrowany w 2011 r. na Kurdwanowie. Sharksi zadali mu ponad 50 ciosów nożami, maczetami, a nawet widłami. „Misiek” wyjaśniał, że atak na „Człowieka” nie był przypadkowy. Sharksi polowali na niego od lat. Kilkunastokrotnie urządzali na niego zasadzki. „Te akcje na »Człowieka« spowodowane były tym, że w przeszłości brał udział w wielu akcjach skierowanych wobec kibiców Wisły. Spośród pseudokibiców Wisły upatrzył sobie szczególnie »Zibiego« i »Shreka«, których non stop dojeżdżał” – zeznawał „Misiek”. W 2008 lub 2009 r. chuliganom Wisły udało się staranować auto „Człowieka”, ale na pomoc zaatakowanemu przyszli jego koledzy. „Misiek” wyjaśniał śledczym, że celem Sharksów nie było zabicie wroga. „Mieliśmy go pociąć maczetami. Nikt nigdy nie planował zabójstwa »Człowieka« (…) Podczas takich akcji, w których używa się maczet, planuje się wyrządzenia uszkodzeń ciała u wroga np. pocięcie rąk, nóg. Takie obrażenia mogą wyrządzić większe szkody u ofiary. Mam tu na myśli, chociażby brak możliwości uczestniczenia w treningach lub też jakichś akcjach” – tłumaczył „Misiek”. W styczniu 2011 r., Sharksom udało się przygotować skuteczną zasadzkę. Paweł M., jak twierdzi, był wtedy w Zakopanem. Jednak kompani mieli zdać mu pełną relację z ataku, w którym zginął „jeden z głównych celów”. „Dowiedziałem się, że w zdarzeniu tym brali udział: »Zibi«, »Ryba«, »Tedi«, »Maniek«, »Gęsty«, »Krystek«, »Amok«, »Cinek«, »Piszczu«, »Baxter«, »Silny«, »Archi«, »Pasta«, »Bliźniak«. (…) Osoby, które wymieniłem oczekiwały na »Człowieka« w samochodach w okolicach bloku, w którym miał mieszkać. Gdy zauważyli, że jedzie swoim samochodem audi a4, ktoś uderzył w jego samochód. (…) uderzenie spowodowało, że »Człowiek« wysiadł z samochodu i zaczął uciekać. Uciekając krzyczał: ludzie pomocy. W pościg za nim ruszyli pozostali Wiślacy. »Człowiek« wbiegł do smieciarki, lecz nie zdążył się zamknąć i ci co gonili zadawali mu uderzenia niebezpiecznymi przedmiotami. »Człowiek« poniósł śmierć” – czytamy w zeznaniach „Miśka”. Jeden z samochodów, użytych do zasadzki „został pocięty”, a „inne zostały zatopione w Wiśle”. W ciągu lat sądy skazały większość uczestników zamachu na „Człowieka” na kary wieloletniego więzienia. Czytaj także: Cios w kibolski narkobiznes. Boss Psycho Fans oskarżony„Nie czuję się pokrzywdzony” – Sposób działania i metody członków Wisła Sharks idealnie pokazuje atak na Piotra B. z Cracovii w 2015 r. Miał to być odwet za pobicie Tomasza J. ps. Silny. Sharksi mieli bardzo sprawny „wywiad”. Prowadzili dokładne rozpoznanie każdego celu. Gdzie mieszka, gdzie się pojawia, z kim spotyka, jakim jeździ samochodem – opowiada portalowi TVP.Info jeden ze śledczych. Sharksi ustalili, że Piotr B. stoi na bramce w jednym z lokali na krakowskim rynku głównym. Dowiedzieli się też, gdzie parkuje swoje bmw i podłożyli pod autem lokalizator GPS. O tym co było dalej wyjaśniał Paweł M. Jak mówił, namierzyli cel na Dąbiu. Sharksi pojechali na cztery lub pięć samochodów. Ukryci w jednej z uliczek, czekali na B. „Poczekaliśmy aż wsiądzie i ja ze »Skopkiem« pobiegliśmy do jego samochodu trzymając w rękach maczety. Ja podbiegłem od strony kierowcy, natomiast »Skopek« od strony pasażera. Miałem zamiar uderzyć B. maczetą w nogi, jednak, gdy mnie zobaczył, prawdopodobnie w lusterku, przeskoczył na siedzenie pasażera i wyskoczył z samochodu. W tym czasie »Skopek« zadał mu dwa lub trzy ciosy maczetą w nogi, lecz B. udało się uciec” – wyjaśniał „Misiek”. Ponoć Piotr B. miał się chwalić, że Sharksi spaprali robotę i doznał tylko niegroźnych obrażeń. Gdy dowiedział się o tym Paweł M., rozkazał dokończenie roboty następnego dnia. Ponownie namierzono cel w okolicach warsztatu, w którym kibice Cracovii naprawiali swoje samochody. Na miejscu okazało się, że B. nie jest sam, bo dojechało do niego ok. 8-10 kompanów. Doszło do kilku niezależnych potyczek. „Misiek” twierdził, że jego grupka nie dogoniła konkurentów i wrócili do samochodu. Po drodze padła im skrzynia biegów i porzucili auto. Drugi samochód Sharksów złapał gumę. Zasadzka była jednak udana, bo trzecia grupa odniosła sukces. „Z tego co ja się orientuję to B. został pocięty maczetami m.in. przez Z. Potem okazało się, że B. trafił w ciężkim stanie do szpitala. Jego rehabilitacja trwała ok. 6 miesięcy. Miał pocięte ręce i nogi. Samochody z akcji zostały spalone jeszcze tego samego dnia” – relacjonował Paweł M. – To był jeden z najkrwawszych ataków Sharksów. B. doznał bardzo wielu ran rąbanych i kłutych rąk oraz nóg i uszkodzeń mięśni. Niewiele brakowało, a zostałby zarąbany na śmierć. Co ciekawe, przesłuchany stwierdził: „nie czuję się pokrzywdzony zajściem, nie będę współpracował z organami ścigania, czuję się bezpieczny i nie potrzebuję ochrony – dodaje śledczy rozpracowujący kibolski gang pseudokibiców Wisły. Czytaj także: Szef gangu pseudokibiców Cracovii skazany. Spędzi 10 lat w więzieniu „Szkodnik” z Prudnika Czerwonego Wśród skazanych Sharksów znalazł się Krzysztof M. ps. Szkodnik. To brat „Miśka”, o którym ten wyjątkowo milczał podczas składania wyjaśnień. Prokurator chciał dla niego 15 lat więzienia, ale sąd uznał, że wystarczającą karą będzie 6 lat odsiadki. Śledczy z małopolskich „pezetów” będą składać apelację w jego przypadku. – To człowiek o wiele bardziej zdemoralizowany niż „Misiek”. Wyzuty jakiejkolwiek empatii, bardzo agresywny i nieprzyjemny. Nie był lubiany przez większość Sharksów. I gdyby nie to kim był jego brat, to z pewnością zostałby pogoniony z grupy – mówi TVP.Info jeden ze śledczych. Z relacji skruszonych członków gangu wynika, że „Szkodnik” uważał się za władcę Prudnika Czerwonego. Kontrolował tam, zdaniem prokuratury, handel narkotykami, bezwzględnie rozprawiając się z ludźmi, którzy mu podpadli lub nie rozliczyli się na czas. Przekonał się o tym Bartłomiej S., który miał mieć narkotykowe długi u „Szkodnika”. Nota bene został on później jedną z pierwszych „sześćdziesiątek” z Wisła Sharks. – Sprawcy brutalnie pobili S. Najpierw pięściami po głowie i całym ciele, a gdy ten upadł był kopany. To nie był koniec kaźni. Ofierze skakano po głowie. Jak zeznał Bartłomiej S. wlewano mu także w usta wrzącą wodę. Następnie oprawcy wywieźli go nieznane miejsce, gdzie dalej katowali m.in. przy pomocy styliska od siekiery – dodaje rozmówca portalu TVP.Info. Czytaj także: Pobicia z maczetami i hurtowa dilerka. Kibole Cracovii oskarżeni o 180 przestępstwPo setce przestępstw na głowę Paweł M. ps. Misiek i Grzegorz Z. ps. Zielak odpowiadają w innym procesie za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą Wisła Sharks od końca 2006 do maja 2018 r. Prokurator małopolskich „pezetów” oskarżył ich o popełnienie w sumie 188 przestępstw, przy czym przeszło 90 z nich dopuścili się razem. To przede wszystkim: „kierowanie wprowadzaniem do obrotu znacznych ilości marihuany, amfetaminy i kokainy, kierowanie przemytem marihuany i kokainy z Holandii i Czech do Polski, kierowanie pobiciem z użyciem niebezpiecznych przedmiotów w postaci maczet i noży, kierowanie założeniem laboratorium mefedronu oraz popełnienie przestępstw skarbowych polegających na nabywaniu, przechowywaniu i przewożeniu papierosów i krajanki tytoniowej bez polskich znaków akcyzy”. Śledczy z Krakowa uważają, że obaj bossowie decydowali o wszystkim co działo się w kibolskim gangu. „Określali strukturę, cele i zasady funkcjonowania grupy, a także obszar jej działalności. Dokonywali podziału ról i zadań według hierarchii osób w strukturze przestępczej organizacji. Określali i egzekwowali zasady funkcjonowania grupy w tym awansowania, nagradzania, karania oraz degradowania członków. Obaj oskarżeni odpowiadali za tzw. finanse grupy. Zawiązali i określali cele utworzonego wspólnego funduszu przeznaczonego na funkcjonowanie kierowników i członków zorganizowanej grupy przestępczej, w tym określali przeznaczanie środków na wspieranie rodzin zatrzymanych członków, którzy nie naruszyli ustalonych zasad, a także finansowanie im pomocy adwokatów” – informowała Prokuratura Krajowa przed czterema laty. Zdaniem prokuratury „Misiek” i „Zielak” ustalili, z kim Sharksi mogą prowadzić przestępcze interesy. Podejmowali także decyzje o ewentualnych aliansach oraz wojnach. Decydowali o podziale zysków z nielegalnych biznesów. Nie jest tajemnicą, że zazwyczaj to szefowie mogli liczyć na największe profity. Jednocześnie, przy każdej okazji, bossowie mieli kombinować na boku, starając się oszukać kompanów. Mało tego, gangowi udało się na krótko de facto przejąć władzę w Wiśle, doprowadzając spółkę do poważnych strat. Ujawnił to „Superwizjer” TVN w 2018 r. Bossowie grupy mieli nawet żartować, że zmienią nazwę stadionu na Sharks Arena. Czytaj także: Karabin, pistolety i maczety. Kibolski gang narkotykowy rozbity [WIDEO]Struktura zła Według małopolskich „pezetów”, Sharksi dzielili się na trzy grupy. Najważniejszą były tzw. grubasy, czyli najbardziej zasłużeni pseudokibice Wisły, skupieni wokół niekwestionowanych bossów: „Miśka” i „Zielaka”. Ta swoista rada nadzorcza gangu, miała wiele do powiedzenie w kwestii struktury i składu bandy oraz dyplomacji, czyli ustalaniu ewentualnych zgód i kos pseudokibiców Wisły. „Grubasy” mogły wskazywać kandydatów zasługujących na awans w strukturach gangu, decydować o karach, a także planować akcje przeciwko wrogim kibolom. Według śledczych bossowie konsultowali z nimi także kwestie operacji narkotykowych. Trochę niżej w hierarchii byli Sharksi z grupy szturmowej, czyli bojówki. To oni walczyli na pierwszym froncie „świętej wojny” pseudokibiców w Krakowie. W swym fanatycznym oddaniu grupie, dokonywali brutalnych akcji, często nie przejmując się konsekwencjami ataków, podczas których, dosłownie rąbali przeciwników maczetami. „Do Sharksów mogli należeć jedynie ci, co jeździli na wszystkie lub większość meczy Wisły, trenowali lub też ćwiczyli na siłowni, ci, którzy chcieli i także brali udział w bójkach, ci którzy brali udział w polowaniach na kibiców innych drużyn, (…) byli na każde wezwanie, nosili ze sobą sprzęt, czyli maczety, noże i inne niebezpieczne przedmioty, ci wobec których była pewność, że nie będą współpracować z policją” – zeznawał „Misiek” w prokuraturze. Na samym dole byli tzw. biegacze, zazwyczaj „małolaci”, czyli najmłodsi z pseudokibiców. To oni odpowiadali za dilerkę narkotykami. Za swoją aktywności mogli być nagrodzeni awansem do bojówki. Jednak każdy aspirujący do Wisła Sharks musiał mieć wprowadzającego. Ponadto miał obowiązek trenowania sztuk walki 2-3 razy w tygodniu oraz nie mógł zażywać narkotyków. „Czasami jeździliśmy i wyłapywaliśmy tych młodych i przeprowadzaliśmy z nimi tzw. rozmowy motywujące. Czasami młodzi byli bici za niestawianie się na treningi” – wyjaśniał były lider wiślackiego gangu. Czytaj także: Kolejni Psycho Fani zatrzymani. Wśród nich były wiceprezes RuchuOd zera, przez „bohatera”, do zdrajcy Złamanie zmowy milczenia i współpraca z policją oraz prokuraturą przez Pawła M. ps. Misiek, to z pewnością największa „zdrada” w półświatku polskich kiboli ostatnich lat. Prymitywny oprych, który w październiku 1998 r. rzucił nożem w głowę Dino Baggio (odsiedział m.in. za to osiem lat w więzieniu, a Wisła Kraków na rok została wyrzucona z europejskich pucharów), po odzyskaniu wolności w 2006 r. stał się, jak sam opowiadał śledczym, „bardzo medialny”. I nie chodzi o spektakl Marka Piwowskiego z 2000 r. pod tytułem „Nóż w głowie Dino Baggio”), ale o kolejną granicę, przekroczoną przez kiboli. W przypadku „Miśka” raczej nie można mówić o resocjalizacji, a bardziej o ukończeniu w więzieniu wyższej szkoły przestępczości. Za sprawą poznanych tam ludzi, rozwinął później biznesy narkotykowe. Po wyjściu z więzienia, koledzy z bojówki Sharks przywitali go w oryginalny sposób. – „Gdy wyszedłem z więzienia to od innych Sharksów oprócz zwykłych gadżetów, takich jak: kubek, szalik Wisły, koszulka Wisły, telefon komórkowy otrzymałem również maczetę i nóż. Telefon służył tylko do kontaktu z innymi Sharksami” – zeznawał „Misiek” w 2018 r. M. szybko został bossem Sharksów, choć oficjalnie grupą zarządzało kilka osób, w tym Grzegorz Z. ps. Zielak, uważany za równego Pawłowi M. W swoich wyjaśnieniach „Misiek” często sugerował, że „Zielak” nie był tak charakterny, jak on sam. „W 2014 r. razem z kibicami Śląska Wrocław mieliśmy się bić z kibicami GKS Katowice i Górnika Zabrze. (…) Jednak zanim dotarliśmy na miejsce, byliśmy zatrzymani przez policję. Przed tą ustawką zrobiliśmy sobie turniej o ostatnie 10 wolnych miejsc. „Zielak” nie został wybrany, bo nie umie się bić i był pośmiewiskiem na sali treningowej. Mówiono o nim, że jest zawodnikiem federacji KFC” – czytamy w wyjaśnieniach Pawła M. W swoich wyjaśnieniach, które zresztą wyciekły do internetu „Misiek” przedstawiał się jako twardy i sprytny szef gangu, do którego wszyscy mieli zwracać się o radę. Umniejszał także swoją rolę w różnych zdarzeniach, za które groziłaby mu wieloletnia odsiadka. Obecnie jest postacią wyklętą w środowisku pseudokibiców całej Polski. Za sprawą jego „zdrady” Wisła Sharks też straciła na znaczeniu na rzecz Wisła Devils, młodszej i uważającą się za mniej przeżartej piętnem „sześćdziesiątek”. Czytaj także: Git-raper z Dubaju w tarapatach. Prokurator anulował mu paszport i chce ścigania