Z duchowością miało to niewiele wspólnego. Według medialnych doniesień mnisi poszukiwani przez Centrum Zwalczania Zagrożeń dla Buddyzmu w Tajlandii nie mieli zbyt wiele wspólnego z duchowością – zamiast tego zajmowali się defraudacjami, praniem pieniędzy, przynależnością do międzynarodowych szajek i handlem narkotykami. Specjalna policyjna grupa operacyjna Centrum Zwalczania Zagrożeń dla Buddyzmu ruszyła w pościg za 154 obecnymi i 27 byłymi mnichami buddyjskimi. Mnisi podejrzewani są o przestępstwa naruszające reputację dominującej w tym kraju religii. Władze utworzyły jednostkę w reakcji na informacje o skandalach z udziałem mnichów, w tym przypadkach korupcji i nadużyć seksualnych.CZYTAJ TAKŻE: Seksafera na plebanii. Jeden ksiądz aresztowany, drugi nie żyjeJak poinformował „The Nation”, mnisi podejrzewani są między innymi o defraudację funduszów świątynnych, pranie brudnych pieniędzy, przynależność do międzynarodowych szajek, handel narkotykami oraz prowadzenie pojazdów pod wpływem alkoholu.Dotychczas policji udało się zatrzymać jednego z podejrzanych, Phrę Surata. Przed formalnym aresztowaniem i przekazaniem go wymiarowi sprawiedliwości został przewieziony do swojej dawnej świątyni w prowincji Pathum Thani, gdzie ma zostać formalnie wydalony ze stanu duchownego.Mnich podejrzewany jest o pranie brudnych pieniędzy dla międzynarodowej sieci handlarzy narkotykami. Surat twierdzi, że jest niewinny, a jego rachunek bankowy został wykorzystany przez jednego z odwiedzających świątynię wiernych.ZOBACZ TAKŻE: Ksiądz produkował i sprzedawał narkotyki. Archidiecezja warszawska reaguje