Miał się uczyć, a wrócił do bandyterki. Marcin K. ps. Belmondziak vel „Wściekły”, jeden z najgroźniejszych polskich gangsterów, został oskarżony o udział w dwóch brutalnych porwaniach dla okupu. Jedna z ofiar – handlarz narkotyków z Lęborka – nie przeżyła kaźni. „Belmondziak” miał dokonać tych zbrodni czekając na wolności na uprawomocnienie się jednego z wyroków. Był wolny, bo przekonał jednego z sędziów, że „chce się uczyć”. 47-letni Marcin K. ps. Belmondziak vel „Wściekły”, jest od lat bohaterem kronik kryminalnych i sądowych. Według policji i prokuratury, gangster jest „numerem dwa” w gangu swojego brata przyrodniego Rafała S. ps. Szkatuła. Z ustaleń prokuratury i CBŚP wynika, że tylko w latach 2008-2011 gang „Szkatuły” zajmował się przemytem narkotyków na ogromną skalę. Chodzi o 3,7 tony marihuany, ponad 500 kg amfetaminy, 300 kg kokainy i blisko 250 kg heroiny. Do tego ściągał haracze i toczył boje, często krwawe, z innymi stołecznymi grupami jak np. „Mokotów”.Proces ma ruszyć we wrześniuNajnowszy akt oskarżenia przeciwko Marcinowi K. skierował do Sądu Okręgowego w Gdańsku prokurator Pomorskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Gdańsku Prokuratury Krajowej. – Oskarżonemu Marcinowi K. przedstawiono trzy zarzuty. Pierwszy dotyczy udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Drugi uprowadzenia i pozbawienia wolności pokrzywdzonego celem uzyskania korzyści majątkowej przy udziale innych ustalonych osób oraz udział w pobiciu i spowodowanie u tego pokrzywdzonego obrażeń ciała. Trzeci zarzut dotyczy uprowadzenia i pozbawienia wolności kolejnego pokrzywdzonego celem uzyskania korzyści majątkowej przy udziale innych ustalonych osób oraz udział w pobiciu pokrzywdzonego, na skutek, którego pokrzywdzony zmarł – poinformował portal TVP.Info, sędzia Łukasz Zioła, z biura prasowego Sądu Okręgowego w Gdańsku. Proces „Belmondziaka” ma ruszyć pod koniec września. Czytaj także: Wpadli Teddy Boysi. Na potęgę przemycali marihuanęPorwanie, które wyrwało się spod kontroli Przestępstwa, o które został oskarżony Marcin K., dotyczą jego współpracy z jednym z gangów działających na terenie woj. zachodniopomorskiego i Pomorza. A dokładnie chodzi o wydarzenia z grudnia 2019 r., czyli porwania i późniejszego zabójstwa Wojciecha N., znanego handlarza narkotyków z Lęborka. Według ustaleń pomorskich „pezetów”, na pomysł ten wpadli Emil K. i Łukasz D., którzy chcieli w ten sposób zmusić dilera do wskazania miejsca przechowywania większej partii kokainy. „Radio Gdańsk”, relacjonujące przebieg procesu w tej sprawie, podało, że już w listopadzie 2019 r. próbowano w Gdańsku Wrzeszczu uprowadzić Wojciecha N. Ten miał wówczas zacząć nosić ze sobą nóż.Pieczołowicie przygotowany plan pułapkiAby dopaść handlarza, gangsterzy najpierw zwabili w pułapkę jego dobrego znajomego Krzysztofa S. – Specjalnie przygotowali na to spotkanie mieszkanie. Łazienkę wyłożyli czarną folią – mówił przed sądem prokurator Wojciech Wróbel, naczelnik pomorskich „pezetów”. Krzysztof S. został szybko obezwładniony i pobity. Zaoferowano mu możliwość przyłączenia się do gangu i darowanie kary za dostarczenie słabej jakości kokainy. W ten sposób porywaczom udało się znaleźć sposób na podejście do Wojciecha N., który był bardzo ostrożny. 2 grudnia 2019 r. Wojciech N. został zwabiony na parking Zajazdu Kaszubskiego koło Lęborka. Tam wsiadł do BMW Krzysztofa S. w którym wcześniej zdemontowano klamkę wewnętrzną w drzwiach od strony pasażera. „Plan zakładał obezwładnienie mężczyzny, pozbawienie wolności i skrępowanie oraz przewiezienie do lokalu Gentelmans Club w Słupsku i tam przesłuchanie go przez grupę warszawską (której przedstawicielem był Marcin K. – przyp. red.)” – informowało Radio Gdańsk. Gdy N. znalazł się w BMW, do pojazdu weszli Łukasz D. i Emil K., próbując obezwładnić handlarza gradem ciosów. Ten wyjął nóż i dźgnął nim napastników. Jednak Emil K. zabrał mu nóż i zadał kilka ciosów, w tym w tętnicę udową. Wykrwawiającego się Wojciecha N. przeniesiono do innego auta i ruszono w kierunku Słupska. Porwany miał być dalej bity, a w końcu napastnicy zorientowali się, że ich ofiara nie żyje. Zwłoki handlarza zakopano w lesie pod Słupskiem, gdzie odnaleziono je kilka dni później. W czerwcu 2024 r. Sąd Okręgowy w Słupsku skazał dziesięciu członków gangu pomorskiego na surowe kary, Emil K. (zaczął współpracować po zatrzymaniu) usłyszał wyrok 12 lat więzienia, Łukasz D. – 6 lat, a Krzysztof S. – 5,5 roku. Czytaj także: „Co 20 zatrzymany kibol idzie na współpracę. Głównie z wierchuszki gangu”„Zdjęty” z ulicy, ale wolny w imię „edukacji” Prokuratura uważa, że dysponuje mocnymi dowodami. To m.in. nagrania z podsłuchu rozmów Marcina K. oraz wyjaśnienia samych uczestników krwawych zdarzeń. Gangster od 2021 r. był poszukiwany kilkoma listami gończymi m.in. przez pomorskie i mazowieckie „pezety” Prokuratury Krajowej. Został namierzony przez „Łowców cieni” CBŚP w listopadzie 2023 r. w Berlinie. Zaskoczonego gangstera „zdjęto” z ulicy, gdy wychodził z siłowni. W marcu 2024 r. przekazano go Polsce. „Belmondziak” cieszył się wolnością od stycznia 2018 r., gdy Sąd Najwyższy uchylił mu areszt niedługo po tym, jak uznał kasację od wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który skazał gangstera na 13 lat więzienia za przestępstwa narkotykowe. Sprawa wróciła do Sąd Okręgowego w Warszawie i toczy się od początku.Sąd Najwyższy warunkował zwolnienie K. wpłaceniem 150 tys. zł poręczenia majątkowego, co też szybko miało miejsce. Co ciekawe na tym posiedzeniu SN, obrońca „Belmondziaka” złożył oświadczenie Prezesa Zarządu Fundacji Kamili Skolimowskiej, potwierdzającego gotowość nawiązania współpracy z Marcinem K. Zdaniem śledczych rozpracowujących gang „Szkatuły”, Marcin K. konsekwentnie dążył do uchylenia ciążących na nim aresztów. Kiedy 11 grudnia 2017 r. usłyszał wyrok trzech lat więzienia za pomoc w próbie uprowadzenia pewnego złodzieja, swój wniosek o uchylenie wspomnianej sankcji motywował „chęcią nauki”. – Chcę się uczyć. Skończyć jakieś kursy, albo liceum – wyjaśniał „Belmondziak”, uchylenie aresztu oznaczało, że może uczyć się w zakładzie karnym. Sędzia Andrzej Krasnodębski, znany z surowych wyroków wobec gangsterów, uznał, że ta argumentacja go przekonuje. I uchylił ten areszt, mając świadomość, że taka sama sankcja ciąży na gangsterze we wspomnianej sprawie narkotykowej. Gdy w 2019 r. uprawomocnił się wyrok trzech lat więzienia, Marcin K. nie zamierzał stawiać się do odbycia kary. Co zastanawiające, Sąd Okręgowy w Warszawie dopiero w marcu 2020 r. wydał „zarządzenie do policji z poleceniem niezwłocznego doprowadzenia skazanego do zakładu karnego”. 19 stycznia 2021 r. sąd wydał za gangsterem list gończy. Czytaj także: Sukces łowców cieni z CBŚP. „Belmondziak” zatrzymany gdy wychodził z siłowni [WIDEO] Charakterny i zdeterminowany 47-letni Marcin K. ps. Belmondziak vel „Wściekły” to jedna z barwniejszych postaci kryminalnego podziemia stolicy. Choć przyćmiewa go niesława jego przyrodniego brata Rafała S. ps. Szkatuła, bossa jednej z największych grup przestępczych w Warszawie. „Szkatuła” ukrywał się przez blisko dekadę. „Belmondziak” był jedną z bardzo wąskiego grona osób, które mogły mieć z nim osobisty kontakt. – Rafał był bardziej od kombinowania, a Marcin stawiał na argumenty siły. Jest charakterny. Potrafił się postawić grupie mokotowskiej, a z mniejszymi, choć równie znanymi gangami Warszawy i okolic, szedł zdecydowanie na konfrontację. To on doprowadził do zrzeszenia mniejszych grup w sprawny organizm – opowiadał jeden ze stołecznych policjantów, który przez lata rozpracowywał bandę „Szkatuły” i „Belmondziaka”. Śledczy i byli kompani Marcina K. (ci, którzy poszli na współpracę ze śledczymi) twierdzili, że usposobienie gangstera oddawał jego drugi pseudonim – „Wściekły”. Potrafił być bowiem brutalny i bezwzględny. Marcin K. zawsze zaprzeczał, aby miał cokolwiek wspólnego z przestępczością. Siebie zaś widzi jako ofiarę nierzetelnych mediów, w tym piszącego te słowa, oraz „skruszonych” gangsterów współpracujących z organami ścigania. Czytaj także: Gang braci przemycał dziesiątki tysięcy leków do produkcji metamfetaminy 70 telefonów komórkowych w domu, przy sobie „tylko” 12 „Belmondziak” został zatrzymany po raz pierwszy w październiku 2009 r., po ponad dwuletnim ukrywaniu się przed policją. Namierzyli i schwytali go policjanci z elitarnej grupy warszawskiego CBŚP, obecnie noszącej nazwę „Łowcy cieni” i będącej jednostką pościgową całego biura. Kiedy w październiku 2009 r. policjanci chcieli zatrzymać Marcina K. w Otwocku, ten nie zawahał się ruszyć autem w ich kierunku. „Wściekłego” zatrzymały dopiero strzały w opony, a i tak próbował uciekać pieszo. Przy gangsterze i w wynajmowanym przez niego domu policjanci znaleźli ponad 70 telefonów komórkowych. Przy sobie miał „tylko” 12 aparatów, do najpilniejszych kontaktów. Każdy z nich był używany tylko do kontaktu z jednym, konkretnym członkiem gangu. K. próbował przekonać śledczych, że miał tak dużo aparatów, bo zajmuje się „obwoźnym handlem telefonami”. Wśród sąsiadów „Belmondziak” nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Wychodząc z domu zakładał perukę, zapuścił też „hiszpańską bródkę”. Według zeznań skruszonych członków gangu, to nie przypadek, że „Belmondziak” miał tak dużo urządzeń. W grupie obowiązywały bardzo surowe zasady bezpieczeństwa. Telefony były zawsze wyrzucane w przypadku zatrzymania jakiegokolwiek członka grupy. Nadto, co kilka tygodni zmieniano aparaty i karty SIM. Jeden ze świadków przytaczał wypowiedź Marcina Z. ps. Misiek o tym co się działo na spotkaniu z Marcinem K.: „Belmondziak” jak zwykle miał przy sobie z 50 telefonów tak, że nie miał ich nawet jak w samochodzie poukładać”.Nagroda od policji za wskazanie miejsca rzekomego ukrycia zwłokWedług prokuratury w okresie od lutego 2008 r. do 25 października 2009 r. „Belmondziak” kierował gangiem „szkatułowym”. Sam „Szkatuła” ukrywał się wówczas tak skutecznie, że policja podejrzewała nawet, iż został dyskretnie zamordowany. Świadczy o tym m.in. komunikat policji z kwietnia 2008 r., która poinformowała, że ówczesny komendant główny policji nadinsp. Andrzej Matejuk wyznaczył „20 tys. zł nagrody za wskazanie miejsca pobytu lub ukrycia zwłok Rafała S ps. Szkatuła”. – Kierowany przez „Belmondziaka” sojusz większości stołecznych gangów oplótł siecią swych powiązań niemal całą Warszawę. Podporządkował sobie bossów i watażków grup z Pragi, Śródmieścia, Żoliborza i niedobitków dawnej mafii mokotowskiej. Aby ta niecodzienna federacja nie rozbiła się o ambicje poszczególnych liderów, mianował ich swoimi kapitanami. Tylko z nimi utrzymywał bezpośrednie kontakty – opowiadał jeden ze śledczych. Czytaj także: Arsenał u gruzińskich gangsterów. Wśród nich groźny „wor w zakonie” „Gucio” nakazuje zmianę dyliżansu Marcin K. starał się zawsze być bardzo ostrożny. Nawet, gdy rozmawiał przez „bezpieczny”, jak mu się wydawało telefon, nie używał nazw narkotyków. Tylko cyfr, np. trzy dla X, cztery dla Y. Chodziło o liczbę kilogramów dla konkretnego odbiorcy. K. nie wiedział jednak, że jego wszystkie rozmowy z najbliższymi współpracownikami są podsłuchiwane. Co ciekawe, funkcjonariusze inwigilujący dziesiątki bandyckich numerów, przypisali „Wściekłemu” niegodnie brzmiący kryptonim „Gucio 180”. Potwierdzeniem zaangażowania gangstera w handel narkotykami są zdaniem śledczych także jego nerwowe rozmowy z kompanami, kiedy – w sierpniu 2009 r. – policja zatrzymała handlarzy narkotykami z Dębicy, tuż po zakupie partii narkotyków od „Szkatułowych”. W ciągu kilkudniowej akcji wpadło kilku członków bandy. Na wieść o wsypie „Wściekły” nakazał kompanom „przemeblowanie mieszkań”, „zmianę dyliżansu” i „wybicie z dokumentów”. Chodziło o usunięcie z mieszkań zakazanych przedmiotów, zmianę samochodów oraz dokumentów. Jednocześnie K. zachował na tyle zimną krew, że kazał osobie odpowiedzialnej za zajęte narkotyki oddać pieniądze. Z nagranych rozmów wynikało, że wpadka była wynikiem „niezachowania ostrożności”. Czytaj także: Groźna banda skazana. Boss zabił byłą partnerkę, bo bał się zeznań Z miłości do Legii Warszawa Warto odnotować, że Marcin K., jest też zapalonym kibicem Legii Warszawa (wielu członków jego gangu należało do Teddy Boys 95, bojówki pseudokibiców z Łazienkowskiej). Gangster pojawił się 1 grudnia 2018 r. na meczu z Koroną Kielce. Najwyraźniej jednak dał się ponieść emocjom, ponieważ w pewnym momencie miał się wedrzeć na murawę. Z akt, do których dotarł portal TVP.Info wynika, że na drodze Marcina K. znalazł się porządkowy K. T. „Belmondziak” miał mu zadać trzy ciosy pięścią w głowę. A chwilę potem podbiegł do sektora gości i „prowokował kibiców klubu Korona Kielce do działań zagrażających bezpieczeństwu tej imprezy poprzez wykonywanie przed ich trybuną nieprzyzwoitych gestów”. Jako że w tumulcie tym brało udział kilka innych osób, osądzenie chuligańskiej akcji zajęło blisko rok. W październiku 2019 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uznał Marcina K. za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów. Gangsterowi zasądzono dwuletni zakaz stadionowy, a do tego 3,5 tys. zł grzywny i 500 zł zadośćuczynienia pobitemu porządkowemu. Czytaj także: Git-raper z Dubaju w tarapatach. Prokurator anulował mu paszport i chce ścigania Królowie stołecznego podziemia kryminalnego Gang „Szkatuły” jest uważany przez policję za najbardziej niebezpieczną warszawska grupę przestępczą nowego stulecia. W śledztwie przeciwko członkom bandy ustalono m.in., że grupa kontrolowała 90 proc. stołecznych agencji towarzyskich, tirówki pod Wyszkowem i Górą Kalwarią, handel amfetaminą i heroiną oraz haracze. Gang „opodatkował” właścicieli lawet i holowników, taksówkarzy z centrum stolicy, lichwiarzy z kasyn i Służewca, handlarzy z bazarów Różyckiego, Wolumen a także kilkadziesiąt agencji towarzyskich i sex-shopów. Pieniądze z „punktów” (tak nazywano miejsca skąd ściągano haracz) w dużej części trafiały na specjalny fundusz gangu przeznaczony na pomoc dla uwięzionych lub ukrywających się kamratów. Co ciekawe z notatek gangsterów wynika, że niektórzy ich kompani dostawali pieniądze nawet przez 5 do 8 lat pobytu za kratami. Bandyci szybko rozprawiali się z dłużnikami czy handlarzami niepłacącymi haraczu. Opór właścicieli sklepu wędkarskiego i sex-shopu skończył się „tajemniczym” spaleniem tych pomieszczeń. Równie brutalnie bandyci przejęli haracze od przydrożnych prostytutek, które znajdowały się pod „opieką” gangu markowskiego. Po prostu skatowali kobiety, aby przez kilka dni nie mogły pracować. Bili jednak tak, aby prostytutki zbyt długo nie leczyły się, tylko mogły zarabiać już dla gangu „Szkatuły”. Od 2008 r. zaczęło się rozbijanie bandy. Do końca 2010 r. ponad 100 najważniejszych członków gangu Rafała S. trafiło za kraty. Bossa ujęto w 2011 r., choć był poszukiwany kilkoma listami gończymi od dekady. 28 maja 2012 r., w czasie wielkiej obławy, zatrzymano 45 osób, m.in. członków gangu „Szkatuły” i bojówkarzy Teddy Boys 95. Z ustaleń prokuratury i CBŚP wynika, że brali oni udział w przemycie i rozprowadzaniu w sumie setek kilogramów marihuany, kokainy i heroiny wartej miliony złotych. Czołową rolę w narkobiznesie miał odgrywać aresztowany Arkadiusz K. ps. „Chory”, uważany za zastępcę „Szkatuły”. To on miał koordynować współpracę gangu z Teddy Boysami. W 2013 r. CBŚP i mazowieckie „pezety” rozbiły gang Rafała B. ps. Bukaciak, uważanego za następcę „Szkatuły”. Na początku grudnia 2013 r. policjanci odkryli w garażu w Konstancie przestępczy arsenał, zawierający 26 sztuk broni, w tym szturmowe kałasznikowy, skorpiony i pistolety CZ z tłumikami. Arsenał miał należeć wcześniej do grupy „Szkatuły”. Od września 2013 r. policja i prokuratura zatrzymały w tej sprawie ponad 200 osób związanych z różnymi gangami, w tym „mokotowskim” i „szkatułowym”. Czytaj także: „Dziobak” i kompani przed sądem. Boss składa wyjaśnienia