Rozmowa z Patrycją Yamaguchi. Japońskie społeczeństwo od lat jest przygotowywane na różne zagrożenia – wybuchy wulkanów, tsunami czy trzęsienia ziemi. O japońskich procedurach alarmowych opowiedziała w TVP Info Patrycja Yamaguchi, przewodniczka po Japonii oraz miłośniczka tamtejszej kultury, sztuki i historii. – Japonia jest nadwodną częścią potężnego łańcucha górskiego, który wypiętrzył się z dna oceanu. Leży w obrębie Pacyficznego Pierścienia Ognia, a pod Fudżi – najwyższym szczytem Japonii – schodzą się cztery płyty tektoniczne. W związku z tym jest to kraj bardzo aktywny sejsmicznie, a dla Japończyków trzęsienie ziemi to chleb powszedni. W zasadzie codziennie można odnotować mniejsze bądź większe ruchy sejsmiczne, a czasami zdarza się potężne trzęsienie ziemi, nazywane przez Japończyków „daijishin”, takie jak to z 29 lipca na terenie Kamczatki – opowiadała Patrycja Yamaguchi.– To na pewno odbiło się echem w całej Japonii, bo nie wiadomo, czy zagrożenie tsunami zakończy się szczęśliwie, czy będzie to sytuacja podobna do tej z 2011 roku. Obecnie media informują, że w wyniku wstrząsu na Pacyfiku powstały fale o wysokości około 3 metrów. Trzymetrowe fale nie są duże, ale tsunami powstaje w ten sposób, że rodzi się na oceanie i w momencie, gdy zbliża się do brzegów, wypiętrza się. Z takich niewielkich fal może narodzić się fala kilkunastometrowa. W 2011 roku fala miała nawet 20-30 metrów wysokości, czyli tyle co duży budynek – wskazała przewodniczka. „Japończycy byli zaniepokojeni”Dodała, że Japończycy w ostatnich dniach byli zaniepokojeni. – Były zakłócenia w transporcie, poblokowane drogi, pociągi stanęły, ale już po południu, kiedy japońska agencja meteorologiczna zdjęła alerty, ludzie wyszli z powrotem na plażę i wszystko wróciło do normy – zwróciła uwagę.„Człowiek wpada w panikę”– W 2011 roku mieszkałam w Tokio i byłam świadkiem tamtych wydarzeń. Trzęsienie ziemi to nie tylko jeden duży wstrząs, ale też wstrząsy wtórne. Ziemia może drżeć bez przerwy nawet przez tygodnie, tak jak wtedy. Na Kamczatce zapewne też pojawią się takie zjawiska. Poza tym tak silny wstrząs może uruchomić kolejne aktywności sejsmiczne, także na terenie Japonii. To na pewno nie jest jeszcze koniec – oceniła Yamaguchi.W rozmowie z TVP Info wyjaśniła, że mieszkańcy dostają alerty cztery sekundy przed trzęsieniem ziemi. – W momencie, gdy na telefon przychodzi sygnał dźwiękowy, po czterech sekundach czuć już wstrząs. Tak krótki czas w niczym nie pomaga, bo jeśli trzęsienie jest silne, człowiek i tak wpada w panikę i nie wie, co robić – przyznała.„Reakcje są różne”– Żadne regularne treningi nie pomagają, bo nagle człowiek znajduje się w sytuacji zagrożenia życia. Reakcje są różne – jedna osoba pozostaje spokojna, druga wpada w panikę – dodała.Zapytana, jak należy się zachować, odpowiedziała: „Trzeba zachować spokój. Jeśli jest się w mieszkaniu, należy schować się w miejscu, gdzie nie ma ryzyka, że coś spadnie na głowę”. – Wydawałoby się, że najlepiej wybiec z domu, bo może się zawalić, ale to nie jest wskazane – na zewnątrz również coś może spaść na głowę – przyznała.– Istotne jest też to, gdzie się mieszka. Nowoczesne domy są budowane tak, by wytrzymywały wstrząsy, ale w starych, drewnianych budynkach ryzyko zawalenia jest duże. Dlatego zaleca się schowanie na przykład pod stół, a także otworzenie drzwi, bo mogą się wypaczyć i potem uniemożliwić wyjście – zaznacza.– Czy w przypadku zagrożenia są instrukcje? Przede wszystkim pojawia się komunikat rządowy, że mieszkańcy, zwłaszcza Tokio, nie mogą liczyć na żadną pomoc. Gdyby trzęsienie ziemi miało epicentrum pod miastem, w którym mieszka 40 milionów osób, cała komunikacja, transport i ruch samochodowy zostałyby sparaliżowane – tłumaczy Patrycja Yamaguchi.– Wydostanie się z Tokio w takich warunkach byłoby niezwykle trudne. To byłaby dramatyczna sytuacja. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie, choć już się zdarzyło – w 1923 roku całe Tokio zostało zniszczone nie tyle przez samo itrzęsienie ziem, ile przez pożar, który wybuchł w jego wyniku – dodaje.Zobacz także: Japonia idzie pod prąd. Złamała się po dwóch latach i kupiła ropę z Rosji