O piłkarzach, którzy walczyli w Powstaniu Warszawskim. W okupowanej Warszawie oficjalne rozgrywki sportowe były zakazane, ale odbywały się konspiracyjne mecze. Występowali w nich nawet Niemcy. Gdy wybuchło powstanie, piłkarze chwycili za broń. Walczyli, ginęli, zostawali ranni. Jeden z nich kilka lat później zdobył mistrzostwo Polski, grając z odłamkiem w nodze. Wiadomo, że było ich wielu. Kilkuset – to na pewno. Tylko wśród zawodników przedwojennej Polonii znalazło się 36 chętnych do uczestniczenia w walkach. Według historyka Bogdana Tuszyńskiego w trakcie II wojny światowej zginęło 270 polskich piłkarzy.Nie ma jednak żadnych oficjalnych statystyk dotyczących liczby uczestników czy ofiar samego Powstania Warszawskiego, które grały w piłkę w sformalizowanych rozgrywkach. Z szacunków wynika, że wszystkich sportowców uczestniczących w powstaniu było mniej więcej tysiąc. Zginęło ponad stu. Zobacz też: Dyplom i upór. Jak pierwsza polska lekarka złamała system Piłkarze w Powstaniu WarszawskimHistoryk sportu prof. Robert Gawkowski ze stołecznego Muzeum Sportu i Turystyki wyjaśnia, dlaczego tak trudno określić dokładną liczbę piłkarzy-powstańców. – Wielu chłopaków grało wtedy w piłkę w warszawskich czy podwarszawskich klubach, nawet w A klasie, czyli odpowiedniku dzisiejszej drugiej ligi. Tyle że nie byli żadnymi gwiazdami, gdy zaczęły się walki. Mieli po 17-19 lat i przez wojnę zatrzymali się na piłce juniorskiej. W statystykach nie są zatem uwzględnieni jako piłkarze – mówi Gawkowski. Profesor przywołuje przykład Kazimierza „Torpedy” Jackowskiego. – Dowodził on plutonem, który swoją nazwę wziął właśnie od jego pseudonimu. Zginął już po zakończeniu powstania, zastrzelony przez nieznanych sprawców. Miał 23 lata. Przed wojną, jako nastolatek, grał w młodzieżowej drużynie KS Czechowice, później przekształconej w RKS Ursus. To była jedna z najsilniejszych juniorskich ekip w Warszawie i okolicach, a Jackowski był jej czołowym napastnikiem. Wróżono mu dużą karierę, ale nie zdążył dorobić się piłkarskiej sławy. Nie ma go na listach znanych sportowców, którzy walczyli w powstaniu, a przecież był bardzo obiecującym zawodnikiem. O wielu chłopakach można powiedzieć to samo. Wojna zabrała im najlepsze sportowe lata – tłumaczy nasz rozmówca. Najbardziej utytułowanym wśród piłkarzy, którzy przeżyli powstanie, był pochodzący z Krakowa Henryk Martyna. Przed wojną grał w Warszawiance i Legii. Miał na koncie 20 meczów w reprezentacji Polski. Wystąpił z nią na igrzyskach olimpijskich w Monachium w 1936 roku. W trakcie powstania był cywilem, ale pełnił ważną funkcję komendanta kamienicy przy ul. Mokotowskiej 52. Po kapitulacji trafił do obozu w Pruszkowie, skąd po trzech miesiącach uciekł. Po wojnie nie był już związany z piłką. Zmarł w 1984 roku. Powstanie przeżył też Henryk Przepiórka, przed wojną zawodnik Legii i Ursusa. Pierwszego sierpnia o godz. 17 był na miejscu zbiórki na Ochocie. Przez kilkanaście dni bronił powstańczej reduty. Został ranny, dwa razy cudem uniknął rozstrzelania. Po wojnie wrócił do futbolu i chciał grać w swojej Legii. Ale tam piłkarzy z AK w życiorysie nie przyjmowano. Dołączył więc do warszawskiej Polonii i w 1946 roku został wraz z nią pierwszym powojennym mistrzem Polski. Do końca życia kibicował już „Czarnym Koszulom”. Mistrz z odłamkiem w nodze Niestety nie wszystkim piłkarzom, którzy w sierpniu 1944 roku stanęli do walki, udało się ujść z życiem. W powstaniu zginęło co najmniej kilkudziesięciu zawodników, np. Ludwik „Gol” Skrzypek i Aleksander „Justynowicz” Przybysz – obaj z Polonii. Ich klubowy kolega, Tadeusz Gebethner (z rodziny znanych księgarzy i wydawców), został ciężko ranny. Trafił do niemieckiego obozu w Altengrabow. Tam po kilku tygodniach zmarł wskutek odniesionych ran. – „Justynowicz” zginął już pierwszego dnia powstania. Z kolei 6 września w bombardowaniu w siedzibie sztabu „Koszty” na ulicy Moniuszki 7 w centrum stolicy śmierć poniosło dwóch braci Gosławskich. Przed wojną obaj byli piłkarzami warszawskiego AZS-u – opowiada Gawkowski. Czytaj także: Rosja Prometeuszem, Chrystusem i Winkelriedem narodówTego samego dnia, tylko kilkaset metrów dalej, przy ul. Kopernika, ciężko ranny został Jerzy Szularz. Przed wojną był wyróżniającym juniorem Orkanu Warszawa. W 1944 roku służył w sławnym batalionie „Czata 49”. Powstanie przeżył i dwa lata później zdobył wraz z Polonią mistrzowski tytuł. Dodajmy, że odłamek, którym oberwał 6 września, wciąż tkwił wtedy w jego nodze. Kibice żartowali, że to dzięki temu kawałkowi metalu miał tak silny strzał. Klubowi był wierny aż do śmierci w 2005 roku. W powstaniu walczyli i ginęli także zawodnicy klubów spoza Warszawy. Wśród nich byli m.in. Alojzy Bialik i Stefan Fryc z Cracovii, Wiktor Jegorow z ŁKS-u Łódź czy Antoni Rakszewski z Lublinianki. Okupacyjne mistrzostwa WarszawyPodczas samego powstania z oczywistych względów w piłkę nie grano. Zorganizowane uprawianie sportu było zakazane w całym okresie okupacji. Niemcy rozwiązali wszystkie kluby. W praktyce stołeczny futbol przeniósł się do podziemia, a raczej na peryferia Warszawy – Wiadomości o terminach meczów mieszkańcy dostawali od znajomych. Tylko wtajemniczeni wiedzieli, że w budkach przed Halą Mirowską można znaleźć terminarze okupacyjnych meczów. Odbywało się to w konspiracji, choć często Niemcy po prostu przymykali oko na takie inicjatywy. Nie do końca zdawali sobie sprawę ze skali tych wydarzeń. A były to spore zgromadzenia. Wokół boiska zbierało się nawet po dwa tysiące widzów. W latach 1942 i 1943 odbyły się konspiracyjne mistrzostwa Warszawy. Dwukrotnie zwyciężyła w nich Polonia. Do pozostałych najsilniejszych należały: Piaseczno, Okęcie, Wawel, Korona. Dużo było nieformalnych zespołów o nazwach dzielnic czy miejscowości podwarszawskich: Radość, Okęcie, Ursus, Mirków, albo Grochów – mówi Gawkowski. Zobacz także: Najlepsza data do przecinania wstęgi. Tak w PRL świętowano 22 lipcaMecze rozgrywano w różnych miejscach, m.in. w Ogrodzie Jordanowskim i na ulicy Opaczewskiej na Ochocie. – Czasem prowizoryczne boiska powstawały na polach uprawnych pod miastem. Chłopi wściekali się, gdy piłka lądowała w zbożu. Na dachach okolicznych domów czatowali nastolatkowie mający alarmować grających i kibiców, gdyby zbliżali się Niemcy. Raz grywano na boiskach mniej więcej pełnowymiarowych, jedenastu na jedenastu, a innym razem w okrojonej liczbie i na zmniejszonym placu gry – zaznacza historyk. Podczas okupacji wszystkie warszawskie kluby straciły swój sprzęt, a stadiony zostały przejęte przez nowe, niemieckie kluby. Stadion Legii zajęły jednostki Wermachtu. Stadion Polonii przejęła niemiecka policja. Boisko AZS-u w Parku Skaryszewskim (dziś gra tam Drukarz) padł łupem niemieckich kolejarzy. Z drugim z tych obiektów wiąże się ciekawa anegdota, którą Gawkowskiemu opowiedział znany pisarz Juliusz Kulesza (zmarły w lutym 2025 roku), uczestnik powstania, ps. „Julek”. Podczas wojny mieszkał nieopodal Konwiktorskiej, a więc tuż obok stadionu Polonii. Był kibicem tego klubu, tęsknił za meczami. – Któregoś dnia, niedługo przed wybuchem powstania, „Julek” zauważył, że na stadionie odbywa się mecz. Zerknął przez dziurę w płocie, na boisku zobaczył piłkarzy w czarnych koszulkach. Pomyślał: „Polonia wróciła!”. Był szczupłym nastolatkiem, bez problemu przecisnął się przez płot. Odruchowo zaczął trzymać kciuki za tych w czarnych strojach. Coś mu się jednak nie zgadzało. Na trybunach słyszał tylko język niemiecki. Piłkarze też krzyczeli do siebie po niemiecku. Przypatrzył się czarnym koszulkom i w miejscu, gdzie powinien być herb Polonii, zobaczył... trupią czaszkę, symbol SS. Okazało się, że Julek wszedł na mecz drużyny niemieckiej policji. Zrobiło mu się głupio, ale, jak przyznawał po latach, miłość do piłki wygrała. Został do końca – wspomina profesor. Na herbatę do Niemców Zdarzało się też, że okupanci grali w piłkę z Polakami. Uczestniczyli nawet we wspomnianych wcześniej konspiracyjnych meczach, rozgrywanych przecież w tajemnicy przed ich rodakami. – W drużynie Korony byli dwa Niemcy – bracia Mulke. Ich polscy koledzy z drużyny często miewali problemy z przedostaniem się do miejsca, w którym rozgrywano mecz. Jeśli po drodze był niemiecki posterunek, musieli pokazywać policjantom zawartość torby. A sprzęt sportowy budził podejrzenia, bo – przypomnijmy – nie wolno było organizować takich wydarzeń. Polacy dawali więc sprzęt braciom Mulke, a ci przynosili go na boisko – wyjaśnia nasz rozmówca. Na koniec jeszcze jedna anegdota, tym razem związana właśnie z braćmi Mulke. Gawkowski: – Bracia mieszkali na Powiślu, w pięknej kamienicy przy ul. Bartoszewicza. Po jednym z meczów zaprosili do siebie całą drużynę Korony na herbatę z cukrem. Nieprzypadkowo wspominam o tym cukrze – wtedy w Warszawie był to produkt właściwie nieosiągalny. Polacy słodzili sacharozą. Niemcy mieli cukru pod dostatkiem. Wracając do historii, piłkarze Korony weszli do mieszkania któregoś niemieckich kolegów. Ich mama zaprosiła całą grupę do salonu. Wchodzą, a tam, na ścianie, wisi portret... Adolfa Hitlera. Oni zmieszani, patrzą po sobie, nie wiedzą, jak zareagować. Pani domu zauważyła ich konsternację i wyjaśniła łamaną polszczyzną, że ona i jej rodzina Hitlera nie lubią. Mają w salonie jego portret, bo tak po prostu Niemcom wypada. Czytaj również: Toalety mówią o nas więcej, niż myślimy „Postęp, nieudolności, nadzieje”Sportowcy w Powstaniu Warszawskim W Powstaniu Warszawskim czynny udział brało też wielu przedstawicieli innych dyscyplin sportowych, w tym 27 olimpijczyków. Jednym z nich był oszczepnik Eugeniusz „Brok” Lokajski. W trakcie powstania pełnił funkcję oficera łącznikowego kompanii „Koszta". Za pomocą aparatu dokumentował walki. Zginął pod gruzami zbombardowanej przez Niemców kamienicy przy Marszałkowskiej. Jego zdjęcia pojawiały się w wielu powojennych publikacjach. Batalionem „Kiliński” dowodził jeździec Henryk Roycewicz, srebrny medalista z Berlina. W walkach uczestniczyli czołowi polscy tenisiści tamtych czasów: bracia Ignacy i Ksawery Tłoczyńscy, Czesław Spychała i Antoni Smordowski. U ich boku walczył Tadeusz Hanke, trzykrotny lekkoatletyczny mistrz Polski – w sztafecie 4x400 m, pięcioboju i skoku w dal. Wśród powstańców byli też siatkarze, m.in. Romuald Wirszyłło, Leszek Grodecki czy Wojciech Gosiewski. Ten ostatni powstania nie przeżył.