Twórca OFF Festival w Katowicach. – Katowice to dziś miasto, w którym chce się być. Przekonałem się, że to, jak miasto jest postrzegane, zmienia się właśnie dzięki wydarzeniom. Tak było w Mysłowicach. W Katowicach działa podobny mechanizm, ale na znacznie większą skalę – mówi w rozmowie z TVP.Info Artur Rojek, artysta i twórca OFF Festival w Katowicach. W tym roku w Dolinie Trzech Stawów wystąpią m.in. legenda elektroniki Kraftwerk, buntownicy z Irlandii, głośne rapowe trio Kneecap czy Fontaines D.C i James Blake. Będzie dużo jazzu, nieoczywistych tanecznych brzmień i sporo zaskoczeń. Mateusz Baran: Rozmawiamy tuż przed startem festiwalu. Wielu uważa, że tegoroczny line-up jest najlepszym od lat. Nie cichną też echa politycznego zamieszania wokół Kneecap – raperów z Irlandii, którzy – używając nomenklatury ze sceny politycznej – wywrócili stolik, walcząc o prawo do wyrażania się we własnym języku. Ale Ty wydajesz się być oazą spokoju. Artur Rojek: Jesteśmy na ostatniej prostej. Nad tegorocznym festiwalem pracuję od kwietnia 2024 roku. Pierwszy zespół, który potwierdziłem na tegoroczny OFF, to był Fontaines D.C. – jeszcze w maju. Dzisiaj wszystko dzieje się znacznie wcześniej niż kiedyś. Pamiętam czasy, kiedy booking zaczynał się w listopadzie. Teraz rusza co najmniej pół roku wcześniej. Niektórzy rezerwują zespoły na dwa lata do przodu.Produkcja festiwalu to praca intensywna do granic. Kilka miesięcy, podczas których wszystko musi się złożyć w całość. To setki drobnych punktów do dopięcia. Za ten świat detali odpowiada moja żona – i nie boję się powiedzieć, że bez niej OFF nie wyglądałby tak, jak wygląda. Ania jest mistrzynią szczegółu – i to dzięki niej wszystko tu działa. OFF Festival w Katowicach to rozpoznawalna marka na mapie europejskich festiwali. Czy w związku z tym jest Wam łatwiej działać na rynku? Jak wygląda sytuacja w trudnej politycznie i społecznie rzeczywistości oraz po doświadczeniu pandemii, która przecież miała – bez wątpienia – ogromny wpływ na rynek festiwali na świecie. Jesteśmy na tym rynku od niemal dwóch dekad – a właściwie już dwadzieścia lat, jeśli uznać dwie edycje, dwa lata pracy, które zatrzymała pandemia. Tegoroczny OFF powinien być właśnie dwudziestym! To brzmi trochę surrealistycznie. OFF przez ten czas zbudował swoją tożsamość, a my – sieć ludzi, z którymi pracujemy od lat. Mam na myśli menedżerów zespołów, agencje koncertowe, promotorów. OFF był kiedyś wyróżniony jako najlepszy festiwal w Europie za 2011 rok. W 2014 i 2017 roku pisał o nas The Time, Guardian – znaleźliśmy się w gronie czternastu najciekawszych festiwali w Europie. To ciągle wraca. Te znaki rozpoznawcze są jak punkty odniesienia, które otwierają kolejne drzwi.Gdybym dziś próbował wejść w ten świat jako ktoś zupełnie nowy, nieznany, rozmowy wyglądałyby zupełnie inaczej. Kiedy nie znasz człowieka, musisz być ostrożny. Na tym rynku są ludzie, którzy myślą: festiwal to łatwy biznes. Potem okazuje się, że nie mają z czego zapłacić artystom. Znamy takie historie – i one niestety rzutują na nas wszystkich. OFF to dwadzieścia lat historii i ponad dwa tysiące zespołów, które przewinęły się przez sceny festiwalu. Bywały lata, że w ciągu trzech dni grało tu sto dwadzieścia zespołów! To są liczby, które budują zaufanie.Czytaj też: Pogrzeb Ozzy'ego Osbourne'a. Tysiące fanów żegnają legendarnego artystęCzy konsekwencja to klucz do sukcesu w produkcji festiwali? A może miejsce ma znaczenie? W Katowicach poza OFF Festiwalem, odbywa się też TAURON Nowa Muzyka. Impreza z równie długoletnią tradycją. Katowice są tu ważne. Chociaż sam nie jestem z Katowic. Teraz już jestem, bo tu mieszkam, ale przez wiele lat byłem przecież związany z innym miastem. Ta bliska relacja z Katowicami zaczęła się w 2010 roku. Wtedy zobaczyłem, jak miasto się zmienia. Pamiętam początki. Katowice startowały w wyścigu o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, w oparciu o program Miasto Ogrodów. Dla wielu to brzmiało abstrakcyjnie: jakie ogrody, gdzie? Ale ta idea była mądrze zbudowana, miała sens i treść. Miasto, które przez dekady kojarzyło się raczej z przemysłem niż z kulturą, nagle zaczęło się przeobrażać.Przez lata Katowice miały Spodek, w którym pojawiali się zagraniczni artyści, głównie metalowi. Była Metalmania, Rawa Blues, ale na tym się kończyło. Droga od 2010 r. do teraz była jednak drogą konsekwentną. Nie było tu chaosu, niepotrzebnych zakrętów. Ale to kwestia postawy ludzi, którzy postanowili wziąć sprawy miasta w swoje ręce. Mądrych ludzi. Decyzja o tym, aby robić OFF-a w Katowicach była dla mnie przełomowaDecyzja o tym, żeby zaprosić mnie do Katowic, była dla mnie przełomowa. W 2009 roku wiedziałem już, że muszę się wynieść z Mysłowic. Tam już nie dało się robić festiwalu. Prawie wylądowałem we Wrocławiu, ale to Katowice mnie ostatecznie przekonały. I za to jestem wdzięczny. Katowice to miasto wypełnione dobrymi ludźmi i świetnymi wydarzeniami. Mamy infrastrukturę, o której jeszcze dekadę temu można było tylko marzyć. Katowice to dziś miasto, w którym chce się być. Przekonałem się, że to, jak miasto jest postrzegane, zmienia się właśnie dzięki wydarzeniom. Tak było w Mysłowicach. W Katowicach działa podobny mechanizm, ale na znacznie większą skalę.Fascynacja, iskra – od tego wszystko się zaczynaMiasto niczym naczynie, które trzeba wypełnić treścią? Najpierw musi być fascynacja. Coś, co sprawia, że wracasz do domu i myślisz: „Ale te Katowice są naprawdę fajne”. Dopiero potem rodzą się myśli: może tu zamieszkam, może tu coś zrobię. To jest jak z muzyką. Słyszysz zespół pierwszy raz i czujesz, że coś w tym jest. Fascynacja, iskra – od tego wszystko się zaczyna. Gdybym mógł zapytać Cię jako mentora i specjalistę: Jak wytyczać i konsekwentnie podążać obraną ścieżką? Powiedziałeś wcześniej, że gdybyś wiedział, jak wygląda organizacja festiwalu, pewnie byś się za to nigdy nie zabrał…Nigdy nie planowałem, że będę robił swój festiwalNigdy nie planowałem, że będę robił swój festiwal. Ale zawsze byłem tym gościem, który wynajdywał nowe rzeczy – głównie muzykę – i czuł radość, że może je pokazać znajomym. Byłem tym, który przynosił nowy zespół i mówił: „Stary, posłuchaj tego. Zaraz się przewrócisz”. Ale kiedy ten zespół stawał się znany, szukałem dalej. Czytaj też: Kupił ilustrację Salvadora Dalego za 150 funtów. Teraz zarobi fortunęCzyli – mówiąc kolokwialnie – masz nosa, a raczej ucho do muzyki?Tak, to wynika z pasji. Gdybym nie robił festiwalu, pewnie robiłbym to samo – z żoną w domu, z kolegami na imprezach. A może uczyłbym tego dzieci. To wewnętrzna potrzeba. Ale sama pasja nie wystarczy. Trzeba wiedzieć, jak to utrzymać, jak nie wypalić się po drodze. OFF ma już dwadzieścia lat. Wszystko ma swój cykl życia. Mieliśmy moment, kiedy wszystko działało samo. Potem przyszedł lekki spadek – nie dlatego, że robiliśmy gorszy festiwal, tylko dlatego, że świat się zmienił. Ludzie nagle mieli dostęp do muzyki na niespotykaną wcześniej skalę. Rola kuratorów się zmieniła – dziś algorytm jest kuratorem. Czasami ludzie nawet nie zdają sobie z tego sprawy.Rola kuratorów się zmieniła – dziś algorytm jest kuratoremMusieliśmy nauczyć się tej nowej rzeczywistości. Obserwujemy ją. Nie myślimy: „Kiedyś było lepiej”. Chcemy wiedzieć, co dziś jest ważne, czego ludzie potrzebują. To duże wyzwanie. Ale chyba dobrze nam idzie – przed nami dziewiętnasta edycja, a wszyscy mówią, że to najlepszy line-up od lat. To zasługa tego, że zapraszamy do współpracy ludzi podobnych do nas – tylko młodszych. Pracuję z Adamem Kiepuszewskim, Młodym Buddą z duetów Franek Warzywa i Młody Budda . To człowiek z ogromną pasją muzyczną. Ale to nie tylko on. Chcę mieć takich ludzi wokół siebie. Mój syn jest dla mnie wielką inspiracją. Ma siedemnaście lat i od piętnastego roku życia intensywnie szuka nowej muzyki. Czasami pokazuje mi rzeczy, których sam jeszcze nie znam. To ważne. Wiedzieć, co go kręci, co daje mu energię, którą mnie dawały zupełnie inne zespoły. Świat się zmienia. I to jest w porządku.Ktoś powiedział, że festiwal muzyczny to taki plac zabaw dla dorosłych. Ale dzisiaj to też coś na kształt współczesnego domu kultury. Zgodzisz się z takim ujęciem tematu? To przecież nie tylko muzyka – to także rozmowy, spotkania z artystami, twórcami, krytykami. Jaka jest zatem ich rola w świecie pod kuratelą algorytmów? Kiedyś Mikołaj Ziółkowski, który robi m.in. OPEN’ER FESTIVAL, powiedział, że festiwale są odbiciem osobowości tych, którzy je tworzą. I ja się z tym zgadzam. Dla mnie zawsze było ważne, żeby OFF nie kojarzył się tylko z zabawą. To nie jest tylko miejsce, gdzie jedziesz się wyszaleć. Chodzi o coś więcej: odkrywanie, spotkanie, rozmowę, inspirację. Coś, co zostaje w człowieku.OFF to wciąż wiara w muzykę, która coś znaczy. I w ludzi, którzy chcą ją odkrywaćMógłbym uprościć formułę – zrobić mniej scen, zaprosić czterech wielkich headlinerów, sprzedać więcej biletów. Ale to mnie nie bawi. Kiedyś na OFF-ie w ciągu trzech dni grało sto dwadzieścia zespołów. Festiwal zaczynał się o trzynastej, na scenie grała jakaś niszowa grupa, dla garstki ludzi. Cała machina musiała wtedy już działać: ochrona, bramy, food trucki. A tam – pięćdziesiąt osób! Ale te pięćdziesiąt osób pamięta ten koncert do dziś. Z biznesowego punktu widzenia to było szalone. Moja żona Ania długo przekonywała mnie: „Stary, po co ty to robisz, skoro przychodzi pięćdziesiąt osób?”. A ja jej mówiłem: „Ale te pięćdziesiąt osób jest ważnych!”. I tak to działa do dziś – z drobnymi kompromisami, których oczywiście nie da się uniknąć. OFF to wciąż wiara w muzykę, która coś znaczy. I w ludzi, którzy chcą ją odkrywać.Czytaj też: Wyjątkowy pokaz filmów na Pol'and'Rock. Uczta dla wykwintnych kinomanówKiedy ktoś powie po OFF-ie: „Kurde, ale odkryłem świetny numer”, to dla Ciebie najlepsza recenzja? Nie bawią mnie uproszczeniaDokładnie tak. To mnie trzyma przy tym, co robię. Nie bawią mnie uproszczenia. Nie wyobrażam sobie zrezygnować z tej różnorodności. To jak odebrać dziecku jego ulubione zabawki. OFF to wciąż to samo DNA: sztuka zaangażowana, muzyka wartościowa, ciekawość, otwartość. Wspomniałeś o zaangażowanej sztuce. Wielu słuchaczy czeka na koncert Kneecap – zwłaszcza po ich głośnym koncercie na Glastonbury, podczas którego wyrazili sprzeciw wobec ludobójstwa w Strefie Gazy i wyrazili solidarność z Palestyną. W dosadny sposób. Wokół nich jest sporo zamieszania. Muzyka miesza się z polityką, protestami. To nie jest żadne uwikłanie w politykę – to artystyczna wypowiedź o tym, co dzieje się w świecie. Kneecap zaczęli od walki o swój język. To zespół, który zawsze będzie się buntował. Gdyby skończył się konflikt w Gazie, a zaczął gdzie indziej – oni też będą o tym mówić. Zawsze stają po stronie ludzi, wskazują, gdzie jest niesprawiedliwość. Dla wielu jest to niewygodne. Mówią, więc stali się solą w oku. Symboliczne było ich wystąpienie na Glastonbury. Promotorzy na całym świecie, którzy mieli ich w line-upach, dostawali maile z żądaniami odwołania koncertów. Oskarżono ich promocję terroryzmu. To absurd. Oni nikomu nie robią krzywdy – oni tylko mówią! Cieszę się, że są częścią OFF-a. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mi kazał ich odwołać.To piękna deklaracja. A na co czeka Artur Rojek na OFF-ie? Poza koncertem Kneecap oczywiście? Na ludzi. Na wszystkich, którzy przyjadą. Oni są dla mnie najważniejsi. ROZMAWIAŁ: MATEUSZ BARAN Artur Rojek (ur. 6 maja 1972 r. w Mysłowicach) – wokalista, kompozytor i autor tekstów, jedna z najważniejszych postaci polskiej muzyki alternatywnej. Były lider zespołu Myslovitz, z którym zdobył ogólnopolską popularność dzięki takim utworom jak „Długość dźwięku samotności” czy „Chłopcy”. Współtworzył również projekt Lenny Valentino.Od 2012 roku prowadzi karierę solową – jego albumy „Składam się z ciągłych powtórzeń” (2014) i „Kundel” (2020) spotkały się z dużym uznaniem krytyków i publiczności. Jest także pomysłodawcą i dyrektorem artystycznym OFF Festivalu – jednego z najważniejszych wydarzeń muzyki alternatywnej w Polsce.Rojek łączy w swojej twórczości emocjonalne teksty z nowoczesnym brzmieniem, pozostając wierny niezależnemu podejściu do sztuki.Czytaj też: Rusza Pol'and'Rock 2025. Najważniejsze informacje: termin, line-up, historia