Jak wygląda urlop z małymi dziećmi? Czekam na wrzesień i powrót do normalnego rytmu – tak o wakacjach mówi Magda, mama dwojga małych dzieci. Paulina, mama siedmiolatka: „Nie mam wakacji, muszę robić zlecenia, a synowi kupiłam półkolonie. Na kredyt”. Wakacje zamiast odpoczynku przynoszą nam logistyczno-finansowe wyzwania, a przy okazji: frustrację. Podczas gdy dzieci – starsze i młodsze – czekają na dwa miesiące wakacji, ich rodzice kombinują, jak pogodzić pracę z opieką nad najmłodszymi, którzy mają wolne, a przy okazji zapewnić im atrakcje. I – może – trochę samemu odpocząć. To wyzwanie i dla rodziców przedszkolaków, i tych dzieci, które już chodzą do szkoły. Wyzwanie pierwsze: budżet. Z badań Eurostatu wynika, że ponad jedna czwarta Polaków nie jest w stanie pozwolić sobie na wyjazd podczas urlopu (dane za 2024 r.). Wyzwanie drugie: logistyka. Nawet jeśli pracujemy zdalnie, wykonywanie obowiązków zawodowych z domu, kiedy obok bawi się kilkulatek, który co pięć minut woła „mamooo”, graniczy z cudem. Trzeba więc zorganizować opiekę. Szczęściarze mogą skorzystać z pomocy rodziców, reszta – znowu – musi kombinować. Wyzwanie trzecie: poczucie winy i frustracja. O tym dalej.***Piotr, tata 6-letniej Oli i 9-letniego Stasia: Przedszkole córki jest zamknięte tylko przez dwa tygodnie – na szczęście – więc ona jest zaopiekowana. Staś jest w wakacje trochę u babci i dziadka, w tym roku jedzie na pierwsze kolonie. Podczas tych dwóch tygodni przerwy w przedszkolu zaplanowaliśmy rodzinny wyjazd na siedem dni, więc zostaje parę dni do zagospodarowania. Ale nawet te kilka dni, kiedy masz w domu dwoje dzieci i pracujesz, to wyzwanie.Magda, mama 4-letniej Ani i dwumiesięcznego Ignacego: Nasze przedszkole jest nieczynne, są tylko jakieś dyżury w innych placówkach. Nie ma mowy, żeby mój syn został w obcym miejscu, z obcymi dziećmi i kadrą. Jest w spektrum, ma orzeczenie. Więc dwa miesiące mam w domu dwoje dzieci. Owszem, ja jestem w domu, ale męża nie będzie, bo będzie w pracy. Jest ciężko, jestem potwornie zmęczona – wiadomo, jak to przy niemowlęciu. A syn też potrzebuje mojej uwagi. Te wakacje to dla mnie męczarnia, czekam na wrzesień i powrót do normalnego rytmu.W rytmie wakacjiWłaśnie: rytm. Psycholog i psychoterapeuta Sebastian Antonowicz tak wyjaśniał lęk i stres związany ze zmianą codzienności: To wymaga przystosowania się, żeby wejść w nowy rytm, który ma zupełnie inną intensywność, bo na co dzień często widzimy się przy kolacji, pytamy, jak w szkole, co słychać, i właściwie tyle mamy tego wspólnego czasu. A tu nagle cały ten czas spędzamy razem. Ta zmiana rytmu to coś, co nas zaskakuje i kompletnie nie pasuje do wyobrażenia tych idealnych wakacji. To jest zmiana rytmu relacji, a to wywołuje napięcie. Czytaj więcej: Jak odpoczywać na urlopie? Okazuje się, że to nie takie prosteDlaczego? „Na co dzień członkowie rodziny funkcjonują w osobnych przestrzeniach, dzieci w szkole, my w pracy. To jest taka zbyt radykalna zmiana rytmu, która bardzo często dla naszego układu nerwowego jest po prostu obciążeniem. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do ciągłego przebywania ze sobą, nawet jeśli się kochamy, a przecież nie w każdej rodzinie są dobre, bliskie, kochające relacje. W dodatku każdy członek rodziny może mieć inną definicję odpoczynku – mama chce zwiedzać, tata chce poleżeć z kawą, a dzieci chcą siedzieć cały dzień w basenie, przykładowo. Jeśli nie rozmawiamy o naszych potrzebach wcześniej, to na tym urlopie zaczynamy się nawzajem denerwować, zamiast wspierać. I wracamy skłóceni na przykład, wkurzeni, że zmarnowany czas, pieniądze i w ogóle nie odpoczęłam, a teraz wracam do roboty w ogóle niewypoczęty/-a. I jestem niezadowolony po pierwsze ze swoich wakacji, bo tak się starałam, tak planowałam – i nie wyszło”.Presja na wspomnienia w cieniu InstagramuPaulina, samotna mama 7-letniego Konstantego: Dla mnie to żadne wakacje, tylko stres. Pracuję na zleceniach, więc muszę pracować, bo jeśli zrobię przerwę, zarobię mniej i po prostu zabraknie mi pieniędzy. Przedszkole jest nieczynne. Może uda się gdzieś pojechać jesienią, ale na razie po prostu wykupiłam synowi trzy różne półkolonie. Wzięłam na nie kredyt, bo łącznie to około 2,5 tys. Trzy tygodnie mam z głowy, później po prostu będę kombinować. Czytaj też: Zwolnijmy. Dzieci potrzebują więcej niż tylko suplementów Psycholożka Justyna Żukowska-Gołębiewska: Wakacje z dziećmi to nie zawsze bajka z folderu biura podróży. To często crash test całego systemu rodzinnego, w który wjeżdżamy na pełnym gazie po miesiącach pracy, szkoły, logistyki i niekończącego się „ogarniania”. I jak to zwykle bywa, przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze żyjemy w czasach, w których rodzicielstwo obciążone jest presją na nieustanne „bycie wystarczającym” i organizowanie dzieciom „najlepszych wspomnień” z wakacji na Seszelach czy Malediwach. Urlop często staje się kolejnym zadaniem do perfekcyjnego zrealizowania – bez realnego zaplecza do regeneracji. Zatopiliśmy się w rolkach na Instagramie, w których inne szczęśliwe rodziny, w sielankowych nastrojach stają się naszym wyrzutem sumienia. Oferta wyjazdów dla dzieci i półkolonii jest bogata. Są obozy językowe, konne, windsurfingowe, półkolonie z robotyką, pływaniem, treningiem umiejętności społecznych. Naprawdę, jest w czym wybierać. Ale nie każdy może sobie na swobodny wybór pozwolić, bo cena pięciodniowych półkolonii zaczyna się od ok. 750 zł. Wakacje mają osiem tygodni, więc ci rodzice, którzy nie mogą skorzystać z pomocy babci i dziadka, muszą się liczyć z dużym wydatkiem. W miastach organizowane są zajęcia dla dzieci, z których można korzystać bezpłatnie, ale liczba miejsc jest ograniczona. Trudno się załapać. Zostają te, za które trzeba płacić. Samotna jak matkaW Polsce przeciętna pensja brutto wynosi nieco ponad 9 tys. zł. Najniższa krajowa to 4666 brutto. Płacę minimalną otrzymuje ponad 3 mln osób. Z tego trzeba opłacić mieszkanie – nie tylko czynsz, ale często i ratę kredytu – zapłacić za prąd, gaz i internet, kupić jedzenie, uzupełnić garderobę, opłacić komunikację, a przydałoby się jeszcze czasem pójść do kina czy na wystawę. Wysłać dzieci na angielski, basen i lekcje muzyki czy rysunku. Tymczasem, jak wynika z raportu „Polaków portfel własny: oszczędny jak Polak”, prawie 50 proc. Polek i Polaków pieniądze z pensji wystarczają wyłącznie na utrzymanie, czyli spełnienie podstawowych potrzeb. Tylko co czwartą osobę stać na oszczędzania. Żyjemy od pierwszego do pierwszego.Z tej perspektywy wakacje jawią się nie jako upragniona przerwa od pełnej wyzwań codzienności, ale kolejny problem, któremu trzeba stawić czoła. Twarde czoła muszą mieć zwłaszcza samotne matki. W Polsce są ich dwa miliony, co jest jednym z najwyższych współczynników w Unii. To ważne dane, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę rozmiary długu alimentacyjnego. To ponad 16 mld złotych. Średnie zadłużenie rodzica zobowiązanego do świadczeń alimentacyjnych wynosi ponad 50 tys. zł, a swoich zobowiązań nie traktuje poważnie prawie 300 tys. osób. To oznacza, że milion dzieci nie dostaje należnych im pieniędzy, a to z kolei oznacza, że są na wyłącznym utrzymaniu jednego rodzica. Zwykle: matki.Paulina: Dostaję na Konstantego od jego ojca tysiąc złotych alimentów, ale nieregularnie. Nigdy nie wiem, czy mogę liczyć na te pieniądze. A dla mnie to naprawdę dużo. Więc zwykle zakładam, że muszę liczyć na siebie.Egzekucja?Paulina: Ojciec mojego syna nic na siebie nie ma. Kiedy zaległości przekroczyły trzy miesiące, zgłosiłam sprawę do prokuratury, bo to przestępstwo. Ale sprawę umorzono.Wakacje stają się nie tym, czym w założeniu mają być: wytchnieniem i szansą na regenerację. Zwykły odpoczynek (potrzebny każdemu, ale szczególnie w kraju, w którym ludzie pracują prawie najwięcej w Europie). Są logistycznym, finansowym i emocjonalnym wyzwaniem.Czytaj też: Rozprawa z ojcostwem. „Nie radzisz sobie? Nic dziwnego, to nie twoja działka”Żukowska-Gołębiewska tak komentuje ten ostatni aspekt: Badania nad funkcjonowaniem rodzin wskazują, że wielu rodziców i dzieci nie ma na co dzień przestrzeni ani praktyki rozmowy o sprawach innych niż bieżące obowiązki. W konsekwencji, kiedy znika plan dnia narzucony z zewnątrz, pojawia się pustka relacyjna – brak tematów, brak nawyku bycia razem bez bodźców z zewnątrz, a także frustracja wynikająca z odmiennych potrzeb i oczekiwań.A presja jest duża:Paulina: W przedszkolu wszyscy rodzice się znają, niektórzy przyjaźnią. Rozmawiasz i słyszysz, że jedni wyjeżdżają do Turcji, inni na miesiąc na Teneryfę, inni wykupili wszystkie możliwe zajęcia dodatkowe, a potem jadą na dwa tygodnie nad Bałtyk. I myślisz: co ze mnie za matka?Jaka? Przepracowana, zaniedbana przez państwo i śmiertelnie zmęczona.Justyna Żukowska-Gołębiewska: Część z nas – i słusznie – zadaje sobie pytanie: „Jak to możliwe, że pracuję na dwóch etatach i nie stać mnie na 3 wyjazdy wakacyjne z dzieckiem w ciągu dwóch miesięcy” lub „Jak to możliwe, że ludzie ogarniają tę wakacyjną logistykę: praca, dzieci, dom samodzielnie i nie lądują przy tym na oddziale psychiatrycznym?”. Bo to niemożliwe dla zwykłego zjadacza chleba, a już na pewno mało prawdopodobne dla samodzielnego rodzica. Z psychologicznego punktu widzenia, jak podkreśla psycholożka, dobrze obrazują to badania dotyczące obciążenia rodziców samodzielnie wychowujących dzieci. Raporty OECD wskazują, że samodzielni rodzice, zwłaszcza samotne matki, wykonują średnio o 10-20 godzin więcej pracy opiekuńczej tygodniowo niż rodzice w pełnych rodzinach, co odpowiada dodatkowo niemal półtora etatu. – Badania Fundacji MAM PRAWO WIEDZIEĆ (2022) i Instytutu Spraw Publicznych potwierdzają, że okres wakacji dodatkowo zwiększa to obciążenie – brak szkoły czy przedszkola oznacza konieczność zapewnienia dzieciom całodobowej opieki, rozrywek, posiłków i bezpieczeństwa, bez możliwości realnego odpoczynku – dodaje ekspertka, konkludując, że w praktyce wakacje stają się więc testem zderzeniowym dla systemu rodzinnego. Ten na co dzień „trzyma się” dzięki stałym ramom, wsparciu instytucji opieki nad dziećmi czy pomocy rodziny, ale kiedy struktura znika, a odpowiedzialność nie rozkłada się równomiernie, pojawia się napięcie, które ujawnia nie tylko zmęczenie fizyczne, ale też nierówności systemowe i niewidoczne wcześniej obszary przeciążenia.Co wakacje mówią o systemieEfekt? Zmęczony, przeciążony i sfrustrowany rodzic, którego dodatkowo zżera poczucie winy i wyrzuty sumienia. Ale Żukowska-Gołębiewska zaznacza: Z perspektywy psychologii rodziny warto podkreślić, że to zjawisko nie wynika z braku kompetencji rodzicielskich, lecz z realiów społeczno-ekonomicznych: niewystarczającego wsparcia instytucjonalnego, braku dostępnych bezpłatnych form opieki wakacyjnej oraz dominującej kultury indywidualizacji sukcesu rodzicielskiego. To wszystko sprawia, że dla wielu rodziców solo i nie tylko, wakacje są bardziej próbą przetrwania niż regeneracji.Paulina: Naprawdę czekam na wrzesień. Jest połowa lipca, a ja już ledwo wyrabiam.Magda: Na powrót syna do przedszkola czekam jak na zmiłowanie.Piotr: Nie będę narzekać, bo jakoś sobie radzimy. Ale to, że jesteśmy wciąż wszyscy razem i nie ma właściwie chwili na złapanie oddechu, łatwe nie jest.Justyna Żukowska-Gołębiewska komentuje: Wakacje, pozbawione codziennych struktur w postaci szkoły, zajęć pozalekcyjnych czy pracy zawodowej często uwypuklają to, co w relacjach rodzinnych bywa na co dzień niewidoczne. Brak rutynowych zajęć odsłania trudności w budowaniu bliskości, komunikacji i we wspólnym spędzaniu czasu w sposób, który jest dla wszystkich satysfakcjonujący. A badania nad funkcjonowaniem rodzin wskazują, że wielu rodziców i dzieci nie ma na co dzień przestrzeni ani praktyki rozmowy o sprawach innych niż bieżące obowiązki. W konsekwencji, kiedy znika plan dnia narzucony z zewnątrz, pojawia się pustka relacyjna – brak tematów, brak nawyku bycia razem bez bodźców z zewnątrz, a także frustracja wynikająca z odmiennych potrzeb i oczekiwań. Psycholożka dodaje: Ten „wakacyjny crash test” bywa więc nie tylko próbą logistyczną, ale też symbolicznym sprawdzianem jakości więzi: czy potrafimy być ze sobą w spokoju, bez planu i harmonogramu, kiedy nic nas nie rozprasza? Czy potrafimy czuć się wystarczająco dobrymi rodzicami, nie jeżdżąc na drugi kraniec świata? Czy potrafimy poradzić sobie z naszą własną wewnętrzną presją na bycie idealnym rodzicem swoich nieidealnych dzieci? Bo to, że ktoś czuje się jak beznadziejna matka czy ojciec, gdy udaje mu się zapisać dziecko tylko na jedne półkolonie i kurs pływania, więcej mówi o aktualnych relacjach społecznych i przestrzeni, w jakiej rodziny funkcjonują, niż o nich samych. Czytaj też: Cienka granica między zaniedbaniem a przemocą. „Dziecko to nie królik”