Spada z prędkością 28 tys. km/h W poniedziałek kapsuła ze Sławoszem-Uznańskim Wiśniewskim na pokładzie odłączyła się od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i rozpoczęła powrót na Ziemię. To jednak nie oznacza, że astronauci mogą już być myślami w domach. Przed nimi najbardziej newralgiczny i niebezpieczny etap misji, podczas którego NASA straci łączność z załogą. We wtorek przed południem czasu polskiego kapsuła Dragon ma wylądować gdzieś na wodach Oceanu Spokojnego u wybrzeży Kalifornii. Zanim jednak tak się stanie, musi wejść w atmosferę. Niewyobrażalna prędkość i ogromna temperatura powodują, że to trudny moment zarówno technologicznie, jak i psychicznie. I w tym trudnym momencie Houston nie będzie w stanie zrobić nic, ponieważ nie będzie mieć łączności z astronautami.Co się dzieje podczas lądowania?Zanim Dragon wejdzie w atmosferę, wykona kilka okrążeń wokół Ziemi. Wszystko po to, by wejście odbyło się pod odpowiednim kątem. – Tor lotu musi być bardzo precyzyjny. Gdy wejście w atmosferę będzie zbyt łagodne, kapsuła odbije się od niej. To jeszcze nie jest takie złe, bo manewr można wykonać ponownie. Jednak przy zbyt ostrym podejściu kapsuła spłonie – tłumaczy PAP dr Tomasz Barciński z Centrum Badań Kosmicznych PAN.– Lecenie najkrótszą drogą do Ziemi byłoby katastrofalne. Gdyby nawet kapsuła nie została zniszczona przez temperaturę, uderzyłaby w powierzchnię oceanu z niewyobrażalną prędkością – podkreśla prof. Grzegorz Wrochna, były prezes Polskiej Agencji Kosmicznej i wyjaśnia, że prędkość, z jaką aktualnie porusza się Dragon to ok. 28 tysięcy kilometrów na godzinę. – To dziesięć razy szybciej niż prędkość kuli wystrzelonej z karabinu – dodaje Wrochna.Przed spłonięciem w atmosferze kapsułę chroni powłoka ablacyjna. Wykonana jest z włókien węglowych spreparowanych tak, żeby tworzyć coś w rodzaju gąbki lub struktury korka od szampana. Wierzchnia warstwa odparowuje, zabierając bardzo dużo ciepła, dzięki czemu astronauci nie odczuwają, że na zewnątrz jest ponad 2 tysiące stopni Celsjusza.Czytaj także: Kosmiczna degustacja polskich pierogów. „Takie same jak na Boże Narodzenie”NASA traci łączność z załogą– Przy tak wysokiej temperaturze elektrony wyskakują z atomów, tworząc chmurę, która opływa cały statek. To ona zatrzymuje fale elektromagnetyczne – tłumaczy prof. Wrochna. – Tak długo, jak długo będzie trwało wchodzenie w atmosferę, nie będzie łączności z załogą – mówi Karol Wójcicki, autor bloga „Z głową w gwiazdach”.Eksperci podkreślają, że z technicznego punktu widzenia wchodzenie w atmosferę przy obecnej technologii jest trudne, ale nie niebezpieczne. To jednak newralgiczny moment głównie ze względów psychologicznych. Kapsuła leci w kierunku Ziemi i świeci jak meteor, astronauci widzą za oknami ogień i nie mają kontaktu z NASA.Co więcej, od załogi nie zależy w tym momencie zupełnie nic. Cały proces jest zaprogramowany, statek działa automatycznie. – Gdyby coś poszło nie tak, mogą przejść na sterowanie ręczne, ale jeszcze będąc na orbicie – podkreśla prof. Wrochna.Zdaniem byłego prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej komunikacyjny blackout w przypadku Dragona potrwa od pięciu do ośmiu minut. Trzy minuty przed wodowaniem otworzą się dwa pierwsze spadochrony, minutę później kolejne. To również wydarzy się automatycznie. Potem pozostanie już tylko wypatrywać kapsuły u wybrzeży Kalifornii.Czytaj także: Uznańska-Wiśniewska o locie męża w kosmos. „Wszyscy jesteśmy jedną ludzkością”Nie zawsze się udajeW historii lotów kosmicznych proces lądowania zawsze dostarczał wielu emocji, ale zazwyczaj przebiegał bez komplikacji. Najbardziej znaną misją, podczas której nic nie szło zgodnie z planem, jest lot Apollo 13. Po serii wcześniejszych problemów w kosmosie, w trakcie lądowania NASA straciła kontakt z załogą na rekordowe wówczas 6 minut i 23 sekundy. To ponad dwukrotnie dłużej niż zakładano.Pomimo problemów, podczas misji Apollo 13 nikt nie ucierpiał. Niestety, inaczej było w 2013 roku. Uszkodzona osłona termiczna spowodowała, że prom Columbia został całkowicie zniszczony podczas wejścia w atmosferę. Zginęła wówczas cała siedmioosobowa załoga.Czytaj także: Łódź docenia Uznańskiego-Wiśniewskiego. Ale jest „kosmiczny” problem