Kim jest Belinda Bencić? Nigdy nie wygrała turnieju wielkoszlemowego. Nigdy nie była liderką rankingu WTA. Nie wyróżnia się siłą, szybkością, a i tak od lat pozostaje w ścisłej czołówce kobiecego tenisa. Belinda Bencić to zawodniczka niepozorna, ale niebezpieczna. W czwartek stanie na drodze Igi Świątek do historycznego finału Wimbledonu. Myślisz: Szwajcaria, mówisz: Roger Federer. Ale w kobiecym tenisie, jeszcze zanim światu objawił się geniusz, który zgarnął dwadzieścia tytułów wielkoszlemowych, brylował ktoś inny. Martina Hingis była cudownym dzieckiem. I nie ma w tym określeniu ani krzty przesady. Miała 16 lat, gdy zadziwiła świat po raz pierwszy: wygrała Australian Open. W tym samym roku triumfowała na Wimbledonie i US Open. Na kortach Rolanda Garrosa doszła do finału, ale przegrała nieoczekiwanie z Chorwatką Ivo Majoli. Mogła zdobyć „Wielkiego Szlema” (wygrać cztery tytuły w jednym roku kalendarzowym) jako nastolatka. W całej historii tenisa dokonało tego tylko troje zawodników (Rod Laver, Margaret Smith Court i Steffi Graf). Nie udało się Djokoviciowi, Federerowi ani Nadalowi. Nie udało się Serenie Williams. Martina Hingis była o krok, o jeden mecz, choć nie mogła jeszcze legalnie napić się piwa…Wimbledon 2025: Belinda Bencić rywalką Igi Świątek w półfinale A wszystko to, choć nie była najwyższa w stawce, najsilniejsza, nie imponowała serwisem, nie wyróżniała się żadnym konkretnym zagraniem. Miała jednak coś innego. Nieprawdopodobny instynkt. Wysokie tenisowe IQ. Wiedziała, gdzie zagra jej przeciwniczka, zanim ta zdążyła o tym pomyśleć.Dokąd zaszłaby w karierze, gdyby nie paskudne kontuzje – nie wiadomo. Miała zaledwie 23 lata, gdy powiedziała „dość”. Mniej więcej w tym samym czasie matka Hingis, wcześniej przez lata trenująca córkę, wzięła pod swoją opiekę młodziutką Belindę Bencić. Bencić to nie Martina. Taki talent rodzi się raz na sto lat, może rzadziej. Ale pod wieloma względami przypomina wybitną rodaczkę: nie bryluje warunkami fizycznymi, a mecz wygrywa przede wszystkim głową. Instynktem. Często wydaje się, że Bencić po prostu wie, co za chwilę zrobi przeciwniczka. Zmienność tempa, rotacji, głębokości piłek – wszystko to ma wytrącać z rytmu i zmuszać rywalki do gry na jej warunkach. Nie przypadkiem w 2019 roku aż trzykrotnie ograła Naomi Osakę, gdy ta była numerem jeden na świecie.Wyrastała na wartościach „starej szkoły” szwajcarskiego tenisa. Elegancja, finezja, cierpliwość i taktyka. Wróciła silniejszaTak jak Hingis, tak i Bencić nękały i nękają rozmaite kontuzje. W 2017 roku zajmowała miejsce w czwartej setce rankingu WTA. Mozolnie odbudowywała pozycję, wygrywała mniejsze turnieje, aż w 2021 roku – podczas igrzysk olimpijskich w Tokio – sięgnęła niespodziewanie po złoty medal. Nikt na nią nie stawiał. Nikt nie dawał jej większych szans. Jak przez całą karierę.Że tenis nie jest dla niej całym życiem, „udowodniła” w 2024 roku. Zaszła w ciążę, zrobiła sobie przerwę. Niewiele zawodniczek, zwłaszcza tych z czołówki, zwłaszcza przed trzydziestką, w najlepszym dla siebie okresie, decyduje się na taki ruch. Ale skoro raz udało jej się wrócić na szczyt, to dlaczego miałoby nie udać się ponownie? Kilka miesięcy po porodzie była już na korcie. Niedługo potem – szybciej niż jakakolwiek tenisowa matka w przeszłości – wygrała turniej rangi WTA. Z dumą opowiadała o tym, jak zmieniły jej się priorytety. – Kiedyś miałam wrażenie, że przegrany mecz to koniec świata. Teraz wiem, że wracam do domu, gdzie czeka na mnie ktoś ważniejszy niż wynik – opowiadała.Skazana na sportCórka hokeisty i utytułowanej piłkarki ręcznej – Belinda była wręcz skazana na sport. Ojciec zarzekał się, że „jak będzie miał syna, to zostanie tenisistą”. Zrealizował połowę planu, choć młodszy brat Belindy, Brian, powoli pnie się po juniorskich szczeblach. Rodzice pochodzą z Czechosłowacji. W domu mówi się po słowacku, choć córka przyszła na świat w Szwajcarii, dokąd wyemigrowali w 1968 roku. Rakietę dali jej szybko. Gdy miała pięć lat, wybłagali mamę Hingis, żeby raz w tygodniu poodbijała z nią piłkę. Mieli sporo wspólnego: Melanie Molitor, jak oni, też uciekła z Czechosłowacji w poszukiwaniu lepszego życia. Znali się, często rozmawiali. Po krótkim czasie „raz w tygodniu” przerodziło się w regularne treningi. Pani Molitor dostrzegła coś w młodej zawodniczce. Widziała w niej swoją córkę.*W całym 2015 roku Serena Williams przegrała tylko dwa mecze. Jeden z nich, podczas Canadian Open, z 18-letnią Belindą Bencić. To wtedy młoda zawodniczka na dobre „przedstawiła się” światu. Tylko raz równie młodej tenisistce udało się postawić słynnej Serenie. Dokonała tego Maria Szarapowa. Nic dziwnego, że o Szwajcarce zrobiło się głośno. W tym samym roku wygrała jeszcze kilka mniejszych turniejów, a na Wimbledonie dotarła do 4. rundy. Gdy weszła do najlepszej dziesiątki rankingu, gdy wydawało się, że najlepsze dopiero przed nią, zaczęły ją jednak prześladować kontuzje: najpierw pleców, potem nadgarstka. Konieczne były zabiegi, potem nawet operacja. W kluczowym momencie kariery, blisko szczytu, wypadła z gry na kilka miesięcy.Ze Świątek po raz piątyDziś ma 28 lat. Złoto olimpijskie pozostaje największym sukcesem w jej karierze. Półfinał Wimbledonu to z kolei wyrównanie najlepszego wyniku wielkoszlemowego (doszła do tej fazy również podczas US Open w 2019 roku). Bencić wie jednak, że stoi przed życiową szansą. – To jeszcze nie koniec – powiedziała po środowej wygranej w ćwierćfinale z Rosjanką Mirrą Andriejewą. – Jestem bardzo podekscytowana nadchodzącym półfinałem – dodała. – Rozegrałyśmy kilka dobrych spotkań w przeszłości. Mam nadzieję, że to też będzie dobry mecz. Iga jest zawodniczką, która ma dużo jakości i nie mogę się doczekać, aby zagrać z nią ponownie – powiedziała na konferencji prasowej.„Kilka”, czyli cztery. Trzy razy górą była w nich Świątek, w tym… na Wimbledonie, dwa lata temu. Polka broniła wtedy jednak piłek meczowych. Wygrała, po bardzo zaciętym boju, w trzech setach.– Myślę, że ona gra bardzo fizycznie i dokłada dużo rotacji do piłki. Ja z kolei biorę piłkę bardzo wcześnie i gram trochę bardziej płasko – tak opisywała różnicę między swoją grą a stylem Świątek.To podejście sprawia, że Bencić potrafi „przyspieszyć” wymianę, nie dając przeciwniczkom czasu na przygotowanie się do następnego uderzenia. Jej gra to tenis pozycyjny, gdzie każde uderzenie ma swój cel i znaczenie. Nie ma w niej przypadkowości ani desperacji.Bencić gra bez presji, z pełną świadomością swoich możliwości i z determinacją matki, która udowadnia, że macierzyństwo nie kończy sportowych marzeń. Przeciwko Świątek, która wciąż szuka swojego pierwszego tytułu na Wimbledonie. Dla obu czwartkowe zwycięstwo będzie największym sukcesem na kortach trawiastych w karierze.Mecz Igi Świątek z Belindą Bencić rozpocznie się ok. 17:00 czasu polskiego. CZYTAJ TEŻ: Znany trener skazany. Uniknie więzienia?