Śady Persji w Polsce są starsze, niż myślimy. Dirham z peksami, persjarnie i tygrys w Warszawie – ślady Persji w Polsce są starsze, niż myślimy. To opowieść o szachach politycznych i szachach, którzy niczym platoniczni kochankowie, nie byli w stanie skonsumować swego pożądania do polskich królów. Początki znaczone peksamiW Lubowie nieopodal Wronek w 1937 roku odkryto trzydzieści dwa perskie dirhamy. Dwie z monet nosiły ślady nacięć – tzw. peksów – świadczących o sprawdzaniu ich autentyczności. W 2003 roku dirham odnaleziono w Prusicach na Dolnym Śląsku. Pięć lat później w Gdańsku, przy ulicy Kleszej na Głównym Mieście. Zbadano go szczegółowo i wszystko wskazuje na to, że moneta została wybita w mennicy Andarābu, gdzie rządziła perska dynastia Samanidów (819-1005). Kolejne pochodzą z Pomorza: w 2015 roku spod Człuchowa – dwadzieścia trzy dirhamy, a w 2024 roku – z Trzebieszewa.Nie pojawiły się tu przypadkiem. W Gdańsku, twierdzą badacze, „moneta leżała w najniższych warstwach resztek XIV-wiecznych kamienic [i] została najprawdopodobniej ukryta w podwalinie, po prostu na szczęście”. Zaś skarb z Wielkopolski nie bez powodu miał na sobie peksy. Dla mieszkańców piastowskiej Polski były to monety obce i ktoś, kto je przyjmował, musiał się upewnić, czy faktycznie krążek pokryty „robaczkowym” pismem ma jakąś wartość.Ci, którzy je wybijali – Samanidzi – rządzili w czasach określanych mianem islamskiego złotego wieku. Persja – po islamizacji, lecz z dziedzictwem setek lat kultury – stała się wówczas ważnym centrum nauki, sztuki i myśli filozoficznej. Dirhamy, bite w mennicach Samarkandy i Buchary, były znakiem tej potęgi. Kto przynosił w nasze strony te okruchy dalekiego świata? Zapewne kupcy ormiańscy, tureccy, może także Rusowie i Prusowie, wędrujący przez azjatyckie karawanseraje, stepy i rzeki, aż po bałtyckie porty.Ale dirhamy to nie tylko środek płatniczy. To także świadectwo, że Polska w X i XI wieku nie była już peryferiami świata, lecz uczestnikiem wielkiego, transkontynentalnego handlu. I jak się zdaje, wykopane dziś monety to pierwszy rozdział większej opowieści: historii „polskich szachów”, czyli relacji między naszym krajem a Persją – opowiedzianej aż do okresu rozbiorów Rzeczpospolitej, do 1795 roku.A zatem „bia bozanim bah jadeh” – co po persku oznacza: wyruszmy w drogę.Konstantynopol, którego nie zdobyliśmy„Mogliśmy zdobyć Konstantynopol” – tak można pomyśleć, jeśli sięgnie się po zapiski Długosza. Bo choć polskie chorągwie nigdy nie zawisły nad Bosforem, a Kazimierz Jagiellończyk nie został nowym cesarzem Bizancjum, to w latach 70. XV wieku historia wciągnęła nas do gry pomiędzy Watykanem, Wenecją, państwami Orientu a Imperium Osmańskim. I nie chodziło już o handel, ale o wielką politykę. W 1472 roku papież Sykstus IV, Wenecja oraz Uzun Hasan – przywódca Ak Kojunlu (dosłownie „Białej owcy”), federacji plemion obejmującej m.in. Azerbejdżan, Armenię i zachodni Iran – szukali sojuszników w walce z Mehmedem II, osmańskim sułtanem i zdobywcą Konstantynopola.W sierpniu 1472 roku na Wawel przybył z listami papieski legat Marco Barbo, krewny samego Sykstusa IV. Cel – zawiązanie antytureckiego aliansu. Była to propozycja bez precedensu: chrześcijańsko-muzułmańska krucjata przeciw wspólnemu wrogowi, Mehmedowi II. Dwa lata później, w lutym 1474 roku, do Krakowa zawitali kolejni posłowie – wenecjanie Paolo Omnibene i niejaki Antonius. Oprócz tkanin haftowanych złotem przywieźli wieści: flota z wojskami Uzuna Hasana szykuje się do wyprawy. Polacy słuchali, ale nie podejmowali decyzji.Kulminacją zabiegów dyplomatycznych była wizyta Caterina Zeno – posła, który przez kilka lat przebywał na dworze Hasana jako przedstawiciel Wenecji. Wiosną 1474 roku pojawił się na Wawelu z listami. Persowie oferowali wiele: rękę jednej z córek władcy, bogaty posag, a nawet – jak twierdzono – odbudowę Cesarstwa Bizantyjskiego z udziałem Jagiellonów. Oczekiwali w zamian jak poprzednio – wspólnej wyprawy przeciw Turkom. My jednak znów nie powiedzieliśmy ani tak, ani nie.Na tym etapie orientalna przygoda mogła się zakończyć, choć wkrótce zjawili się nowi wysłannicy – jeszcze bardziej egzotyczni, z jeszcze bardziej śmiałymi propozycjami.I oto stajemy u progu wielkiej historii – czyli po persku – „ma dar astanekye yek tarikh bozorg npastim”.Czytaj też: A gdzie te grube polskie pany? Syberyjska herstoriaEgzotyczni posłowie i niespełniona koalicjaW 1475 roku na Wawel zawitał Izaak z Trebizondy – muzułmanin greckiego pochodzenia, bliski współpracownik Uzuna Hasana. Dla krakowskiego dworu musiał być postacią tyleż zagadkową, co fascynującą. Przedstawił zdumiewającą ofertę: 300 tys. żołnierzy do wspólnej kampanii przeciwko Mehmedowi II i... przeciw królowi Węgier Maciejowi Korwinowi, politycznemu przeciwnikowi Jagiellonów. Po miesiącu bankietów, prezentów i rozmów – także i ta propozycja pozostała bez odpowiedzi.W lutym 1476 roku, do Kazimierza Jagiellończyka zawitał Ambrogio Contarini – wenecki kupiec, dyplomata i podróżnik. Przekazał dokładne relacje z Persji, opisy armii „Białej owcy” i zapewnienia o gotowości sułtana Hasana do wspólnej wojny.Ale polski król wciąż pozostawał nieugięty. Nie ufał Persom, nie dysponował też flotą, kraj był wyczerpany długotrwałymi konfliktami, a poza tym w działania te nie angażował się cesarz Niemiec, Fryderyk III, co mogło świadczyć o dużym ryzyku przedsięwzięcia. Polityka w Europie Środkowej i Wschodniej wydawała się bardziej realna i zrozumiała niż wyprawa za Morze Czarne. I znów Kazimierz Jagiellończyk nie wyraził zgody.A jednak – to właśnie dzięki tym misjom Polska na moment stała się uczestnikiem globalnej polityki XV wieku. W orbicie zainteresowań znalazła się Persja, Watykan, Wenecja i całe Imperium Osmańskie. Zderzyły się światy i języki, wizje i interesy.I choć nie popłynęły okręty i nie zazgrzytały miecze, historia zapamiętała ten epizod jako jeden z najbardziej niezwykłych flirtów dyplomatycznych polskiego średniowiecza.„Bazi iran ve lahastan tazeh shru shodeh bud” – gra persko-polska dopiero się zaczynała.Zamiast mieczy – kałamarze, szachy i zegar słonecznyW połowie XVI wieku, gdy szach Tahmasp I (panujący w latach 1524-1576) umacniał szyicką Persję wobec sunnickich Osmanów, Rzeczpospolita przeżywała okres swojej potęgi. Zygmunt August panował nad obszarem rozciągającym się od Bałtyku po Dniestr, a polityka wschodnia zyskiwała nowe znaczenie. W tym kontekście, po raz pierwszy od czasów Kazimierza Jagiellończyka, pojawiła się kolejna szansa sojuszu z Persją. Safawidzi – szyici panujący w Persji od 1501 roku – znów wysyłali poselstwa do chrześcijańskich monarchów i szukali sojuszników przeciwko Turcji.Jak podają źródła litewskie, w 1569 roku na dwór Zygmunta Augusta przybyli przedstawiciele szacha. Przywieźli podarunki, m.in. kunsztowny zegar słoneczny – symbol wiedzy, precyzji i kultury perskiej. I mimo że nie doszło do zawarcia formalnego sojuszu, kontakt ten był sygnałem politycznym. Persja, choć odległa, znów stawała się widoczna w polskich kalkulacjach wschodnich.Rozwijały się za to kontakty handlowe i tu pośredniczyli najczęściej Ormianie i Grecy, którzy organizowali karawany przez Chanat Krymski i Mołdawię. Za ich sprawą jedwabie, tkaniny czy przyprawy z Persji trafiały do kramów Lwowa i Wilna.W XVII wieku, wraz z rozwojem kultury sarmackiej, Persja zyskała w Rzeczypospolitej nowy wymiar. Szlachta była przekonana, że pochodzi od starożytnych Sarmatów i kierowała spojrzenie na Wschód. W tym wyobrażeniu Persja nie była już obcym krajem, lecz kulturowym lustrem. Sarmata – dumny, wojowniczy i niezależny – znajdował w Safawidzie pokrewnego ducha.Orientalne wzorce przenikały do codzienności. Kontusze, łączące formy tatarskie i perskie, charakterystyczne podgolone fryzury, buńczuki i turbany, jedwabne materiały tkane w stylu perskiego Kaszan, miasta słynącego z precyzyjnego rzemiosła tekstylnego, ale wytwarzane już w rodzimych persjarniach, czyli warsztatach tkackich. To wszystko przełożyło się na materialne dziedzictwo Rzeczypospolitej, by wspomnieć jedynie o charakterystycznych polskich pasach kontuszowych. Język polski przyjął też liczne zapożyczenia: „szach”, „karawana”, „kałkan” (lekka tarcza), czy popularny wciąż bazar, na określenie malowniczego targowiska. Kobierce z Tebryzu (ze stolicy perskiej prowincji Azerbejdżan Wschodni, słynącej z jednych z najlepszych dywanów na świecie) zdobiły pokoje magnatów, a namioty – na wzór perskich pawilonów – rozstawiano podczas sejmików i uroczystości.Przykładem aktywnego kontaktu z Persją była również misja Sefera Muratowicza z lat 1601-1602. Ten ormiański kupiec i dyplomata, pochodzący ze Lwowa, od lat związany z handlem na szlaku wschodnim, działał z ramienia Zygmunta III Wazy. Znał języki i obyczaje Wschodu i ruszył do Persji. Podróż Muratowicza prowadziła przez Kamieniec Podolski, Czerniowce, Jassy i Bałkany do Trapezuntu nad Morzem Czarnym, a stamtąd – przez góry i pustynie. Pokonanie tej trasy zajęło mu kilka miesięcy i wymagało nie tylko odwagi, lecz także dyplomatycznej zręczności. Dotarł do Isfahanu – ówczesnej stolicy państwa Safawidów, jednego z najbogatszych i najpiękniejszych miast świata islamu – i spotkał się z samym szachem Abbasem I. Muratowicz, oprócz zamówień na dywany, namioty i uzbrojenie, prawdopodobnie pełnił funkcję nieformalnego emisariusza w sprawie ewentualnego sojuszu przeciwko wspólnemu wrogowi – Turcji. Pozostawił po sobie pisemną relację z podróży, która zawiera m.in. opis audiencji u szacha i sceny, podczas której Abbas I z życzliwością wznosi toast za chrześcijańskich monarchów.„Gareh irani, nah gareh gordian” – dodalibyśmy do tych życzeń – niech będą węzły perskie, nie gordyjskie.Misje, fermany i listyW lipcu 1669 roku do Isfahanu przybył Wojciech Grudziecki z listem od Jana Kazimierza, datowanym na 20 stycznia. O piśmie powiadomiono miejscowych karmelitów bosych, którzy byli w Persji od lat 30. XVII wieku. Ich działalność była możliwa dzięki uzyskaniu specjalnego edyktu, zwanego ferman, zezwalającego na posługę duszpasterską. Potwierdza to ojciec Hieronim od Jezusa Marii, który relacjonował, że po interwencji u perskiego urzędnika Atemadevleta, obecność karmelitów w Persji została zaakceptowana przez samego władcę. Był to tak ważny dowód uznania ze strony szacha, że obowiązywał nawet po abdykacji Jana Kazimierza.Czytaj też: Zabić posła. Warszawski kryminał z podlaskim sercemObok karmelitów istotną rolę w rozwoju misji w Persji odegrali jezuici, również wspierani przez królów polskich. Choć pierwsze inicjatywy, jak misja papieża Klemensa VIII z 1601 roku, zakończyły się fiaskiem, to trwałe rezultaty przyniosła działalność francuskiego jezuity François Rigordiego, który przybył do Isfahanu w 1646 roku. Sprzyjał temu konflikt w Kandii na Krecie (dziś to Iraklion), między Wenecją a Turcją, który ożywił nadzieje na antyturecką koalicję z udziałem Polski i Persji.W 1647 roku do Isfahanu przybyli posłowie Władysława IV: Jerzy Ilicz oraz Wenecjanin Domenico Di Santi. Poparli starania Rigordiego o ferman, co przyniosło efekty – szach Abbas II wydał dekret pozwalający jezuitom nabywać w Persji ziemię i budować kościoły. Przy czym w dokumencie zaznaczono, że stało się to „za wstawiennictwem posła króla polskiego”.Po śmierci Ilicza Rigordi został mianowany kapelanem misji. W 1649 roku udał się do Krakowa, gdzie zyskał poparcie królowej Ludwiki Marii Gonzagi, która ufundowała wieczystą donację. Kapitał ulokowano we Francji, a z dochodów miała być utrzymywana misja. Choć faktyczne transfery były mniejsze, niż zakładano, to fundacja przetrwała. Jezuici, mimo trudności, kontynuowali działalność: otworzyli szkołę dla dzieci ormiańskich w Nowej Dżulfie i nabywali kolejne nieruchomości.Dzięki królewskiej protekcji i konsekwentnym działaniom zakonników polska obecność w Persji trwała przez dekady.„Baraye jalal Khoda” – powiedzieliby Persowie – ku chwale Bożej.Czytaj też: Podlasie i psy Sienkiewicza, czyli o miedzę Rzędziana za daleko„Działam w imieniu króla polskiego”Jezuici nie działali w próżni. Ich misja była integralną częścią geopolitycznej wizji Rzeczypospolitej. Dla kolejnego władcy, Jana III Sobieskiego Persja była ważnym aktorem planowanej koalicji antyosmańskiej. Król ten, choć zapamiętany przede wszystkim jako pogromca Turków pod Wiedniem w 1683 roku, myślał o znacznie szerszych sojuszach, obejmujących Habsburgów, Wenecję, Moskwę, Mołdawię i właśnie Persję.Sobieski nie tylko prowadził korespondencję z szachem Sulejmanem I – władcą Persji z dynastii Safawidów – ale wysłał w 1684 roku poselstwo do Isfahanu, aby potwierdzić zainteresowanie zacieśnieniem relacji.Misja wyruszyła z Warszawy latem, kierując się przez Lwów i Mołdawię do Konstantynopola, gdzie – dzięki wsparciu ambasadorów weneckich – uzyskano niezbędne dokumenty umożliwiające dalszą drogę przez Anatolię i kurdyjskie pogranicza. Delegaci dotarli do Tebryzu, a stamtąd ruszyli karawaną do Isfahanu. Była to trudna i niebezpieczna trasa, za to dokładnie opisana w zachowanych relacjach poselskich. Efektem misji było ugruntowanie kontaktów dyplomatycznych oraz uzyskanie kolejnego fermanu, który zabezpieczał prawa polskich misjonarzy i umożliwiał rozwój współpracy między krajami.Wspierani przez koronę polską misjonarze – jezuici, karmelici bosi – stali się więc nie tylko duchownymi, lecz także emisariuszami, informatorami, kanałami kontaktu z dworem szacha. Safawidzi traktowali ich poważnie – niekiedy jako własnych posłów w kontaktach z Europą.Kulminacją persko-polskich relacji była misja polskiego dyplomaty i posła Jakóba Nurkiewicza w 1699 roku. Zakończyła się powrotem z darami, które z dzisiejszej perspektywy wydają się jak wyjęte z perskich baśni tysiąca i jednej nocy: lwy, lamparty, a przede wszystkim – tygrysy. Te ostatnie wzbudziły zachwyt i ich wizerunki pojawiały się potem nie tylko w formach dekoracyjnych, lecz także jako afirmacja sarmackiego przekonania o własnej wyjątkowości i kontaktach ze światem „wielkich cywilizacji”.Persowie dodaliby „uważaj na tygrysa” – „maraghab bebar bash”.Oświecenie orientalneW XVIII wieku, gdy pozycja międzynarodowa Rzeczypospolitej słabła, przestaliśmy już być atrakcyjnym partnerem politycznym. Ale Persja wciąż nas interesowała, przede wszystkim swoją egzotyką. W literaturze – od powieści moralnych po satyry i bajki filozoficzne – Orient stał się językiem służącym do komentowania spraw krajowych. „Pers” występował tu jako zewnętrzny obserwator, którego spojrzenie obnażało polskie absurdy i polityczną impotencję.Jak zauważa Mieczysław Klimowicz, poeta i podróżnik Tomasz Kajetan Węgierski korzystał z motywów orientalnych, choć pozbawionych kolorytu Wschodu, by podkreślać wyższość epoki rozumu. Wtedy też do Polski dotarły najsłynniejsze perskie opowieści, choćby „Tysiąca i jednej nocy” w tłumaczeniu pijara Łukasza Sokołowskiego. Echa tych fascynacji znajdujemy też u Jana Potockiego, w jego najsłynniejszym dziele „Rękopis znaleziony w Saragossie”.A później… W XIX wieku kontakty Polaków z Persją miały głównie charakter kulturalny, naukowy i handlowy, choć osłabły po rozbiorach. W okresie II Rzeczypospolitej wznowiono zainteresowanie Irakiem i Iranem, zwłaszcza w środowiskach akademickich i dyplomatycznych, podkreślając znaczenie bliskowschodniego regionu w polityce zagranicznej. W czasach PRL kontakty były ograniczone przez realia polityki międzynarodowej, jednak nie przeszkodziło to w rozwijaniu wymiany kulturalnej i naukowej, a także utrzymaniu pamięci o historycznych więzach.Podczas II wojny światowej Iran był schronieniem dla ponad 100 tysięcy polskich uchodźców, w tym ok. 13 tysięcy dzieci, które znalazły opiekę w sierocińcach, zwłaszcza w Isfahanie – „mieście polskich dzieci”. Polskie zakonnice i misje humanitarne zapewniały im edukację i opiekę zdrowotną, tworząc oazy bezpieczeństwa. To pozostawiło trwały ślad w relacjach polsko-irańskich – ale to już inna opowieść – po persku – „ema in dastan digari est”.