Eskalacja izraelsko-irańska bez pokonanych. Ostatnia eskalacja pomiędzy Izraelem a Iranem osłabła równie szybko jak rozgorzała dzięki interwencji Stanów Zjednoczonych. Przyszedł czas na podsumowanie. Bilans zysków i strat. Wnioski nie są oczywiste. Mamy bowiem sytuację, w której każda ze stron ogłosiła się zwycięzcą i być może nawet każda ma rację, ale też jej nie ma. To znak czasów, gdyż takie są wymogi wojen w dobie globalizacji informacyjnej. Dziś nie mniej ważne od użycia arsenału militarnego jest umiejętne korzystanie z broni propagandowej. Może jeszcze ważniejsze. Drzewiej wszystko było prostsze. Wojnę z byle powodu – od uprowadzenia kobiety, która najwyraźniej lubiła być porywana, przez zapewnienie sobie dostępu do żyźniejszych ziem po konieczność nawrócenia sąsiada na jedyną słuszną wiarę – prowadziło się tylko do określonego momentu.Celem było przede wszystkim postawienie przeciwnika w sytuacji, w której nie będzie mógł dalej prowadzić działań wojennych. Wojna to drogi interes, nie ma sensu ponosić dodatkowych kosztów. Drugim była realizacja zamierzenia politycznego – uzyskanie hołdu, podporządkowanie, zmuszenie do przyjęcia przez przeciwnika własnego stylu życia, religii. I tak dalej aż – w skrajnych przypadkach – do całkowitej eksterminacji wroga.Po pokonaniu przeciwnika można napisać historię spektakularnego zwycięstwa, dowolnie przedstawiając fakty i motywy. Z bożego natchnienia, uprzedziliśmy knowania, ukróciliśmy bezprawie – duża dowolność. Dziś sytuacja wygląda inaczej. W dobie władzy mediów, szczególnie internetu, wojna nie jest obrazem przeszłości a teraźniejszości. Ruchy wojsk, bombardowania można oglądać na ekranie telewizora, telefonu. Dlatego strony kładą taki nacisk na wyjaśnienie, co tak naprawdę widzimy, co mamy widzieć, jak interpretować to, co widzimy.Zasadzka w Chan JanusWojna wojnie nierówna. Gdzie kończy się słuszna narodowowyzwoleńcza a gdzie zaczyna napastnicza? Kto w niej wojuje? Jeżeli ostatnio w Chan Junus w południowej części Strefy Gazy, czyli na ziemi Palestyńczyków, z której są rugowani, zabito siedmiu izraelskich żołnierzy, to kim byli ci żołnierze, a kim ci, którzy wysłali ich przed oblicze Jahwe?Dla Palestyńczyków wojskowi byli okupantami, którzy przyszli niszczyć ich domy. Faktycznie, izraelska armia podała, że służyli w 605. Batalionie Inżynieryjnym, a więc jednostce, której głównym zadaniem jest niszczenie infrastruktury. Bojownicy Al-Kassam, zbrojnego skrzydła Hamasu oświadczyli, że w zasadzce zlikwidowali przedstawicieli „sił syjonistycznych”.Dziennik „Jerusalem Post” ocenił – jak zawsze informując o działaniach Palestyńczyków – że ataku dokonali „terroryści”. Kto jest bliższy prawdy? Terroryści to osoby atakujące cywilów, żeby zasiać strach u przeciwnika. Jeżeli zaatakowali wojskowych to raczej byli to partyzanci, bojownicy bez jednolitych mundurów. Oczywiście są to ludzie urobieni ideologicznie i zionący nienawiścią do wroga, których Żydzi chcą wysłać przed oblicze Litościwego, Miłościwego, ale jednak nie terroryści.Przez analogię – podczas II wojny światowej Niemcy nazywali polskich żołnierzy, głównie partyzantów i członków podziemia „bandytami”, zaś sowieci żołnierzy podziemia niepodległościowego podobnie – „bandami”. Jeżeli się wtłacza do głów, że się walczy z terrorystami, bandytami; denazyfikuje, desatanizuje, to w wewnętrznym obiegu informacji czy też postinformacji ludzie zaczynają myśleć, że oto faktycznie nasz dzielny kraj toczy słuszną walkę z jakimś odhumanizowanym wrogiem, dziką bestią bez zasad, odartą z czci i wiary.Strach i podziwNawet najbardziej represyjne reżimy, a może właśnie szczególnie one, są nadzwyczaj wrażliwe na punkcie swojego wizerunku. Poddani i wrogowie muszą czuć strach oraz podziw jako formę szacunku – to optymalna kombinacja. Jeżeli poddani wyczują słabość, władza zaczyna erodować, a to otwiera drogę wrogom zewnętrznym, którzy, wiadomo, tylko czekają i knują by podstępnie zaatakować.Choć zdarzają się wyjątki. Niemal 10-letnia sowiecka interwencja w Afganistanie kosztowała ZSRR utratę przypuszczalnie 9 tysięcy żołnierzy i kilkadziesiąt tysięcy rannych. Koszty społeczne dla Kremla były o wiele wyższe – pośrednio skutkowały zawaleniem się zbrodniczego reżimu.Teraz 9 tysięcy żołnierzy rosyjskich Ukraińcy potrafią wyeliminować w ciągu kilku tygodni, a jakoś Rosjanie nie biorą się za obalanie reżimu Władimira Putina. Może to oznaczać na przykład kompletną degenerację tego narodu, ogłupionego przez propagandę i niezdolnego do usunięcia zbrodniczej władzy, co jest efektem wieloletnich zabiegów tejże. To jednak temat na inną analizę.Teraz pytanie, kto wygrał ostatnią eskalację konfliktu pomiędzy Izraelem i Iranem. W tym przypadku nie było nawet mowy o użyciu sił lądowych. Wszystko rozegrało się w ramach wzajemnego ostrzału rakietowego i zrzucania bomb. W myśl klasycznej zasady nikt nie został pokonany. Jeżeli chodzi o liczbę ofiar wśród wojskowych najpewniej była ona znikoma i obie strony zachowały możliwość dalszego prowadzenia działań zaczepnych.Setki zabitychOfiary cywilne są wyłącznie statystyką mającą pokazać okrucieństwo wroga. Irańskie ministerstwo zdrowia przekazało, że w izraelskich i amerykańskich atakach zginęło co najmniej 610 osób, zaś ponad 4,7 tysiąca zostało rannych. Można założyć, że rząd wielkości się zgadza. W Izraelu śmierć poniosło zaś oficjalnie 28 osób. Też jest to najpewniej wiarygodna liczba i mimo dowód skuteczności izraelskiej obrony przeciwrakietowej, która jednak nie okazała się być tak szczelna jak rysował to Tel Awiw.Irańskie pociski raczej nie były wycelowane w konkretne obiekty, przypuszczalnie założono, że i tak zostaną strącone – chodziło o pokazanie własnej siły. Izrael teoretycznie skupił się na atakach na instalacje wykorzystywane w programie nuklearnym wroga, ale nie pogardził budynkami mieszkalnymi w Teheranie, żeby wywołać efekt psychologiczny (także w innych krajach arabskich). Były też ukierunkowane ataki na konkretnych wojskowych czy naukowców, co dowodzi fantastycznego wywiadu.Punktem zwrotnym była jednak interwencja Stanów Zjednoczonych. Amerykańskie bombowce B-2 uderzyły w trzy strategiczne obiekty irańskiego programu nuklearnego w Natanz, Fordo i Isfahanie Użyto bomb penetrujących GBU-57, najmocniejszych nienuklarnych w swoim arsenale. Na ile skutecznie, szczególnie w przypadku Fordo, nie przenikniemy.Tak samo nie wiadomo, co przeniknęły pociski GBU-57, po raz pierwszy użyte w warunkach bojowych. Analitycy ujawnili, że mogą one penetrować beton do głębokości 18 metrów lub ziemię do głębokości 61 metrów. Jeżeli tunele w bazie Fordo faktycznie są na głębokości 80-90 metrów, pod grubą warstwą skał i betonu, to otwartym pozostaje pytanie, czy faktycznie udało się coś tam zniszczyć, jak twierdzą prezydent Donald Trump i Pentagon.Wirówki do wzbogacania uranuPoza tym są doniesienia, że Teheran wywiózł stamtąd jakieś wyposażenie, może wirówki służące do wzbogacania uranu, gdyż przed atakiem stwierdzono większy ruch ciężarówek. Tego nie stwierdzimy. Nie ustalimy też, czy faktycznie Iran ma dość wzbogaconego uranu, by zbudować kilka głowic jądrowych. Trzeba nadmienić, że w maju Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) zaalarmowała, iż kraj posiada około 400 kg uranu wzbogaconego do poziomu 60 procent, przy czym do produkcji broni jądrowej wymagane jest około 90 procent wzbogacenia. Ustalono, że ilość ta wzrosła o 133,8 kg od lutego, co świadczy o przyspieszeniu tempa produkcji, ale już nie gotowości do budowy bomby.Zapewne więc reżim pracował nad bronią jądrową i prace znacząco przyspieszyły. Izrael, uważający Iran za śmiertelne zagrożenie dla swojego istnienia, wykorzystał ustalenia MAEA, żeby po swojemu przerwać program jądrowy. To pewnie się nie powiodło. Udało się za to wciągnąć USA do konfliktu.Czytaj więcej: Nie tak to sobie wyobrażali. Skutki amerykańskiego ataku na IranW zasadzie, co się komu udało nie ma znaczenia. W tym przypadku ciekawsza od prawdy jest interpretacja, nawet nie faktów, a pewnego obrazu, budowanie przekazu na wewnętrzny rynek informacyjny oraz zewnętrzny. Tu panuje pełna zgoda zwaśnionych stron – wszyscy ogłosili się zwycięzcami.Prezydent Iranu Masud Pezeszkian pogratulował swojemu narodowi „wielkiego zwycięstwa”. W rozmowach z przywódcami państw arabskich zapewnił też, że Teheran jest gotowy do rozmów z Waszyngtonem i nie dąży do zdobycia broni atomowej. Oczywiście trudno, żeby twierdził inaczej.„Dzisiaj, po bohaterskim oporze naszego wielkiego narodu, którego determinacja tworzy historię, jesteśmy świadkami zawarcia rozejmu, który kończy tę dwunastodniową wojnę wywołaną awanturnictwem i prowokacją” Izraela – oświadczył Pezeszkian w pisemnym orędziu do narodu opublikowanym we wtorek przez państwową agencję prasową INRA.Iran powetował sobie również upokorzenie atakiem na amerykańską bazę w Al-Udejd w Katarze. Upokorzenie, bo jednak dopuszczenie do zniszczenia własnej obrony przeciwlotniczej i wpuszczenie izraelskich bombowców oraz pozwolenie na zinfiltrowanie kraju przez obcych agentów należy traktować w tej kategorii. Oczywiście atak na Al-Udejd w żadnym stopniu nie uszczuplił potencjału militarnego „wielkiego Szatana”, chodziło o pochwalenie się jakimkolwiek sukcesem.Wymiar historyczny niesłychanie spektakularnego sukcesu podkreślał też premier Izraela Benjamin Netanjahu. Ogłosił, że oto udało się wyeliminować poważne zagrożenia dla państwa izraelskiego poprzez zniszczenie irańskich obiektów atomowych oraz zakłócenie szybko rozwijającego się programu nuklearnego.„Przez dziesiątki lat obiecywałem wam, że Iran nie będzie miał broni nuklearnej. Dlatego, poprzez wszystkie działania, które podjęły nasze siły, doprowadziliśmy do zrujnowania irańskiego programu nuklearnego. A jeśli ktokolwiek w Iranie spróbuje ożywić ten projekt, będziemy działać z taką samą determinacją i siłą, aby położyć kres każdej takiej próbie. Powtarzam: Iran nie będzie miał broni nuklearnej” – zapewniał rodaków Netanjahu. Zaznaczył, że stan ten „przetrwa pokolenia”.Trump: Iran nie będzie miał broni atomowejRozejm ogłosił prezydent Trump, który w swoim stylu ocenił, że teraz Iran ani chybi skupi się na handlu. – Nie będą mieli wzbogacania uranu i nie będą mieli broni nuklearnej. I wiedzą, że zamierzają stać się wielkim krajem handlowym. Są bardzo dobrymi handlowcami i będą świetnym narodem handlowym. I mają dużo ropy naftowej. Będą sobie dobrze radzić. Nie będą mieli broni atomowej. Ostatnią rzeczą, o której teraz myśli Iran, jest broń nuklearna – mówił na pokładzie Air Force One, lecąc na szczyt NATO w Hadze.W Holandii podnosił historyczny wymiar „niewiarygodnego sukcesu” osiągniętego przez Stany Zjednoczone. Porównał amerykańskie ataki na Iran do zrzuceniu bomb atomowych na Japonię pod koniec drugiej wojny światowej, co zmusiło Tokio do kapitulacji.– Ale czy my nie odnieśliśmy sukcesu po tych atakach? To uderzenie zakończyło wojnę. Nie chcę używać przykładu Hiroszimy, nie chcę używać przykładu Nagasaki, ale to było zasadniczo to samo, co zakończyło tamtą wojnę. To (bomba atomowa – przyp. red.) zakończyło tamtą. Gdybyśmy tego nie zrobili, walczyliby teraz – twierdził Trump.Dalej dowodził, że dzięki akcji amerykańskich bombowców doszło do „całkowitego unicestwienia” potencjału nuklearnego Iranu. W jego ocenie, wszystkie tamtejsze programy budowania pocisków nuklearnych udało się cofnąć o „dziesięciolecia”. – Nie będą budować bomb przez długi czas – przekonywał, choć pewności chyba nie miał, gdyż zasugerował możliwość ponownego uderzenia.Izraelscy agenciDo tego doszły twierdzenia, że izraelscy agenci zbadali obiekt w Fordo i ustalili, że instalacje zostały zniszczone. – Izrael miał swoich ludzi, którzy tam weszli po nalocie i ci ludzie powiedzieli, że to było całkowite zniszczenie – dowodził Trump. Tymczasem anonimowi urzędnicy izraelscy przekazali państwowemu nadawcy KAN, że nic nie wiedzą o izraelskiej operacji wewnątrz ośrodka w Fordo po amerykańskim uderzeniu. Tylko kto słucha słów prezydenta USA, a kto śledzi doniesienia KAN.Bez wątpienia cios w irański program jądrowy był znaczący, ale nie tak jak chcieliby to widzieć Netanjahu i Trump. Amerykański wywiad wojskowy Defense Intelligence Agency ustalił, że zbombardowanie bazy w Fordo opóźniło program o zaledwie kilka miesięcy – ujawniły między innymi stacja CNN, agencja Associated Press i dziennik „New York Times”.Waszyngton przyciśnięty potwierdził istnienie raportu DIA – lecz zastrzegł, że się z nim nie zgadza i lepiej wie, co i jak należy interpretować. Dan Caine, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA, oświadczył, że chociaż wstępna ocena sugeruje, że trzy miejsca „doznały niezwykle poważnych uszkodzeń i zniszczeń”, to ostateczna ocena „zajmie trochę czasu”.Podczas szczytu NATO w Hadze szef Pentagonu Pete Hegseth przyznał, że FBI wszczęło śledztwo w sprawie wycieku ocen skuteczności ataku amerykańskiego lotnictwa na irańskie instalacje nuklearne. Twierdził, że ocena był wstępna i przeznaczona „do użytku wewnętrznego”, a w ogóle to w ujawnieniu chodziło głównie o uderzenie w prezydenta Trumpa. Wszyscy wygrali wojnęTo zostawmy. Dla wojskowych ustalanie skutków ataku może potrwać „trochę czasu”, ale w polityce znaczy to tyle co nigdy. Liczy się spektakularny sukces, trwały, jest tu i teraz, my wygraliśmy wojnę, oni przegrali, pokazaliśmy im, daliśmy nauczkę kanaliom, teraz dwa razy się zastanowią, zanim znów podejmą jakieś bandyckie działania, wygraliśmy pokój. Dokładnie taki przekaz popłynął zarówno z Waszyngtonu, Tel Awiwu, jak i Teheranu.Kto faktycznie wygrał, być może ustalą historycy w przyszłości, jeżeli będzie jakaś. Goszczący ostatnio w Polsce Francis Fukuyama przestrzelił z tezą o „końcu historii”. Najwyraźniej nie zrozumiał mechanizmów rządzących historią.Państwa totalitarne zawsze istnieją, będą istnieć i zawsze dążą konfrontacji, taka jest ich natura. Rosja i Chiny musiały pójść w tym kierunku, choć z różnych przyczyn. Konfrontacja skutkuje wojną, a wojna jest głównym motywem historii. Ludzkość będzie ją pisała zawsze. Historia skończy się wraz z ludzkością, ale już nie będzie komu jej pisać. Mahapralaja naszego świata.Na razie być może jedynie udało się oddalić ten przykry, ale niestety też zapewne nieunikniony moment. Na jak długo? Ostatnia eskalacja konfliktu izraelsko-irańskiego, choć krótkotrwała, z pewnością będzie mieć poważne konsekwencje w przyszłości, ale na razie można pokusić się o bilans.Biały Dom udowodnił, że od jego woli zależy najwięcej, choć oddalił perspektywę porozumienia z Republiką Islamską. Wciągnięta w konflikt Ameryka zadała cios, pokazała, że może uderzać gdzie chce i się nie zawaha, ale też ostatecznie zraziła sobie Teheran, od którego woli zależą teraz losy negocjacji atomowych.Iran zdeterminowanyPo zdjęciu propagandowej zasłony wydaje się, że najlepiej poradził sobie Iran. Osiągnął bowiem swój cel – utrzymał zdolność do stworzenia bomby atomowej i będzie jeszcze bardziej zdeterminowany, żeby ją wyprodukować, najwyżej potrwa to dłużej. Może żeby zaatakować Izrael, a może żeby go tylko odstraszyć.Iran wytrzymał uderzenie kijem, może spokojnie poczekać na propozycję marchewki. Może się zająć naprawianiem szkód i powrotem do wzbogacania uranu po zawieszeniu współpracy z MAEA, która i tak pewnie była tylko markowana. Inaczej nie ma mowy o powtórce z porozumienia JCPOA z 2015 roku.Dodatkowo Republika Islamska zyskała w oczach świata, szczególnie tej niemałej części, która nie pała miłością do Izraela i USA. To może być potężny kapitał polityczny i karta przetargowa w negocjacjach z Rosją i Chinami, sojusznikami Teheranu, które jednak nie zrobiły nic, żeby go bronić. Apeli Moskwy i Pekinu o deeskalację, czy deklarację Putina, że może negocjować pokój nikt nie brał poważnie. Tym bardziej, że Moskwie zależało na efekcie ubocznym wojny – wzroście cen ropy, który oznacza dla niej więcej pieniędzy na własną agresję na Ukrainę.Czytaj więcej: Korea Północna będzie rozwijać potencjał nuklearny. „Wszystko przez Trumpa”Teraz odtrąbione przez Netanjahu zwycięstwo Izraela. Zdecydowanie najmniej realne. Tel Awiw nie osiągnął niczego, na co liczył, poza wciągnięciem USA do konfliktu, choć Waszyngton wcale się do konfrontacji z Teheranem nie palił. Nie zdołał przerwać irańskiego programu nuklearnego, jak chciał. To zrobili dopiero Amerykanie, choć co do tego też nie ma pewności.W dodatku objawiła się słabość izraelskiej Żelaznej Tarczy, która nie zdołała przechwycić wszystkich irańskich pocisków. Pomniejsze sukcesy, jak likwidacja dowódców wojskowych czy naukowców pracujących nad programem nuklearnych, nie są w stanie odwrócić kierunku polityki Teheranu.Szumna nazwa operacji „Powstający lew” – Izrael lubi korzystać z amerykańskich doświadczeń w wymyślaniu heroicznych nazw – wybitnie nie przystaje do rzeczywistości. Lew nikogo nie nastraszył. Pokazał kły, machnął łapą, ale w jakiś nieprzekonujący sposób. Raczej ujawnił, że nie należy się do bać, byle trzymać na dystans USA.Wojna dojrzewaEskalacja izraelsko-irańska na szczęście szybko się zakończyła, ale konflikt będzie trwał. Będzie się rozwijał w gabinetach, przed komputerami, na ulicach, czekał na kolejną sposobność, żeby rozgorzeć na nowo. Niestety kolejna wymiana pocisków zdaje się być bliższa. I przypuszczalnie jeszcze groźniejsza, strony będą bowiem chciały udowodnić, że ostatnie zwycięstwo to tylko wypadek przy pracy, a teraz to dopiero osiągną bezsprzeczny sukces i rozbiją wroga w mak.Ta krótka wojna – nietypowa, bo bez użycia sił lądowych – pokazała słabość Rosji i Chin, ale też niestety upadek resztki autorytetu Rady Bezpieczeństwa ONZ czy samej ONZ. Z tymi instytucjami mocarstwa się nie już liczą, bo nie muszą. Nikt nie odpowie również przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym za zbrodnie. Dotyczy to oczywiście także zbrodni w Strefie Gazy, Izraelu czy w Ukrainie. Haga może być dla afrykańskiego watażki, ale nie zbrodniarza jak Putin, irańskiego generała czy chronionego przez USA premiera Izraela, kimkolwiek by nie był.Eskalacja pokazała jednak przede wszystkim, że działania militarne nie mają większego znaczenia, jeżeli nie są uzupełniane skutecznymi działaniami z arsenału propagandowego. Z tej perspektywy swoją wojnę mimo wszystko zdaje się więc wygrywać i Ukraina. Straty ponoszone przez Rosję mogą w przyszłości skutkować degrengoladą kraju, upadkiem społecznym. Sukces militarny może być bowiem pozorny, wygrana niepewna, a jej konsekwencje dalekie od zamierzonych. Doraźnie liczy się nie to, kto zdominuje militarnie przeciwnika, ale kto zdominuje przekaz. To jest główny wymóg wojny w dobie postinformacji.