„Rozmowy (nie)symetryczne” na antenie TVP Info. – Przerzucałem się prawie co sezon na inne dyscypliny i bardzo szybko w każdej byłem typowany do mistrzostw Polski i Europy. Ale co z tego, jak się rzucałem za chwilę na następną. To jest tak, jak w życiu – jak za dużo się człowiek zakochuje w różnych kobietach, to nigdy pięknego związku nie osiągnie – mówi Daniel Olbrychski w programie „Rozmowy (nie)symetryczne” TVP Info. Daniel Olbrychski wyznał w rozmowie z Dorotą Wysocką-Schnepf, że jak był dzieckiem, to myślał, że zostanie mistrzem olimpijskim, ale nie był pewny, w której dyscyplinie. – Kiedy z Podlasia przenieśliśmy się z mamą do ojca, do Warszawy, wszystkie kluby stanęły (przede mną) otworem i rzucałem się, zależnie od tego w czym Polacy w danym momencie byli w ścisłej czołówce światowej. Chyba pod wpływem „Trylogii” Sienkiewicza i sukcesów niezwykłych polskich szermierzy, zwłaszcza szablistów Pawłowskiego i Zabłockiego, zapisałem się w Pałacu Młodzieży przy Pałacu Kultury na sekcję szermierki, gdy miałem czternaście lat. Zabawna historia – na otwarciu sezonu we wrześniu wszystkie sekcje się spotkały, w tym sekcja teatralna. W sekcji teatralnej była wysoka brunetka, moja rówieśniczka, Irena Kirszenstein, później Szewińska. Chciała być gwiazdą teatralną, a ja chciałem być mistrzem olimpijskim. Zaczynałem od szermierki – wyznał aktor.Dodał, że do końca życia Szewińska mówiła do niego „ty niedoszły mistrzu olimpijski”, a on do niej: „ty niedoszła Modrzejewska”.– Przerzucałem się prawie co sezon (na inne dyscypliny - red.) i bardzo szybko w każdej byłem typowany do mistrzostw Polski, Europy, ale co z tego, jak się rzucałem za chwilę za następną (dyscyplinę sportu). To jest tak, jak w życiu – jak za dużo się człowiek zakochuje w różnych kobietach, to nigdy pięknego związku nie osiągnie i tak samo było ze mną. Za dużo było tych dyscyplin, żeby w którejś dojść do poziomu naprawdę mistrzowskiego, ale dzięki temu, że byłem taki niewierny, to się nauczyłem na poziomie wyczynowym fechtować, boksować, biegać i jeździć konno. To się wszystko potem mi przydawało – przyznał.Wysportowanie przydało się Olbrychskiemu, kiedy leciał do Aten na zdjęcia do greckiego filmu pod koniec lat 80.– W samolocie zaczął rozrabiać młody, wysoki Grek, jak się okazało potem, schizofrenik. Był deportowany, w kajdankach wprowadził go milicjant w cywilu, ale gdy samolot się napełnił, ten, co go miał deportować do Aten, z kajdankami spokojnie wychodzi i mówi: „resort nie miał pieniędzy na mój bilet, ale dostał środki nasenne, będzie spał”. Okazuje się, że te środki spowodowały w nim jakąś agresję – opowiada aktor.„Zaczęła się rąbanina w locie”Przestępca poprosił Olbrychskiego o papierosa. – I potem tego papierosa zgasił na czole stewardessy, która interweniowała. Zaczęła się rąbanina w locie i wtedy rzeczywiście wszystko to, czego uczyli mnie Feliks Stamm, (Leszek) Drogosz i (Jerzy) Kulej się przydało, bo go znokautowałem. Samolot zawrócił i pasażerowie czekali w tranzycie. Wtedy aktor Jan Szurmiej, który też leciał do Aten w swoich sprawach, mówi: „czemuście nie pomogli panu Danielowi?” – relacjonuje Olbrychski.Jak się okazało, pasażerowie myśleli, że kręcony jest w film i nie chcieli przeszkadzać w ujęciach. – To był szaleniec, który się wstydził, że jest deportowany i chciał popełnić samobójstwo razem z całym samolotem. Już łapał za klamkę kokpitu. Jakby tam wpadł, a nie były wtedy zamykane kokpity, rzucił się na stery, piloci mówili: „nie opanowalibyśmy samolotu” – mówi aktor.Zagraniczna prasa okrzyknęła wtedy Olbrychskiego bohaterem. – Czekały na mnie telewizje europejskie na lotnisku. I nawet potem, jak leciałem na podsynchrony do Paryża do jakiegoś filmu, Gerard Depardieu mówi: „Danek, ileś ty mu zapłacił za taką reklamę?” – śmieje się Olbrychski.Czytaj także: Agnieszka Holland: Potrzebujemy mesjasza