Trwa walka z czasem. – Nie radziłem sobie w pewnych momentach. Wkładałem w powrót do sportu 100 procent energii. Angażowałem się na maksa. Nie przynosiło to jednak skutku. Pojawiały się chwile zwątpienia i załamania, ale szybko reagowali najbliżsi – mówi Krzysztof Różnicki w rozmowie z TVP.Info. Jeden z najzdolniejszych polskich lekkoatletów młodego pokolenia był na dobrej, by powrócić na bieżnię po wielu kontuzjach. Niestety, plany pokrzyżował kolejny uraz. W 2020 roku oczarował kibiców zdobywając złoty medal seniorskich mistrzostw kraju. Poprawiał „życiówki” i dał do zrozumienia polskiej czołówce, że pojawił się ktoś, kto może porozstawiać najlepszych z najlepszych po kątach.Świetne pierwsze wrażenia szybko zmieniło się w... koszmar. Różnicki przez wiele miesięcy zmagał się z poważnym urazem Achillesa. Jeździł z wizytami od lekarza do lekarza. Otrzymywał kolejne diagnozy, a leczenie nie przynosiło efektów.Przeszedł drogę, po które wielu nie wróciłoby już do zawodowego sportu. Wytrzymał tę próbę. Zażegnał problemy z piętą, choć to nie koniec kłopotów. Gdy wydawało się, że wszystko wraca do normy pojawił się następny uraz. Tym razem złamanie.To wyklucza jednego z najzdolniejszych lekkoatletów młodego pokolenia w Polsce ze startów w kolejnym sezonie. A czas płynie nieubłaganie szybko.***Filip Kołodziejski: – Po raz kolejny masz pod górkę...Krzysztof Różnicki: – Niestety. Taka wylosowała się droga mojej kariery.– Co dokładnie się wydarzyło?– Doznałem złamania zmęczeniowego kości piszczelowej. Sezon został „odłożony”. Nie mogę nic robić. Odpoczywam. Kość musi się zrosnąć. Jestem na etapie regeneracji.– Kiedy doszło do złamania?– W trakcie przygotowań do startów. Czułem dyskomfort. Próbowaliśmy załagodzić sprawę z fizjoterapeutami, ale koniec końców nic nie dało się zrobić. Specjaliści mówili mi, że taki uraz pojawia się, gdy jest zbyt duża przerwa w treningach. Organizm został przeciążony. Musi na nowo nauczyć się pracować na tak dużych obrotach. W ostatnim czasie obciążenia były bardzo małe. Biegałem 5 razy w tygodniu. Wcześniej ćwiczyłem raz albo dwa razy dziennie. Teraz są tego efekty.– Lekarze zabronili ci trenować?– Nie było w ogóle szans na ruch. Miałem na tyle silne objawy i na tyle silny ból, że nie byłbym w stanie biegać. Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez Krzysztof Różnicki (@roznicki_krzysztof)– Celem przed kontuzją był start w mistrzostwach Europy i mistrzostwach świata. Co dalej?– Imprezy, o których wspomniałeś mogę jedynie obejrzeć w telewizji. Wielka szkoda. Odinstalowałem ostatnio media społecznościowe. Źle na mnie działały. Gdy wyskakiwały mi posty z innymi startującymi zawodnikami czułem irytację. Nie potrzebuję tego. Na szczęście da się żyć bez internetu.– Nadal czujesz frustrację ?– Marzenia prysły. Odkładam je na następne lata. – Poukładałeś na spokojnie myśli w głowie?– Było naprawdę trudno. Nie mogłem pogodzić się z taką diagnozą od lekarzy. Znów musiałem zacisnąć zęby. Przede mną kolejna dawka odpoczynków. Następnie spróbuję na nowo wprowadzić się w sport na najwyższym poziomie.Czytaj też: Kubica w euforii po wielkiej wygranej. „Muszę się uszczypnąć, wciąż marzę”– Męczysz się poza bieżnią już trzeci rok. Kontuzje nie dawały ci spokojnie spać. Jak podsumujesz ten czas?– Niekończąca się walka bez efektów. Nie poddaję się. Nie rezygnuję. Nadal mam wielkie marzenia. Napędzają mnie do życia. Wiem, że cały czas mogę osiągać wielkie rzeczy. Mam dopiero 21 lat. Nie zmieniam kursu.– Sportowcy w takich sytuacjach często mówią: „pas”. Dlaczego nadal brniesz w sport?– Podbudowuję się psychicznie, gdy słyszę, że jestem inspiracją dla innych. Koledzy po fachu mówią mi to prosto w oczy. Przetrwałem już tak wiele niepowodzeń, że trudno, by kolejne mnie złamały. Póki studiuję i czuję w sobie potencjał nie przestanę. Mam osoby wokół, które nie postawiły na mnie krzyżyka. Trener mnie nie opuścił. Wierzy, iż jeszcze będzie pięknie. Rodzina i przyjaciele są ze mną na dobre i złe. Podobnie kibice. Zawarłem z nimi „umowę”. Przekazali mi pieniądze na leczenie. Chcę się im zrewanżować dobrymi wynikami na stadionach.– W najtrudniejszych momentach miałeś załamanie nerwowe?– Nie radziłem sobie w pewnych chwilach. Wkładałem w powrót do sportu 100 procent energii. Angażowałem się na maksa. Nie przynosiło to jednak skutku. Nie mogłem się dobrze czuć w takich momentach. Czasami pojawiały się chwile zwątpienia i załamania, ale szybko reagowali najbliżsi. Nie pozwalali mi w to brnąć. U mnie furtka z napisem „Poddaję się” jest zamknięta. Nikt nie ma do niej klucza.– Czy był moment, w którym chciałeś skończyć ze sportem?– Była chwila zastanowienia czy nadal warto to robić. Nigdy nie chciałem jednak zrezygnować w pełni. Nie ma takiej opcji. Bez szans na takie rozwiązanie sytuacji.– Polscy mistrzowie też cię motywują i pomagają?– Zdecydowanie. Gdy byłem na memoriale Janusza Sidły podszedł do mnie Michał Rozmys. Porozmawialiśmy kilka minut. Wsparł mnie słownie. Wcześniej otrzymywałem dobre słowa między innymi od Marcina Lewandowskiego.– W poście na Instagramie przepraszałeś kibiców. Dlaczego?– Miałem taką wewnętrzną potrzebę. Pojawiły się komentarze, że nie musiałem tego robić. Mimo wszystko jest mi lżej, że to zrobiłem.– Jaką lekcję wyciągnąłeś z minionych wydarzeń?– Lekcję pokory i cierpliwości. Bardzo cieszę się, że mam osoby wokół, którzy są ze mną na dobre i złe. Nie tracą wiary. To moja największa „wygrana”. Nie chcę ich zawieść.– Opowiedz jeszcze coś więcej na temat kontuzji Achillesa. Najgorsze za tobą?– Koszmar się skończył. W ostatnich tygodniach, na żadnym etapie przygotowań, nie odczuwałem dyskomfortu. Problemy zostały zażegnane. Achilles się zagoił. Wygrałem tę walkę po wielu zabiegach i operacjach. Nie chcę zapeszać, ale ten kłopot już nie istnieje.– Który lekarz okazał się „cudotwórcą”?– Specjalista z Londynu. Zmieniłem też proces rehabilitacji. Zacząłem współpracę z trenerem personalnym Maciejem Bielskim w Sopocie. Bardzo mi pomógł. Też był wsparciem. Wyciągał mnie z łóżka, gdy miałem gorsze momenty. Oby wszystko, co najgorsze, było już za mną. Przecież mam jeszcze dużo dobrego do zrobienia.Czytaj też: Nowy kandydat na selekcjonera. To dwukrotny wicemistrz Europy